14 
                stycznia 2006 r. mija okrągła rocznica urodzin zasłużonego piewcy 
                archeologii polskiej, pana prof. Andrzeja Abramowicza. Z tej okazji 
                wraz z życzeniami zdrowia i wszelkiej pomyślności pragniemy dedykować 
                Szanownemu Jubilatowi odrobinę dawnej poezji, związanej z archeologią. 
                 
                
                Wszystkie wiersze związane są w jakiś sposób z Wielkopolską, przynajmniej 
                poprzez osoby ich twórców, związanych z Wielkopolską, choć nie 
                braknie peanów na cześć rodzimych starożytności. W Poznaniu zresztą 
                mariaż archeologii i poezji w Wielkopolsce zawsze był dość silny. 
                Najbardziej płodnym archeologiem - "wierszokletą" był prof. Józef 
                Kostrzewski, który pozostawił liczne rymowane dedykacje swych 
                prac, a zeszyt z jego młodzieńczymi wierszami znajduje się podobno 
                w szkole w Węglewie. Znani są też dwaj współcześni twórcy poezji 
                i zarazem archeolodzy, Andrzej Sikorski i ostatnio Andrzej Michałowski 
                z IP UAM. 
                  Najstarsze 
                dwa wiersze napisano w 1859 r. Jak wynika z kontekstu, dwaj ówcześni 
                turyści, jak byśmy dzisiaj ich nazwali, zwiedzili Ostrów Lednicki 
                28 sierpnia 1859 roku, a kiedy wrócili, w Imiołkach spisali swoje 
                wrażenia. Wiersze ofiarowali właścicielowi wyspy, hr. Węsierskiemu, 
                który wpiął je w poszyt dokumentów dotyczących wyspy (poszyt obecnie 
                w zbiorach Biblioteki Kórnickiej). To ten sam, z którego korzystał 
                prof. Jerzy Fogel przy pisaniu swojej "Pompeji Polskiej"). Żaden 
                z autorów, ani Wacław Zadora Łącki? [ewentualnie Łęcki], ani Ignacy 
                Piotrowicz, nie występują w Wielkopolskim Słowniku Biograficznym 
                czy w Polskim Słowniku Biograficznym. Pierwszy to zapewne jeden 
                z polskich ziemian, może znajomy hr. Węsierskiego, o drugim wiadomo 
                jedynie, że pochodził z Kalisza. Wiersz pierwszy przedstawia stan 
                wiedzy na temat Ostrowa Lednickiego z połowy XIX wieku, a także 
                aktualne wówczas wątki polityczne - antyniemieckie i antyaustriackie 
                nastroje Polaków w tym czasie.
                
                 I.  
                Wspomnienia z Ostrowa Gnieźnianka
                
                Smutny Ostrowie, wśród wodnej topieli, 
                Co wytrzymujesz z burzami zapasy, 
                kilkuwiekowy dziś nas przeciąg dzieli, 
                Jak Twoje świetne przekwitnąłeś czasy;
                
				 
				    |   | 
                    A nawet dawniej już Twą piękność 
                        znali 
                        Starzy poganie, bo na tej dąbrowie, 
                        Bogini Lednej cześć swą oddawali; 
                        Z tąd Lednogórskie Jezioro się zowie.   | 
                   
                 
				Dziś tylko szczątki Świątyni w rozkopie 
                I reszty ruin starego Zamczyska, 
                Gdzie nie raz czaszka ludzka się wykopie, 
                Smutne pomniki Twego uroczyska. 
				
				 
				    |   | 
                    Ułamki broni, naczynia skruszone; 
	Albo ząb tura sponadbrzeżnych lasów, 
	Falą Jeziora na brzeg wyrzucone 
	Są nieme świadki, twoich świetnych czasów.
   | 
                   
                 
				Ale wędrowcze, jeśli wśród zadumy, 
                Chcesz coś odgadnąć? przychodź tu z wieczora, 
                Abyś podsłuchał nadbrzeżnych traw szumy- 
                Jak rozmawiają z falami jeziora.
				
				 
				    |   | 
                    Bo na tej wyspie, wszystkie zioła trzciny, 
	Na pniach tych samych prababek wzrastają 
	Co w pełni życia znały te ruiny, 
	I jedna drugim wciąż to powtarzają.-
   | 
                   
