| 
  
  
    „NIESŁUSZNE” POGLĄDY,  „NIESŁUSZNA”  KRYTYKA? BYŁY KONSERWATOR W OBRONIE BYLEJAKOŚCI  | 
   
  
 
  
    
	  Wstęp 
	   
	  W lutym lub marcu 1999 ukazała się książka p.t. ’Międzynarodowe zasady
	  ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego (wybrał i opracował Zbigniew
	  Kobyliński)’ opublikowana przez Generalnego Konserwatora Zabytków i Stowarzyszenie
	  Naukowe Archeologów Polskich. Książka zawiera zbiór tłumaczeń na język polski
	  serii dokumentów międzynarodowych dotyczących ochrony i konserwacji dziedzictwa
	  archeologicznego.
  
W XLV tomie Archeologii Polski (2000) ukazała się moja recenzja tej książki.
	  Napisałem, że taka praca jest z pewnością bardzo potrzebna i niewątpliwie
	  będzie bardzo użyteczna w tworzeniu podstaw do dyskusji nad przyszłym kształtem
	  archeologii w Polsce. Niestety jednak stwierdziłem pewne braki książki i w
	  recenzji wyraziłem żal, że mający dostęp do funduszy publicznych, centralny
	  urząd odpowiedzialny za wydanie tych środków nie pokusił się o produkcję pracy
	  na najwyższym poziomie, lecz tylko na coś co - moim zdaniem - można określić
	  jako „produkt zastępczy”. Zwróciłem też uwagę, że roczny system finansowania
	  takich przedsięwzięć przez ówczesne Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
	  utrudnia planowanie projektów tego rodzaju i wymusza przyspieszenie toku pracy,
	  należy się zastanowić czy nie ten pośpiech nie jest głównym powodem tego rodzaju
	  niedostatków? Wszystkie swoje uwagi uzasadniłem w recenzji.
  
Kilka miesięcy później ukazał się następny tom Archeologii Polski zawierający
	  tekst redaktora recenzowanej książki, mający stanowić odpowiedź na moją recenzję
	  (Kobyliński, Z. 2001, ’Pana Barforda słuszne poglądy na ochronę zabytków [w
	  związku z recenzją książki Międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa
	  archeologicznego]’, Archeologia Polski XLVI, 125-132). Tekst ten ma jednak
	  dosyć osobliwy charakter. Autor widocznie uważa, że ’najlepszą metodą obrony
	  jest atak’, a więc próbuje udowodnić, że nie należy zwracać zbytnio uwagi
	  na krytykę tej książki, ponieważ recenzent to osoba nie mająca intelektualnych
	  ani moralnych (etycznych) podstaw do oceny tej pracy. Chciałby, aby czytelnik
	  uwierzył, że udowodnił, że moja krytyka jest „bezpodstawna”. Niestety, gdy
	  czytamy owe rzekome „dowody” moich nieczystych zamiarów przy pisaniu recenzji
	  oraz rzekomej niewiedzy, odkrywamy, że autor polemiki omija (lub udaje, że
	  nie rozumie) bardzo istotne punkty mojej krytyki lub polemizuje ze stwierdzeniami
	  pochodzącymi częściowo z jego własnej wyobraźni, a zatem przedstawia opinie
	  mylące i krzywdzące. Polemika ta skupia się przede wszystkim na omawianiu
	  osoby recenzenta, a nie recenzowanej pracy. Można z żalem stwierdzić, że artykuł
	  Kobylińskiego stanowi doskonały przykład dominującego rodzaju tekstów polemicznych
	  napisanych przez polskich archeologów w ostatnich latach (niektóre inne przykłady
	  można znaleźć w tym samym tomie Archeologii Polski). Nasuwa się pytanie, czy
	  zdaniem autora tekstu jest to najbardziej owocna metoda prowadzenia dyskusji
	  naukowych na poziomie europejskim.
  
Tekst Kobylińskiego zawiera tyle krzywdzących uwag i przekręceń myśli autora
	  recenzji, że poczułem potrzebę zapytania Redaktora czasopisma (p. Profesor
	  Maria Deka) dlaczego dopuściła do publikacji w czasopiśmie Polskiej Akademii
	  Nauk, które redaguje, takich rzeczy bez sprawdzenia prawdziwości faktów tam
	  przedstawionych i ich zgodności z tym, co zostało napisane w recenzji. Na
	  spotkaniu kilka dni po opublikowaniu tomu XLV Archeologii Polski, pani Deka
	  informowała mnie, że nie czuje się odpowiedzialna za to, co Z. Kobyliński
	  napisał w odpowiedzi i opublikował w czasopiśmie, które ona redaguje, ale
	  zgodziła się umieścić w następnym tomie Archeologii Polski sprostowanie najbardziej
	  krzywdzących uwag. Niestety, na sprostowanie to nie znalazło się miejsce w
	  następnym tomie APolski (XLVII) - kolejny tom jubileuszowy, a gdy następny
	  tom (XLVIII) był już w zaawansowanym stadium produkcji (a więc kiedy już było
	  za późno, aby czynić zmiany w jego zawartości), dostałem następujący list:   | 
   
  
  
    Warszawa, dn 7 maja 2003 r.  | 
   
 
  
    
	ARCHEOLOGIA POLSKI    
Redakcja Naukowa 
Instytut Archeologii i Etnologii PAN 
Al. Solidarności 105; 00-140 Warszawa 
Tel. 620-28-81 do 84, wew. 138 lub 171; 
Fax. 624100; e-mail: archeologia.polski@wp.pl 
 
L.dz. 11/03
 | 
   
 
  
    
      | 
    W. Pan 
Mgr Paul M. Barford 
Ul. Włościańska 8 m 10 
01-710 Warszawa 
     | 
   
 
  
    
	  Szanowny Panie Magistrze, 
	   
  Przepraszamy, że dopiero teraz odpowiadamy na Pana prośbę o ewentualne opublikowanie artykułu,
   „Niesłuszne” poglądy, „niesłuszna”krytyka? Były
  konserwator w obronie bylejakości. 
  W związku ze szczególnie intensywnymi pracami nad zeszłorocznym tomem, sprawy dotyczące
   materiałów, których opublikowanie nie było planowane, musieliśmy odłożyć na późniejszy termin. 
   Niestety, z  uwagi na szczupłe zasoby finansowe Instytutu, a co za tym idzie
   ograniczone fundusze na wydawanie periodyków, zdecydowaliśmy się w najbliższym
   tomie nie zamieszczać artykułów nawiązujących
  się do wcześniej opublikowanych w dziale „Dyskusje i polemiki”. Krytyczny tekst Pana autorstwa ukazał się
  na łamach „Archeologii Polski”w roku 2000; jest rzeczą naturalną,
  że osoba poddana krytyce (w tym przypadku Pan Z. Kobyliński) ma prawo odpowiedzieć
  na zarzuty. Wydaje nam jednak bezcelowe
  kontynuowanie sporu, który miejscami przybiera charakter nie merytoryczny a
  osobisty, emocjonalny. W związku z tym zmuszeni jesteśmy odmówić opublikowania
  Pana artykułu na łamach naszego czasopisma. 
   
  
Z wyrazami powiązania 
  Redaktor 
  /-/ 
  (Prof. Dr hab. Maria Deka)
      | 
   
  
  
    
	  Szkoda tylko, ze Archeologia Polski nie jest w stanie brać odpowiedzialności za opublikowanie nieuzasadnionych krzywdzących stwierdzeń
	  o autorach poprzednich uwag krytycznych. To nie mój tekst sprowadził dyskusję do poziomu uznanego za „nie merytoryczny, a osobisty, 
	  emocjonalny” (wręcz przeciwnie staram się zwracać uwagę w nim na merytoryczny wymiar dyskutowanego tekstu recenzji).  Nie byłoby 
	  potrzebne w dalszej części „dyskusji” poprawianie mylących stwierdzeń tego rodzaju, jeśli Redakcja wiodącego polskiego czasopisma 
	  archeologicznego wymagałaby od autora uwag potencjalnie obraźliwych (o ile w ogóle zdecyduje takowe opublikować) wykazania ich 
	  zasadności PRZED ich opublikowaniem.
    
