Był 
                zawsze dynamicznym, pełnym energii człowiekiem. Pierwsze symptomy 
                poważniejszych problemów zdrowotnych pojawiły się rok temu i chociaż 
                dla całego otoczenia były kompletnym zaskoczeniem, nikt chyba 
                nie mógł spodziewać się, że choroba tak nagle wyrwie Go spośród 
                żywych. W maju zdecydował się na pobyt w szpitalu, gdzie miał 
                poddać się rutynowemu zabiegowi chirurgicznemu. Z pracownikami 
                poznańskiego Muzeum Archeologicznego, którego był wieloletnim 
                dyrektorem, żegnał się na kilka zaledwie tygodni, do końca wydając 
                dyspozycje i rozdzielając zadania...
                       Kolejne serie badań 
                potwierdziły jednak najgorsze obawy. Potem nastąpiły ostatnie 
                tygodnie intensywnej opieki paliatywnej, gdy przy Jego łóżku bez 
                przerwy czuwały trzy kobiety: żona, córka i bratanica. Odszedł 
                10 lipca 2004 roku, przeżywszy 64 lata. Pogrzeb na Cmentarzu Miłostowskim 
                zgromadził setki ludzi, którzy przyszli pożegnać Go w ostatniej 
                drodze - przyjaciół, współpracowników, uczniów, a także przedstawicieli 
                władz miasta Poznania i środowiska naukowego z całego kraju... 
                Tego dnia od rana trwała ulewa. Jednak w momencie, gdy kondukt 
                ruszył cmentarną aleją, deszcz nagle umilkł, a zza chmur wychynęło 
                słońce - silne, niczym na afrykańskim niebie, pod którym spędził 
                sporą część swego życia...
                
                       Lech Krzyżaniak urodził 
                się 8 lutego 1940 r. w Wilkowie, niewielkiej wsi w powiecie szamotulskim, 
                w rodzinie nauczyciela miejscowej szkoły. Wielkopolskie korzenie 
                - wraz z całym wiążącym się z nimi bagażem uwarunkowań historyczno-kulturowych, 
                stereotypów i przekazanych zapewne w genach cech charakteru typowego 
                Poznaniaka - stanowiły dla Niego zawsze powód do autentycznej 
                dumy, choć nie pozbawionej zdrowego dystansu i autoironicznej 
                refleksji. Dzieciństwo, spędzone na wsi położonej nieopodal wspaniałych 
                ostępów leśnych i słynnego rezerwatu Bytyńskie Brzęki, wpłynąć 
                musiało na przemożną fascynację lasem i dziką naturą, której to 
                pasji Profesor pozostanie wierny przez całe życie - już to jako 
                badacz problematyki wpływu zmian środowiska przyrodniczego na 
                funkcjonowanie prehistorycznych społeczności, już to jako zapalony 
                myśliwy i aktywny członek koła łowieckiego, w którym dał się poznać 
                jako autentyczny miłośnik leśnej flory i fauny, zaangażowany nie 
                tylko w akcje odstrzałów chorej zwierzyny, ale i w jej dożywianie 
                zimą czy ochronę przed działalnością kłusowników. W czasach studenckich 
                miał drugą jeszcze pasję - motocykle. Po latach wspominał, iż 
                ze swym przyjacielem, prof. Michałem Kobusiewiczem, kupili niegdyś 
                dwa modele o tajemniczo dziś już brzmiących nazwach: WFM i WSK. 
                I chociaż ponoć więcej czasu niż sama jazda pochłaniać miały ciągłe 
                naprawy, fascynacji motoryzacją i samochodami terenowymi Profesor 
                ulegać także będzie później, podczas swych wypraw po pustynnych 
                bezdrożach.
                       W 1957 r. Lech Krzyżaniak 
                zdał egzamin maturalny w Liceum Ogólnokształcącym w Szamotułach, 
                po czym wstąpił na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, 
                gdzie studiował archeologię pod kierunkiem wybitnych poznańskich 
                profesorów - prahistoryków: W. Koćki i J. Kostrzewskiego. Studia 
                ukończył w 1962 r., broniąc magisterium poświęconego cmentarzysku 
                kultury łużyckiej z przełomu epok brązu i żelaza w Biernatkach 
                k. Śremu. Już wówczas zatrudniony był w poznańskim Muzeum Archeologicznym, 
                z którym związało się całe jego życie zawodowe i gdzie przeszedł 
                przez wszystkie szczeble zawodowe - od asystenta poprzez kustosza, 
                docenta aż po fotel dyrektorski, który - w obliczu niezwykle skomplikowanej 
                sytuacji - objął po W. Błaszczyku w roku 1982, powróciwszy - pomimo 
                wahań - ze stypendium zagranicznego do objętego stanem wojennym 
                kraju. Trzeba też podkreślić, iż cała kariera naukowa Lecha Krzyżaniaka, 
                jeśli mierzyć ją stopniami naukowymi, należała chyba do najszybszych 
                w dziejach naszej powojennej archeologii: w wieku 28 lat uzyskał 
                doktorat nauk humanistycznych, przedstawiając na poznańskim uniwersytecie 
                dysertację dot. obrządku pogrzebowego kultury pomorskiej. W 1975 
                był już doktorem habilitowanym, a w 1992, po przewodzie przeprowadzonym 
                na Uniwersytecie Warszawskim, otrzymał profesurę w zakresie nauk 
                humanistycznych.
                       Tymczasem jednak jest 
                początek lat 60-tych. W druku ukazują się pierwsze publikacje 
                naukowe młodego magistra Krzyżaniaka, poświęcone głównie pradziejowym 
                stanowiskom archeologicznym Wielkopolski. Jednocześnie jednak 
                krystalizuje się wówczas drugi nurt Jego zainteresowań, których 
                owocem stało się kilka artykułów dotyczących problematyki nader 
                odległej: pradawnym kulturom Ameryki Środkowej i Południowej. 