                 
				Lud z bliskich wiosek chodzi tu na zwiady, 
                I widzą ognie, słyszą ludzkie gwary, 
                Szczęki oręża, hałasy biesiady, 
                Jakieś w koronach migają się mary-
				
				 
				    |   | 
                    Bo tu wieść dawna między gminem krąży 
	O tronie złotym zakopanym w ziemi; 
	Więc w tej ufności każdy tu z nich dąży 
	Że się odkryje błyskami swojemi.
   | 
                   
                 
				Dzieje też mówią o tronie Karóla 
                Wielkim zwanego, co był w Akwizgranie, 
                Co Otton Cesarz przysłał go dla króla 
                Chcąc uczcić przez to Jego panowanie;
				
				 
				    |   | 
                    I nie dziw, bo tu nasz Bolesław Chrobry, 
	W którego rządach jaśniała korona, 
	Lubił się bawić, a jako Pan dobry 
	Tutaj ugaszczał Cesarza Ottona.
   | 
                   
                 
				Swej wspaniałości dawał mu dowody, 
                Bo jak zwiedzał grób, Wojciecha świętego, 
                Bosemu, zasłał suknem dla wygody, 
                Dwie mile drogi, do Gniezna samego
				
				 
				    |   | 
                    A nawet może, gdzie tych gruzów kupy, 
	Gdzie ze swym gościem razem zabawiali, 
	Pierwszą myśl powziął wbijać owe słupy 
	Na znak graniczny, w Ossie, Dnieprze, Sali.-
   | 
                   
                 
				On tu po bojach sobie odpoczywał, 
                Ow sławny szczerbiec, tu do pochwy składał, 
                Tu znoje trudów, w Jeziorze obmywał 
                I błogich rządów zamiary układał.
				
				
				 
				    |   | 
                    Oj, gdybyś wiedział, bohatyrze królu, 
	Jak twą gościnność Niemcy odpłacili, 
	Ile przynieśli nam nieszczęść i bólu, 
	Pewnoby wina z tobą tu nie pili:-
   | 
                   
                 
		        Lecz naszych królów zalety są godne, 
                Bo znów Jan trzeci, swą dzielną prawicą, 
                Wybawił z więzów to plemię wyrodne, 
                Pobiwszy Turków pod jego stolicą.
				
				 
				    |   | 
                    A dziś podstępem, obłudą i zdradą, 
	Tych samych Królów stolicę zasiedli, 
	I na znękany naród więzy kłądą: 
	Za to żeśmy ich z upadku wywieli:-
   | 
                   
                 
				To wieczna plama! tej nigdy nie zmyją, 
                Bo co raz bardziej do serca się zbliża, 
                I choć dziś czelnie między nami żyją, 
                Lecz wiedzą dobrze że to ich poniża
				
				 
				    |   | 
                    I na tej wyspie zgliszcza obrażone, 
	Były deptane nieprzyjaźną nogą 
	Ale przez godną rękę odkupione, 
	Jeszcze zajaśnieć w potomności mogą.-   | 
                   
                 
				Czci godny mężu, co w szlachetnym czynie 
                Chronisz te miejsca, kosztem i zachodem 
                Niechaj Twa pamięć świeci w tej ruinie 
                Wdzięczność Ci składam wraz z całym Narodem
				
				pisano z Imiołkach po zwiedzeniu wyspy 
d 28 sierpnia 1859
                 II. 
                Dawno w popiołach Bolesławy nasze, 
                Co to na wrogach szczerbili pałasze, 
                Lecz żyją w naszych sercach pamiątkach: 
                A tego dowód, tu w odkrytych szczątkach
                
                  
                    |   | 
                    Dzięki tej ręce co 
                        ich chronić chciała 
                        Od znioty [?] czasu, i nam przechowała   | 
                   
				   
				  
                  
                    28-8-59  | 
                    Ign. Piotrowski z Kalisza  | 
                   
                 
                Kolejny utwór to poemat ks. Zdzisława Zakrzewskiego z Golejewka, 
                który opublikował go w dodatku do Dziennika Poznańskiego "Literatura 
                i Sztuka" w 1911 r.: 
                 III. 
                Z przeszłości zakątka
                
                Na krańcu naszej wielkopolskiej ziemi, 
                Gdzie Orli wody nas od Śląska dzielą, 
                Gdzie lasy wabią urokami swymi,  
                I łąk przestrzenie na okół się ścielą, 
                Wioskę tam znajdziesz śród innych ozdobną: 
                To Golejewko dawniej Czestram zwane, 
                Z dala cię wita wieżycą nadobną 
                A pragnie pono być bliżej poznane! 
                Wiec ci przypomnę, jeśli słuchać wola, 
                Zamierzchłe dawne tego sioła dzieje, 
                Jak tu igrały dola i niedola, 
                Jakie niem ongi władnęły koleje!
                
