Przeciętnemu 
                Polakowi archeolog kojarzy się dziś dość jednoznacznie z Indianą 
                Jonesem, choć ten ostatni jest raczej współczesną wersją samochwały 
                wszechczasów, barona Münchausena. 
                Dla wielu młodych adeptów archeologii wykopaliska to rura i autostrada. 
                To metody badań przyjęte tam z konieczności, są uznawane za jedynie 
                słuszne. 
                          Chciałabym 
                przypomnieć, jak prowadzono wykopaliska przed trzema dziesiątkami 
                lat z okładem, a więc stosunkowo niedawno, ale w zupełnie innej 
                rzeczywistości. Wybór mój padł na Dąbrówkę pod Poznaniem, z wielu 
                względów. Przede wszystkim ekspedycja była znakomicie zorganizowana, 
                dokumentacja dobra, sprzęt odpowiedni. Kierowniczka badań pozostawiła 
                znakomity dziennik wykopaliskowy, pełen obserwacji także z życia 
                codziennego. Grodzisko, które było badane, dziś już nie istnieje 
                - kilka lat po wykopaliskach kazał je zniwelować spychaczem pewien 
                wandal, który był ówczesnym kierownikiem Spółdzielni Produkcyjnej. 
                W rozprawie sądowej został wówczas skazany na grzywnę w wysokości 
                pensji pracownika technicznego Muzeum, co mu, jak chodziły słuchy, 
                zarząd Spółdzielni zrekompensował w kilkukrotnej wysokości. Cóż, 
                sądy do dziś bywają pobłażliwe dla sprawców niszczenia "dowodów 
                rzeczowych" które nie służą praktyce sądowej. Ostatnim powodem 
                jest to, że notatki z dziennika wykopaliskowego mogę uzupełnić 
                w drugim roku badań o wspomnienia własne, bo były to pierwsze 
                wykopaliska z długiej listy 9 miesięcy praktyk terenowych, odbytych 
                w czasie studiów. Kursywą zaznaczono oryginalne fragmenty dziennika 
                wykopaliskowego. W tekście pominięto wszystkie opisy samego stanowiska, 
                skupiono się natomiast na technice wykopaliskowej i organizacji 
                samych prac wykopaliskowych, a więc na tym, co jest pomijane w 
                sprawozdaniach z badań wykopaliskowych. 
                          Wykopaliska 
                w Dąbrówce miały zapoczątkować program badań wszystkich grodzisk 
                kasztelanii gieckiej. Przewidywano napisanie monografii po ukończeniu 
                wszystkich prac. Wpisano to do planu badawczego Muzeum Archeologicznego 
                w Poznaniu. Kopano za pieniądze muzealne, z funduszów na remonty, 
                bo tak nazywał się wówczas ten paragraf, z którego można było 
                finansować prace wykopaliskowe. Fundusze nie były wielkie, ale 
                przy oszczędnym finansowaniu można było coś sensownie zrobić.
                
                 Z Dziennika Prac Wykopaliskowych: 
                 
                Dąbrówka, pow. Poznań, gromada Dopiewo, woj. Poznań. 
                Stan. Arch. Nr 1. 
                Właściciel terenu: Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna w Dąbrówce, 
                gm. Dopiewo, p-ta Palędzie, pow. Poznań 
                Użytkownik terenu: RSP w Dąbrówce 
                Początek prac terenowych: 4 lipca 1972 r. 
                Zakończenie prac w terenie: 31 sierpnia 1972 r. 
                Rodzaj stanowiska: grodzisko średniowieczne 
                Rodzaj i zakres prac: stacjonarne, rozpoznawcze. Badaniami wykopaliskowymi 
                objęto obszar o powierzchni 150m2, zbadano 375 m3 ziemi. Wykopy 
                zostały założone na osi E?W, obejmowały 1) fosę; 2) wał; 3) majdan 
                grodziska. 
                Uwaga: por. plan sytuacyjny z naniesioną siatką arową oraz wykopami 
                (światłokopia planu warstwicowego grodziska w skali 1.200). 
                Skład ekspedycji: [dotyczy jedynie 1972 r.] 
                1) kierownik prac: mgr Eliza Naumowiczówna, MAP, ul. Wodna 27. 
                Kwatera polowa: barakowozy w pobliżu gospodarstwa na parceli przy 
                ul. Komornickiej 1 w Dąbrówce, pow. Poznań. 
                 