  
Zdecydowałem się jednak zamieścić tu moją odpowiedź w celu sprostowania mylących  uwag opublikowanych w szanowanym czasopiśmie 
  archeologicznym i wyjaśnienia, co miałem na myśli pisząc recenzję (już cztery lata temu). Najwyraźniej, nie ma sensu prowadzenie polemiki 
  tego rodzaju i tym sposobem na stronach kosztownych czasopism, kiedy kolejne numery pojawiają się w odstępach rocznych. Wydaje się, że 
  Internet jest bardziej stosownym miejscem do dyskusji bieżących problemów rozwoju polskiej archeologii niż polemiki w stylu 
  dziewiętnastowiecznym w czasopismach. Jako uzasadnienie tego poglądu, może służyć obecny dokument, który wymienia 
  Generalnego Konserwatora Zabytków (GKZ) oraz Ośrodek Dokumentacji Zabytków (ODZ), instytucje istniejące w okresie, 
  kiedy napisałem moje teksty, ale zlikwidowane kilka miesięcy temu przy kolejnej reorganizacji Ministerstwa Kultury.  
  Tekstu jednak postanowiłem nie zmieniać, ale dla publikacji w Internecie zostało rozszerzone streszczenie w języku angielskim. 
      | 
   
  
  
  
    Tekst pierwotnie przeznaczony do publikacji w  
      Archeologii Polski tom 47 lub 48:  | 
   
 
  
  
    „NIESŁUSZNE” POGLĄDY,
	 „NIESŁUSZNA” KRYTYKA? BYŁY KONSERWATOR W OBRONIE BYLEJAKOŚCI
      | 
   
 
  
    
  
„...καί επί
ταύτη τή πέτρα
οικοδομήσω μου
τήν εκκλησία ...” 
 
   | 
   
 
  
  
    
	         Stosunkowo
	    długi artykuł polemiczny w ostatnim numerze „Archeologii Polski” autorstwa
	    Dr Zbigniewa Kobylińskiego (2001c - odtąd:  Słuszne...) ma stanowić odpowiedź
	    na moją krótką recenzję (Barford 2000a - dalej:  Recenzja) pracy  Międzynarodowe Zasady
	  Ochrony i Konserwacji dziedzictwa archeologicznego (Z. Kobyliński red.
	    1998a; odtąd  Zasady...) 1 . Jest oczywiste, że w przypadku, kiedy autor recenzowanej
	    pracy odczuwa, że krytyka jego pracy
	  jest niesłuszna, ma prawo do polemiki ze stanowiskiem recenzenta. Z. Kobyliński twierdzi 
	  ( Słuszne..., s. 131), że jego odpowiedź „contains arguments to prove that the criticism presented
	  by P. Barford in his review [...] is groundless”. Szkoda tylko, że takich
	    argumentów w gruncie rzeczy nie znajdujemy w polemice.  2 | 
   
 
    
      
        | 
		          
		  Recenzowana praca to przygotowany przez Stowarzyszenie Naukowe Archeologów 
		  Polskich (SNAP) oraz Generalnego Konserwatora Zabytków (GKZ) zbiór tłumaczeń 
		  fragmentów wybranych dokumentów, powstałych za granicą i związanych z ochroną 
		  zabytków archeologicznych. W Recenzji zwracałem uwagę na problem wyboru 
		  materiału i jakość tłumaczeń (miejscami przekład odbiega od znaczenia pierwowzoru; 
		  wskazywałem niektóre z nich w recenzji). Sugerowałem, że w celu pełniejszego 
		  udostępnienia tekstów polskiemu czytelnikowi powinno się je było opatrzyć aparatem 
		  krytycznym. Zwracałem też uwagę że do przy produkcji tego rodzaju publikacji nie jest 
		  korzystny roczny cykl finansowania Urzędu Generalnego Konserwatora Zabytków, który 
		  zmusił zespół do pospiesznego przygotowania pracy.   | 
       
     
    
      
        | 
		          
		  Autor polemiki, zamiast ustosunkować się  do uwag w recenzji, sprowadza dyskusję na manowce, 
		  skupiając się na demaskowaniu „poglądów” recenzenta. Choć powinienem czuć się zaszczycony, 
		  że moje poglądy są dyskutowane w „Archeologii Polski”, z rozczarowaniem przeczytałem polemikę, 
		  której autorowi nie zawsze udało się właściwie odebrać sens tego co napisałem. Polemista nie 
		  rozróżnił, co w mojej recenzji było krytyką obecnej formy recenzowanej pracy, a co było dalszym 
		  rozwinięciem niektórych tematów tam zawartych, które w recenzji są sformułowane raczej jako pytanie, 
		  niż próba (jak w swej polemice wmawia mi Z. Kobyliński) narzucenia jakichkolwiek „słusznych” poglądów.   | 
       
     
    
      
               
		     Trudno jest mi rozumieć w jaki sposób pozwolono aby
		    dyskusja na łamach tego czasopisma naukowego Polskiej Akademii Nauk zniżyła
		    się miejscami do poziomu ataku osobistego. Niestety, z pewnym ubolewaniem
		    można stwierdzić, że w ostatnim czasie wynik jakiejkolwiek próby dyskutowania
		    jakiegokolwiek tematu związanego z  zasadami ochrony i zarządzania tzw. 
			dziedzictwem archeologicznym w Polsce stał się dość przewidywalny (cf Z. Kobyliński 1999; 2001b; P.
		    Barford 2001a; E. Tomczak 2000), co - w nawiązaniu do
		  tytułu rzeczonej polemiki - sugeruje pytanie, kto tu próbuje narzucić
		    swoje „słuszne” poglądy i w jakim celu?  3 | 
       
     
    
      
                
		W związku z metodą obraną przez Polemistę, należy ustosunkować się
            do najważniejszych z jego uwag:    | 
       
      
    
      
        1. Najpierw wypada zacząć od
            kilku słów samokrytyki. Rzeczywiście, w jednym miejscu mojej recenzji
            pisałem o dzienniku „Urzędowym” , a nie „Ustaw” zaś w innym używałem
            wyrazu „Karta” zamiast „Konwencja” aby określić pewien dokument, co nie zostało
            zauważone ani przez mnie, ani przez Redakcję w czasie korekt. Przepraszam
            czytelnika za te potknięcia,
		  mające mnie, w oczach Z. Kobylińskiego, tak dyskredytować. 4  | 
       
      
    
      
        2. W Recenzji napisałem też,
            że wspomnianą przez Z. Kobyliński w jego wstępie do recenzowanej
            pracy (s. 13) zasadę o ograniczenia rozmiaru wykopów znalazłem w
            jednym z tych dokumentów, ale Polemista (Słuszne... s. 126) twierdzi, że znajduje
            się ona w „co najmniej czterech zamieszczonych w recenzowanym tomie
            (s. 92-93, 116-117, 123 i 130)
		  oraz we wszystkich kodeksach etyki zawodowej archeologów”. Po pierwsze,
            nawet przeglądanie tych zawartych w recenzowanej książce dowodzi, że nie jest prawdą, iż we
		  „wszystkich kodeksach etyki” występuje zalecenie, o którym mowa. Z
            czterech cytowanych w Słuszne... przypadkach zwrot ten występuje tylko w dwóch: Konwencji z Valetty
		  wspomnianej przeze mnie, ale też i w Deklaracji z San Antonio o Autentyczności
            (Zasady s. 130), co przyznaję, że w czasie pisania recenzji, uszło mojej uwadze.
		  (Przypadek ten doskonale ilustruje rodzaj problemów których dałoby
            się uniknąć przy obecności aparatu krytycznego w publikacji; zwrot „co najmniej” (Słuszne... s. 126)
		  sugeruje, że polemiście też przydałby się teraz indeks, którego (Recenzja,
            s. 121) brak wytknąłem.) Należy zatem poprawić wyraz „tylko jeden”
            w mojej Recenzji na „tylko dwa”. Pomimo, że jestem
		  winien Czytelnikom i Redaktorowi recenzowanej pracy przeprosziny za
            omyłkę, nie zmienia to jednak sensu tego, co napisałem. 
         Niestety, Z. Kobyliński idzie dalej. W anglojęzyczym streszczeniu napisał (Słuszne....
            s. 132) „[the] criticized by P.M. Barford principle of limiting the
            (sic) excavation to the indispensable minimum and
  of [the] priority for (sic) the in situ preservation (sic) of the archaeological
            heritage...”. Jest to stwierdzenie całkowicie bezpodstawne, ponieważ
            w mojej recenzji nie ma krytyki tych zasad. Stwierdzenie polemisty
            jest po prostu godną pożałowania próbą wprowadzenia zagranicznego
            czytelnika w błąd co do istoty
  mojej krytyki zawartej w polskojęzycznym tekście (w Archeologia Polski, recenzja
            nie ma bowiem streszczeń). Również nie jest prawdą że zalecenie to
            „... is (sic) included in most of the contemporary programmatic i
  nternational documents”, stwierdzenie to jednak na szczęście zagraniczny czytelnik
            może sam sprawdzić.   | 
       
      
	
  
    3. Z. Kobyliński (Słuszne... s.
        125; por. Z. Kobyliński 2001b, s. 84; oraz P. Barford 2001a, s. 88) uważa,
        że z jakiegoś powodu, powinno mi być „szczególnie niezręcznie” recenzować
        tę książkę. Zdaje się jednak, że mylą mu się książki; jak widać z opublikowanej
        listy osób, które przyczyniły się do powstania tej pracy (Zasady...,
        s. 4), nie jestem tam wymieniony, jako w jakiejkolwiek formie odpowiedzialny
        za obecną formę książki, którą recenzowałem (por. Z. Kobyliński red.
        1998b, s. 11 - książka, której recenzję rzeczywiście byłoby mi „szczególnie
        niezręcznie” pisać). Nawiasem mówiąc, jeśli rzeczywiście miałbym wkład
        w przygotowanie recenzowanej pracy, czy byłbym zmuszony przez Redaktora
        do„ zakupu” egzemplarza (Słuszne... s. 127), używanego do napisania recenzji?    | 
   
  
  
    4. Z. Kobyliński napisał o „ochronie
        całych fragmentów historycznego krajobrazu kulturowego”, a nie rozumie,
        dlaczego uważam, że jest to niewłaściwe sformułowanie. Zanim jednak wytknie
        mi kolejny nieuczciwy zabieg ( Słuszne... s. 126), Polemista powinien
        zastanowić się, na czym polega różnica między „ochroną” (o której napisał),
        a „zarządzaniem”. Wprowadzenie tego terminu do polskiej terminologii
        odnośnie konserwatorstwa archeologicznego w Polsce w ostatnich latach
        niestety spowodowało pomieszanie pojęć, za co Dr Kobyliński - jako jeden
        z rzeczników użycia nowego terminu - sam jest częściowo odpowiedzialny.
        Wnikliwa lektura jego licznych prac na ten temat sugeruje, że używa terminu
        „zarządzanie” czasami jako zamiennego odpowiednika dla „ochrony” lub
       „ konserwacji” (w tej chwili,  Ustawa [..]  o ochronie dóbr kultury mówi
        tylko o „ochronie” a nie „zarządzaniu”). Czasami jednak Z. Kobyliński
        używa tego terminu - zdaje się - aby oznaczyć coś innego, ale w jego
        książce  Teoretyczne podstawy konserwacji... (2001a passim) nie znajdujemy
        systematycznej prezentacji tego, jak, jego zdaniem, należy rozumieć ten
        termin (ale por. Z. Kobyliński 2001a, s. 102). Definicja, że jest to
       „ konserwacja i mądre wykorzystanie zasobów dla dobra publicznego”, jest
        za płytka i nie oddaje całej złożoności treści pojęcia „management” w
        użyciu anglojęzycznej archeologii, skąd ono pochodzi (i gdzie w ostatnich
        latach jest też przedmiotem przewartościowania). 
		        