                "KOŚCIEGARKI". "UROCZYSKO". 
                Gdy świat północy we mgle żył dziejowej 
                I jeszcze nigdzie Chrystusa nie znano,  
                Dzielne tu ludy w tej ćmie przedwiekowej 
                Mieszkać musiały: dotąd nie zbadano,  
                Czy oni nam już praojcami byli, 
                Czy też gdzieś potem w wędrówce narodów 
                Między innymi zupełnie zginęli - 
                Któż na to dzisiaj dostarczy dowodów!? 
                <Karpo-Dakami> chcą ich zwać uczeni, 
                Tutaj po sobie zostawili wiele, 
                Znajdziesz ich ślady w piasczystej przestrzeni 
                Ku Podborowu: w garnkach i popiele 
                Cudnej, misternej, niezwykłej roboty 
                Szpile bronzowe, perły, zausznice, 
                Siekierki, strzały i inne przedmioty 
                A najpiękniejsze to owe "łzawnice" 
                Oraz garneczki zwane "przystawkami" 
                Kształtów przedziwnych, zdobne, malowane 
                Czerwem w trójkąty, a inne kółkami, 
                Zaś te co czarne są grafitowane! 
                Ot! jak artysty miał ten naród zduny! 
                A jakimż wzniosłym zmarłych swych obrzędem 
                Grzebał popioły w urny a nie w truny! 
                Przy nich "przystawki" ustawiono rzędem: 
                Ktokolwiek łzy lał na takim pogrzebie 
                Zmarłemu w darze tuż przy "popielnicy" 
                Stawiał je w grobie i coby w potrzebie 
                Mógł mieć niebożczyk jeszcze w tej ziemicy: 
                A więc te cacka, szpile, brzytwy, noże, 
                Gruchawki dziatkom, nieraz i owoce, 
                Wierząc, że duch to wszystko zużyć może 
                Gdy jako upiór kusi w ciemne noce! 
                Kamienie potem kołem ułożono 
                Ponad te urny i popioły świeże,  
                Tak cmentarzysko1 bólem uświęcono 
                W prostej i szczerej choć pogańskiej wierze. 
                Przemknęły wieki, wichry poświszczały 
                Ponad tych ludów smutnem grobowiskiem, 
                Dziś wiedzy żądze cześć mu odebrały, 
                Rozsiane szczątki nieznanych nazwiskiem!! 
                Bielą się one na grzębie piaskowej, 
                Zmięszane między tysiączne okruchy 
                Urn potrzaskanych - w dali zaświatowej 
                Może zawodzą skargę nad tem duchy! 
                Lud dziś te grzęby "Kościegarki" zowie, 
                Idąc po, piasek niejedna babina 
                Swojej kumoszce o "Urianach" powie, 
                Jak się grzebali z dziwem przypomina! - 
                Na północ odtąd poza wioską Chojnem, 
                Tam gdzie dziś wiatrak na wyżynie stoi, 
                Późniejsze szczepy się po życiu znojnem 
                Kładły do grobu, nieraz w całej zbroi; 
                Że w nich słowiańska była krew i żyła, 
                Świadczą to inne krążkiem wyrabiane 
                Urny nieliczne2, jeszcze nie dobyła 
                Ręka wszystkiego, co nam zachowane. 
                Oni to jednak, nasi praojcowie, 
                Tu bożkom swoim "czesny chram"stawili,- 
                Wielką świątynię - rzekłbyś w naszej mowie- 
                Czes-t-ram - zaś z tego nazwę wsi zrobili. 
                Wśród łąk co dawniej moczarami były 
                Nad rzeczki brzegiem, Szpatnicą nazwanej, 
                Dziś okoł stoi, nad nim się wznosiły 
                Stropy świątyni z drzewa wyciosanej. 
                Później zaś, może już za czasów Piasta, 
                Okop ten w twierdzę małą zamieniono, 
                Zgliszcza jej dzisiaj sośnina porasta, 
                A bitew ślady pewne tam stwierdzono! 
                Lecz ci nie radzę o wieczornej porze 
                Przejść się choć zbrojnym pod to uroczysko 
                Jęki ztąd słychać i strach blady może 
                Cię obezwładnić, gdy podejdziesz blisko!
                przypis 1) cmentarzysko to leży między Golejewkiem, 
                Podborowem a Chojnem i jest jednym z najwydatniejszych w całej 
                Wielkopolsce, przez kilka wieków było w użyciu, począwszy od późniejszej 
                epoki kamiennej przez cała epokę bronzu do początku epoki żelaza. 
                Urn malowanych, zresztą w Poznańskiem i dalej na wschód i północ 
                bardzo rzadkich, wydało kilkadziesiąt. 
                przypis 2) Urny z "słowiańskiej" opoki przedhistorycznej są, w 
                przeciwieństwie do urn rychlejszych peryod robionych przez zdunów 
                (garncarzy) z wolnej ręki, zawsze robione na krążku; ta mechaniczna 
                robota pozbawiona była prawie zupełnie dawniejszego artyzmu. Grób 
                z epoki słowiańskiej zawiera tylko kilka, a najczęściej jedną 
                urnę, którą stawiano w głowach lub nogach zmarłego; w epoce tej 
                nie palono już ciał na stosach.
                
