część I - prolog
                  
                            Dziewiętnastowieczni 
                  starożytnicy, jak nazywano grupę ludzi zainteresowanych szeroko 
                  pojętą przeszłością, w tym badaniami wykopaliskowymi, starali 
                  się odszukać związki pradziejowych kultur europejskich ze znanym 
                  ze źródeł pisanych światem starożytnym i antycznym. Związki 
                  te zresztą wydawały się oczywiste, skoro źródła pisane antycznego 
                  Rzymu wspominały np. o wyprawie po bursztyn nad Bałtyk, a w 
                  krajach niegdyś barbarzyńskich natrafić można było na monety 
                  rzymskie i różne inne przedmioty importowane z południa. Toteż 
                  powstały wówczas hipotezy o zakładaniu w starożytności faktorii 
                  handlowych przez Fenicjan, Etrusków, Greków i Rzymian. W 1877 
                  roku jeden z owych starożytników, Jan Nepomucen Sadowski, przedstawiciel 
                  Akademii Umiejętności w Krakowie, w Pamiętnikach Akademii Umiejętności 
                  t. III opublikował pracę pt. "Drogi handlowe greckie i rzymskie 
                  przez porzecza Odry, Wisły, Dniepru i Niemna do wybrzeży morza 
                  Bałtyckiego. Rzecz czytana na posiedzeniach Komisyi archeologicznej". 
                  Niemiecka wersja opracowania ukazała się jako osobna książka. 
                  Swoją koncepcję Sadowski wywiódł od tekstu rzymskiego historyka, 
                  Pliniusza, który pisał o kraju zwanym Germanią, sięgającym na 
                  wschodzie po Wisłę, wymieniał różne miejscowości znajdujące 
                  się na północ od Pannoni i pisał o wyprawie

 
                  rzymskiej właśnie po bursztyn za cesarza Nerona. Jeśli była 
                  wyprawa - to rzecz jasna musiały istnieć szlaki handlowe. Skoro 
                  przed XVIII-wiecznymi melioracjami Polska była krajem mocno 
                  zabagnionym, to szlaki te nie mogły być poprowadzone dowolnie, 
                  ale poprzez przesmyki bądź przeprawy przez bagna. Ostatecznie, 
                  w wyniku skomplikowanych obliczeń, Sadowski doszedł do wniosku, 
                  że jedna z takich przepraw przez bagna znajdowała się w rejonie 
                  Odolanowa.
                  
				  
część II - wstęp
                            Rok 
                  po publikacji Sadowskiego, czyli w maju 1878 r., nad Baryczą 
                  koło Odolanowa pracował mierniczy J. Hegner. Wówczas to w 
                  pobliżu przejścia przez bagna w Odolanowie, blisko domu Werszesinsky'ego 
                  (zapewne Wrzesińskiego) natrafił on na pale dębowe, szkielet 
                  ludzki, szkielet koński, monetę Wespazjana oraz guzik. Ponadto 
                  dowiedział się, że na bagnistych łąkach nad Baryczą w okolicznych 
                  miejscowościach znajdowano więcej pali, których chłopi wywieźli 
                  już ponad pięćdziesiąt wozów. W czasie wywiadu z miejscową ludnością, 
                  zarówno z chłopami, jak i np. z wikarym Berkowskim, Hegner zebrał 
                  informacje o innych znaleziskach w okolicy.
                            W 
                  1878 r. instytucja wojewódzkiego konserwatora zabytków w Poznaniu 
                  nie była wprawdzie jeszcze znana, ale nie oznaczało to, że nie 
                  było urzędowej ochrony zabytków. Zgodnie ze znaną sobie instrukcją 
                  Hegner o swym odkryciu powiadomił właściwe władze, czyli Ministerstwo 
                  Spraw Wewnętrznych w Berlinie, prosząc o wytyczne i przesyłając 
                  sprawozdanie z dotychczas podjętych czynności konserwatorskich. 
                  Za pośrednictwem odpowiednich urzędników Minister zasięgnął 
                  informacji u okolicznych mieszkańców na temat znaleziska. Miejscowy 
                  komisarz obwodowy, nazwiskiem Schmidt, stwierdził w sierpniu 
                  1878 r., że pale mogą stanowić pozostałość mostów lub młynów 
                  wodnych (podobne znaleziono w dolinie Baryczy koło wsi Rososzyca 
                  - Młyn Kruża). We wrześniu skorygował swe informacje - na bagnie 
                  Baryczy ludzie wbijali niegdyś pale dębowe i na to układali 
                  deski, na których z kolei budowano stodoły na siano. Poinformował 
                  też, że w samym Odolanowie i w okolicy w czasie budowy domów 
                  znajdowano monety z XIII wieku i z czasów rzymskich. Z kolei 
                  w Nabyszyczach na wzgórzu natrafiono na broń i monety średniowieczne, 
                  w Świecy i Raczycach - na popielnice, a w Górce - na dłuto kamienne. 
                  Także nadleśniczy Lust (list z 3 października 1878) wątpił w 
                  istnienie budowli palowych. Miejscowy starosta, v. Massenbach, 
                  w liście z 11 stycznia 1879 r. wymienił grodziska w Odolanowie, 
                  Harich (?), Nabyszycach, Topoli Wielkiej, Raczycach, a także 
                  opisał inne znaleziska z tych okolic. Pale miały znajdować się 
                  w Garkach na łące Michała Dymały, zwanego także Dymalasem.
                  
