|
„NIESŁUSZNE” POGLĄDY, „NIESŁUSZNA” KRYTYKA? BYŁY KONSERWATOR W OBRONIE BYLEJAKOŚCI |
Wstęp
W lutym lub marcu 1999 ukazała się książka p.t. ’Międzynarodowe zasady
ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego (wybrał i opracował Zbigniew
Kobyliński)’ opublikowana przez Generalnego Konserwatora Zabytków i Stowarzyszenie
Naukowe Archeologów Polskich. Książka zawiera zbiór tłumaczeń na język polski
serii dokumentów międzynarodowych dotyczących ochrony i konserwacji dziedzictwa
archeologicznego.
W XLV tomie Archeologii Polski (2000) ukazała się moja recenzja tej książki.
Napisałem, że taka praca jest z pewnością bardzo potrzebna i niewątpliwie
będzie bardzo użyteczna w tworzeniu podstaw do dyskusji nad przyszłym kształtem
archeologii w Polsce. Niestety jednak stwierdziłem pewne braki książki i w
recenzji wyraziłem żal, że mający dostęp do funduszy publicznych, centralny
urząd odpowiedzialny za wydanie tych środków nie pokusił się o produkcję pracy
na najwyższym poziomie, lecz tylko na coś co - moim zdaniem - można określić
jako „produkt zastępczy”. Zwróciłem też uwagę, że roczny system finansowania
takich przedsięwzięć przez ówczesne Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
utrudnia planowanie projektów tego rodzaju i wymusza przyspieszenie toku pracy,
należy się zastanowić czy nie ten pośpiech nie jest głównym powodem tego rodzaju
niedostatków? Wszystkie swoje uwagi uzasadniłem w recenzji.
Kilka miesięcy później ukazał się następny tom Archeologii Polski zawierający
tekst redaktora recenzowanej książki, mający stanowić odpowiedź na moją recenzję
(Kobyliński, Z. 2001, ’Pana Barforda słuszne poglądy na ochronę zabytków [w
związku z recenzją książki Międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa
archeologicznego]’, Archeologia Polski XLVI, 125-132). Tekst ten ma jednak
dosyć osobliwy charakter. Autor widocznie uważa, że ’najlepszą metodą obrony
jest atak’, a więc próbuje udowodnić, że nie należy zwracać zbytnio uwagi
na krytykę tej książki, ponieważ recenzent to osoba nie mająca intelektualnych
ani moralnych (etycznych) podstaw do oceny tej pracy. Chciałby, aby czytelnik
uwierzył, że udowodnił, że moja krytyka jest „bezpodstawna”. Niestety, gdy
czytamy owe rzekome „dowody” moich nieczystych zamiarów przy pisaniu recenzji
oraz rzekomej niewiedzy, odkrywamy, że autor polemiki omija (lub udaje, że
nie rozumie) bardzo istotne punkty mojej krytyki lub polemizuje ze stwierdzeniami
pochodzącymi częściowo z jego własnej wyobraźni, a zatem przedstawia opinie
mylące i krzywdzące. Polemika ta skupia się przede wszystkim na omawianiu
osoby recenzenta, a nie recenzowanej pracy. Można z żalem stwierdzić, że artykuł
Kobylińskiego stanowi doskonały przykład dominującego rodzaju tekstów polemicznych
napisanych przez polskich archeologów w ostatnich latach (niektóre inne przykłady
można znaleźć w tym samym tomie Archeologii Polski). Nasuwa się pytanie, czy
zdaniem autora tekstu jest to najbardziej owocna metoda prowadzenia dyskusji
naukowych na poziomie europejskim.
Tekst Kobylińskiego zawiera tyle krzywdzących uwag i przekręceń myśli autora
recenzji, że poczułem potrzebę zapytania Redaktora czasopisma (p. Profesor
Maria Deka) dlaczego dopuściła do publikacji w czasopiśmie Polskiej Akademii
Nauk, które redaguje, takich rzeczy bez sprawdzenia prawdziwości faktów tam
przedstawionych i ich zgodności z tym, co zostało napisane w recenzji. Na
spotkaniu kilka dni po opublikowaniu tomu XLV Archeologii Polski, pani Deka
informowała mnie, że nie czuje się odpowiedzialna za to, co Z. Kobyliński
napisał w odpowiedzi i opublikował w czasopiśmie, które ona redaguje, ale
zgodziła się umieścić w następnym tomie Archeologii Polski sprostowanie najbardziej
krzywdzących uwag. Niestety, na sprostowanie to nie znalazło się miejsce w
następnym tomie APolski (XLVII) - kolejny tom jubileuszowy, a gdy następny
tom (XLVIII) był już w zaawansowanym stadium produkcji (a więc kiedy już było
za późno, aby czynić zmiany w jego zawartości), dostałem następujący list: |
Warszawa, dn 7 maja 2003 r. |
ARCHEOLOGIA POLSKI
Redakcja Naukowa
Instytut Archeologii i Etnologii PAN
Al. Solidarności 105; 00-140 Warszawa
Tel. 620-28-81 do 84, wew. 138 lub 171;
Fax. 624100; e-mail: archeologia.polski@wp.pl
L.dz. 11/03
|
|
W. Pan
Mgr Paul M. Barford
Ul. Włościańska 8 m 10
01-710 Warszawa
|
Szanowny Panie Magistrze,
Przepraszamy, że dopiero teraz odpowiadamy na Pana prośbę o ewentualne opublikowanie artykułu,
„Niesłuszne” poglądy, „niesłuszna”krytyka? Były
konserwator w obronie bylejakości.
W związku ze szczególnie intensywnymi pracami nad zeszłorocznym tomem, sprawy dotyczące
materiałów, których opublikowanie nie było planowane, musieliśmy odłożyć na późniejszy termin.
Niestety, z uwagi na szczupłe zasoby finansowe Instytutu, a co za tym idzie
ograniczone fundusze na wydawanie periodyków, zdecydowaliśmy się w najbliższym
tomie nie zamieszczać artykułów nawiązujących
się do wcześniej opublikowanych w dziale „Dyskusje i polemiki”. Krytyczny tekst Pana autorstwa ukazał się
na łamach „Archeologii Polski”w roku 2000; jest rzeczą naturalną,
że osoba poddana krytyce (w tym przypadku Pan Z. Kobyliński) ma prawo odpowiedzieć
na zarzuty. Wydaje nam jednak bezcelowe
kontynuowanie sporu, który miejscami przybiera charakter nie merytoryczny a
osobisty, emocjonalny. W związku z tym zmuszeni jesteśmy odmówić opublikowania
Pana artykułu na łamach naszego czasopisma.
Z wyrazami powiązania
Redaktor
/-/
(Prof. Dr hab. Maria Deka)
|
Szkoda tylko, ze Archeologia Polski nie jest w stanie brać odpowiedzialności za opublikowanie nieuzasadnionych krzywdzących stwierdzeń
o autorach poprzednich uwag krytycznych. To nie mój tekst sprowadził dyskusję do poziomu uznanego za „nie merytoryczny, a osobisty,
emocjonalny” (wręcz przeciwnie staram się zwracać uwagę w nim na merytoryczny wymiar dyskutowanego tekstu recenzji). Nie byłoby
potrzebne w dalszej części „dyskusji” poprawianie mylących stwierdzeń tego rodzaju, jeśli Redakcja wiodącego polskiego czasopisma
archeologicznego wymagałaby od autora uwag potencjalnie obraźliwych (o ile w ogóle zdecyduje takowe opublikować) wykazania ich
zasadności PRZED ich opublikowaniem.
Zdecydowałem się jednak zamieścić tu moją odpowiedź w celu sprostowania mylących uwag opublikowanych w szanowanym czasopiśmie
archeologicznym i wyjaśnienia, co miałem na myśli pisząc recenzję (już cztery lata temu). Najwyraźniej, nie ma sensu prowadzenie polemiki
tego rodzaju i tym sposobem na stronach kosztownych czasopism, kiedy kolejne numery pojawiają się w odstępach rocznych. Wydaje się, że
Internet jest bardziej stosownym miejscem do dyskusji bieżących problemów rozwoju polskiej archeologii niż polemiki w stylu
dziewiętnastowiecznym w czasopismach. Jako uzasadnienie tego poglądu, może służyć obecny dokument, który wymienia
Generalnego Konserwatora Zabytków (GKZ) oraz Ośrodek Dokumentacji Zabytków (ODZ), instytucje istniejące w okresie,
kiedy napisałem moje teksty, ale zlikwidowane kilka miesięcy temu przy kolejnej reorganizacji Ministerstwa Kultury.