                (ciąg dalszy poematu już tylko na załączonych obrazkach...) 
                
                 
				
				
				
                IV. Kolejny utwór to już nie wiersz, a piosenka. 
                Autor jej skrył się za inicjałami R.B. [może Richard Behla ten 
                od grodzisk wielkopolskich, (2. poł. XIX w.), choć nie jest to 
                pewne, bo wtedy należałoby przyjąć, że napisał piosenkę o samym 
                sobie]. Długo zastanawialiśmy się, na jaką nutę można to śpiewać; 
                podane słowa do melodii sugerowały, że jest to coś bardzo znanego. 
                Zagadkę rozwiązał prof. Achim Leube z Berlina, który na wystawie 
                "Archeologia Muzeum Cesarza Fryderyka" zaczął ją śpiewać 
                w duecie z żoną. To znana piosenka  Lorelei 
                do słów H. Heinego; skomponował ją F. Silcher (1. poł. XIX w.).
                
                 Der Lausitzer Typus
                
                Ich weiss nicht, was soll es bedeuten, 
                Dass ich in Cottbus bin; 
                Ein Typus aus alten Zeiten 
                Rief heute mich dorthin. 
                Es ist der Lausitzer Typus, 
                Von Virchow so benannt, 
                Im Lande der Buckelurnen.An jeden Ort bekannt.
                
                  
                    |   | 
                    Wie bauchig seine Gefäse, 
                        Sie zieren kreuz und quer 
                        Die schönsten Ornamente 
                        triangu- circulär; 
                        Und Buckel auch und Räder 
                        Seht manchmal ihr daran. 
                        Wie kunstvoll all die Formen, 
                        Wie ähnlich Mann für Mann! 
                        Die grösste Urne pranget 
                        Im Nebensaale hier; 
                        Der Cantor Gärtner grub sie 
                        Auf Beesdauer Revier. 
                        Grub aus die mit Urnenruhe, 
                        Wohl sieben Stunden lang, 
                        Sie hat einen riesenhaften 
                        Gewaltigen Bauchumfang.   | 
                   
                 
                Die Erde ist schwartz und kohlig 
                Und ruhig gräbt man ein, 
                Die Broncesachen funkeln 
                In dem verbrannten Gebein. 
                Doch was auch immer Altes 
                In Töpfen und Näpfen erschien, 
                'ne prähistorische Thräne 
                Fand ich noch nie darin.
                
                  
                    |   | 
                    Dem Lausitzer Urnengräber 
                        Ergreift es mit wildem Weh 
                        Er schaut nur die Knochenfragmente, 
                        Er schaut nur Alles - brflé, 
                        Der Urnenvater Behla, 
                        Er trauert schon lange still 
                        Dass sich ein ganzen Schädel 
                        Noch immer nicht zeigen will.   | 
                   
                 
				Wenn Manches auch abweichend ausgräbt 
                Ein urnensuchender Mensch, 
                Und noch so viel Eisen findet 
                Im Gubener Kreise Jentsch; 
                Zeigt sich auch starker Einfluss 
                Von Hallstatt, Romm, La TPne. 
                Es bleibt die Hlanzperiode 
                Des Lausitzer Typus bestehn.
                