                Spis pracowników: 
                 
                1) Dembiński A. 
                2) Duber R. 
                3) Grządzielewski W. 
                4) Gustowska K. 
                5) Hoffmann D. 
                6) Idźkowiak R. 
                7) Kapczyńska E. 
                8) Karabon T. 
                9) Kościucha m.. 
                10) Kościucha Z. 
                11) Łysiak R. 
                12) Maćkowiak G. 
                13) Maćkowiak R. 
                14) Malinowski T. 
                15) Nadolski m.. 
                16) Podbielski F. 
                17) Sobkowiak S. 
                18) Sobkowiak L. 
                19) Sobkowiak St. 
                20) Thomas m.. 
                21) Usarewicz J. 
                22) Wawrzyńska E. 
                23) Zając W. 
                Uwaga. Jest to wykaz robotników, archeologów, praktykantów archeologicznych, 
                rysowników, którzy w miesiącach lipcu i sierpniu, dłużej czy krócej 
                brali udział w pracach ekspedycji wykopaliskowej w Dąbrówce, pow. 
                Poznań.
                4 lipca 1972 r. godz. Ok. 14.00 przyjazd Ekspedycji do Dąbrówki. 
                Został także przywieziony ciągnikiem jeden barakowóz. Drugiego 
                nie udało się wyprowadzić tego dnia z parkingu przy Al. Marcinkowskiego, 
                ponieważ rozbudowa poczty sprawiła, że cały plac przed barakiem 
                został założony betonowymi płytami, półfabrykatami, drewnem itp.. 
                Dopiero ok.. godz. 12.00 można było zacząć przewozić sprzęt z 
                Muzeum Archeologicznego, by załadować barak.Po przyjeździe na 
                miejsce okazało się, że barakowóz jest potwornie zaśmiecony. m..in. 
                znaleziono w nim, poza stertami błota, papierów, śmieci, kurzu, 
                piasku: różne części garderoby, na regałach duże stosy węgla drzewnego, 
                ceramikę, ogromne ilości woreczków plastikowych z nie zjedzonymi 
                śniadaniami, różne produkty żywnościowe i opakowania po nich (szklanki 
                od musztardy z wyschniętą zawartością - 4 szt., butelki od mleka 
                - 3 szt., śmietany, widelce z resztkami kartofli, talerzyki, stłuczone 
                naczynia. Segment szafki zdewastowany, stoły połamane, podobnie 
                urządzenia, półki w kuchni itd.. Stolarz muzealny p. Kurczewski 
                co mógł ponaprawiał, sprzątanie "stajni Augiasza" trwało do zupełnego 
                ściemnienia, godzinę trwało palenie śmieci, gazet różnych "gazetek" 
                którymi były wyklejone wnętrze. Wszystko przykrywały pokłady brudu. 
                Jednej szuflady w segmencie, napełnionej ołówkami, butelkami itd.. 
                nie opróżniono. Klapę od segmentu zabrał Kurczewski do Poznania 
                do naprawy, bowiem był wyłupany fornir przy zawiasach i wyrwane 
                wszystkie zawiasy.
                5. lipca 1972 r. 
                Dalej myłam wraz ze studentami I roku archeologii UAM barak, ok.. 
                godz. 10.30 został przywieziony drugi barakowóz, którego wnętrze 
                przedstawiało się podobnie, jeśli nie gorzej. Po odbiciu dykt 
                z okien okazało się, że w jednym oknie nie ma w ogóle szyb, w 
                drugim jedna jest zbita (wewnętrzna), brak szkła wskazywał, że 
                musiało to stać się znacznie wcześniej i zostało wymiecione. W 
                barakowozie (zielonym) znajdowały się worki z wapnem, połamane 
                obudowy łóżek zdjętych z szyn, materace zalane tuszem, wszystko 
                pokryte błotem, kurzem, śmieci jak w poprzednim. Po spaleniu brudów 
                i umyciu w 5 wodach z proszkiem barakowozu, można było rozpakować 
                i poukładać sprzęt itp.. Materiały, oraz zamieszkać w barakowozach. 
                Tego dnia dokonaliśmy pomiarów na grodzisku, założyliśmy siatkę 
                arową oraz wytyczyliśmy wykopy, które znalazły się na linii osi 
                E?W. Została także zbudowana i umocowana kładka przez rz. Wirynkę 
                oraz zbita ubikacja dla robotników.
                