Tekstu jednak postanowiłem nie zmieniać, ale dla publikacji w Internecie zostało rozszerzone streszczenie w języku angielskim.
|
Tekst pierwotnie przeznaczony do publikacji w
Archeologii Polski tom 47 lub 48: |
„NIESŁUSZNE” POGLĄDY,
„NIESŁUSZNA” KRYTYKA? BYŁY KONSERWATOR W OBRONIE BYLEJAKOŚCI
|
„...καί επί
ταύτη τή πέτρα
οικοδομήσω μου
τήν εκκλησία ...”
|
Stosunkowo
długi artykuł polemiczny w ostatnim numerze „Archeologii Polski” autorstwa
Dr Zbigniewa Kobylińskiego (2001c - odtąd: Słuszne...) ma stanowić odpowiedź
na moją krótką recenzję (Barford 2000a - dalej: Recenzja) pracy Międzynarodowe Zasady
Ochrony i Konserwacji dziedzictwa archeologicznego (Z. Kobyliński red.
1998a; odtąd Zasady...) 1 . Jest oczywiste, że w przypadku, kiedy autor recenzowanej
pracy odczuwa, że krytyka jego pracy
jest niesłuszna, ma prawo do polemiki ze stanowiskiem recenzenta. Z. Kobyliński twierdzi
( Słuszne..., s. 131), że jego odpowiedź „contains arguments to prove that the criticism presented
by P. Barford in his review [...] is groundless”. Szkoda tylko, że takich
argumentów w gruncie rzeczy nie znajdujemy w polemice. 2 |
Recenzowana praca to przygotowany przez Stowarzyszenie Naukowe Archeologów
Polskich (SNAP) oraz Generalnego Konserwatora Zabytków (GKZ) zbiór tłumaczeń
fragmentów wybranych dokumentów, powstałych za granicą i związanych z ochroną
zabytków archeologicznych. W Recenzji zwracałem uwagę na problem wyboru
materiału i jakość tłumaczeń (miejscami przekład odbiega od znaczenia pierwowzoru;
wskazywałem niektóre z nich w recenzji). Sugerowałem, że w celu pełniejszego
udostępnienia tekstów polskiemu czytelnikowi powinno się je było opatrzyć aparatem
krytycznym. Zwracałem też uwagę że do przy produkcji tego rodzaju publikacji nie jest
korzystny roczny cykl finansowania Urzędu Generalnego Konserwatora Zabytków, który
zmusił zespół do pospiesznego przygotowania pracy. |
Autor polemiki, zamiast ustosunkować się do uwag w recenzji, sprowadza dyskusję na manowce,
skupiając się na demaskowaniu „poglądów” recenzenta. Choć powinienem czuć się zaszczycony,
że moje poglądy są dyskutowane w „Archeologii Polski”, z rozczarowaniem przeczytałem polemikę,
której autorowi nie zawsze udało się właściwie odebrać sens tego co napisałem. Polemista nie
rozróżnił, co w mojej recenzji było krytyką obecnej formy recenzowanej pracy, a co było dalszym
rozwinięciem niektórych tematów tam zawartych, które w recenzji są sformułowane raczej jako pytanie,
niż próba (jak w swej polemice wmawia mi Z. Kobyliński) narzucenia jakichkolwiek „słusznych” poglądów. |
Trudno jest mi rozumieć w jaki sposób pozwolono aby
dyskusja na łamach tego czasopisma naukowego Polskiej Akademii Nauk zniżyła
się miejscami do poziomu ataku osobistego. Niestety, z pewnym ubolewaniem
można stwierdzić, że w ostatnim czasie wynik jakiejkolwiek próby dyskutowania
jakiegokolwiek tematu związanego z zasadami ochrony i zarządzania tzw.
dziedzictwem archeologicznym w Polsce stał się dość przewidywalny (cf Z. Kobyliński 1999; 2001b; P.
Barford 2001a; E. Tomczak 2000), co - w nawiązaniu do
tytułu rzeczonej polemiki - sugeruje pytanie, kto tu próbuje narzucić
swoje „słuszne” poglądy i w jakim celu? 3 |
 
W związku z metodą obraną przez Polemistę, należy ustosunkować się
do najważniejszych z jego uwag: |
1. Najpierw wypada zacząć od
kilku słów samokrytyki. Rzeczywiście, w jednym miejscu mojej recenzji
pisałem o dzienniku „Urzędowym” , a nie „Ustaw” zaś w innym używałem
wyrazu „Karta” zamiast „Konwencja” aby określić pewien dokument, co nie zostało
zauważone ani przez mnie, ani przez Redakcję w czasie korekt. Przepraszam
czytelnika za te potknięcia,
mające mnie, w oczach Z. Kobylińskiego, tak dyskredytować. 4 |
2. W Recenzji napisałem też,
że wspomnianą przez Z. Kobyliński w jego wstępie do recenzowanej
pracy (s. 13) zasadę o ograniczenia rozmiaru wykopów znalazłem w
jednym z tych dokumentów, ale Polemista (Słuszne... s. 126) twierdzi, że znajduje
się ona w „co najmniej czterech zamieszczonych w recenzowanym tomie
(s. 92-93, 116-117, 123 i 130)
oraz we wszystkich kodeksach etyki zawodowej archeologów”. Po pierwsze,
nawet przeglądanie tych zawartych w recenzowanej książce dowodzi, że nie jest prawdą, iż we
„wszystkich kodeksach etyki” występuje zalecenie, o którym mowa. Z
czterech cytowanych w Słuszne... przypadkach zwrot ten występuje tylko w dwóch: Konwencji z Valetty
wspomnianej przeze mnie, ale też i w Deklaracji z San Antonio o Autentyczności
(Zasady s. 130), co przyznaję, że w czasie pisania recenzji, uszło mojej uwadze.
(Przypadek ten doskonale ilustruje rodzaj problemów których dałoby
się uniknąć przy obecności aparatu krytycznego w publikacji; zwrot „co najmniej” (Słuszne... s. 126)
sugeruje, że polemiście też przydałby się teraz indeks, którego (Recenzja,
s. 121) brak wytknąłem.) Należy zatem poprawić wyraz „tylko jeden”
w mojej Recenzji na „tylko dwa”. Pomimo, że jestem
winien Czytelnikom i Redaktorowi recenzowanej pracy przeprosziny za
omyłkę, nie zmienia to jednak sensu tego, co napisałem.
  Niestety, Z. Kobyliński idzie dalej. W anglojęzyczym streszczeniu napisał (Słuszne....
s. 132) „[the] criticized by P.M. Barford principle of limiting the
(sic) excavation to the indispensable minimum and
of [the] priority for (sic) the in situ preservation (sic) of the archaeological
heritage...”. Jest to stwierdzenie całkowicie bezpodstawne, ponieważ
w mojej recenzji nie ma krytyki tych zasad. Stwierdzenie polemisty
jest po prostu godną pożałowania próbą wprowadzenia zagranicznego
czytelnika w błąd co do istoty
mojej krytyki zawartej w polskojęzycznym tekście (w Archeologia Polski, recenzja
nie ma bowiem streszczeń). Również nie jest prawdą że zalecenie to
„... is (sic) included in most of the contemporary programmatic i
nternational documents”, stwierdzenie to jednak na szczęście zagraniczny czytelnik
może sam sprawdzić. |
3. Z. Kobyliński (Słuszne... s.
125; por. Z. Kobyliński 2001b, s. 84; oraz P. Barford 2001a, s. 88) uważa,
że z jakiegoś powodu, powinno mi być „szczególnie niezręcznie” recenzować
tę książkę. Zdaje się jednak, że mylą mu się książki; jak widać z opublikowanej
listy osób, które przyczyniły się do powstania tej pracy (Zasady...,
s. 4), nie jestem tam wymieniony, jako w jakiejkolwiek formie odpowiedzialny
za obecną formę książki, którą recenzowałem (por. Z. Kobyliński red.
1998b, s. 11 - książka, której recenzję rzeczywiście byłoby mi „szczególnie
niezręcznie” pisać). Nawiasem mówiąc, jeśli rzeczywiście miałbym wkład
w przygotowanie recenzowanej pracy, czy byłbym zmuszony przez Redaktora
do„ zakupu” egzemplarza (Słuszne... s. 127), używanego do napisania recenzji? |
4. Z. Kobyliński napisał o „ochronie
całych fragmentów historycznego krajobrazu kulturowego”, a nie rozumie,
dlaczego uważam, że jest to niewłaściwe sformułowanie. Zanim jednak wytknie
mi kolejny nieuczciwy zabieg ( Słuszne... s. 126), Polemista powinien
zastanowić się, na czym polega różnica między „ochroną” (o której napisał),
a „zarządzaniem”. Wprowadzenie tego terminu do polskiej terminologii
odnośnie konserwatorstwa archeologicznego w Polsce w ostatnich latach
niestety spowodowało pomieszanie pojęć, za co Dr Kobyliński - jako jeden
z rzeczników użycia nowego terminu - sam jest częściowo odpowiedzialny.