		 Gwoli wyjaśnienia, w skrócie, należy rozróżnić pojęcie „ochrona” od z„arządzanie”; pierwszy
        to proces bierny, drugi natomiast - czynny; jeden zakłada zachowanie
        substancji zabytkowej w całości, ograniczając zmiany do minimum, drugi
        zakłada ustalenie jej wartości, zachowanie najbardziej wartościowej części
        i rozsądnego wykorzystania części pozostałej. A więc, zamiast „odejścia
        od koncepcji ochrony pojedynczych zabytków archeologicznych na rzecz
        ochrony całych fragmentów historycznego krajobrazu kulturowego” współczesna
        ideologia wymagałaby nie tyle „ochrony” całych fragmentów, co zarządzania
        nimi, aby mogły rozwijać się, ale zachować swe wartości (a do tego najpierw
        trzeba ustalić, o jakie konkretne wartości chodzi, co jest pojęciem fundamentalnym
        do pojmowania tej koncepcji). Jak jasno wynika z mojego tekstu ( Recenzja...,
        s. 121), moja uwaga dotyczyła sposobu, w jaki ten fragment tekstu został
        sformułowany, a nie „przypisywania autorom recenzowanej pracy poglądów,
        których nigdy nie wyrazili ”( Słuszne... s. 126), przy tym rozstrzelenie
        druku opublikowanego tekstu miało nie tyle sugerować „absurdalność” tego
        stwierdzenia, co wyjaśnić, o które wyrazy chodziło. (!)  5  | 
   
  
  
    5. Problem znaczenia  wyrazów „cultural
        landscape” / „krajobraz kulturowy” w różnych środowiskach
        (Recenzja... s. 122) pozostaje
        nierozwiązany, a cytowana przez Z. Kobylińskiego praca o tzw.
	   „krajobrazach archeologicznych” (Słuszne... s. 126) w
	   niewielkim stopniu przyczynia się do jego rozwikłania.  | 
   
  
  
    6. Z. Kobyliński stwierdził, że teksty zawarte w publikacji  Zasady... są podane w całości, 
	  oprócz jakichś bliżej nieokreślonych fragmentów o małej wartości poznawczej. Kwestionowałem 
	  zasadność tego zabiegu - przynajmniej bez oznaczenia miejsc, gdzie fragmenty pierwotnego 
	  tekstu są opuszczone.  W intencji autorów tych dokumentów, opuszczone fragmenty stanowiły 
	  integralną ich część, ale redaktor zbioru potraktował je jako mało znaczące, w wyniku czego, 
	  niestety czytelnik  Zasad... nie może zgłębić pewnych aspektów zbioru dokumentów tu przedstawionych 
	  (por.  Słuszne... s. 130). 
	         
	  Z. Kobyliński wprowadził sporo zamieszania wokół jednego z tych tekstów. W recenzji zauważyłem, 
	  że opuszczony został cały (duży) fragment Kodeksu Postępowania Brytyjskiego Instytutu 
	  Archeologów Terenowych ( Recenzja s. 121;  Słuszne ... s. 126). Zasada 5 była już integralną 
	  częścią Kodeksu w czasie opracowywania przez Z. Kobylińskiego tego zbioru (i chyba jest 
	  oczywiste dla każdego, że w recenzji nie zarzuciłem Mu braku elementu pojawiającego się po 
	  złożeniu jego pracy do druku !). Z. Kobyliński twierdzi ( Słuszne... s. 126-127), że  pominięty fragment 
	  nie ma „nic wspólnego z tematyką książki”, ale w kontekście całego dokumentu zasada 5 nie jest 
	  mniej istotna niż inne partie dokumentu (por.  Zasady... s. 12, 179-207), który jako kodeks postępowania 
	  zawiera (tak jak i inne kodeksy etyki zawodowej zawarte z  Zasadach...) też wiele innych punktów, nie 
	  mających bezpośredniego związku z konserwatorstwem archeologicznym  per se. Ale nie o to chodziło; 
	  moja uwaga dotyczyła dostarczenia polskiemu odbiorcy  jako „całości” dokumentu w już zdezaktualizowanej 
	  formie, bez wzmianki tłumaczącej ten brak, ani go uświadamiającej.  6
	         
	  Jestem po prostu zdumiony stwierdzeniem Z. Kobylińskiego ( Słuszne.... s. 126), że sam jestem rzekomo winien przekazania 
	  Mu nieaktualnej wersji tegoż dokumentu „jako wówczas aktualnej”. Nie jest to dla mnie jasne, jak rzekomo miałem dokonać 
	  tego nikczemnego zabiegu kiedy pełny i aktualny tekst Code of Conduct of the Institute of Field Archaeologists jest łatwo 
	  dostępny np. w Internecie: 
	   http://www.archaeologists.net/docs/codes/code_conduct.pdf. 
	   Jest to teza nie tyle 
	  „plotkarska” ( Słuszne... s. 126), co zdumiewająca i nieco niedorzeczna. Mniej ciekawa, ale bardziej prawdopodobna 
	  jednak jest wersja, że osoba, która „wybrała i opracowała” te teksty, przekazała do tłumaczenia starą wersję tego 
	  dokumentu pochodzącą z czasów poprzedzających rozpoczęcie pracy nad przygotowaniem tej książki i przypuszczalnie 
	  po prostu nie zauważyła daty jego powstania. Czytelnik zauważy, że w  Recenzji napisałem bardzo wyraźnie, czego brakuje 
	  (a więc nie bardzo rozumiem zarzut ( Słuszne... s. 126), że moje uwagi „obliczone [są] na dezorientowanie Czytelników”). 
	  Brakujące poprawki do kodeksu zaczynają się od wprowadzonych do dokumentu w dn. 22.09.1995 ( Recenzja s. 121), 
	  nadając tłumaczonej wersji dokumentu  terminus ante quem kilka miesięcy przed rozpoczęciem pracy Dr Kobylińskiego w 
	  GKZ. Znamienne jest porównanie tego, co Z. Kobyliński pisał w polskim tekście na ten temat, z tym, co napisał w streszczeniu 
	  anglojęzycznym, a co bardziej odpowiada rzeczywistości . 7  
	    | 
   
  
  
    7. Twierdzenie Z. Kobylińskiego ( Słuszne... s. 127), że „wszystkie inne dokumenty opublikowane są w całości”, jest po 
	  prostu niezgodne z rzeczywistością i pozostaje w konflikcie z tym, co napisano ( Zasady... s. 15),  że niektóre fragmenty tekstów 
	  są wręcz pominięte. Jakie zatem jest  znaczenie wyrazu „w całości”? Widocznie dla redaktora zbioru  określenie „w całości” 
	  naprawdę oznacza „nie w całości”. Ale najważniejsze jest to, że nie oznaczono w opublikowanym tekście, co opuszczono i 
	  gdzie (nie mówiąc o tym dlaczego). 
	         