                6 lipca 1972 r. 
                O 6.00 przyszli robotnicy, z którymi spisałam umowy, po czym przystąpiliśmy 
                do zdejmowania warstwy darni i humusu w wykopach (...); po uprzednim 
                zaniwelowaniu powierzchni wykopów. Za reper służy kołek drewniany 
                uznany za wys. "O". Kołki arowe zostały pomalowane czerwono, świadkowe 
                zielono (3?cia puszka farby okazała się nie niebieska lecz też 
                zielona mimo napisu i próbki błękitu). Każdy wykop ma od wschodu 
                metrowy świadek. (...) Na głębokości ok.. ?0,28?0,66, (...) odsłonięto 
                wyraźny wkop nowożytny. Jest to jeden z wkopów wykonanych przez 
                myśliwych polujących na gnieżdżące się tu lisy czy borsuki. 
                
				          Zarówno 
                wkopy nowożytne, jak i lisie czy królicze nory oraz prowadzące 
                doń tunele, w których znajdowano zarówno całkiem nowe ogryzione 
                kości ptaków, jak i pojedyncze skorupy, były prawdziwą zmorą tych 
                wykopalisk. Kopano w ramach siatki arowej, każdy ar dzielono na 
                ćwiartki, w każdej ćwiartce wytyczano od strony wschodniej pas 
                ziemi szerokości 1 m.., tzw. świadek, kopano warstwami naturalnymi 
                lub mechanicznymi - zależało to od potrzeb i możliwości. Wykonywano 
                pomiary niwelacyjne granic każdej z warstw naturalnych, a także 
                trójwymiarowych pomiarów wszelkich zabytków. Rysowano nie tylko 
                poszczególne warstwy, ale też obiekty i to w kolorze, co było 
                niesłychanie ważne w przypadku obiektów o skomplikowanej stratygrafii. 
                Gorzej było z fotografowaniem. Ekspedycja nie miała własnego aparatu 
                fotograficznego. W pierwszym roku fotograf przyjeżdżał w ustalonym 
                dniu, ale nigdy nie było gwarancji, że będzie to dzień najbardziej 
                trafny. 
                          Każdy 
                dzień zaczynał się od pomiaru reperu, do którego namierzano wszystkie 
                inne pomiary. A potem było żmudne kopanie (darni), skrobanie, 
                zdzieranie, mierzenie, rysowanie, opisywanie itp.., ożywiane od 
                czasu do czasu okrzykami radości, gdy ktoś znalazł jakiś ciekawszy 
                i mniej zardzewiały zabytek. Czasem urozmaicenie sprowadzała na 
                ekspedycję natura:
                
                 11 lipca 1972 r. 
                Ponieważ padający od wczoraj popołudnia deszcz, od dziś rana mżawka 
                ok.. godz. 10.30 zamienił się w ulewę, a potem w deszcz ciągły, 
                o godz. 10.00 mokrzy do nitki pracownicy zostali zwolnieni do 
                domu. Pracownicy ekspedycji pracowali nad wykańczaniem planów, 
                segregowaniem zabytków itp.. Następniego dnia przed przystąpieniem 
                do eksploracji warstw, oczyszczono wykopy z błota i namuliska. 
                
                
                18 lipca 1972 r. 
                Na spągu fosy, w pobliżu jej E krawędzi, odsłonięto faszynowe 
                umocnienia. Drewno jest miękkie jak torf, do wykopu napływa woda. 
                