                            Ponieważ 
                  z owych opinii nic nie wynikało, w marcu 1879 Minister zwrócił 
                  się do eksperta, tajnego radcy medycyny, Rudolfa Virchowa, najznakomitszego 
                  wówczas profesora antropologii w Niemczech i znawcy pradziejów. 
                  Virchow odpowiedział, że owszem, pale należy zbadać i mógłby 
                  się tym zająć dyrektor poznańskiego gimnazjum Fryderyka Wilhelma, 
                  dr Wilhelm Schwartz, który już wcześniej miał doświadczenie 
                  wykopaliskowe i współpracował z Virchowem. Badania wszak powinny 
                  być kompleksowe, aby odpowiadały na następujące pytania: 
                  
 - czy i na jakim stanowisku w obrębie bagien Baryczy występują 
                  pale w większej liczbie i   w systematycznym układzie
                  - na jakim stanowisku na brzegu bagien obok pali znajdują się 
                  urny lub liczne skorupy
                  - jakie jest położenie tych miejsc w stosunku do grodzisk w 
                  Topoli Wielkiej i Wielowsi
                  - jakie jest położenie tych miejsc, w stosunku do miejsc znalezienia 
                  innych starożytności   przedhistorycznych w tych okolicach 
                  (porównaj pracę Sadowskiego, Über die   Handelstrassen..., 
                  s. 133, 160-161)
                  - należy też zbadać grodziska w okolicy Odolanowa i zastanowić 
                  się nad ich rolą jako   starych przejść przez bagna 
                  Baryczy
                  
                część III - rozwinięcie
                            26 
                  kwietnia 1879 r. Minister Oświaty i Medycyny przysłał do władz 
                  prowincji w Poznaniu pismo, że w oparciu o opinię R. Virchowa 
                  nie jest przeciwny udzielenia zezwolenia na poszukiwania archeologiczne 
                  w rejonie Baryczy. O ile dyrektor Schwartz podejmie się zadania, 
                  może liczyć na zwrot kosztów do wysokości 450 marek. Minister 
                  oczekiwał teraz wniosku na te pieniądze od Schwartza, a potem 
                  także sprawozdania z prac. Schwartz oświadczył wówczas 
"uniżenie 
                  swą gotowość zajęcia się nimi [badaniami] w interesie nauki". 
                  Kilkudniowe prace planowano około Zielonych Świąt (badania grodzisk) 
                  oraz latem (poszukiwania na bagnach). Schwartz proponował skorzystanie 
                  z doświadczeń prof. gimnazjalnego Kraemera (nie udało się), 
                  oraz profesora gimnazjalnego Pfuhla (geologia i przyroda). Ostatecznie 
                  w badaniach udział wzięli Schwartz, nauczyciel Wituski, Hegner 
                  i Pfuhl, a także wikary Berkowski. Termin podjęcia prac nie 
                  został dotrzymany, z powodu wyjątkowo wysokiego stanu wód w 
                  owym roku. W czasie pierwszej wyprawy ekipa musiała zadowolić 
                  się obejrzeniem miejsc pracy z daleka. W lipcu zajęto się grodziskami. 
                  Spośród znanych (koło Będzieszyna, Ociąża, Czekanowa - 2, Pogrzybowa, 
                  Topoli Małej, Topoli Wielkiej, Sulmierzyc i Wielowsi), zbadano 
                  grodziska w Pogrzybowie, Sulmierzycach i Topoli Wielkiej, a 
                  także hipotetyczne grodziska koło Raczyc, Uciechowa i Świecy, 
                  które ostatecznie okazały się naturalnymi wzniesieniami. Zrezygnowano 
                  z badania w Nabyszycach z powodu zniszczenia stanowiska.
                            13 
                  września 1879 r., kiedy otrzymano telegraficznie wiadomość, 
                  że wody opadły, ruszono na bagna. Właściciel łąki, gdzie było 
                  najwięcej pali, nazwiskiem Dymała, odmówił wpuszczenia ekipy, 
                  ale zgodził się jego sąsiad. Z prac sporządzono sprawozdanie: 
                  