	  Jako tylko jeden przykład tego, co opuszczono, można zacytować  Valetta Art. 14-18, ( Zasady... s. 128).  
	  Niedawno obecność Art. 17 w Konwencji miała podstawowe znaczenie w dyskusji wśród archeologów 
	  brytyjskich na temat możności ratyfikacji tego dokumentu. Ale fragment ten został usunięty z polskiej 
	  wersji - uznany jako „nieistotny merytorycznie” (lub ”nie mieszczący się w zakresie tematycznym książki”). 
	  Ale są i tacy (w Polsce), którzy mogą dopatrzyć się powodów ideologicznych, dla których ustęp ten świadomie 
	  usunięto z wersji opublikowanej w zbiorze   Zasady....  8 
	         
	  Bardzo pouczające jest też np. porównanie sytuacji w polskiej literaturze archeologicznej z ilością informacji będącą 
	  w obiegu w brytyjskim środowisku archeologicznym w czasie dyskusji na temat ratyfikacji tego dokumentu, począwszy 
	  od upowszechnienia pełnego tekstu, dyskusji w poszczególnych punktach, oficjalnego powiadomienia o stanowisku 
	  Departamentu Kultury, Rada Archeologii Brytyskiej i Instytutu Archeologów Terenowych na temat jego interpretacji i 
	  znaczenia, artykułów w czasopismach archeologicznych i przynajmniej jednej strony w Internecie poświęconej  
	  przeciwstawianiu się  przez niektórych przedstawicieli środowiska ratyfikacji tegoż dokumentu oraz żywej dyskusji 
	  na ten temat na stronach internetowej grupy dyskusyjnej (Britarch:  http://www.jiscmail.ac.uk/lists/britarch.html), 
	  poświęconej archeologii brytyjskiej. Natomiast podpisanie tego dokumentu (16.01.1992) przez Polskę odbyło się 
	  bez większego odgłosu w polskiej literaturze archeologicznej, a głównym miejscem w którym temat znaczenia 
	  dokumentu jest obecnie dyskutowany w Polsce zdaje się być literatura środowiska „wykrywaczowców”. 
	     | 
   
  
  
    8. Tak, jak w przypadku wyrazu „w całości”,
        jest chyba jakieś nieporozumienie, co oznacza wyraz „wszystkie” w zwrocie:
       „ wszystkie międzynarodowe zalecenia, konwencje i karty dotyczące ochrony
        dziedzictwa archeologicznego zebrane zostały w jednej publikacji ”(Zasady
        ... s. 15). Przyznaję, że nie
	  bardzo rozumiem, jak mogą być wszystkie dokumenty, które jednak nie są
        wszystkimi (warto też zanotować, że opisując swoją rolę w produkcji tej
        książki, Z. Kobyliński używał określenia „wybrał” - a nie „zebrał”, co
        też sugeruje, że praca jest tylko wyborem). Podobno niektórych dokumentów
        nie wspominano z tego powodu (Słuszne... s. 127), że są rzekomo tak powszechnie znane i publikowane
        kilkakrotnie w języku polskim, że nie trzeba przypominać polskiemu czytelnikowi
        o ich istnieniu. Moim zdaniem, jednym z elementów, który poważnemu Czytelnikowi mógłby jednak pomóc, byłaby nie
        tylko pełna lista dokumentów nie zawartych w książce, lecz także dokładne wskazówki, gdzie archeolog, wykładowca,
	   student lub amator, polityk, inwestor, prawnik i podatnik (który ma za
        to wszystko płacić) może ten tekst znaleźć.   | 
   
  
   
     9. Z. Kobyliński nie widzi np. sensu włączenia
         do wyboru poprzedniej wersji Europejskiej konwencji o ochronie dziedzictwa
         archeologicznego z 1968, ponieważ „po prostu zastąpiona
	   została wersją nową ratyfikowaną przez nasz kraj; jaki zatem sens miałoby
         publikowanie tłumaczenia nieaktualnego?” (Słuszne..., s. 127). Odpowiedź
         jest bardzo prosta. Książka rzekomo
	   przedstawia „międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego”
         (czyli dotyczące nie tylko Polski ani Europy), a w niektórych krajach
         europejskich z różnych powodów
	   tekst poprawionej wersji tego dokumentu wzbudził opór wśród archeologów
         i rządowych agencji odpowiedzialnych za zarządzanie dziedzictwem w krajach,
         które ratyfikowały pierwszą wersję tego
	   dokumentu. Jak wspomniano powyżej, Wielka Brytania  dopiero we wrześniu
         2000 r. (czyli po publikacji Zasady...) ratyfikowała dokument z Valetta,
         przy okazji określając bardzo wyraźnie,
	   że nie będzie respektować niektórych z jego ustaleń (np. pełnego zastosowania
         Art. 3). W czasie publikowania pracy „Zasady...” zatem, dokument ten
         w pierwotnej formie funkcjonował jeszcze w
	   niektórych krajach Europy jako jeden z tych międzynarodowych dokumentów
         lansowanych przez Redaktora. Ale z jakiegoś powodu Redaktor tomu uznał
         go za niegodny wzmianki w książce, którą przygotował.  | 
    
   
 
  
    10. Według Z. Kobylińskiego (Słuszne... s. 129),
        moje uwagi na temat „eurocentryzmu” mają dowodzić mojej „niepełnej orientacji
        [...] w międzynarodowym kontekście ochrony zabytków”, ponieważ zbiór
        zawiera dokumenty „międzynarodowe” (Deklaracja z San Antonio i Lozanne).
        Polemista najwyraźniej uważa, że napisałem o „wszystkich” dokumentach,
        gdy rzeczywiście napisałem że: „zamiast ’międzynarodowa’, większość z
        nich jest raczej europejska (i mocno nacechowana eurocentryzmem)” (Recenzja
        s. 121) . Większość dokumentów zawartych w publikacji Zasady... została
        wyprodukowana w Europie i jest nacechowana eurocentryzmem.   | 
   
  
  
    11. Z zdziwieniem przeczytałem ripostę Z. Kobylińskiego
        na moje (nieco retoryczne) pytania o archeologii przemysłowej (Recenzja
        s. 119; Słuszne... s. 127). Twierdzi on bowiem, że „nie jest nią [tzn.
        archeologią] wcale; jest to po prostu ochrona i badania nowożytnych zabytków
        przemysłowych” oraz zarzuca recenzentowi nieznajomość tematu („widocznie
        poprzestał na odnotowaniu słowa „archeologia’...)”. Autorytatywne lecz
        mylne stwierdzenia byłego Zastępcy GKZ co do natury archeologii przemysłowej
        wyjaśniają - lecz nie uzasadniają - brak uwzględnienia tego tematu w
        zbiorze „Międzynarodowych Zasad....”. Co prawda, być może w Polsce tzw.
        „zabytki techniki” są jeszcze traktowane nieco marginesowo i dotąd badane
        głównie pod kątem „historii kultury materialnej”, a rzadko metodami archeologicznymi
        (są jednak wyjątki od tej ogólnej reguły). Polemista jednak pisząc o
        międzynarodowej sytuacji powinien mieć świadomość, że są środowiska poza
        granicami jego kraju (szczególnie w Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii,
        Holandii i innych), gdzie od przynajmniej lat 60. XX w. archeologia przemysłowa
        traktowana jest jako dziedzina archeologii, i gdzie tzw. zabytki techniki
        i krajobrazy przemysłowe są badane metodami archeologicznymi i są traktowane
        jako nieodłączny element dziedzictwa archeologicznego rejonu czy kraju.   | 
   
  
  
    12. Według Z. Kobylińskiego, „termin „egiptolog”
        użyty został w recenzji jako synonim nieprofesjonalności ”( Słuszne...
        s. 128). Jest to rażący przykład świadomego ’przekręcenia’ sensu tego,
        co napisałem, w niegodnym celu wzniecenia sporów. Tłumaczenie na język
        polski dokumentów o tej randze międzynarodowej powinno być wykonane przez
        tłumaczy specjalizujących się w tej dziedzinie, z doświadczeniem w przekładach
        tekstów urzędowych i legislacyjnych, (a nie tylko osoby będących ’pod
        ręką’, znające - nie wątpię - język angielski lub francuski na wysokim
        poziomie, ale nie mające doświadczenia w tej specjalistycznej dziedzinie
        tłumaczeń). 9 Polemista wyraźnie myli pojęcia „nie zatrudnić profesjonalnego
        tłumacza” ( Recenzja s. 120) z „zatrudnić nieprofesjonalnego tłumacza”,
        co w języku polskim (jak i angielskim), ma zupełnie inny wydźwięk. Tego,
        jak sądzę, Dr Kobyliński musiał być całkowicie świadom, kiedy napisał
        tak prowokacyjnie.   | 
   
  
  
    13. Sformułowanie Dr Zbigniewa Kobylińskiego na
        łamach Archeologia Polski o rzekomych „resentymentach związanych z krótkim
        i burzliwym epizodem pracy Pana Barforda w Zakładzie Egiptologii IA UW”
        (Słuszne... s. 128) należy traktować jedynie jako godne pożałowaniem
        nadużycie łamów czasopisma Polskiej Akademii Nauk w celu wzniecenia konfliktu
        i odgrywania się za jakieś prywatne urazy. Nie jest ono w żaden sposób
        odbiciem ani jakichkolwiek faktów z mojej przeszłości ani rzeczywistego
        mojego stosunku do polskich egiptologów. Pozostaje zagadką dlaczego Redakcja
        Archeologii Polski dopuściła do opublikowania takiego rodzaju pomówień
        bez sprawdzenia ich zgodności z faktami.  | 
   
  
  