                
                28. VII. 72 piątek 
                Pracowano z przerwami 6 godzin, gdyż lał ulewny deszcz przez cały 
                czas, jedynie w krótkich przerwach można było prowadziŠ prace. 
                O godz. 12.00 robotnicy zostali zwolnieni do domu.
                
                4.VIII. piątek 
                Wichura potworna, Reperowaliśmy 7 hałd, wyrzucany z wykopu piasek 
                zasypuje oczy. Fatalne warunki pracy, wiatr niemal huraganowy, 
                wiejący od strony NW uniemożliwiał wysypywanie ziemi z wykopów, 
                wpadała ona natychmiast z powrotem. Przy odrzucaniu ziemi na hałdę 
                proces był podobny, ziemia sypka, sucha spadała do wykopów zasypując 
                je ponownie. Huragan przewrócił 3x WC które rozpadło się w klapki, 
                jutro jeśli wiatr ustanie należy go jakiś umocnić. Wiatr powyrywał 
                i przewrócił tablice ostrzegawcze. Piach w oczach, zębach, uszach, 
                nosie itd.. ? makabra!
                
                12. VIII. 1972 sobota 
                Wczoraj godz 16.20 straszliwy huragan, namiot, ubikacja, tablice, 
                baraki, wykopy! Rety! Od rana usuwaliśmy spustoszenia poczynione 
                przez wczorajszy huragan i burzę, które miały miejsce o godz. 
                16.30. Należało ustawić przewrócone WC, tablice, naciągnąć liny 
                i rusztowanie namiotu, oczyścić z piasku, słomy i in. śmieci wykopy. 
                
                
                21. 08. 72. poniedziałek 
                Wichura, deszcz, bardzo mokro, twardo. Potwornie silny wiatr na 
                grodzisku. Deszcz od godzin rannych, w przerwach praca od 13.00, 
                ciągły, ulewny. Zwolniono ludzi 
                
                22 sierpnia 1972, wtorek 
                Od godz. 6.00 do 9.00 zachmurzenie całkowite, opady ciągłe. O 
                godz. 9.00 przystąpiono (mimo mżawki) do eksploracji w wykopach. 
                
                
                29.VIII.72 wtorek 
                Zasypywanie wykopów. Opisywanie na czysto dokumentacji. 
                
                30. VIII.72, środa 
                pakowanie ekspedycji, mycie i znoszenie sprzętu z grodziska. Zwijanie 
                namiotów i WC, suszenie, mycie ich. Kontrola zasypywania wykopów. 
                
                
                31.VIII.72 
                Kończenie zasypywania wykopów. Znoszenie dalszego sprzętu (kładka), 
                łopaty, mycie ich. Wypłata, odjazd.
                