                  
                    |   | 
                    Und Siehe, Weineck, 
                        Krüger, 
                        Von Schulenburg und Voss 
                        Und mancher andere Schliemann, 
                        Im Urnenfinden gross,  
                        Sie buddeln unermündlich, 
                        In jedem Dorf herum; 
                        Ich glaube, am Ende się graben, 
                        Die ganze Lausitz noch um.   | 
                   
                 
				Doch, was się angeregt hat, 
                Was Virchow's Forschergeist; 
                Als anfinf man zu graben 
                Kam oft er herdereist. 
                Seidem forscht er nun weiter, 
                Wohl in der ganzen Welt, 
                Doch auch die alte Lausitz, 
                Noch gern im Auge behält.
                
                  
                    |   | 
                    Die Lausitz, kies- 
                        und sandreich, 
                        Ach urnenreich noch mehr, 
                        Ja unten mehr wie oben, 
                        Giebst Reinertrag du her. 
                        Die Ausstellung, die sieht sich 
                        So reich und Stattlieh an 
                        Das hat mit seinen Urnen, 
                        Der Lausitzer Typus gethan.   | 
                   
                 
                
                
                
                 
                V. Wielkopolscy miłośnicy starożytności kopali 
                nie tylko w Polsce. Poszukiwania w Egipcie czynił np. Józef Teodor 
                Stanisław Kościelski (1845-1911) - literat, podróżnik i polityk. 
                Pochodził z Kujaw (znad Gopła), w 1896 r. został właścicielem 
                Miłosławia, gdzie postawił pierwszy pomnik Juliuszowi Słowackiemu 
                na ziemiach polskich. Urzeczony Egiptem, gdzie przebywał w latach 
                1871-1873 na zaproszenie swego stryja Władysława (Sefera Paszy), 
                przyjaciela panującego w Egipcie Izmaila-Paszy, przez kilka lat 
                popularyzował wiedzę o najdawniejszej przeszłości tego kraju w 
                gazetach poznańskich, a także prasie kulturalnej Poznania i Warszawy. 
                Kościelskiemu poezja nie była obca; próbka tej, która powstała 
                w wyniku kontaktów z grobowcami egipskimi: 
                
                 U nadnilowych grobów
                
                Czemu śród słońca i życia zachwytów  
                Noszę myśl, oka ogniwem przejrzystym, 
                Tak magnetycznie przykutą do szczytów, 
                Kędy snem leżą ujęci wieczystym, 
                Ci, co do sławy dobiegli zenitów 
                śmiercią ojcowską, pod niebem ojczystym, 
                I dziś po wieków tysiącu, z pod ciemnic, 
                Mówią językiem tak pełnym tajemnic.
                
                  
                    |   | 
                    Czyliż śmierć dotąd 
                        nie zawsze ta sama? 
                        Czy była może mniej straszną za młodu? 
                        Czemuż się wabi wieczyście ta brama 
                        Wiodąca w dzieje zmarłego narodu? 
                        Czyż śmierci u nas położona tama 
                        Ze mię tęsknota bez treści powodu, 
                        Gna w jej objęcia, jak małą ptaszynę 
                        Oddech zjadliwy w wężową pcha ślinę?   | 
                   
                 
				Nie wiem, i wiedzieć nie pragnę. Rozbiory 
                Uczuć bywają jak chińskie zabawki: 
                Rozebrać każdy nadzwyczaj je skory, 
                Lecz odbudować nie sposób zastawki. 
                W te rzeczy bawi się li umysł chory 
                Ciągnąc uczucia na sekcyjne ławki; 
                Precz ze skalpelem, co niesmak wyradza: 
                Póki nieznana czaruje cię władza.
                