    14. W Recenzji, cytowałem kilka przykładów, które
        znalazłem w tekstach opracowania Zasady, niewłaściwego tłumaczenia pojęć
        na język polski (Recenzja s. 120). Polemista jednak próbuje udowodnić,
        (Słuszne... s. 128-9) że moja krytyka jest „bezpodstawna” tylko w przypadku
        dwóch z nich. Ale chyba i tu źle wybrał, bo jego analiza wcale nie daje
        asumptu do jego pars pro toto stwierdzenia „this criticism is groundless”
        ponieważ „[the] examples of allegedly wrong translations are doubtful”
        (Słuszne... s. 131). Wręcz przeciwnie, próba Z. Kobylińskiego wytłumaczenia
        wybranych terminów tylko, moim zdaniem, pogarsza sprawę. 
		a) Wyraz „nventories” (Zasady s. 105; Słuszne... s. 128) po prostu nie jest odpowiednikiem polskiego
		 wyrazu „rejestr (zabytków)”. Po angielsku, to co się nazywa po polsku „rejestrem zabytków” to 
		 „Schedule of (Ancient) Monuments”, zabytki wpisane do Rejestru są po angielsku „Scheduled”, 
		 a „inventory” to by było (bliskim) odpowiednikiem polskiego „objęte ewidencją”. Nie bardzo rozumiem, 
		 na jakiej podstawie polemista może twierdzić, że jest inaczej, szczególnie w kontekście całego 
		 dokumentu (bo jeśli w zaleceniu I jest mowa o Rejestrach, to o czym jest mowa w zaleceniu III?). 
		 Mowa jest bardzo wyraźnie o „inventories as an essential precondition for any conservation policy” 
		 (zob. wyżej, uwagi na temat zarządzania), a więc jest całkowicie niezrozumiałe dla mnie, dlaczego 
		 Polemista uważa, że „w odniesieniu do treści [...] dokumentu byłoby niesensowne”. W takiej formie, 
		 jak jest napisany po angielsku, jest jak najbardziej sensowny. Niezrozumiałe dla mnie jest też twierdzenie 
		 (Słuszne... s. 128), że „nie ma bowiem państwowych inwentarzy zabytków”, gdy na przykład w 
		 Polsce od lat istnieje centralna ewidencja zabytków w ODZ - który oczywiście ma taki charakter. 
		 W innych krajach są podobne katalogi zabytków i miejsc (stanowisk). 
		 b) Z. Kobyliński (Słuszne... s. 128) uważa, że rozumie lepiej niż Autor znaczenie angielskiego wyrazu 
		 „object” używanego w Delhi 1956 (Recenzja 120; Zasady..., s. 90). Wyraz ten jest (co, jestem pewny, 
		 Zbigniew Kobyliński w rzeczywistości doskonale rozumie) używany całkowicie inaczej w archeologicznym 
		 żargonie angielskim (nie mówiąc o w języku codziennym) niż w żargonie polskiej archeologii. W Delhi 
		 „objects” występują  obok „works of the past”, „heritage”, „archaeological remains/discoveries”, „monuments”, 
		 „sites” „movable and immovable monuments”. Chyba najbardziej przekonujący jednak jest II.5 (d) „make 
		 undeclared objects subject to confiscation”, co raczej trudno egzekwować w przypadku jamy lub innego 
		 rodzaju archeologicznego obiektu ziemnego (!).  Tu jednak wyraz „object” jest (Zasady... s. 91) tłumaczony 
		 jako „przedmiot”, pomimo, że na poprzedniej stronie ten sam wyraz jest tłumaczony jako „obiekt”, co 
		 całkowicie zmienia znaczenie tego fragmentu tekstu. Dlaczego? Z. Kobyliński nie uważa tego za „błąd” 
		 (Słuszne... s. 129) - a więc jak nazwać nadawanie tekstowi innego znaczenie podczas tłumaczenia przez 
		 zmienienie choćby jednego wyrazu? Równoległe teksty lub przypisy od tłumacza rozwiązałyby wszelkie 
		 wątpliwości co do poprawności tłumaczenia. 
		 c) Nadal nie wyjaśniono sprawy „skorygowania” tekstów „w związku ze zmianami terminologii lub 
		 odmiennym obecnie pojmowaniem niektórych kwestii” (Zasady... s. 15; por. Rec. 122), co jest z punktu 
		 widzenie etyki tłumaczenia dokumentów (a zwłaszcza dokumentów tego rodzaju) zabiegiem wysoce 
		 wątpliwym. Czyżby przypadek powyżej omówiony, gdzie znaczenie pierwotne jest całkiem zmienione, 
		 jest przykładem tego rodzaju zabiegu?
		  | 
   
  
  
    15. Co do tłumaczenia dokumentu z Valetta, wcale
        nie używałem wyrazu „skandal” w moim tekście i jest kolejnym nieuczciwym
        nadużyciem ujęcie tego wyrazu w cudzysłów, jakby był cytatem ( Słuszne...
        s. 129). Wbrew temu, co twierdzi Polemista, nie ma też w tym, co napisane
        na str. 120 mojej recenzji oskarżenia o popełnienie plagiatu ( Słuszne...
        s. 129; por. Z. Kobyliński 2001b, 84, oraz P. Barford 2001a, s. 88),
        co wynika tak z kontekstu, jak i z przypisu na str. 121 w opracowaniu
         Zasady... . Jestem oczywiście obeznany z prawami dotyczącymi praw autorskich
        tłumaczeń aktów normatywnych ( Słuszne... s. 129), ale Z. Kobyliński najwyraźniej
        nie jest świadom tego, że zapis na str. 4  Zasady czyni z tego tekstu
        „© SNAP 1998”, i w recenzji zapytałem  - na jakiej podstawie? Nie ma bowiem
        mowy we wspomnianej ustawie o sposobie nabycia praw autorskich do tekstów
        nie objętych prawami autorskimi. Uważam też, że to szkoda - cokolwiek
        na ten temat ustali polskie prawo o prawie autorskim (i niezależnie od
        tego czy przekład jest dobrze wykonany czy źle) - że na str. 4 recenzowanej
        pracy nie poczyniono jakichkolwiek kroków aby zaznaczyć, że ten tekst
        nie jest dziełem 4 osób wymienionych tam jako tłumacze.  
		       
		Zdaniem Z. Kobylińskiego („ Słuszne...” s. 129) oficjalne tłumaczenie na język 
		polski tekstu  Valetta jest wykonane niewłaściwie (przez osoby „nie mające 
		pojęcia o archeologii”) i z tego powodu „najmniej wiernie oddaje treść oryginalnego 
		dokumentu”. Jest oczywiście rażąca niekonsekwencja w tym, co pisał Z. 
		Kobyliński sugerując, że (pomimo jego rzekomo niewiernego tłumaczenia) 
		 Valetta musiał pozostać w tej formie, w jakiej Prezydent Wałęsa ten tekst podpisał 
		( Słuszne... 129). Stwierdzenie to zostało jednak całkowicie zanegowane przez 
		fakt,  że w  Zasady... cały końcowy fragment dokumentu, łącznie z podpisem 
		Prezydenta, został usunięty ( Zasady... s. 128). W rzeczywistości - nawet jeśli 
		Redaktor nie chciał przygotować innego przekładu - nic nie stało na przeszkodzie, 
		aby opatrzyć istniejący przekład przypisami wyjaśniającymi „prawdziwą” treść pojęć 
		tak niewiernie oddanych. Jesteśmy chyba wszyscy zainteresowani tym, gdzie 
		Redaktor tomu widzi te problemy językowe. Dokument ten jest tak istotny, że 
		środowisko archeologiczne powinno być jak najszybciej poinformowane o tych 
		wątpliwościach, w celu uniknięcia potencjalnych nieporozumień podczas przyszłych 
		międzynarodowych dyskusji na temat konserwatorstwa archeologicznego (o ile wiem, 
		taka prezentacja nie występuje też w pracy Z. Kobylińskiego 2001a). 10   
		  | 
   
  
  
    16. Brak „dokładnej analizy indywidualnych tekstów”
        ( Recenzja s. 121) jest uzasadniony ( Słuszne... s. 128) tym, że „zbiór
        to nie analiza ani prezentacja dziejów myśli konserwatorskiej” oraz że
        „zagadnienia te poruszam natomiast w innej publikacji - [...] Z. Kobyliński
        2001)”. Po pierwsze, nie ma w recenzowanej książce jakiegokolwiek wskazania,
        że jest to pierwsza część większej całości, a więc uprawnione jest recenzowanie
        opracowania  Zasady... jako zwartej pracy. Po drugie jednak, w swojej
        odpowiedzi Polemista nie pokusił się o zacytowanie stron z jego późniejszej
        pracy, gdzie zagadnienia są poruszone w stosunku do indywidualnych dokumentów;
        pomimo zapewnień autora i dokładnej lektury, nie udało mi się znaleźć
        takiego rodzaju dyskusji we wspomnianej pracy. Po trzecie, sugerowałem
        nie tyle analizę historyczną, co analizę wzajemnych związków między tymi
        dokumentami, prezentowanymi ( Zasady... s. 12) jako „spójny i niesprzeczny
        ze sobą” zbiór.  
		       