                Minął rok, nadszedł kolejny sezon wykopaliskowych. Od tego miejsca 
                mogę dziennik wykopaliskowy uzupełnić własnymi wspomnieniami, 
                bo po ukończeniu 1. Roku studiów przydzielono mnie do ekspedycji 
                w Dąbrówce w celu odbycia praktyk obowiązkowych i przymusowych 1. 
                Z panią Elizą umówiłam się na poniedziałek, 2 lipca.  
				Z dziennika polowego:
                 2. VII. 73 poniedziałek 
                7.30-13.00 pakowanie i zwożenie sprzętu do garażu. Sprawy organizacyjne.
                Ta lakoniczna notatka zawiera w sobie ogromny ładunek emocji, 
                towarzyszących pakowaniu. Tego dnia pakowano w Muzeum dwie ekspedycje: 
                do Lądu i do Dąbrówki. Ledwie przyszłam do pracy, natrafiłam na 
                zdenerwowaną kierowniczkę wykopalisk w Lądzie, która właśnie miała 
                potyczkę z magazynierką. Przybiegła do p. Elizy i zaczęła się 
                skarżyć. Okazało się, że magazynierka była bardzo oszczędna, i 
                skoro ktoś już wziął kredki, to ołówków już mu dać nie chciała, 
                tłumacząc, że czarnymi kreskami też przecież można rysować. Z 
                zamówionych 200 kart katalogowych otrzymała 50 (bo wicedyrektor 
                taki limit ustalił na ekspedycję. Pani Eliza spokojnie wysłuchała 
                żalów, a potem sięgnęła po słuchawkę. "Panie Henryku, zaczęła, 
                mam pytanie: co to jest pół litra na czterech. -to jest nic! Odkrzyknął 
                do słuchawki wicedyrektor. - No to mam drugie pytanie, ciągnęła 
                pani Eliza: A co to jest 50 kart katalogowych na dużą ekspedycję? 
                To też nic. - Ha, ha ha, zatrzęsło słuchawką. Dobrze, niech przyjdzie." 
                          Za 
                chwilę to pani Eliza poszła do magazynu. Ja zajęta była pakowaniem 
                i nic więcej do mnie nie dochodziło. Tylko potem przy pakowaniu 
                musiała odpowiadać na moje głupie pytania. 
                "12 kubków na cztery osoby to wcale nie jest za dużo. Te 6 z uchami 
                "nówki" to te, które ciężko wywalczyłam dla naszego użytku, a 
                te 6 zupełnie ogryzionych to te, które jeszcze dwa lata temu zostały 
                zlikwidowane, a które księgowa ocaliła "bo mogą się jeszcze przydać". 
                Po zakończeniu wykopalisk wytłuczemy 2-3 i przedstawimy je do 
                powtórnej likwidacji." "Nie, patelni nie wzięłam. Była wprawdzie 
                nowa, ale jej nie dostałam, bo była na potem. Mnie zaproponowano 
                dziurawą. Byłam nawet z nią u wicedyrektora. Popatrzył, wziął 
                do ręki i zdziwił się: A czego pani chce od tej patelni. Jak się 
                ją bokiem potrzyma to nawet jajecznicę się da na niej usmażyć. 
                Ja sam mam w domu gorszą i się nie skarżę"... itd.  
				I wreszcie - 
                 14.30 Wyjazd z Poznania. Pilotowanie 2 ciągników z barakowozami. 
                Przyjazd na miejsce 15.30. Odbijanie drzwi, okien. W barakowozach 
                brak: instalacji (zerwana) elektrycznej, bardzo brudno, wybite 
                są wszystkie szyby w wozie żółtym, w tymże znajdowały się ekstrementy. 
                Brak w obydwu klamek (3 pary drzwi) oraz zamków
                3. VII. 1972 wtorek 
                Urządzanie obozu ekspedycji, szorowanie wozu "żółtego". Stwierdzono 
                brak szafki w kuchni? została ukradziona w Gieczu podczas włamania. 
                Rozpakowywanie sprzętu. Po południu zgłosili się robotnicy. Upał!
                Warto też dodać, że załatwienie obiadów, co było ogromnym ułatwieniem. 
                Były to czasy wczesnego Gierka, a więc nie najgorzej, ale bez 
                przesady. Wiejski sklep daleko, zaopatrzony dość nędznie, w obozie 
                wody nie było, należało nosić ją ze studni z daleka. Ponadto była 
                bardzo żelazista, po myciu człowiek był żółty, pić można było 
                tylko kawę zbożową, bo zagłuszała smak żelaza. Sławojka u uprzejmego 
                gospodarza, zbita z desek, jak to na wsi.
                
                 4. VII. 73 środa 
                Rozbijanie namiotu. Porządkowanie sprzętu wykopaliskowego. Mycie 
                barakowozu "zielonego". Doprowadzenie do użytku kuchni. Formalności 
                u sołtysa. Spisywanie umów. Wytyczenie wykopu. Rozpoczęcie eksploracji. 
                Budowa ubikacji, śmietnika. Umocowanie kładki na rzece Wirynce. 
                Upał! 
                