"Protokół . Sobota, dnia 13 września 1879, rano, 7 godzina. 
                  Obecni: pan dyrektor Schwartz, pan mierniczy Hegner i kandydat 
                  Harhausen. (...) rozpoczęto wykopaliska na łące dzierżawionej 
                  przez gospodarza Kurzawskiego, położonej niedaleko Baryczy, 
                  gdzie w różnych miejscach mają znajdować się pale. Najpierw 
                  odsłonięto rusztowanie palowe nr I. Znaleziono 34 pale, stojące 
                  po dwa w rozstawie po 25 cm i parami w odległości około 50 cm 
                  od siebie. Cała długość [obiektu] od pary słupów nr 1 do pary 
                  słupów nr 17 wynosi 8,35 m. (...) odkryte pale były z drewna 
                  dębowego, trójgraniaste, łupane dwukrotnie z pnia, a ich trzecią 
                  stronę tworzyła kora drzewna. Obecnie pale posiadają długość 
                  1,25 m (...) ich szerokość wynosi 12-15 cm. Dołem były starannie 
                  zaostrzone i tkwiły około 13 cm w dnie jeziernym, a 20 cm w 
                  leżącym na nim warstwie belek. Nad tą warstwą leżała faszyna 
                  powiązana przy pomocy tych pali i sklejona tłustą gliną. Między 
                  rzędami ukazały się ślady zbutwiałych, nieciosanych pni, leżących 
                  na warstwie faszyny. Ostatnia warstwa wynosiła 37 cm, na której 
                  leżała inna, grubości 25 cm, składająca się z warstwy gliny 
                  i zmurszałych korzeni roślin. Wreszcie ukazał się torf grubości 
                  około 35 cm,. Kiedy kopano wokół przy palu 17, by stwierdzić, 
                  czy budowla ciągnie się dalej, w odległości 1 m natrafiono na 
                  urządzenie z belek a. (...) Że to urządzenie rozciąga się po 
                  obu stronach pali, wnioskować można z ułożonych na kształt zapory 
                  poprzecznych belek (...) Na południe od wykopu odkryto drugie 
                  rusztowanie, składające się z dwóch par pali, które ukazały 
                  się dołem pod kątem ostrym w kierunku południowym i ostatecznie 
                  (...) powiązane były pojedynczymi palami. Także tutaj natrafiono 
                  na [pewnej] głębokości na belki poprzeczne. W jednym z tych 
                  rzędów znajdowało się 12, w drugim 18 par pali, pierwszy długości 
                  7,70, drugi długości 8 m i wreszcie oddalone od siebie o 60 
                  cm. W obu miejscach kopał p. Harhausen do głębokości dna jeziora, 
                  by (...) zbadać, czy nie znajdują się tu jakie dalsze ślady 
                  i resztki osady ludzkiej, lecz na próżno. (...) Po pewnym czasie 
                  przyszli panowie Hegner i Harhausen i powiadomili, że podczas 
                  dalszych poszukiwań (...) znaleźli nasiona, które przynieśli 
                  (...) razem z należącą do nasion łodygą. P. Hegner określił 
                  je jako jęczmień, żyto, proso, len groch i konopie, a liczni 
                  z obecnych wieśniaków przyznali mu rację (...) p. Pfuhl uważa 
                  masę, określoną przez p. Hegnera jako jastrych, za rudę darniową 
                  (...)". Prace były utrudnione, z powodu stałego zalewania 
                  wykopów przez wodę. Badania dokończone zostały przez J. Hegnera, 
                  ponieważ Schwartz musiał wracać do Poznania. Udało się natrafić 
                  jeszcze na pomost i palenisko w jego pobliżu, dalej na liczne 
                  ziarna i węgiel drzewny. Ostatecznie Hegner sądził, że znalazł 
                  pomosty dawnych mieszkań ludzkich, skoro wydobyto z wykopu ziarna 
                  zbóż. Na rusztowaniu nr 1 mógł znajdować się dom mieszkalny, 
                  a na drugim - pomieszczenie dla bydła.
                            Badania 
                  wkrótce przerwano, bo łąka z palami należała do księcia Turn 
                  und Taxis, który zakazał dalszych poszukiwań. 24. IX. 1879 r. 
                  Hegner przesłał Schwartzowi sprawozdanie z prac wykopaliskowych, 
                  rysunek, wykopane przedmioty (próbki botaniczne i węgiel drzewny), 
                  świder glebowy i książkę o budowlach palowych w Szwajcarii, 
                  przekazaną przez kandydata [na pastora] Harhausena.
                            Już 
                  8 października 1897 r. władze prowincji w Poznaniu (Wydział 
                  Spraw Wewnętrznych) ponagliły Schwartza: 
"prosimy Waszą Wielmożność 
                  uprzejmie o łaskawe informacje o rezultatach poszukiwań (...) 
                  ponieważ minister wymaga sprawozdania". Sprawozdanie zostało 
                  przesłane 19 października, ale dotyczyło jedynie lipcowych prac 
                  na grodzisku. Schwartz tłumaczył powód opóźnienia prac: chodziło 
                  nie tylko o kłopoty ze stanem wód, ale i o konieczność wykonania 
                  analiz znalezionych nasion, które wprawdzie miejscowi rolnicy 
                  określili jako ziarna żyta i prosa, ale taka opinia nie jest 
                  przecież twierdzeniem naukowym. 1 października 1879 r. prof. 
                  Pfuhl przysłał wstępną analizę roślin, sugerując, że ponieważ 
                  on sam nie posiada odpowiednich wzorców, zatem próbki należy 
                  przekazać do analizy specjalistom. Wątpił jednakże w obecność 
                  roślin zbożowych, określił jednakże rodzaj drewna (dąb i sosna), 
                  gatunki ślimaków oraz wykonał analizę gleby. Na podstawie badań 
                  stwierdził, że znaleziska w miejscu nr 1 wskazują na istnienie niegdyś 
                  w tym miejscu płytkiego zbiornika wodnego, który zmienił się 
                  w bagno. Powiadomiony o wątpliwościach Pfuhla, mierniczy Hegner 
                  zauważył w liście z 22 października 1879 r.:
 " Wypowiedź p. 
                  Pfuhla nie martwi mnie; urodziłem się na bagnie i tam wyrosłem 
                  - znam dostatecznie rodzaje zbóż. Muszą być różnice zdań, w 
                  przeciwnym razie nie byłoby dyskusji".
                  