Wnikliwa lektura jego licznych prac na ten temat sugeruje, że używa terminu
„zarządzanie” czasami jako zamiennego odpowiednika dla „ochrony” lub
„ konserwacji” (w tej chwili, Ustawa [..] o ochronie dóbr kultury mówi
tylko o „ochronie” a nie „zarządzaniu”). Czasami jednak Z. Kobyliński
używa tego terminu - zdaje się - aby oznaczyć coś innego, ale w jego
książce Teoretyczne podstawy konserwacji... (2001a passim) nie znajdujemy
systematycznej prezentacji tego, jak, jego zdaniem, należy rozumieć ten
termin (ale por. Z. Kobyliński 2001a, s. 102). Definicja, że jest to
„ konserwacja i mądre wykorzystanie zasobów dla dobra publicznego”, jest
za płytka i nie oddaje całej złożoności treści pojęcia „management” w
użyciu anglojęzycznej archeologii, skąd ono pochodzi (i gdzie w ostatnich
latach jest też przedmiotem przewartościowania).
Gwoli wyjaśnienia, w skrócie, należy rozróżnić pojęcie „ochrona” od z„arządzanie”; pierwszy
to proces bierny, drugi natomiast - czynny; jeden zakłada zachowanie
substancji zabytkowej w całości, ograniczając zmiany do minimum, drugi
zakłada ustalenie jej wartości, zachowanie najbardziej wartościowej części
i rozsądnego wykorzystania części pozostałej. A więc, zamiast „odejścia
od koncepcji ochrony pojedynczych zabytków archeologicznych na rzecz
ochrony całych fragmentów historycznego krajobrazu kulturowego” współczesna
ideologia wymagałaby nie tyle „ochrony” całych fragmentów, co zarządzania
nimi, aby mogły rozwijać się, ale zachować swe wartości (a do tego najpierw
trzeba ustalić, o jakie konkretne wartości chodzi, co jest pojęciem fundamentalnym
do pojmowania tej koncepcji). Jak jasno wynika z mojego tekstu ( Recenzja...,
s. 121), moja uwaga dotyczyła sposobu, w jaki ten fragment tekstu został
sformułowany, a nie „przypisywania autorom recenzowanej pracy poglądów,
których nigdy nie wyrazili ”( Słuszne... s. 126), przy tym rozstrzelenie
druku opublikowanego tekstu miało nie tyle sugerować „absurdalność” tego
stwierdzenia, co wyjaśnić, o które wyrazy chodziło. (!) 5 |
5. Problem znaczenia wyrazów „cultural
landscape” / „krajobraz kulturowy” w różnych środowiskach
(Recenzja... s. 122) pozostaje
nierozwiązany, a cytowana przez Z. Kobylińskiego praca o tzw.
„krajobrazach archeologicznych” (Słuszne... s. 126) w
niewielkim stopniu przyczynia się do jego rozwikłania. |
6. Z. Kobyliński stwierdził, że teksty zawarte w publikacji Zasady... są podane w całości,
oprócz jakichś bliżej nieokreślonych fragmentów o małej wartości poznawczej. Kwestionowałem
zasadność tego zabiegu - przynajmniej bez oznaczenia miejsc, gdzie fragmenty pierwotnego
tekstu są opuszczone. W intencji autorów tych dokumentów, opuszczone fragmenty stanowiły
integralną ich część, ale redaktor zbioru potraktował je jako mało znaczące, w wyniku czego,
niestety czytelnik Zasad... nie może zgłębić pewnych aspektów zbioru dokumentów tu przedstawionych
(por. Słuszne... s. 130).
Z. Kobyliński wprowadził sporo zamieszania wokół jednego z tych tekstów. W recenzji zauważyłem,
że opuszczony został cały (duży) fragment Kodeksu Postępowania Brytyjskiego Instytutu
Archeologów Terenowych ( Recenzja s. 121; Słuszne ... s. 126). Zasada 5 była już integralną
częścią Kodeksu w czasie opracowywania przez Z. Kobylińskiego tego zbioru (i chyba jest
oczywiste dla każdego, że w recenzji nie zarzuciłem Mu braku elementu pojawiającego się po
złożeniu jego pracy do druku !). Z. Kobyliński twierdzi ( Słuszne... s. 126-127), że pominięty fragment
nie ma „nic wspólnego z tematyką książki”, ale w kontekście całego dokumentu zasada 5 nie jest
mniej istotna niż inne partie dokumentu (por. Zasady... s. 12, 179-207), który jako kodeks postępowania
zawiera (tak jak i inne kodeksy etyki zawodowej zawarte z Zasadach...) też wiele innych punktów, nie
mających bezpośredniego związku z konserwatorstwem archeologicznym per se. Ale nie o to chodziło;
moja uwaga dotyczyła dostarczenia polskiemu odbiorcy jako „całości” dokumentu w już zdezaktualizowanej
formie, bez wzmianki tłumaczącej ten brak, ani go uświadamiającej. 6
Jestem po prostu zdumiony stwierdzeniem Z. Kobylińskiego ( Słuszne.... s. 126), że sam jestem rzekomo winien przekazania
Mu nieaktualnej wersji tegoż dokumentu „jako wówczas aktualnej”. Nie jest to dla mnie jasne, jak rzekomo miałem dokonać
tego nikczemnego zabiegu kiedy pełny i aktualny tekst Code of Conduct of the Institute of Field Archaeologists jest łatwo
dostępny np. w Internecie:
http://www.archaeologists.net/docs/codes/code_conduct.pdf.
Jest to teza nie tyle
„plotkarska” ( Słuszne... s. 126), co zdumiewająca i nieco niedorzeczna. Mniej ciekawa, ale bardziej prawdopodobna
jednak jest wersja, że osoba, która „wybrała i opracowała” te teksty, przekazała do tłumaczenia starą wersję tego
dokumentu pochodzącą z czasów poprzedzających rozpoczęcie pracy nad przygotowaniem tej książki i przypuszczalnie
po prostu nie zauważyła daty jego powstania. Czytelnik zauważy, że w Recenzji napisałem bardzo wyraźnie, czego brakuje
(a więc nie bardzo rozumiem zarzut ( Słuszne... s. 126), że moje uwagi „obliczone [są] na dezorientowanie Czytelników”).
Brakujące poprawki do kodeksu zaczynają się od wprowadzonych do dokumentu w dn. 22.09.1995 ( Recenzja s. 121),
nadając tłumaczonej wersji dokumentu terminus ante quem kilka miesięcy przed rozpoczęciem pracy Dr Kobylińskiego w
GKZ. Znamienne jest porównanie tego, co Z. Kobyliński pisał w polskim tekście na ten temat, z tym, co napisał w streszczeniu
anglojęzycznym, a co bardziej odpowiada rzeczywistości . 7
|
7. Twierdzenie Z. Kobylińskiego ( Słuszne... s. 127), że „wszystkie inne dokumenty opublikowane są w całości”, jest po
prostu niezgodne z rzeczywistością i pozostaje w konflikcie z tym, co napisano ( Zasady... s. 15), że niektóre fragmenty tekstów
są wręcz pominięte. Jakie zatem jest znaczenie wyrazu „w całości”? Widocznie dla redaktora zbioru określenie „w całości”
naprawdę oznacza „nie w całości”. Ale najważniejsze jest to, że nie oznaczono w opublikowanym tekście, co opuszczono i
gdzie (nie mówiąc o tym dlaczego).
Jako tylko jeden przykład tego, co opuszczono, można zacytować Valetta Art. 14-18, ( Zasady... s. 128).
Niedawno obecność Art. 17 w Konwencji miała podstawowe znaczenie w dyskusji wśród archeologów
brytyjskich na temat możności ratyfikacji tego dokumentu. Ale fragment ten został usunięty z polskiej
wersji - uznany jako „nieistotny merytorycznie” (lub ”nie mieszczący się w zakresie tematycznym książki”).