                5. VII. 1973 czwartek 
                Założenie inwentarzy (rubrykowanie) zabytków, ceramiki, kości, 
                próbek itp.. Eksplorowano wykop. O godz. 12.00 spadł deszcz. Przez 
                1/2godziny nie można było pracować. Prace w wykopie podjęto o 
                12.30.
                Pracowało się od 6.00, aby skrócić czas pracy w największym upale. 
                Dla studentów, przyzwyczajonych do późniejszego wstawania, było 
                to prawdziwym koszmarem. W dodatku nie mieliśmy budzika. Nasz 
                praktykancki dzień zaczynaliśmy więc od tego, że o 6,00 p. Eliza, 
                która wstawała wcześniej, włączała radio, a z niego Anna Jantar 
                śpiewała niemal każdego dnia ówczesny przebój "Jak dobrze wstać, 
                skoro świt". Melodia ta o 6 rano wzbudzała w nas krwiożercze myśli. 
                Na osłodę - czekało na nas gotowe śniadanie, które p. Eliza wcześniej 
                uszykowała. Na wstanie i śniadanie mieliśmy jednak najwyżej kwadrans. 
                Potem trzeba było maszerować na wykop. Pracownikami były dzieci 
                członków Spółdzielni, z których żaden nie miał chyba 18 lat. Byli 
                jednak przyzwyczajeni do pracy fizycznej i radzili sobie znakomicie. 
                P. Eliza ustaliła obowiązki dwóch praktykantów. Jeden, po trzecim 
                roku, cały czas był na wykopie. Ja dzień dzieliłam na 2 części 
                - do przerwy śniadaniowej wdrażałam się do obsługi niwelatora, 
                uczyłam eksploracji warstw i obiektów, a potem zajmowałam się 
                szeroko pojętą dokumentacją, inwentaryzacją itd.. Kłopoty miałam 
                z rysowaniem, z braku talentu, ale postawiona "pod ścianą" i cierpliwie 
                uczona przez p. Elizę, po dwóch tygodniach "obwąchiwania" też 
                zaczęłam rysować, także zabytki. Tylko potem kierownicy następnych 
                ekspedycji narzekały, że cokolwiek narysuję, wszystko wygląda 
                na żelazo. No cóż, na gródku rycerskim 90% zabytków było żelaznych. 
                          Pracowało 
                się 8 godzin dziennie, co nie było bynajmniej regułą powszechną 
                wśród innych ekspedycji. P. Eliza uważała, że praca powinna być 
                tak zorganizowana, by wszystko zrobić w godzinach pracy, łącznie 
                z kartami katalogowymi i rysunkami w inwentarzu. Po powrocie z 
                wykopalisk należało jedynie zakonserwować zabytki i nadać im muzealne 
                numery katalogowe. Oczywiście zdarzały się wyjątki, kiedy niespodziewanie 
                coś znaleziono na krótko przed końcem pracy i trzeba było to wyeksplorować 
                oraz zrobić dokumentację. Zostawianie nie dokończonego obiektu 
                na następny dzień groziło jego zniszczeniem. Zawsze mógł się zjawić 
                na wykopie jakiś ciekawski, albo spaść deszcz. Zostawanie po godzinach 
                było jednak wyjątkiem. Po zjedzeniu obiadu każdego dnia mieliśmy 
                więc czas wolny. Co można było robić na wsi w wolne popołudnia? 
                Telewizora nie było. Lata z radiem nasłuchaliśmy się na wykopie. 
                Kąpać się nie było gdzie. Pozostały plotki, opowiadanie filmów 
                no i karty. Nie umiałam grać w karty i nudziły mnie one, ale "molestowana", 
                czasem byłam tą czwartą do brydża. Nigdy zresztą nie nauczyłam 
                się grać i nie rozpoznawałam kart, choć miałam niejakie pojęcie, 
                że są dobre karty i złe. Można było się też opalać lub zwyczajnie 
                poleniuchować. Od czasu do czasu, choć rzadko, odwiedzali nas 
                archeolodzy, którzy chcieli na miejscu zobaczyć, co wykopaliśmy. 
                Ważnym elementem działalności była akcja propagandowa wśród pracujących 
                chłopaków. Pani Eliza kilkukrotnie opowiadała im o gródku rycerskim, 
                kto i kiedy tam mieszkał i w jakich warunkach. Według tych opowieści 
                gródek miał funkcjonować m.. in. w XIII-XIV w. I to właśnie wywołało 
                niezamierzone skutki. 
                Pewnej soboty chłopcy znaleźli w monetę w jamie. Miała ona wybite 
                jakieś robaczki, a także datę - około 1350 r. Z radością zgłosili 
                to pani Elizie, która z powagą nakazała niwelację i włożyła monetę 
                do pudełka. Widząc podekscytowanie chłopaków, dodała: Jutro będę 
                w Poznaniu, pokażę specjalistom, zobaczymy, co oni powiedzą. W 
                poniedziałek już na wykopie, zaczęła się śmiać z robotników: aleście 
                chłopaki głupi. Ta moneta przecież kosztuje majątek. Po co ją 
                podrzucaliście na wykop. Wówczas właściciel monety, któremu koledzy 
                ją zabrali bez jego wiedzy, rzucił się na winowajców z pięściami. 
                          A 
                moneta pochodziła z Iraku. Była to moneta zdawkowa, którą przywiózł 
                "na pamiątkę" z kontraktu z Iraku kilkanaście lat temu jeden z 
                ojców naszych chłopaków. Data oznaczała oczywiście czas od ucieczki 
                Mahometa... 
                