                  
                    |   | 
                    Może mię grom tych 
                        wieków zachwycił, 
                        Może porównań fatalna konieczność; 
                        Geniusz dziejowy świat urozmaicił, 
                        Chociaż mu głodem położył stateczność, 
                        I chociaż wszystko na karb jeden pochwycił 
                        Jednym wyrazem na imię mu wieczność, 
                        Przecież po świecie jest jakaś potęga 
                        Co zmarłe dzieje w nowe siły wprzęga.   | 
                   
                 
				Więc i ten naród, żywcem pogrzebany, 
                A raczej taki jeszcze żywy w trumnie, 
                Poruszył w duszy ton bólem ograny 
                I porozdźwięczał wszystkie tętna u mnie, 
                Co czynią że człek kocha, jest kochany, 
                Aż akord dźwięków tych, pędzących tłumnie, 
                Zlał się nad grobem już śpiącym od wieka 
                W płacz, i serdeczny żywego człowieka! 
                
                  
                    |   | 
                    Kto wie, co mi ten 
                        grób cichy przypomniał. 
                        Kto wie, co usty wyszeptał zaschłemi 
                        Bo i pod niebem tam jam nie zapomniał, 
                        Z skąd idę i jakiej jestem synem ziemi!   | 
                   
                 
				Więc duch mój w żałość i męstwo zogromniał, 
                Gdym usty, bólem ojczystym drżącemi 
                łączcie się prochy! wyjęknął, i z nogi 
                Pył ziemi ojców otrząsnął w te progi
                
                  
                    |   | 
                    łączcie się prochy! 
                        nie aby śnić razem, 
                        Lecz aby wespół znowu powstać, wołam: 
                        Ty Ramzesowy nauki wyrazem, 
                        A ty ojczysty znów słowem i ciałem. 
                        Prochu piramid, pod życia obrazem 
                        śmierć utajałeś tak długo, zapałem, 
                        O ileż większą ta prochu osnowa, 
                        Która pod śmieci barwą życie chowa!   | 
                   
                 
				I znowu się zwrócił duch, wziąwszy światłości 
                I chęci życia pożyczywszy z grobów, 
                Do światła, który choroby starości 
                Pragnie uleczyć u wszechwiedzy żłobów, 
                Do tego światła, co drogą podłości 
                Iść dalej nie ma siły, ni sposobów, 
                Szuka śród ludów młodych, choć nieżywych!
                
                  
                    |   | 
                    Czyliż odwykły od światła 
                        me oczy 
                        śledząc tak długo umarłych siedlisko? 
                        Czy zeń wychodzę nauką proroczy, 
                        że mi się ludzi nikczemne mrowisko 
                        Zdaje tak małem, iż w oku się mroczy, 
                        że nawet dziejów największe nazwisko 
                        Tak na pomnikach maluczkiem się ryję; 
                        Ja sam, z nicości li czuję że żyję!   | 
                   
                 
				Wolę się zwrócić na powrót do głazów;  
                śmierć wolę wielką, nad życie bez sławy. 
                Tu z poetycznych kamiennych wyrazów, 
                Mogę otworzyć cały smug jaskrawy 
                Nieba Afryki dziejowych obrazów, 
                I tu mię wabi, ryta w kamień łzawy, 
                Mimo północną moją narodowość, 
                Staro egipskie nazwisk obrazowość1.
                
                  
                    |   | 
                    Tu piękna palma, tam 
                        słońca podarek, 
                        W ludzkich się kształtach odtwarza przed okiem, 
                        Jak gdyby jeszcze im życia ogarek 
                        Płonął; na nazwisk poezyi potokiem 
                        Ale stalowych mężów, co szerokiem 
                        życie toczyli korytem, i dumnie 
                        śmierć pod straż dali piramid kolumnie.   | 
                   
                 
                Tu sprawiedliwość się piękna układła, 
                Głaszcząc swą nazwą swych zasług osnowę; 
                Czemuż jej szala oddawana zapadła 
                W smętne i szare spowicia nilowe! 
                Dziś, gdy liczymy już między widziadła, 
                I sprawiedliwość i cnoty rodowe, 
                Byłby z tą nazwą i z naszym cynizmem 
                Dziś Egipcjanin ten anachronizmem!
                