		Polemista nie wytłumaczył, dlaczego nawet nie próbowano przedstawić chociaż 
		w najmniejszym skrócie komentarza do każdego z dokumentów, określającego 
		kontekst w którym powstał, tłumaczącego pewne określenia tam zawarte, 
		przedstawiającego, jakie fragmenty tekstu zostały opuszczone, gdzie można 
		znaleźć pełny tekst w oryginalnym brzmieniu (np. w Internecie), oraz gdzie 
		dokumenty te były omawiane w literaturze archeologicznej lub innej, co 
		niewątpliwie uczyniłoby tę książkę bardziej użyteczną w jej zamierzonym 
		wykorzystaniu do „przyszłych działań legislacyjnych, administracyjnych, 
		edukacyjnych i naukowo-badawczych” ( Zasady..., s. 14). 11  
		  | 
   
  
  
    17. Na końcu swego odpowiedzi Z. Kobyliński, „tylko
        gwoli ścisłości” ( Słuszne... s. 130) próbuje wyjaśnić kilka rzeczy: 
		a) Twierdzi, że recenzowana praca „nie jest produktem działalności Urzędu 
		Generalnego Konserwatora Zabytków”, lecz udział GKZ ograniczył się do 
		finansowania pracy. 12 Dziwi mnie to, nie tylko z tego powodu, że inaczej można 
		wnioskować na podstawie tekstu ze str. 11 recenzowanej pracy, ale głównie z 
		powodu pojawienia się na okładce, oraz na stronie tytułowej nazwy GKZ w 
		sposób sugerujący, że jest on współwydawcą. Brak jest natomiast wskazania, 
		że udział GKZ ograniczył się tylko do dostarczenia funduszy. Książka jest 
		oznaczona w dokładnie taki sam sposób jak w przypadku innej pozycji 
		(Z. Kobyliński red. 1998b), gdzie bardzo wyraźnie (ss. 10-11) jest mowa o 
		tym, że jest to książka, która powstała jako wynik oficjalnej działalności 
		Urzędu GKZ. Książka natomiast dotowana przez GKZ (Z. Kobyliński 2001a, s.[2]) 
		jest zupełnie inaczej oznaczona. Jest też nielogiczność w tym, co pisze Z. Kobyliński, 
		ponieważ, kilka stron wcześniej, zarzuca ( Słuszne... s. 125) mi udział w powstaniu 
		tej książki jako „zatrudnionego niegdyś przez Generalnego Konserwatora Zabytków”, 
		w ramach którego to zatrudnienia miałem rzekomo dostarczyć Mu materiały. 
		b) Dr Z. Kobyliński twierdzi, że nie pełnił funkcji Zastepcy Generalnego Konserwatora 
		Zabytków odpowiedzialnego za zabytki archeologiczne; być może jego stanowisko 
		inaczej się nazywało (przyznaję, że nigdy nie miałem w ręku ani jego nominacji, ani 
		umowy o pracę), ale przynajmniej w kilku tekstach (Z. Kobyliński 1998, 265-6; P. 
		Barford i Z. Kobyliński 1998, s. 471; Z. Kobyliński 1998b, s. 140) sam tak o sobie napisał. 
		c) Nie wiem, dlaczego Dr Kobyliński twierdzi, że Generalny Konserwator Zabytków 
		nie działał w imieniu Ministra Kultury i Sztuki, skoro sam napisał, że tak było 
		(P. Barford i Z. Kobyliński 1998, s. 470: Z. Kobyliński 1998b, s. 140); ponieważ 
		tak stanowił Art. 8 znowelizowanej wersji  Ustawy [...]   o ochronie dóbr kultury 
		obowiązującej w czasie przygotowania tej książki. Tekst Ustawy, co prawda, 
		został później zmieniony (zmiany w tym zakresie weszły w życie w 1999 r., po 
		wydaniu  Zasady....), czego Z. Kobyliński musi być świadom pisząc w czasie 
		teraźniejszym o czymś, co odnosi się do przeszłości ( Słuszne... s. 130). 
		       
		 Wbrew temu, o czym Z. Kobyliński chciałby teraz przekonać Czytelnika, 
		 powyższe okoliczności nadal pozwalają uznać książkę „Międzynarodowe 
		 zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego” za produkt 
		 działalności GKZ, razem ze wszystkimi konsekwencjami wynikającymi z tego faktu. 
		        
		 Kończąc recenzję, poruszyłem ( Recenzja  s.122) kilka problemów powstałych 
		 na kanwie prób pogodzenia różnorodności pojęciowej, którą prezentuje 
		 archeologia europejska. Z tych uwag Z. Kobyliński naśmiewa się tylko lub 
		 udaje, że ich nie rozumie. Mamy rozumieć jednak, że uwagi te mają stanowić 
		 moje „słuszne poglądy” wymienione w tytule artykułu polemicznego, 
		 ponieważ spora część artykułu Z. Kobylińskiego stanowi próbę podjęcia 
		 dyskusji z nimi - lub raczej próbę udowodnienia, że z takimi poglądami nie 
		 ma sensu dyskutować. 
		    | 
   
  
  
    18. Z. Kobyliński napisał: „Z przykrością [ sic]
        dowiadujemy się z recenzji, że dziedzictwo archeologiczne i „źródła zbiorowej
        pamięci” to według Pana Barforda megality, wały czy ruiny w Anglii, ale
        już nie „skorupki” z Polski” ( Słuszne... s. 130). Z prawdziwą przykrością
        dowiadujemy się, że Polemista nie czytał moich słów z należytą uwagą,
        bo czyni zbitkę z dwóch zupełnie odrębnych pytań (przy czym omija udzielenie
        odpowiedzi na którekolwiek z nich). 13 Mowa jest oczywiście o Artykule 1
         Valetta. Pozwolę sobie postawić jeszcze raz to pytanie: jak można rozumieć
        tajemnicze wyrazy „ a source of the European collective memory” (source
        de la mémoire collective européenne) ? Przypominam, że poprzednia wersja
        konwencji zawierała zwrot mniej  zagadkowy: „essential to a knowledge
        of the history of civilizations [...] the earliest source of European
        history [...] source of scientific information”. Dlaczego „memory”? W
        jaki sposób skorupy mogą służyć jako „źródło” „pamięci zbiorowej” (por.
        C. Holtorf 1996; b.d.; P. Nora 1984-92; J. Assmann 1992)? Jak można „stworzyć”
        „memory” skoro, to co nie jest „pamiętane” jest jedynie wymyślone? W
        ogóle, o co chodzi? Niestety, Dr Kobyliński wyraźnie nie rozumie sensu
        pytania i wyśmiewa je bez próby udzielenia odpowiedzi, a to szkoda, bo
        być może zgłębienie znaczenia tego zwrotu pozwoliłoby na rozumienie dokumentu
        i celu, w którym został sporządzony. 
		       
		Druga część zbitki pojęciowej czynionej przez Dr Kobylińskiego to omijanie 
		podawania do dyskusji pełnej definicji samego pojęcia „dziedzictwa archeologicznego” 
		(ang. archaeological heritage). Wyraz „dziedzictwo” (w wcześniejszej literaturze 
		Polski „patrymonium”) ma już określone znaczenie, co bez problemu można odnieść 
		do budynków (pałace, kościoły) oraz pomników (np. nagrobnych), budowanych 
		przecież w celach reprezentacyjnych aby upamiętnić dla potomności pewne 
		zdarzenia lub osoby. Obiekty te były tworzone w celu stania się dziedzictwem. 14 
		Jest to koncepcja omówiona przez Corneliusa Holtorfa (b.d.) jako 
		„prospective memory”. Ponownie zapytam; czy uzasadnione jest traktowanie 
		skorupy na powierzchni pola jako tego samego zjawiska? Czyje „dziedzictwo” 
		stanowi, dla kogo została pozostawiona i w jakim celu? Jak uzasadnić traktowanie 
		krzemieni schyłkowopaleolitycznych, skorup neolitycznych czy kultury wielbarskiej 
		jako „dziedzictwa narodowego” -  nota bene ’naród’ a nie ’państwo’ (por. A.D. Smith 2001)? 
		Jakie są różnice między tym dziedzictwem narodowym a wspomnianym przeze mnie 
		w recenzji „Ahnenerbe”? Jak można rozumieć pojęcie „wspólnego europejskiego 
		dziedzictwa kulturowego” odnosząc się do takiego rodzaju zabytków, powstałych 
		w tak odległych czasach (ale na pewno przed rodzeniem się jakiegokolwiek 
		poczucia „europejskości”)? Problemy te są szeroko dyskutowane i kwestionowane 
		w pewnych środowiskach naukowych w innych krajach (szczególnie tych z 
		rozwiniętą tradycją post-procesualizmu) ale niestety, z jego wypowiedzi, można 
		tylko odnieść wrażenie, że Z. Kobyliński nie chce dopuszczać myśli, że i w Polsce 
		można te dogmaty zakwestionować.
		   | 
   
  
  
    19. Uwagi ad personam  w rodzaju „Z właściwą sobie
        skłonnością do lekceważenia osiągnięć polskich, Pan Barford....” itd.
        (Słuszne... s. 125; por Z. Kobyliński 2001b, s 84 oraz P. Barford 2001a,
        ss. 87-8) są po prostu nie na miejscu, szczególnie w przypadku, kiedy
        nic w mojej recenzji nie daje podstaw do czynienia takiego rodzaju uwag.
        Napisałem bowiem wręcz przeciwnie (Recenzja s. 122) o istnieniu polskich
        tradycji konserwatorstwa, które nie powinny być lekceważone, a nie odwrotnie.
        Wmawia mi Dr Kobyliński, że rzekomo zapominałem o polskich osiągnięciach
        w konserwatorstwie (ale niestety bez wskazania, w której części mojej
        recenzji miałbym te sprawy omawiać - a może opublikowanie Zasady... ma
        być jednym z tych „osiągnięć”, które lekceważę w mojej recenzji?). Moim
        zdaniem jednak, gorsze od rzekomego ’lekceważenie osiągnięć’ jest wyolbrzymianie
        znaczenie pewnych faktów w próbie przypisania polskiemu konserwatorstwu
        jakiejś prekursorskiej roli. Czytelnik może porównać uwagi Polemisty
        z tym, co ostatnio na temat obecnego miejsca polskiego konserwatorstwa
        na forum międzynarodowym napisał Prof. A. Tomaszewski (2000, 20-21).
        Chyba jednak, zamiast ilości międzynarodowych spotkań, w których - na
        koszt polskiego podatnika - przedstawiciele Państwowej Służby Ochrony
        Zabytków mieli możność uczestniczyć, aktualną sytuację w polskim konserwatorstwie
        lepiej obrazuje obecny stan większości zabytków w Polsce (tysiące rozpadających
        się starych kamienic w miastach i miasteczkach, dwory i zagrody, młyny
        i kościoły rozrzucone po krajobrazie kulturowym).  | 
   