                 6 lipca 1973 piątek w wykopie znaleziono gwoździe i łuskę 
                pocisku aryleryjskiego
                
                9. 7. 73 poniedziałek 
                Krowy zniszczyły namiot godz. 10.30
                A było to tak: w sąsiedztwie grodziska pasło się duże stado krów. 
                Pilnował je pastuch, który z małym kundelkiem najczęściej lokował 
                się na wałach gródka, skąd miał lepszy widok na stado. Na skraju 
                grodziska mieliśmy rozbity duży namiot, który służył jako magazyn 
                mniej wartościowego sprzętu wykopaliskowego, a także był schronieniem 
                w czasie ulewy. Tego dnia wracaliśmy po przerwie śniadaniowej 
                na grodzisko, gdy nagle z daleka zobaczyliśmy, że namiot się trzęsie 
                niby w czasie huraganu. Po chwili zatrzeszczał a z narożnika zaczęły 
                się wyłaniać najpierw rogi, a potem i cała krasula w całej okazałości. 
                Czego szukała w namiocie - nie wiadomo. Rozeźlona, rozejrzała 
                się dookoła, i niczym byk na corridzie ruszyła na Bogu ducha winny 
                niwelator. Trzepnęła rogami w statyw po czym ruszyła truchtem 
                przed siebie. Na szczęście niwelator spadł w hałdę piasku i przetrwał 
                atak furii bydlęcej. Był zresztą konstrukcji nader starożytnej, 
                odpornej na piasek i wstrząsy. No ale dziura w nowym namiocie 
                była wielka niczym krowa. A pastuch spał...
                
                 16 lipca 1973 r., poniedziałek 
                W niedzielę burza z piorunami, cała noc lało, ulewa, potem silna 
                mżawka, potem ulewa. Padało do 13.00 
                
                17 lipca 1973, wtorek 
                11,45 - rozpoczęła się burza, ulewny deszcz ciągły. Pracę przerwano 
                
                
                21 lipca sobota Dzień wolny. 
                Zarządzenie Rady Państwa 
                
                23 lipca 1973 r. poniedziałek 
                Co parę minut przelotne ulewne deszcze, 3 burze, silny wiatr
                