Ale są i tacy (w Polsce), którzy mogą dopatrzyć się powodów ideologicznych, dla których ustęp ten świadomie
usunięto z wersji opublikowanej w zbiorze Zasady.... 8
Bardzo pouczające jest też np. porównanie sytuacji w polskiej literaturze archeologicznej z ilością informacji będącą
w obiegu w brytyjskim środowisku archeologicznym w czasie dyskusji na temat ratyfikacji tego dokumentu, począwszy
od upowszechnienia pełnego tekstu, dyskusji w poszczególnych punktach, oficjalnego powiadomienia o stanowisku
Departamentu Kultury, Rada Archeologii Brytyskiej i Instytutu Archeologów Terenowych na temat jego interpretacji i
znaczenia, artykułów w czasopismach archeologicznych i przynajmniej jednej strony w Internecie poświęconej
przeciwstawianiu się przez niektórych przedstawicieli środowiska ratyfikacji tegoż dokumentu oraz żywej dyskusji
na ten temat na stronach internetowej grupy dyskusyjnej (Britarch: http://www.jiscmail.ac.uk/lists/britarch.html),
poświęconej archeologii brytyjskiej. Natomiast podpisanie tego dokumentu (16.01.1992) przez Polskę odbyło się
bez większego odgłosu w polskiej literaturze archeologicznej, a głównym miejscem w którym temat znaczenia
dokumentu jest obecnie dyskutowany w Polsce zdaje się być literatura środowiska „wykrywaczowców”.
|
8. Tak, jak w przypadku wyrazu „w całości”,
jest chyba jakieś nieporozumienie, co oznacza wyraz „wszystkie” w zwrocie:
„ wszystkie międzynarodowe zalecenia, konwencje i karty dotyczące ochrony
dziedzictwa archeologicznego zebrane zostały w jednej publikacji ”(Zasady
... s. 15). Przyznaję, że nie
bardzo rozumiem, jak mogą być wszystkie dokumenty, które jednak nie są
wszystkimi (warto też zanotować, że opisując swoją rolę w produkcji tej
książki, Z. Kobyliński używał określenia „wybrał” - a nie „zebrał”, co
też sugeruje, że praca jest tylko wyborem). Podobno niektórych dokumentów
nie wspominano z tego powodu (Słuszne... s. 127), że są rzekomo tak powszechnie znane i publikowane
kilkakrotnie w języku polskim, że nie trzeba przypominać polskiemu czytelnikowi
o ich istnieniu. Moim zdaniem, jednym z elementów, który poważnemu Czytelnikowi mógłby jednak pomóc, byłaby nie
tylko pełna lista dokumentów nie zawartych w książce, lecz także dokładne wskazówki, gdzie archeolog, wykładowca,
student lub amator, polityk, inwestor, prawnik i podatnik (który ma za
to wszystko płacić) może ten tekst znaleźć. |
9. Z. Kobyliński nie widzi np. sensu włączenia
do wyboru poprzedniej wersji Europejskiej konwencji o ochronie dziedzictwa
archeologicznego z 1968, ponieważ „po prostu zastąpiona
została wersją nową ratyfikowaną przez nasz kraj; jaki zatem sens miałoby
publikowanie tłumaczenia nieaktualnego?” (Słuszne..., s. 127). Odpowiedź
jest bardzo prosta. Książka rzekomo
przedstawia „międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego”
(czyli dotyczące nie tylko Polski ani Europy), a w niektórych krajach
europejskich z różnych powodów
tekst poprawionej wersji tego dokumentu wzbudził opór wśród archeologów
i rządowych agencji odpowiedzialnych za zarządzanie dziedzictwem w krajach,
które ratyfikowały pierwszą wersję tego
dokumentu. Jak wspomniano powyżej, Wielka Brytania dopiero we wrześniu
2000 r. (czyli po publikacji Zasady...) ratyfikowała dokument z Valetta,
przy okazji określając bardzo wyraźnie,
że nie będzie respektować niektórych z jego ustaleń (np. pełnego zastosowania
Art. 3). W czasie publikowania pracy „Zasady...” zatem, dokument ten
w pierwotnej formie funkcjonował jeszcze w
niektórych krajach Europy jako jeden z tych międzynarodowych dokumentów
lansowanych przez Redaktora. Ale z jakiegoś powodu Redaktor tomu uznał
go za niegodny wzmianki w książce, którą przygotował. |
10. Według Z. Kobylińskiego (Słuszne... s. 129),
moje uwagi na temat „eurocentryzmu” mają dowodzić mojej „niepełnej orientacji
[...] w międzynarodowym kontekście ochrony zabytków”, ponieważ zbiór
zawiera dokumenty „międzynarodowe” (Deklaracja z San Antonio i Lozanne).
Polemista najwyraźniej uważa, że napisałem o „wszystkich” dokumentach,
gdy rzeczywiście napisałem że: „zamiast ’międzynarodowa’, większość z
nich jest raczej europejska (i mocno nacechowana eurocentryzmem)” (Recenzja
s. 121) . Większość dokumentów zawartych w publikacji Zasady... została
wyprodukowana w Europie i jest nacechowana eurocentryzmem. |
11. Z zdziwieniem przeczytałem ripostę Z. Kobylińskiego
na moje (nieco retoryczne) pytania o archeologii przemysłowej (Recenzja
s. 119; Słuszne... s. 127). Twierdzi on bowiem, że „nie jest nią [tzn.
archeologią] wcale; jest to po prostu ochrona i badania nowożytnych zabytków
przemysłowych” oraz zarzuca recenzentowi nieznajomość tematu („widocznie
poprzestał na odnotowaniu słowa „archeologia’...)”. Autorytatywne lecz
mylne stwierdzenia byłego Zastępcy GKZ co do natury archeologii przemysłowej
wyjaśniają - lecz nie uzasadniają - brak uwzględnienia tego tematu w
zbiorze „Międzynarodowych Zasad....”. Co prawda, być może w Polsce tzw.
„zabytki techniki” są jeszcze traktowane nieco marginesowo i dotąd badane
głównie pod kątem „historii kultury materialnej”, a rzadko metodami archeologicznymi
(są jednak wyjątki od tej ogólnej reguły). Polemista jednak pisząc o
międzynarodowej sytuacji powinien mieć świadomość, że są środowiska poza
granicami jego kraju (szczególnie w Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii,
Holandii i innych), gdzie od przynajmniej lat 60. XX w. archeologia przemysłowa
traktowana jest jako dziedzina archeologii, i gdzie tzw. zabytki techniki
i krajobrazy przemysłowe są badane metodami archeologicznymi i są traktowane
jako nieodłączny element dziedzictwa archeologicznego rejonu czy kraju. |
12. Według Z. Kobylińskiego, „termin „egiptolog”
użyty został w recenzji jako synonim nieprofesjonalności ”( Słuszne...
s. 128). Jest to rażący przykład świadomego ’przekręcenia’ sensu tego,
co napisałem, w niegodnym celu wzniecenia sporów. Tłumaczenie na język
polski dokumentów o tej randze międzynarodowej powinno być wykonane przez
tłumaczy specjalizujących się w tej dziedzinie, z doświadczeniem w przekładach
tekstów urzędowych i legislacyjnych, (a nie tylko osoby będących ’pod
ręką’, znające - nie wątpię - język angielski lub francuski na wysokim
poziomie, ale nie mające doświadczenia w tej specjalistycznej dziedzinie
tłumaczeń). 9 Polemista wyraźnie myli pojęcia „nie zatrudnić profesjonalnego
tłumacza” ( Recenzja s. 120) z „zatrudnić nieprofesjonalnego tłumacza”,
co w języku polskim (jak i angielskim), ma zupełnie inny wydźwięk. Tego,
jak sądzę, Dr Kobyliński musiał być całkowicie świadom, kiedy napisał
tak prowokacyjnie. |
13. Sformułowanie Dr Zbigniewa Kobylińskiego na
łamach Archeologia Polski o rzekomych „resentymentach związanych z krótkim
i burzliwym epizodem pracy Pana Barforda w Zakładzie Egiptologii IA UW”
(Słuszne... s. 128) należy traktować jedynie jako godne pożałowaniem
nadużycie łamów czasopisma Polskiej Akademii Nauk w celu wzniecenia konfliktu
i odgrywania się za jakieś prywatne urazy. Nie jest ono w żaden sposób
odbiciem ani jakichkolwiek faktów z mojej przeszłości ani rzeczywistego
mojego stosunku do polskich egiptologów. Pozostaje zagadką dlaczego Redakcja
Archeologii Polski dopuściła do opublikowania takiego rodzaju pomówień
bez sprawdzenia ich zgodności z faktami. |
14. W Recenzji, cytowałem kilka przykładów, które
znalazłem w tekstach opracowania Zasady, niewłaściwego tłumaczenia pojęć
na język polski (Recenzja s. 120). Polemista jednak próbuje udowodnić,
(Słuszne... s. 128-9) że moja krytyka jest „bezpodstawna” tylko w przypadku
dwóch z nich. Ale chyba i tu źle wybrał, bo jego analiza wcale nie daje
asumptu do jego pars pro toto stwierdzenia „this criticism is groundless”
ponieważ „[the] examples of allegedly wrong translations are doubtful”
(Słuszne... s. 131). Wręcz przeciwnie, próba Z. Kobylińskiego wytłumaczenia
wybranych terminów tylko, moim zdaniem, pogarsza sprawę.
a) Wyraz „nventories” (Zasady s. 105; Słuszne... s. 128) po prostu nie jest odpowiednikiem polskiego
wyrazu „rejestr (zabytków)”. Po angielsku, to co się nazywa po polsku „rejestrem zabytków” to
„Schedule of (Ancient) Monuments”, zabytki wpisane do Rejestru są po angielsku „Scheduled”,
a „inventory” to by było (bliskim) odpowiednikiem polskiego „objęte ewidencją”. Nie bardzo rozumiem,
na jakiej podstawie polemista może twierdzić, że jest inaczej, szczególnie w kontekście całego
dokumentu (bo jeśli w zaleceniu I jest mowa o Rejestrach, to o czym jest mowa w zaleceniu III?).