                  
                    |   | 
                    śpij więc spokojnie, 
                        jako w dniu śmierci 
                        Niechaj cię wiara kołysze szczęśliwa, 
                        że nadal prawa powierzon jest ster ci, 
                        że póty dusza twoja będzie żywa, 
                        Póki ząb czasu twych zwłok nie przewierci, 
                        I w proch nie padnie, co w prochu spoczywa. 
                        śpij! aż cię zbudzi sposobem repliki, 
                        Brzęk świętokradzkiej o trumnę motyki.   | 
                   
                 
                Może się zbudzisz wtedy, i z pozwojów, 
                W które cię sztuka balsamów oplotła, 
                Dłoń swą wysuniesz, jak gdyby do bojów 
                Wzywał cię znów dźwięk surmy lub kotła; 
                Boś nie znał dotąd grobowych rozbojów, 
                I gdy cię głazów warownia przygniotła 
                Sądziłeś, że cię zmartwychwstań anioła 
                Głos, a nie ludzki, na słońce powoła.
                
                  
                    |   | 
                    O marzycielu wiekowy, 
                        poeto! 
                        Dziś, z rozczarowań spóźnioną godziną 
                        Poznaj, postępu my dumni zaletą: 
                        Grób dziś gościńcem raczej, nie dziedziną, 
                        Nie ukojeniem więcej, lecz podnietą, 
                        Bo wieki nasze dzisiaj z tego słyną 
                        że wszystko w ruchu być musi i wojnie; 
                        Nawet trup leżeć nie może spokojnie.   | 
                   
                 
                Wstań więc, czcicielu Horusów i Totów, 
                Wstań, i do szkoły idź z szkolnemi żaki 
                Uczyć się nowych idei, polotów, 
                W nowe na ból się uzbrajać szyszaki. 
                W życiu doznałeś zawodów i grotów, 
                Oto, w tym punkcie świat zawsze jednaki, 
                Ty coś doświadczeń nabył bólem w łonie, 
                Dziś doświadczenie masz nowe po zgonie! 
                
                  
                    |   | 
                    śmiercią nie kończy 
                        się szereg poświęceń: 
                        Grób wziął ci życie zostawił powinność; 
                        Gdyś legł tu, wolen od trudów, udręczeń 
                        Myślałeś znaleźć wieczystą gościnność. 
                        Celem być badań uczonych i ślęczeń 
                        Padło ci, oto pośmiertna twa czynność, 
                        życiem służyłeś wiernie Faraonom, 
                        śmiercią przyświecasz nieznanym plemionom.   | 
                   
                 
				Lecz z twej mogiły, nam, braci żyjącej 
                Wieje z nauką nieznana potęga, 
                Siła, co w bólu ludności mdlejącej 
                Czynem wskazuje: tak w niebo się sięga! 
                Każdy grób jeszcze czynami gorący, 
                Każdy złom głazu jest jakoby księga: 
                A musiał to być ród wielkością świetny 
                Gdy i po śmierci nie bywa bezdzietny!
                
                  
                    |   | 
                    Jakaż potęga w tem 
                        ziarnie, co wschodzi 
                        Tysiąc lat, drugim tysiącem dojrzewa, 
                        I ziarno w nowe idee zasiewa; 
                        śmierć zwyciężona z rozpaczą uchodzi, 
                        życie się grobu korytem rozlewa: 
                        Ten nie umiera w spowiciu grobowem, 
                        Kto zza mogiły brzmi nauki słowem!   | 
                   
                 
				Chodźcie narody, wy które na szczycie 
                Sławy, ostatnim wymowne wystrzałem, 
                Trupem ostatnim wymowne stoicie 
                Chodźcie i patrzcie, że wielkość jest szałem. 
                I wy przybieżcie, wy zwłaszcza, co w życie 
                Wierzyć nie chcecie nad zwalczonem ciałem, 
                Tu patrzcie, gdy wam już słońce pobladło: 
                Wolno jest nie wstać gdy tak się upadło! 
                
				Pierwodruk w: Sobótka. Księga zbiorowa na uczczenie pięćdziesięcioletniego 
                jubileuszu Seweryna Goszczyńskiego. Lwów 1875, s.307ľ311.
                 VI. Groby Egipcjan. Odczyt Józefa Kościelskiego. 
                Pierwodruk w: Dziennik Poznański, R. XV nr 59 z 12.III.1873; 60 
                z 13.III.1873; 62 z 15.III.1873; 64 z 17.III.1873. Swoje rozważania 
                o śmierci i życiu pozagrobowym starożytnych Egipcjan zakończył 
                Kościelski deklamacją własnego wiersza bez tytułu:
                
                 Grobów szukając, zapomniałem życie! 
                I sam się dziwię wyszedłszy z pod pleśni, 
                że jeszcze słońce widzę na błękicie, 
                że patrząc na świat dusza moja nie śni, 
                Bo i gwiazd krocie i księżyc srebrny 
                Zda mi się, sen jest i sen niepotrzebny! 
                