  
  
    20. Pozostała bez odpowiedzi kwestia rozumienia
        pojęcia „autentyczność” stanowisk archeologicznych. Ale, co ciekawe,
        Z. Kobyliński napisał dalej: „nie znana jest panu Barfordowi najwidoczniej
        myśl „polskiej szkoły konserwatorskiej”, która o 50 lat wyprzedziła modne
        dzisiaj na świecie rozważania na temat niematerialnych wartości dziedzictwa
        kulturowego i konieczności przewartościowania tradycyjnego pojmowania
        autentyczności jako zawartej rzekomo wyłącznie w substancji obiektu zabytkowego”
        (Słuszne..., s. 130). Ta krótka wzmianka zasługuje na szersze omówienie
        (czego jednak nie czynię tu z uwagi na cierpliwość czytelnika). Po pierwsze
        jednak, to, co napisałem nie daje bynajmniej asumptu do stwierdzenia,
        co wiem, a czego nie wiem na ten temat; moja recenzja tej książki nie
        miała dotyczyć w jakiejkolwiek mierze historii konserwatorstwa w Polsce
        lub Europie, a więc znowu trudno uznać, gdzie w takim tekście mógłbym
        umieścić takie wzmianki, co wcale nie oznacza, że nic na ten temat nie
        wiem. Polemista zdaje się jednak nie zauważać, że o tym jednak jest w
        pewnym sensie mowa („na gruncie miejscowej tradycji” Recenzja s. 122),
        co sugeruje, że nie całkowicie uszło mojej uwagi, że Polska ma długą
        tradycję w tym zakresie, o czym zresztą napisaliśmy wspólnie po angielsku
        kilka lat temu (P. Barford i Z. Kobyliński 1998, 464). Cała ta dyskusja
        mija się jednak z celem w przypadku konserwatorstwa archeologicznego,
        gdyż trudno przyjąć, że źródło nieautentyczne jest dla celów archeologicznych
        równowarte ze źródłem autentycznym (o tym mowa w dokumentach w „Zasady...”
        m.in. Deklaracji z San Antonio) i trudno wskazywać na „niematerialne
        wartości” zabytków archeologicznych bez wkroczenia albo w dziedzinę estetyki
        antykwarystyczna lub na bardzo niepewny grunt problemów tzw. etnogenezy
        i Ahnenerbe. Głębsze rozważenie problemów związanych z autentycznością
        źródeł archeologicznych leżało jednak poza tematem mojej recenzji, tak
        jak i w przypadku tej odpowiedzi.  | 
   
  
  
    21. Krótka refleksja w Recenzji (s. 121-122) o problemie
        akceptacji wzorów kulturowych przez kraje nie należące do ’G8’ (wtedy
        jeszcze chyba G7), oraz problemów mogących wynikać z jednoczącej się
        Europy najwyraźniej nie pasowała do wizji świata Z. Kobylińskiego. Twierdzi
        tylko: „Nie w pełni chyba recenzent rozumie procesy zachodzące we współczesnym
        świecie” (Słuszne... s. 130). A może po prostu inaczej niż on postrzegam
        sytuację w świecie (szczególnie w stosunku do Zjednoczonej Europy, której         
		- w przeciwieństwie do polemisty - od wielu lat jestem obywatelem). Nie
        odczuwam potrzeby przekonywania pana Kobylińskiemu lub kogokolwiek innego
        do moich poglądów - szczególnie nie na łamach „Archeologii Polski”. Zwracam
        jedynie uwagę, że problemy związane ze zmianami w kulturze poszczególnych
        narodów i grup (i przez to zmiany w wartościowaniu pewnych elementów
        tzw. dziedzictwa kulturowego) jako wynik procesów tzw. globalizacji są
        jednak bardzo skomplikowane i obecnie stanowią temat dyskusji wśród osób
        związanych z wieloma dziedzinami kultury (a więc nie tylko archeologii)
        w wielu krajach (w Unii i poza nią). Obawiam się jednak, że stwierdzenia
        w rodzaju ostatnio wyrażonego przez Z. Kobylińskiego niewiele wnoszą
        do tej dyskusji. 
		       
		Niepokojące też jest lekceważenie przez Z. Kobylińskiego politycznej 
		roli kultury w procesach związanych ze zjednoczeniem Europy. W 
		wielu jego ostatnich artykułach przejmuje on hasła „common 
		European Heritage” i „European collective memory” jako niemal 
		obowiązujące dogmaty - jako coś tak oczywistego, że nie trzeba 
		się zastanawiać, co właściwie jest „wspólne” (i czym jest owo „dziedzictwo”). 
		Hasłowość tych zwrotów jest oczywista, jak też instrumentalność 
		obecnego posługiwania się nimi przez archeologów. Powstaje pytanie j
		ednak, czy nie powinniśmy się raczej zastanowić, czy i w jakim stopniu 
		archeolodzy są tu instrumentalnie wykorzystywani w celu dostarczenia 
		materiałów służących do reifikacji „wyimaginowanej wspólnoty” 
		(B. Anderson 1991) w służbie polityki? 
		       
		Polemista ubarwia swój tekst (Słuszne... s. 129) używając takich terminów jak: 
		„złowrogie”, „agent”, „spiskową teoria”,  dotyczących zagrożenia dla krajów 
		„byłego bloku sowieckiego” przez „bardziej zaawansowany cywilizacyjnie krąg 
		kulturowy”, ale ani jeden z tych wyrazów nie występuje w moim tekście (Recenzja  s. 122). 
		Zamiast przedstawienia mrocznej wizji lub teorii spiskowej, która ma podkopać 
		suwerenność Polski (napisałem w rzeczywistości bardziej ogólnie o 
		„innych narodach”, a nie tylko o jednym narodzie) uważny czytelnik 
		dostrzeże, że ten fragment mojego tekstu składa się z serii pytań 
		(w większości oczywiście zignorowanych przez polemistę). 
		       
		Z. Kobyliński dał swojemu artykułowi polemiczny tytuł sugerując, 
		że będzie ustosunkowywał się  do moich „(nie)słusznych poglądów”, 
		ale większość z tematów, które traktuje jako moje „poglądy”, albo 
		nimi nie są, albo zostały sformułowane przeze mnie w recenzji w formie 
		pytającej. Do głównego mojego poglądu o recenzowanej pracy w 
		gruncie rzeczy jednak Polemista się nie odniósł.. Uwaga Czytelnika 
		być może została rozproszona przez ’zasłonę dymną’ stworzoną przez 
		potok nie związanych z tematem uwag Polemisty, a więc pragnę 
		przypomnieć, o co mi chodziło ponad dwa lata temu. Recenzowana 
		praca powstała jako część procesu „tworzenia zrębów ogólnokrajowej 
		polityki ochrony zabytków archeologicznych” (Zasady... s. 11) i nosi 
		wszelkie znamiona pozwalające stwierdzić, że była produktem działalności 
		w tym zakresie Generalnego Konserwatora Zabytków, głównej instytucji 
		odpowiedzialnej (w tym okresie) za ochronę dziedzictwa kulturowego RP i 
		dysponującej pieniędzmi z budżetu Państwa przeznaczonymi na ten cel. 
		Mamy zatem chyba prawo oczekiwać, że będzie odpowiadała pewnym 
		standardom. Tymczasem praca, którą otrzymaliśmy, nosi znamiona, 
		przygotowanej pospiesznie i tanim kosztem, czego efekty były łatwe 
		do przewidzenia (niestety, nie jest to jedyny przykład tego zjawiska, 
		por. P. Barford 2000a; 2001a). Czytelnik nie może zaufać, ze teksty w 
		Zasady...  zostały właściwie przetłumaczone, brak jakiegokolwiek 
		aparatu krytycznego uniemożliwia używanie pracy do poważnego 
		rozważenia  treści i znaczenia tych dokumentów. Być może osoby 
		odpowiedzialne za ten stan rzeczy są przekonane, że „lepiej cokolwiek niż nic”, 
		ale nie sądzę, że jest to pogląd słuszny w tym przypadku. Trudno wierzyć, 
		że jeśli taki zbiór zostałby przygotowany przez odpowiedników GKZ w 
		pewnych innych krajach Europy (Niemcy, Anglia,  Holandia lub kraje 
		skandynawskie), to zadanie to byłoby traktowane z taką beztroską. 
		Porównanie tych „osiągnięć” polskiego konserwatorstwa z międzynarodowym 
		kontekstem jest w tym przypadku jak najbardziej uprawnione, ponieważ 
		recenzowana praca została przygotowana w celu udostępnienia polskiemu 
		odbiorcy międzynarodowego forum dyskusji i przygotowania go do 
		uczestnictwa w światowej dyskusji. Nie sądzę, by lektura recenzowanej 
		pracy odpowiadała tej potrzebie. Pozostaję przy opinii, że archeologią 
		Polski, SNAP i GKZ stać było na więcej. 
		  | 
   
  
  
    Warszawa 8.04.2002/14.05.2003  | 
   
  
 
  
    
	  1 Zamiast o „opracowaniu”,
	        Z. Kobyliński ostatnio ( Słuszne) pisze o „redagowaniu” tej
	        książki.	      
	        
	           2 Niniejsza odpowiedź została przekazana Redakcji w marcu 2002r.	        
	          
	           3 Artykuł powtarza dosyć blisko schemat innego artykułu polemicznego
	          (Z. Kobyliński 2001b); w celu oszczędzenia tu miejsca odsyłam Czytelnika
	          do mojej odpowiedzi
	          (P. Barford 2001) aby wyjaśnić metodę dyskursu Z. Kobylińskiego stosowaną
	          w obu artykułach.
	          