Mowa jest bardzo wyraźnie o „inventories as an essential precondition for any conservation policy”
(zob. wyżej, uwagi na temat zarządzania), a więc jest całkowicie niezrozumiałe dla mnie, dlaczego
Polemista uważa, że „w odniesieniu do treści [...] dokumentu byłoby niesensowne”. W takiej formie,
jak jest napisany po angielsku, jest jak najbardziej sensowny. Niezrozumiałe dla mnie jest też twierdzenie
(Słuszne... s. 128), że „nie ma bowiem państwowych inwentarzy zabytków”, gdy na przykład w
Polsce od lat istnieje centralna ewidencja zabytków w ODZ - który oczywiście ma taki charakter.
W innych krajach są podobne katalogi zabytków i miejsc (stanowisk).
b) Z. Kobyliński (Słuszne... s. 128) uważa, że rozumie lepiej niż Autor znaczenie angielskiego wyrazu
„object” używanego w Delhi 1956 (Recenzja 120; Zasady..., s. 90). Wyraz ten jest (co, jestem pewny,
Zbigniew Kobyliński w rzeczywistości doskonale rozumie) używany całkowicie inaczej w archeologicznym
żargonie angielskim (nie mówiąc o w języku codziennym) niż w żargonie polskiej archeologii. W Delhi
„objects” występują obok „works of the past”, „heritage”, „archaeological remains/discoveries”, „monuments”,
„sites” „movable and immovable monuments”. Chyba najbardziej przekonujący jednak jest II.5 (d) „make
undeclared objects subject to confiscation”, co raczej trudno egzekwować w przypadku jamy lub innego
rodzaju archeologicznego obiektu ziemnego (!). Tu jednak wyraz „object” jest (Zasady... s. 91) tłumaczony
jako „przedmiot”, pomimo, że na poprzedniej stronie ten sam wyraz jest tłumaczony jako „obiekt”, co
całkowicie zmienia znaczenie tego fragmentu tekstu. Dlaczego? Z. Kobyliński nie uważa tego za „błąd”
(Słuszne... s. 129) - a więc jak nazwać nadawanie tekstowi innego znaczenie podczas tłumaczenia przez
zmienienie choćby jednego wyrazu? Równoległe teksty lub przypisy od tłumacza rozwiązałyby wszelkie
wątpliwości co do poprawności tłumaczenia.
c) Nadal nie wyjaśniono sprawy „skorygowania” tekstów „w związku ze zmianami terminologii lub
odmiennym obecnie pojmowaniem niektórych kwestii” (Zasady... s. 15; por. Rec. 122), co jest z punktu
widzenie etyki tłumaczenia dokumentów (a zwłaszcza dokumentów tego rodzaju) zabiegiem wysoce
wątpliwym. Czyżby przypadek powyżej omówiony, gdzie znaczenie pierwotne jest całkiem zmienione,
jest przykładem tego rodzaju zabiegu?
|
15. Co do tłumaczenia dokumentu z Valetta, wcale
nie używałem wyrazu „skandal” w moim tekście i jest kolejnym nieuczciwym
nadużyciem ujęcie tego wyrazu w cudzysłów, jakby był cytatem ( Słuszne...
s. 129). Wbrew temu, co twierdzi Polemista, nie ma też w tym, co napisane
na str. 120 mojej recenzji oskarżenia o popełnienie plagiatu ( Słuszne...
s. 129; por. Z. Kobyliński 2001b, 84, oraz P. Barford 2001a, s. 88),
co wynika tak z kontekstu, jak i z przypisu na str. 121 w opracowaniu
Zasady... . Jestem oczywiście obeznany z prawami dotyczącymi praw autorskich
tłumaczeń aktów normatywnych ( Słuszne... s. 129), ale Z. Kobyliński najwyraźniej
nie jest świadom tego, że zapis na str. 4 Zasady czyni z tego tekstu
„© SNAP 1998”, i w recenzji zapytałem - na jakiej podstawie? Nie ma bowiem
mowy we wspomnianej ustawie o sposobie nabycia praw autorskich do tekstów
nie objętych prawami autorskimi. Uważam też, że to szkoda - cokolwiek
na ten temat ustali polskie prawo o prawie autorskim (i niezależnie od
tego czy przekład jest dobrze wykonany czy źle) - że na str. 4 recenzowanej
pracy nie poczyniono jakichkolwiek kroków aby zaznaczyć, że ten tekst
nie jest dziełem 4 osób wymienionych tam jako tłumacze.
Zdaniem Z. Kobylińskiego („ Słuszne...” s. 129) oficjalne tłumaczenie na język
polski tekstu Valetta jest wykonane niewłaściwie (przez osoby „nie mające
pojęcia o archeologii”) i z tego powodu „najmniej wiernie oddaje treść oryginalnego
dokumentu”. Jest oczywiście rażąca niekonsekwencja w tym, co pisał Z.
Kobyliński sugerując, że (pomimo jego rzekomo niewiernego tłumaczenia)
Valetta musiał pozostać w tej formie, w jakiej Prezydent Wałęsa ten tekst podpisał
( Słuszne... 129). Stwierdzenie to zostało jednak całkowicie zanegowane przez
fakt, że w Zasady... cały końcowy fragment dokumentu, łącznie z podpisem
Prezydenta, został usunięty ( Zasady... s. 128). W rzeczywistości - nawet jeśli
Redaktor nie chciał przygotować innego przekładu - nic nie stało na przeszkodzie,
aby opatrzyć istniejący przekład przypisami wyjaśniającymi „prawdziwą” treść pojęć
tak niewiernie oddanych. Jesteśmy chyba wszyscy zainteresowani tym, gdzie
Redaktor tomu widzi te problemy językowe. Dokument ten jest tak istotny, że
środowisko archeologiczne powinno być jak najszybciej poinformowane o tych
wątpliwościach, w celu uniknięcia potencjalnych nieporozumień podczas przyszłych
międzynarodowych dyskusji na temat konserwatorstwa archeologicznego (o ile wiem,
taka prezentacja nie występuje też w pracy Z. Kobylińskiego 2001a). 10
|
16. Brak „dokładnej analizy indywidualnych tekstów”
( Recenzja s. 121) jest uzasadniony ( Słuszne... s. 128) tym, że „zbiór
to nie analiza ani prezentacja dziejów myśli konserwatorskiej” oraz że
„zagadnienia te poruszam natomiast w innej publikacji - [...] Z. Kobyliński
2001)”. Po pierwsze, nie ma w recenzowanej książce jakiegokolwiek wskazania,
że jest to pierwsza część większej całości, a więc uprawnione jest recenzowanie
opracowania Zasady... jako zwartej pracy. Po drugie jednak, w swojej
odpowiedzi Polemista nie pokusił się o zacytowanie stron z jego późniejszej
pracy, gdzie zagadnienia są poruszone w stosunku do indywidualnych dokumentów;
pomimo zapewnień autora i dokładnej lektury, nie udało mi się znaleźć
takiego rodzaju dyskusji we wspomnianej pracy. Po trzecie, sugerowałem
nie tyle analizę historyczną, co analizę wzajemnych związków między tymi
dokumentami, prezentowanymi ( Zasady... s. 12) jako „spójny i niesprzeczny
ze sobą” zbiór.