                  
                    |   | 
                    Groby egipskie, jedyne 
                        na ziemi 
                        Groby pociechy pełne i świtania, 
                        Pośród ścian waszych nadzieja się pleni, 
                        śmierć się żywota postacią osłania, 
                        Zda się nie taka śmierć jak naszablada 
                        śmierć, co nie toczy ni w proch się rozpada.   | 
                   
                 
				Dzisiaj po wieków tysiącu, w ukryciu 
                Gdy sarkofagu nam przyjdzie się dobić, 
                Tak was w całości widzimy w spowiciu, 
                Jakby was wczora przyszli w głazie żłobić, 
                Jak gdyby wiecznej młodości tajniki 
                Zamarły między egipskie pomniki! 
                
                  
                    |   | 
                    Jakże daleko od tych, 
                        co pod strażą 
                        Kamiennych głosek śpią, gdzie wonne zioła, 
                        Do tych, co dzisiaj, gdy groby odważą, 
                        Robaka śmierci tropią, nie anioła!  
                        I świętokradzką ciekawością puści 
                        Z uśmiechem w grobów zstępują czeluści.   | 
                   
                 
				My nie pojmiemy was, wieków zwycięzcy, 
                Niespożytości na ziemi ojcowie, 
                My, ani życiem tak silni i męzcy, 
                Ni w dziełach naszych tak trwali w połowie, 
                My niepojmiemy, że czcząc ducha w ciele, 
                Ciał nieskażenia byliście czciciele.
                
                  
                    |   | 
                    My dziś inaczej pojmujem 
                        zagadki, 
                        Sfinks nie ocuci już myśli pod czaszką: 
                        Skamienialiście życie my drzem w szmatki, 
                        Wam powinnością było nam igraszka, 
                        My żyjąc, ciało szarpiemy na ćwierci, 
                        Mamyż dbać o to, by trwało po śmierci?   | 
                   
                 
				Po śmierci! wyście z tem słowem się kładli 
                Spokojnie w groby; my postępu rzesza, 
                Czyśmy się wznieśli tak, czy tak upadli, 
                że nas to słowo już nie pociesza, 
                I jest tak straszne w uchu, jak gdy świeża 
                Ziemia mogilna o trumnę uderza!
                
                  
                    |   | 
                    O dumne groby, jakież 
                        w waszem łonie 
                        Skrywacie serca, gdy mało im było  
                        W zimnej mogile ledz prochem po zgonie, 
                        Gdy gór potrzeba by były mogiłą, 
                        Powiedzcież więcej nas napis wasz szumny: 
                        Jakiż był człowiek, gdy trup taki dumny?   | 
                   
                 
				Jakiż był człowiek, i czyny jakiemi 
                Musiał ślad znaczyć pobrzegu Nilowym. 
                Gdy taki obszar rodzinnej swej ziemi 
                Swoim kamieniem przywalił grobowym.... 
                Musiał za życia pół świata ten dzierżyć, 
                Komu w tak wielki sposób wolno nie żyć!
                1 Tzw. imiona mówiące nie są charakterystyczne 
                jedynie dla Egipcjan, także większość współcześnie używanych imion 
                należy do tej grupy.  
                5 Odwołanie do wyrazu Maat, występującego w imieniu Nefer-Maat. 
                Znaczenie egipskiego pojęcia Maat zawiera nie tylko sprawiedliwość, 
                ale także prawdę, boską harmonię kosmosu taką jaką objawiła się 
                w momencie stworzenia, zapewniającą porządek w świecie.
                
                  
                    |   | 
                    opracowała Jarmila Kaczmarek 
                        na podstawie dokumentów z Archiwum Naukowego MAP 
                        i Hieronim Kaczmarek na podstawie pracy o J. Kościelskim 
                        (I. 2006 w druku).  
                         
                        Uwaga: polskie tłumaczenie niemieckiego wiersza - w przygotowaniu  | 
                   
                 
                 
             |