      4 Z. Kobyliński zarzucając mi na tej podstawie nieznajomość międzynarodowej
	          sytuacji nie ustrzegł się podobnych błędów. Najwidoczniej zapominał
	          ( Słuszne...,s. 131), że The Hague Convention została podpisana w s’-Gravenshage
	          (The Hague) w Holandii, a nie w Haga w Szwecji (przedmieście Sztokholmu).
	          
       5 Trudno oczekiwać, że w recenzji pracy  Międzynarodowe zasady... odnosiłbym się
	          do uwag jej redaktora w innej książce na temat tzw. krajobrazów archeologicznych,
	          opublikowanej w rok później. Nie miałem zamiaru pisania szerzej w
	          recenzji tej pracy o „poglądach” („słusznych” czy „niesłusznych”) Zbigniewa Kobylińskiego
	          na temat konserwatorstwa archeologicznego, lecz jedynie recenzować
	          konkretny tekst.
	          
       6 Nie używałem wyrazu „niewybaczalny” ujętego w cudzysłów, jakby był cytowany
	          z mojej recenzji ( Słuszne... s. 127; por Z. Kobyliński 2001b, s.
	          85 oraz P. Barford 2001a, s. 90 i przyp 13.
	          
       7 Znamienne jest też, że podczas, gdy w czasie jego publikacji Z. Kobyliński
	          określi swoją rolę przez wyrazy „wybrał i opracował” ( Zasady... s.
	          3), kiedy zauważono wady, w próbie przerzucenia winy na innych, nagle staje
	          się tylko „Redaktorem” ( Słuszne... s. 126), w dodatku rzekomo ofiarą
	          podstępnie oszukaną przez spiskujące przeciw niemu osoby.
	          
         8 Artykuł 17.1 stanowi: „1 Każda Strona może w każdym czasie wypowiedzieć
	          niniejszą (poprawioną) konwencją w drodze notyfikacji skierowanej do
	          Sekretarza Generalnego Rady Europy.”
	          
       9 Oczywiście, za takie usługi specjalistyczne trzeba płacić, i mam wrażenie,
	          że nie skorzystano z tej możliwości ze względów oszczędnościowych,
	          co dało wyniki łatwe do przewidzenia.
	          
       10 Tak samo, Redaktor ( Zasady... s. 15) wspomniał, że teksty angielskie i francuskie
	          tych dokumentów różnią się miedzy sobą, ale - niestety - nie wyszczególnia,
	          gdzie takie problemy występują, co też może utrudnić rzetelną dyskusję
	          międzynarodową. Artykuł omawiający te problemy terminologiczne i
	          inne byłby znacznie lepszym wykorzystaniem ss. 125-132 tomu 46 „ Archeologii
	          Polski”, niż to co tam zostało wydrukowane.
	          
       11 Jako doskonały wzór dla tej książki mógłby służyć np. polski zbiór tłumaczonych
	          tekstów „Testimonia najdawniejszych dziejów Słowian” (Brzóstkowska
	          i Swoboda red.) znany zapewne polemiście.
	          
       12 Co przypuszczalnie ma sugerować, że GKZ nie jest odpowiedzialny za sposób,
	          jak te pieniądze z budżetu państwa zostały wykorzystane. Czyżby?
	          
        13 nie znajdujemy rozwiązania w wyżej cytowanej książki Z. Kobyliński 2001a
       
      
   14 Sprawy jednak nawet tu nie są tak jasne co uświadamiają nam uwagi W. Burszty
	          (1998, 148): „więź narodowa nie zna granic czasowych: XVI-wieczny
	          szlachcic polski jest mi bowiem bliski w takim stopniu, jak współczesny
	          mi krajan, choć z tym pierwszym z pewnością nie mógłbym się porozumieć w podstawowych
	          kwestiach, poczynając od tego czy i dla niego byłbym Polakiem (zakładając
          przykładowo moje chłopskie pochodzenia).”                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                              | 
   
  
  
    
	Anderson, B. 1991, Imagined Communities: Reflections on the origins and spread of nationalism, Londyn/Nowy York.
  
	
	Assmann, J. 1992, Das Kulturelle Gedächtnis, Schrift Erinnerung und Identität in fruhen Hochkulturen, Monachium.
  
	
	Barford, P.M., Kobyliński, Z. 1998, Protecting the archaeological heritage in Poland at the end of the 1990s, ss. 461-82 [w:] S. 
	Tabaczyński (red.) 1998 Theory and practice of Archaeological Research t. III, Dialogue with the data: the archaeology of 
	complex societies and its context in the 90s. Warszawa.
  
	
	Barford, P.M. 2000a Międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego, APolski XLV, 119-122.
  
	
	Barford, P.M. 2000b [Rec.] ’Pierwsza pomoc dla zabytków archeologicznych ed. Z. Kobyliński’, Biuletyn Informacyjny 
	Konserwatorów Dzieł Sztuki t. 11 (4) (43), 72-4, 125-6.
  
	
	Barford, P.M. 2001 ’Odpowiedź czy raczej unikanie odpowiedzi? Jeszcze raz o „Pierwszej pomocy 
	dla zabytków archeologicznych” Biuletyn Informacyjny Konserwatorów Dzieł Sztuki 12 (3), s. 87-92 i 141-2.
  
	
	 Brzostowska, A. i W. Swoboda (red) 1989, Testimonia najdawniejszych dziejów Słowian, Wroclaw.
  
	 
	 Burszta, W.J. 1998, Antropologia Kultury, tematy, teorie, interpretacje, Poznan.
  
	 
	 Delhi 1956, United Nations Educational, Scientific and Cultural Organization Recommendations 
	 on International Principles Applicable to Archaeological Excavations (New Delhi 1956) 
  
	 
	 Holtorf, C.J. 1996, ’Towards a chronology of megalithic understanding monumental time 
	 and cultural memory’, Journal of European Archaeology 4, 119-152.
  
	 
	 Holtorf, C. b.d. Monumental Past, the Life-histories of Megalithic Monuments in Mecklemburg-Vorpommern (Germany), Toronto.
  
	 
	 Kobyliński, Z. 1998a, Archeologischer Denkmalschutz in Polen am Ende des 20. Jahrhunderts, Archäolisches Nachrichtenblatt 3(2), s. 133-144.
  
	 
	 Kobyliński, Z. 1998b, POLSKA: Ochrona dziedzictwa archeologicznego, ss. 259-276 [w:] Z. Kobyliński (red.) 1998b.
  
	 
	 Kobyliński, Z. (red.) 1998a, Międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego, Warszawa.
  
	 
	  Kobyliński, Z. (red.) 1998b, Ochrona dziedzictwa archeologicznego w Europie, Warszawa.
  
	  
	  Kobyliński, Z. 1999 ’Zarządzanie dziedzictwem archeologicznym a „wolność nauki” 
	  (na marginesie wypowiedzi Eugeniusza Tomczaka)’, Sprawozdania Archeologiczne 51, 331-341.
  
	  
	  Kobyliński, Z. 2001a, Teoretyczne podstawy konserwacji dziedzictwa archeologicznego, Warszawa.
  
	  
	 Kobyliński Z. 2001b, ’O etyce recenzowania - w odpowiedzi Panu Barfordowi’ Biuletyn 
	 Informacyjny Konserwatorów Dzieł Sztuki t. 12.1 (44), s. 84-6.
  
	 
	Kobyliński, Z. 2001c, ’Pana Barforda słuszne poglądy na ochronę zabytków (w związku z recenzją 
	książki Międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego)’, APolski XLVI, 125-132.
  
	
	Nora, P. 1984-1992, Les lieux de Memoire, t. I-VII, Paris.
  
	
	Smith A.D. 2001; ’Authenticity, antiquity and archaeology’, Nations and Nationalism,  October 2001, vol. 7, no. 4,  pp. 441-449(9) 
  
	
	Tomaszewski, A. 2000, Wiek XX w konserwacji - konserwacja w XX wieku’, ss. 15-21 [w:] A. 
	Tomaszewski (red.) 2000, Badania i ochrona zabytków w Polsce w XX wieku, Warszawa.
  
	
	Tomczak, E. 2000, ’Jeszcze raz w sprawie „Zaleceń” pióra Zbigniewa Kobylińskiego’ 
	Sprawozdania Archeologiczne 52, 435-442.
  
	
	Valetta - European Convention on the Protection of the Archaeological Heritage/ 
	Convention européenne pour la protection du patrimoine archéologique (révisée). 
	Rada Europy (Série des traités européens, n° 143).    
	
	  | 
   
 
 
 |