Polemista nie wytłumaczył, dlaczego nawet nie próbowano przedstawić chociaż
w najmniejszym skrócie komentarza do każdego z dokumentów, określającego
kontekst w którym powstał, tłumaczącego pewne określenia tam zawarte,
przedstawiającego, jakie fragmenty tekstu zostały opuszczone, gdzie można
znaleźć pełny tekst w oryginalnym brzmieniu (np. w Internecie), oraz gdzie
dokumenty te były omawiane w literaturze archeologicznej lub innej, co
niewątpliwie uczyniłoby tę książkę bardziej użyteczną w jej zamierzonym
wykorzystaniu do „przyszłych działań legislacyjnych, administracyjnych,
edukacyjnych i naukowo-badawczych” ( Zasady..., s. 14). 11
|
17. Na końcu swego odpowiedzi Z. Kobyliński, „tylko
gwoli ścisłości” ( Słuszne... s. 130) próbuje wyjaśnić kilka rzeczy:
a) Twierdzi, że recenzowana praca „nie jest produktem działalności Urzędu
Generalnego Konserwatora Zabytków”, lecz udział GKZ ograniczył się do
finansowania pracy. 12 Dziwi mnie to, nie tylko z tego powodu, że inaczej można
wnioskować na podstawie tekstu ze str. 11 recenzowanej pracy, ale głównie z
powodu pojawienia się na okładce, oraz na stronie tytułowej nazwy GKZ w
sposób sugerujący, że jest on współwydawcą. Brak jest natomiast wskazania,
że udział GKZ ograniczył się tylko do dostarczenia funduszy. Książka jest
oznaczona w dokładnie taki sam sposób jak w przypadku innej pozycji
(Z. Kobyliński red. 1998b), gdzie bardzo wyraźnie (ss. 10-11) jest mowa o
tym, że jest to książka, która powstała jako wynik oficjalnej działalności
Urzędu GKZ. Książka natomiast dotowana przez GKZ (Z. Kobyliński 2001a, s.[2])
jest zupełnie inaczej oznaczona. Jest też nielogiczność w tym, co pisze Z. Kobyliński,
ponieważ, kilka stron wcześniej, zarzuca ( Słuszne... s. 125) mi udział w powstaniu
tej książki jako „zatrudnionego niegdyś przez Generalnego Konserwatora Zabytków”,
w ramach którego to zatrudnienia miałem rzekomo dostarczyć Mu materiały.
b) Dr Z. Kobyliński twierdzi, że nie pełnił funkcji Zastepcy Generalnego Konserwatora
Zabytków odpowiedzialnego za zabytki archeologiczne; być może jego stanowisko
inaczej się nazywało (przyznaję, że nigdy nie miałem w ręku ani jego nominacji, ani
umowy o pracę), ale przynajmniej w kilku tekstach (Z. Kobyliński 1998, 265-6; P.
Barford i Z. Kobyliński 1998, s. 471; Z. Kobyliński 1998b, s. 140) sam tak o sobie napisał.
c) Nie wiem, dlaczego Dr Kobyliński twierdzi, że Generalny Konserwator Zabytków
nie działał w imieniu Ministra Kultury i Sztuki, skoro sam napisał, że tak było
(P. Barford i Z. Kobyliński 1998, s. 470: Z. Kobyliński 1998b, s. 140); ponieważ
tak stanowił Art. 8 znowelizowanej wersji Ustawy [...] o ochronie dóbr kultury
obowiązującej w czasie przygotowania tej książki. Tekst Ustawy, co prawda,
został później zmieniony (zmiany w tym zakresie weszły w życie w 1999 r., po
wydaniu Zasady....), czego Z. Kobyliński musi być świadom pisząc w czasie
teraźniejszym o czymś, co odnosi się do przeszłości ( Słuszne... s. 130).
Wbrew temu, o czym Z. Kobyliński chciałby teraz przekonać Czytelnika,
powyższe okoliczności nadal pozwalają uznać książkę „Międzynarodowe
zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego” za produkt
działalności GKZ, razem ze wszystkimi konsekwencjami wynikającymi z tego faktu.
Kończąc recenzję, poruszyłem ( Recenzja s.122) kilka problemów powstałych
na kanwie prób pogodzenia różnorodności pojęciowej, którą prezentuje
archeologia europejska. Z tych uwag Z. Kobyliński naśmiewa się tylko lub
udaje, że ich nie rozumie. Mamy rozumieć jednak, że uwagi te mają stanowić
moje „słuszne poglądy” wymienione w tytule artykułu polemicznego,
ponieważ spora część artykułu Z. Kobylińskiego stanowi próbę podjęcia
dyskusji z nimi - lub raczej próbę udowodnienia, że z takimi poglądami nie
ma sensu dyskutować.
|
18. Z. Kobyliński napisał: „Z przykrością [ sic]
dowiadujemy się z recenzji, że dziedzictwo archeologiczne i „źródła zbiorowej
pamięci” to według Pana Barforda megality, wały czy ruiny w Anglii, ale
już nie „skorupki” z Polski” ( Słuszne... s. 130). Z prawdziwą przykrością
dowiadujemy się, że Polemista nie czytał moich słów z należytą uwagą,
bo czyni zbitkę z dwóch zupełnie odrębnych pytań (przy czym omija udzielenie
odpowiedzi na którekolwiek z nich). 13 Mowa jest oczywiście o Artykule 1
Valetta. Pozwolę sobie postawić jeszcze raz to pytanie: jak można rozumieć
tajemnicze wyrazy „ a source of the European collective memory” (source
de la mémoire collective européenne) ? Przypominam, że poprzednia wersja
konwencji zawierała zwrot mniej zagadkowy: „essential to a knowledge
of the history of civilizations [...] the earliest source of European
history [...] source of scientific information”. Dlaczego „memory”? W
jaki sposób skorupy mogą służyć jako „źródło” „pamięci zbiorowej” (por.
C. Holtorf 1996; b.d.; P. Nora 1984-92; J. Assmann 1992)? Jak można „stworzyć”
„memory” skoro, to co nie jest „pamiętane” jest jedynie wymyślone? W
ogóle, o co chodzi? Niestety, Dr Kobyliński wyraźnie nie rozumie sensu
pytania i wyśmiewa je bez próby udzielenia odpowiedzi, a to szkoda, bo
być może zgłębienie znaczenia tego zwrotu pozwoliłoby na rozumienie dokumentu
i celu, w którym został sporządzony.
Druga część zbitki pojęciowej czynionej przez Dr Kobylińskiego to omijanie
podawania do dyskusji pełnej definicji samego pojęcia „dziedzictwa archeologicznego”
(ang. archaeological heritage). Wyraz „dziedzictwo” (w wcześniejszej literaturze
Polski „patrymonium”) ma już określone znaczenie, co bez problemu można odnieść
do budynków (pałace, kościoły) oraz pomników (np. nagrobnych), budowanych
przecież w celach reprezentacyjnych aby upamiętnić dla potomności pewne
zdarzenia lub osoby. Obiekty te były tworzone w celu stania się dziedzictwem. 14
Jest to koncepcja omówiona przez Corneliusa Holtorfa (b.d.) jako
„prospective memory”. Ponownie zapytam; czy uzasadnione jest traktowanie
skorupy na powierzchni pola jako tego samego zjawiska? Czyje „dziedzictwo”
stanowi, dla kogo została pozostawiona i w jakim celu? Jak uzasadnić traktowanie
krzemieni schyłkowopaleolitycznych, skorup neolitycznych czy kultury wielbarskiej
jako „dziedzictwa narodowego” - nota bene ’naród’ a nie ’państwo’ (por. A.D. Smith 2001)?
Jakie są różnice między tym dziedzictwem narodowym a wspomnianym przeze mnie
w recenzji „Ahnenerbe”? Jak można rozumieć pojęcie „wspólnego europejskiego
dziedzictwa kulturowego” odnosząc się do takiego rodzaju zabytków, powstałych
w tak odległych czasach (ale na pewno przed rodzeniem się jakiegokolwiek
poczucia „europejskości”)? Problemy te są szeroko dyskutowane i kwestionowane
w pewnych środowiskach naukowych w innych krajach (szczególnie tych z
rozwiniętą tradycją post-procesualizmu) ale niestety, z jego wypowiedzi, można
tylko odnieść wrażenie, że Z. Kobyliński nie chce dopuszczać myśli, że i w Polsce
można te dogmaty zakwestionować.
|
19. Uwagi ad personam w rodzaju „Z właściwą sobie
skłonnością do lekceważenia osiągnięć polskich, Pan Barford....” itd.
(Słuszne... s. 125; por Z. Kobyliński 2001b, s 84 oraz P. Barford 2001a,
ss. 87-8) są po prostu nie na miejscu, szczególnie w przypadku, kiedy
nic w mojej recenzji nie daje podstaw do czynienia takiego rodzaju uwag.
Napisałem bowiem wręcz przeciwnie (Recenzja s. 122) o istnieniu polskich
tradycji konserwatorstwa, które nie powinny być lekceważone, a nie odwrotnie.
Wmawia mi Dr Kobyliński, że rzekomo zapominałem o polskich osiągnięciach
w konserwatorstwie (ale niestety bez wskazania, w której części mojej
recenzji miałbym te sprawy omawiać - a może opublikowanie Zasady... ma
być jednym z tych „osiągnięć”, które lekceważę w mojej recenzji?). Moim
zdaniem jednak, gorsze od rzekomego ’lekceważenie osiągnięć’ jest wyolbrzymianie
znaczenie pewnych faktów w próbie przypisania polskiemu konserwatorstwu
jakiejś prekursorskiej roli. Czytelnik może porównać uwagi Polemisty
z tym, co ostatnio na temat obecnego miejsca polskiego konserwatorstwa
na forum międzynarodowym napisał Prof. A. Tomaszewski (2000, 20-21).