          Ministerstwo 
                  otrzymało żądane sprawozdanie końcowe 2 listopada 1879 r., zaś 
                  11 listopada Friedrich Cohn z Instytutu Fizjologii Roślin Królewskiego 
                  Uniwersytetu we Wrocławiu potwierdził, że w próbkach nie było 
                  roślin zbożowych, a jedynie rośliny wodne i błotne. Wyniki badań 
                  Schwartz opublikował w dodatku do programu gimnazjum Fryderyka 
                  Wilhelma (Materialien zur prähistorischen Kartographie der Prov. 
                  Posen; Zusammenstellung der Funde und Fundorte, Beilage zum 
                  Programm des Königl. Fr. Wilh. Gymnasiums in Posen).
                  
				  
część IV. zakończenie
                            Porównując 
                  wyniki podjętych prac w stosunku do postulatów R. Virchowa, 
                  Wilhelm Schwartz orzekł, że nawet gdyby położenie Odolanowa 
                  już w czasach przedhistorycznych miało duże znaczenie jako węzeł 
                  szlaków handlowych prowadzących ze Śląska ku północy, jak przypuszcza 
                  Sadowski, to jednak żadne z wymienionych grodzisk na tym terenie 
                  tak bardzo zajętym wokół przez bagna, nie wykazywało związków 
                  z owym szlakiem, czy też z przypuszczalnymi budowlami palowymi.
                            I 
                  jeszcze jedno. Sposób postępowania w czasie prac wykopaliskowych 
                  do dziś jest wzorem (czasem niedoścignionym) ich prowadzenia, 
                  choć dziś mamy dużo większe możliwości i większą wiedzę. Różnicę 
                  widać natomiast, jak przegląda się treść rachunku, który stał 
                  się mottem niniejszej opowiastki. Widać, że dawniej ministerstwo 
                  i podlegli mu urzędnicy ufali sobie znacznie bardziej. Zamiast 
                  faktur - ręczne rozliczenia kosztów. A mimo tego sporą część 
                  dokumentów z wyprawy Schwartza zajmuje próba rozliczenia się 
                  z woźnicą, który chciał naciągnąć ekipę na podwójną zapłatę, 
                  a także poszukiwanie jednej marki, której trudno było się doliczyć, 
                  aż przypomniano sobie o pewnym robotniku, który dostał dniówkę. 
                  No i to "piwo i wódka dla ludzi". Któryż urząd zaakceptowałby 
                  dziś taki rachunek. Wprawdzie we wrześniu robotnikom zapewne 
                  należał się jakiś napój rozgrzewający, zważywszy że pracowali 
                  na bagnach i gumiaków jeszcze nie znano, ale kto by dziś uwierzył, 
                  że owe trunki wypili naprawdę oni.