                24 lipca 1973 r., wtorek 
                Cały czas deszcz, mżawka 
                
                25 lipca 1973 środa 
                Godz. 13.25. Rozpadało się potwornie! Prace przerwano! 
                Następnego dnia -  Robiono fotografie.  
                Tym razem fotografie robiono akurat wtedy, kiedy to było wskazane. 
                Miałam wówczas prywatny aparat - biało czarną lustrzankę, osiągnięcie 
                polskiej techniki, nazywał się Start. No i w ten sposób ekspedycja 
                była niezależna. Oczywiście po staremu raz przyjechał fotograf 
                zrobić zdjęcia "z urzędu" 
                          W 
                ostatnie dwa dni badań, kiedy na grodzisku zasypywano już wykopy, 
                pani Eliza postanowiła sprawdzić stanowisko nr 2 w Dąbrówce. Dotychczas 
                uchodziło ono za drugie grodzisko średniowieczne. Przeprowadzenie 
                badań sondażowych zleciła mnie, polecając wytyczyć 5 wykopów. 
                Z duszą na ramieniu i dwoma chłopakami ruszyłam na stanowisko. 
                Znalazłam miejsce, odmierzyłam odpowiednią odległość od torów 
                kolejowych, wyznaczyłam linię zgodną z kierunkami świata i wyznaczyłam 
                5 wykopów 1x2 m. Pierwszego dnia zaczęliśmy kopać 3 sondaże. W 
                jednym wykopów niczego nie było, w dwóch były obiekty i masa jakby 
                słupków, które nieco głębiej zaczęły zakręcać, aż wreszcie utworzyły 
                plątaninę. Wpadłam w popłoch i wysłałam chłopaka po pomoc do pani 
                Elizy. Co mam robić? Ale pani Eliza nie przyszła, radząc jednak, 
                bym wszystko narysowała. Spojrzałam z rozpaczą na plątaninę szarych 
                "rurek" i zwątpiłam. Ostatecznie na rysunku zaznaczyłam jedynie 
                obiekty, a plątaninę naszkicowałam na kartce. Dopiero pod koniec 
                pracy na wykopy dotarła pani Eliza. Sprawdziła wykopy, zajrzała 
                do notatek i w śmiech. Ładnie wyszły pani te korytarze po kretach. 
                Ale ich tu jest. A kiedy zrobiłam nieszczęśliwą minę, w ramach 
                pociechy opowiedziała mi o pewnym archeologu, który w przekonaniu, 
                że kopie grodzisko, metodycznie przebadał kopiec przeterminowanego 
                nawozu sprzed kilkudziesięciu lat. Następne sondaże zbadała już 
                osobiście. Nie było to grodzisko, tylko osada.
                 
                          Powrót 
                do Muzeum był taki sam, jak wyjazd, pełen krzątaniny, tylko już 
                bez tych barwnych potyczek z muzealną biurokracją, która jak słuchy 
                chodziło, kazała na pośmiać uzasadniać zapotrzebowanie nawet na 
                papier toaletowy. 
                 
				Przypis:
                 1. Zgodnie z ówczesnym 
                systemem kształcenia, studentów archeologii obowiązywał miesiąc 
                praktyki, finansowanych przez uczelnię. Nie były to wielkie kwoty, 
                ale pozwalały przeżyć. Ponieważ ze względu na Targi Poznańskie 
                i konieczność zapewnienia kwater gościom semestr letni kończył 
                się w maju, studenci mieli 4 miesiące wakacji. A że zapotrzebowanie 
                na praktykantów było duże, w Poznaniu wprowadzono tzw. praktyki 
                nadobowiązkowe, które były opłacane przez poszczególne ekspedycje, 
                z reguły lepiej. Były to tzw. praktyki przymusowe, bo zaliczało 
                się je na takich zasadach, jak obowiązkowe, łącznie z koniecznością 
                uzyskania zaliczenia. Bardzo rzadko zdarzało się, że ktoś się 
                buntował przeciwko temu zwyczajowi; wielu studentów siedziało 
                w terenie i po 3 miesiące. Jeśli ktoś trafił na dobre i różnorodne 
                ekipy, to po 8-10 miesiącach praktyk radził sobie z wykopaliskami 
                już całkiem dobrze. 
                
                 
                  
                    |   | 
                    luty 2006 
                        opracowała Jarmila Kaczmarek 
                        na podstawie dziennika wykopaliskowego w Dąbrówce w l. 
                        1972-1973 oraz własnych wspomnień   | 
                   
                 
                 
             |