Chyba jednak, zamiast ilości międzynarodowych spotkań, w których - na
koszt polskiego podatnika - przedstawiciele Państwowej Służby Ochrony
Zabytków mieli możność uczestniczyć, aktualną sytuację w polskim konserwatorstwie
lepiej obrazuje obecny stan większości zabytków w Polsce (tysiące rozpadających
się starych kamienic w miastach i miasteczkach, dwory i zagrody, młyny
i kościoły rozrzucone po krajobrazie kulturowym). |
20. Pozostała bez odpowiedzi kwestia rozumienia
pojęcia „autentyczność” stanowisk archeologicznych. Ale, co ciekawe,
Z. Kobyliński napisał dalej: „nie znana jest panu Barfordowi najwidoczniej
myśl „polskiej szkoły konserwatorskiej”, która o 50 lat wyprzedziła modne
dzisiaj na świecie rozważania na temat niematerialnych wartości dziedzictwa
kulturowego i konieczności przewartościowania tradycyjnego pojmowania
autentyczności jako zawartej rzekomo wyłącznie w substancji obiektu zabytkowego”
(Słuszne..., s. 130). Ta krótka wzmianka zasługuje na szersze omówienie
(czego jednak nie czynię tu z uwagi na cierpliwość czytelnika). Po pierwsze
jednak, to, co napisałem nie daje bynajmniej asumptu do stwierdzenia,
co wiem, a czego nie wiem na ten temat; moja recenzja tej książki nie
miała dotyczyć w jakiejkolwiek mierze historii konserwatorstwa w Polsce
lub Europie, a więc znowu trudno uznać, gdzie w takim tekście mógłbym
umieścić takie wzmianki, co wcale nie oznacza, że nic na ten temat nie
wiem. Polemista zdaje się jednak nie zauważać, że o tym jednak jest w
pewnym sensie mowa („na gruncie miejscowej tradycji” Recenzja s. 122),
co sugeruje, że nie całkowicie uszło mojej uwagi, że Polska ma długą
tradycję w tym zakresie, o czym zresztą napisaliśmy wspólnie po angielsku
kilka lat temu (P. Barford i Z. Kobyliński 1998, 464). Cała ta dyskusja
mija się jednak z celem w przypadku konserwatorstwa archeologicznego,
gdyż trudno przyjąć, że źródło nieautentyczne jest dla celów archeologicznych
równowarte ze źródłem autentycznym (o tym mowa w dokumentach w „Zasady...”
m.in. Deklaracji z San Antonio) i trudno wskazywać na „niematerialne
wartości” zabytków archeologicznych bez wkroczenia albo w dziedzinę estetyki
antykwarystyczna lub na bardzo niepewny grunt problemów tzw. etnogenezy
i Ahnenerbe. Głębsze rozważenie problemów związanych z autentycznością
źródeł archeologicznych leżało jednak poza tematem mojej recenzji, tak
jak i w przypadku tej odpowiedzi. |
21. Krótka refleksja w Recenzji (s. 121-122) o problemie
akceptacji wzorów kulturowych przez kraje nie należące do ’G8’ (wtedy
jeszcze chyba G7), oraz problemów mogących wynikać z jednoczącej się
Europy najwyraźniej nie pasowała do wizji świata Z. Kobylińskiego. Twierdzi
tylko: „Nie w pełni chyba recenzent rozumie procesy zachodzące we współczesnym
świecie” (Słuszne... s. 130). A może po prostu inaczej niż on postrzegam
sytuację w świecie (szczególnie w stosunku do Zjednoczonej Europy, której
- w przeciwieństwie do polemisty - od wielu lat jestem obywatelem). Nie
odczuwam potrzeby przekonywania pana Kobylińskiemu lub kogokolwiek innego
do moich poglądów - szczególnie nie na łamach „Archeologii Polski”. Zwracam
jedynie uwagę, że problemy związane ze zmianami w kulturze poszczególnych
narodów i grup (i przez to zmiany w wartościowaniu pewnych elementów
tzw. dziedzictwa kulturowego) jako wynik procesów tzw. globalizacji są
jednak bardzo skomplikowane i obecnie stanowią temat dyskusji wśród osób
związanych z wieloma dziedzinami kultury (a więc nie tylko archeologii)
w wielu krajach (w Unii i poza nią). Obawiam się jednak, że stwierdzenia
w rodzaju ostatnio wyrażonego przez Z. Kobylińskiego niewiele wnoszą
do tej dyskusji.
Niepokojące też jest lekceważenie przez Z. Kobylińskiego politycznej
roli kultury w procesach związanych ze zjednoczeniem Europy. W
wielu jego ostatnich artykułach przejmuje on hasła „common
European Heritage” i „European collective memory” jako niemal
obowiązujące dogmaty - jako coś tak oczywistego, że nie trzeba
się zastanawiać, co właściwie jest „wspólne” (i czym jest owo „dziedzictwo”).
Hasłowość tych zwrotów jest oczywista, jak też instrumentalność
obecnego posługiwania się nimi przez archeologów. Powstaje pytanie j
ednak, czy nie powinniśmy się raczej zastanowić, czy i w jakim stopniu
archeolodzy są tu instrumentalnie wykorzystywani w celu dostarczenia
materiałów służących do reifikacji „wyimaginowanej wspólnoty”
(B. Anderson 1991) w służbie polityki?
Polemista ubarwia swój tekst (Słuszne... s. 129) używając takich terminów jak:
„złowrogie”, „agent”, „spiskową teoria”, dotyczących zagrożenia dla krajów
„byłego bloku sowieckiego” przez „bardziej zaawansowany cywilizacyjnie krąg
kulturowy”, ale ani jeden z tych wyrazów nie występuje w moim tekście (Recenzja s. 122).
Zamiast przedstawienia mrocznej wizji lub teorii spiskowej, która ma podkopać
suwerenność Polski (napisałem w rzeczywistości bardziej ogólnie o
„innych narodach”, a nie tylko o jednym narodzie) uważny czytelnik
dostrzeże, że ten fragment mojego tekstu składa się z serii pytań
(w większości oczywiście zignorowanych przez polemistę).
Z. Kobyliński dał swojemu artykułowi polemiczny tytuł sugerując,
że będzie ustosunkowywał się do moich „(nie)słusznych poglądów”,
ale większość z tematów, które traktuje jako moje „poglądy”, albo
nimi nie są, albo zostały sformułowane przeze mnie w recenzji w formie
pytającej. Do głównego mojego poglądu o recenzowanej pracy w
gruncie rzeczy jednak Polemista się nie odniósł.. Uwaga Czytelnika
być może została rozproszona przez ’zasłonę dymną’ stworzoną przez
potok nie związanych z tematem uwag Polemisty, a więc pragnę
przypomnieć, o co mi chodziło ponad dwa lata temu. Recenzowana
praca powstała jako część procesu „tworzenia zrębów ogólnokrajowej
polityki ochrony zabytków archeologicznych” (Zasady... s. 11) i nosi
wszelkie znamiona pozwalające stwierdzić, że była produktem działalności
w tym zakresie Generalnego Konserwatora Zabytków, głównej instytucji
odpowiedzialnej (w tym okresie) za ochronę dziedzictwa kulturowego RP i
dysponującej pieniędzmi z budżetu Państwa przeznaczonymi na ten cel.
Mamy zatem chyba prawo oczekiwać, że będzie odpowiadała pewnym
standardom. Tymczasem praca, którą otrzymaliśmy, nosi znamiona,
przygotowanej pospiesznie i tanim kosztem, czego efekty były łatwe
do przewidzenia (niestety, nie jest to jedyny przykład tego zjawiska,
por. P. Barford 2000a; 2001a). Czytelnik nie może zaufać, ze teksty w
Zasady... zostały właściwie przetłumaczone, brak jakiegokolwiek
aparatu krytycznego uniemożliwia używanie pracy do poważnego
rozważenia treści i znaczenia tych dokumentów. Być może osoby
odpowiedzialne za ten stan rzeczy są przekonane, że „lepiej cokolwiek niż nic”,
ale nie sądzę, że jest to pogląd słuszny w tym przypadku. Trudno wierzyć,
że jeśli taki zbiór zostałby przygotowany przez odpowiedników GKZ w
pewnych innych krajach Europy (Niemcy, Anglia, Holandia lub kraje
skandynawskie), to zadanie to byłoby traktowane z taką beztroską.
Porównanie tych „osiągnięć” polskiego konserwatorstwa z międzynarodowym
kontekstem jest w tym przypadku jak najbardziej uprawnione, ponieważ
recenzowana praca została przygotowana w celu udostępnienia polskiemu
odbiorcy międzynarodowego forum dyskusji i przygotowania go do
uczestnictwa w światowej dyskusji. Nie sądzę, by lektura recenzowanej
pracy odpowiadała tej potrzebie. Pozostaję przy opinii, że archeologią
Polski, SNAP i GKZ stać było na więcej.
|
Warszawa 8.04.2002/14.05.2003 |
1 Zamiast o „opracowaniu”,
Z. Kobyliński ostatnio ( Słuszne) pisze o „redagowaniu” tej
książki.
2 Niniejsza odpowiedź została przekazana Redakcji w marcu 2002r.
3 Artykuł powtarza dosyć blisko schemat innego artykułu polemicznego
(Z. Kobyliński 2001b); w celu oszczędzenia tu miejsca odsyłam Czytelnika
do mojej odpowiedzi
(P. Barford 2001) aby wyjaśnić metodę dyskursu Z. Kobylińskiego stosowaną
w obu artykułach.
4 Z. Kobyliński zarzucając mi na tej podstawie nieznajomość międzynarodowej
sytuacji nie ustrzegł się podobnych błędów. Najwidoczniej zapominał
( Słuszne...,s. 131), że The Hague Convention została podpisana w s’-Gravenshage
(The Hague) w Holandii, a nie w Haga w Szwecji (przedmieście Sztokholmu).
5 Trudno oczekiwać, że w recenzji pracy Międzynarodowe zasady... odnosiłbym się
do uwag jej redaktora w innej książce na temat tzw. krajobrazów archeologicznych,
opublikowanej w rok później. Nie miałem zamiaru pisania szerzej w
recenzji tej pracy o „poglądach” („słusznych” czy „niesłusznych”) Zbigniewa Kobylińskiego
na temat konserwatorstwa archeologicznego, lecz jedynie recenzować
konkretny tekst.
6 Nie używałem wyrazu „niewybaczalny” ujętego w cudzysłów, jakby był cytowany
z mojej recenzji ( Słuszne... s. 127; por Z. Kobyliński 2001b, s.
85 oraz P. Barford 2001a, s. 90 i przyp 13.
7 Znamienne jest też, że podczas, gdy w czasie jego publikacji Z. Kobyliński
określi swoją rolę przez wyrazy „wybrał i opracował” ( Zasady... s.
3), kiedy zauważono wady, w próbie przerzucenia winy na innych, nagle staje
się tylko „Redaktorem” ( Słuszne... s. 126), w dodatku rzekomo ofiarą
podstępnie oszukaną przez spiskujące przeciw niemu osoby.
8 Artykuł 17.1 stanowi: „1 Każda Strona może w każdym czasie wypowiedzieć
niniejszą (poprawioną) konwencją w drodze notyfikacji skierowanej do
Sekretarza Generalnego Rady Europy.”
9 Oczywiście, za takie usługi specjalistyczne trzeba płacić, i mam wrażenie,
że nie skorzystano z tej możliwości ze względów oszczędnościowych,
co dało wyniki łatwe do przewidzenia.
10 Tak samo, Redaktor ( Zasady... s. 15) wspomniał, że teksty angielskie i francuskie
tych dokumentów różnią się miedzy sobą, ale - niestety - nie wyszczególnia,
gdzie takie problemy występują, co też może utrudnić rzetelną dyskusję
międzynarodową. Artykuł omawiający te problemy terminologiczne i
inne byłby znacznie lepszym wykorzystaniem ss. 125-132 tomu 46 „ Archeologii
Polski”, niż to co tam zostało wydrukowane.
11 Jako doskonały wzór dla tej książki mógłby służyć np. polski zbiór tłumaczonych
tekstów „Testimonia najdawniejszych dziejów Słowian” (Brzóstkowska
i Swoboda red.) znany zapewne polemiście.
12 Co przypuszczalnie ma sugerować, że GKZ nie jest odpowiedzialny za sposób,
jak te pieniądze z budżetu państwa zostały wykorzystane. Czyżby?
13 nie znajdujemy rozwiązania w wyżej cytowanej książki Z. Kobyliński 2001a
14 Sprawy jednak nawet tu nie są tak jasne co uświadamiają nam uwagi W. Burszty
(1998, 148): „więź narodowa nie zna granic czasowych: XVI-wieczny
szlachcic polski jest mi bowiem bliski w takim stopniu, jak współczesny
mi krajan, choć z tym pierwszym z pewnością nie mógłbym się porozumieć w podstawowych
kwestiach, poczynając od tego czy i dla niego byłbym Polakiem (zakładając
przykładowo moje chłopskie pochodzenia).” |
Anderson, B. 1991, Imagined Communities: Reflections on the origins and spread of nationalism, Londyn/Nowy York.
Assmann, J. 1992, Das Kulturelle Gedächtnis, Schrift Erinnerung und Identität in fruhen Hochkulturen, Monachium.
Barford, P.M., Kobyliński, Z. 1998, Protecting the archaeological heritage in Poland at the end of the 1990s, ss. 461-82 [w:] S.
Tabaczyński (red.) 1998 Theory and practice of Archaeological Research t. III, Dialogue with the data: the archaeology of
complex societies and its context in the 90s. Warszawa.
Barford, P.M. 2000a Międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego, APolski XLV, 119-122.
Barford, P.M. 2000b [Rec.] ’Pierwsza pomoc dla zabytków archeologicznych ed. Z. Kobyliński’, Biuletyn Informacyjny
Konserwatorów Dzieł Sztuki t. 11 (4) (43), 72-4, 125-6.
Barford, P.M. 2001 ’Odpowiedź czy raczej unikanie odpowiedzi? Jeszcze raz o „Pierwszej pomocy
dla zabytków archeologicznych” Biuletyn Informacyjny Konserwatorów Dzieł Sztuki 12 (3), s. 87-92 i 141-2.
Brzostowska, A. i W. Swoboda (red) 1989, Testimonia najdawniejszych dziejów Słowian, Wroclaw.
Burszta, W.J. 1998, Antropologia Kultury, tematy, teorie, interpretacje, Poznan.
Delhi 1956, United Nations Educational, Scientific and Cultural Organization Recommendations
on International Principles Applicable to Archaeological Excavations (New Delhi 1956)
Holtorf, C.J. 1996, ’Towards a chronology of megalithic understanding monumental time
and cultural memory’, Journal of European Archaeology 4, 119-152.
Holtorf, C. b.d. Monumental Past, the Life-histories of Megalithic Monuments in Mecklemburg-Vorpommern (Germany), Toronto.
Kobyliński, Z. 1998a, Archeologischer Denkmalschutz in Polen am Ende des 20. Jahrhunderts, Archäolisches Nachrichtenblatt 3(2), s. 133-144.
Kobyliński, Z. 1998b, POLSKA: Ochrona dziedzictwa archeologicznego, ss. 259-276 [w:] Z. Kobyliński (red.) 1998b.
Kobyliński, Z. (red.) 1998a, Międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego, Warszawa.
Kobyliński, Z. (red.) 1998b, Ochrona dziedzictwa archeologicznego w Europie, Warszawa.
Kobyliński, Z. 1999 ’Zarządzanie dziedzictwem archeologicznym a „wolność nauki”
(na marginesie wypowiedzi Eugeniusza Tomczaka)’, Sprawozdania Archeologiczne 51, 331-341.
Kobyliński, Z. 2001a, Teoretyczne podstawy konserwacji dziedzictwa archeologicznego, Warszawa.
Kobyliński Z. 2001b, ’O etyce recenzowania - w odpowiedzi Panu Barfordowi’ Biuletyn
Informacyjny Konserwatorów Dzieł Sztuki t. 12.1 (44), s. 84-6.
Kobyliński, Z. 2001c, ’Pana Barforda słuszne poglądy na ochronę zabytków (w związku z recenzją
książki Międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa archeologicznego)’, APolski XLVI, 125-132.
Nora, P. 1984-1992, Les lieux de Memoire, t. I-VII, Paris.
Smith A.D. 2001; ’Authenticity, antiquity and archaeology’, Nations and Nationalism, October 2001, vol. 7, no. 4, pp. 441-449(9)
Tomaszewski, A. 2000, Wiek XX w konserwacji - konserwacja w XX wieku’, ss. 15-21 [w:] A.
Tomaszewski (red.) 2000, Badania i ochrona zabytków w Polsce w XX wieku, Warszawa.
Tomczak, E. 2000, ’Jeszcze raz w sprawie „Zaleceń” pióra Zbigniewa Kobylińskiego’
Sprawozdania Archeologiczne 52, 435-442.
Valetta - European Convention on the Protection of the Archaeological Heritage/
Convention européenne pour la protection du patrimoine archéologique (révisée).
Rada Europy (Série des traités européens, n° 143).
|
|