                Jak twierdził później sam Profesor, wszystko zacząć się miało 
                od recenzji rosyjskiej pracy "Isskustwo driewniej Ameriki" R.W. 
                Kindżałowa. Fascynacja tak odległym terenem i mało wówczas popularną 
                w Polsce tematyką z początku zawiodła Lecha Krzyżaniaka na... 
                prywatne lekcje języka hiszpańskiego, a nieco później - przed 
                oblicze nestora i twórcy polskiej szkoły archeologii śródziemnomorskiej, 
                profesora Kazimierza Michałowskiego, który poważnie brał pod uwagę 
                możliwość wystąpienia o zezwolenie na rozpoczęcie badań w Meksyku. 
                Ponieważ jednak ówczesna sytuacja polityczna nie sprzyjała szybkiemu 
                uruchomieniu projektu, profesor Michałowski postanowił tymczasem 
                sprawdzić umiejętności poznańskiego naukowca nad Nilem. I tak 
                oto, w zupełnie przypadkowy sposób, w końcu 1965 Lech Krzyżaniak 
                pojawił się w Aleksandrii na Kom el-Dikka, rozpoczynając tym samym 
                swą największą naukową - i osobistą zarazem - przygodę życia, 
                ów "przewrotny romans z Afryką'', jak ją później będzie nazywać.
                       W owym czasie archeologia 
                klasyczna, wykorzystująca bardziej warsztat badawczy historii 
                sztuki, dopiero zaczynała doceniać walory rozwiniętej przez prehistoryków 
                metodyki eksploracyjnej. Natomiast debiutant wykazał się sporym 
                doświadczeniem w prowadzeniu prac terenowych, toteż Michałowski 
                postanowił dołączyć Go do zespołu działającego w Sudanie. Lech 
                Krzyżaniak wziął udział w pierwszych, dziś już legendarnych kampaniach 
                wykopaliskowych w Dongoli (sezony 1966/1967, 1970 i 1971). Przed 
                paru latu, pracując w Stacji Archeologii Śródziemnomorskiej w 
                Kairze, miałem sposobność porządkować archiwalne zdjęcia ze wspaniałych 
                lat 60-tych - złotej epoki polskich badań nad Nilem. Natrafiłem 
                wówczas również na stare, pożółkłe fotografie, wykonane przez 
                członków owej pionierskiej ekspedycji dongolańskiej: poszarpane, 
                wypłowiałe od słońca wojskowe namioty rozbite w szczerym polu 
                (a właściwie - w pustyni), skromna wigilia pod imitującym choinkę 
                akacjowym drzewkiem, archeolodzy na osiołkach, uwiecznieni w trakcie 
                codziennej, kilkukilometrowej podróży na stanowisko i z powrotem... 
                I nasuwa się nieodparte wrażenie, że oto miałem przed sobą klucz 
                do zrozumienia tego, co w pełni zawładnęło duszą młodego poznańskiego 
                archeologa, i co zwiąże Go silną i nierozerwalną nicią z Sudanem 
                na resztę życia: urok i egzotyka tego fascynującego kraju, a przy 
                tym niezwykła atmosfera wykopalisk, nie odbiegająca od tej z epoki 
                Petriego czy Cartera, wreszcie nieograniczone możliwości badawcze, 
                rysujące się w tak mało dotąd poznanym, peryferyjnym regionie 
                świata starożytnego. W ponad 30 lat później, w roku 2002, Lech 
                Krzyżaniak wraz z drugim "weteranem Sudanu", Stefanem Jakobielskim, 
                stanie w Chartumie przed reprezentantem sudańskiego rządu, aby 
                odebrać z jego rąk najwyższe odznaczenie przyznawane obcokrajowcom 
                - Gwiazdę Dwóch Nilów II klasy. Czyż może zdziwić, iż ten właśnie 
                egzotyczny order Profesor cenił najbardziej spośród wszystkich, 
                jakimi w przeszłości Go odznaczono...
                       U progu lat 70-tych 
                pradzieje północno-wschodniej Afryki coraz częściej zaczynały 
                pojawiać się w sferze zainteresowań polskich archeologów, głównie 
                jednak poprzez pryzmat najstarszych kultur paleolitycznych. Natomiast 
                Lech Krzyżaniak dostrzegł dla siebie szansę na efektywną działalność 
                naukową, podejmując się badań nad cywilizacją Doliny Nilu w neolicie 
                - epoce ze wszech miar kluczowej dla zrozumienia genezy uformowania 
                się państwa pierwszych faraonów. Idea ta zyskała życzliwe poparcie 
                ze strony profesora Michałowskiego i dzięki temu problematyka 
                schyłku prehistorii Egiptu i Sudanu włączona została wkrótce jako 
                jeden z priorytetów do programu badawczego Centrum Archeologii 
                Śródziemnomorskiej - instytucji powołanej w celu koordynacji polskich 
                prac badawczych na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza Śródziemnego.
                       Rok 1972 stał się niewątpliwie 
                przełomowym momentem dla Lecha Krzyżaniaka, który zdołał wtedy 
                uzyskać od władz sudańskich koncesję na podjęcie prac wykopaliskowych 
                w Kadero, ok. 20 km na północ od Chartumu. Właśnie w Kadero rozbłysła 
                wielka gwiazda Krzyżaniaka - archeologa, otwierając mu drogę do 
                międzynarodowej kariery. Czy o wyborze tego właśnie stanowiska 
                zadecydowały wyniki sumiennie przeprowadzonej wstępnej prospekcji 
                terenu czy też, przy okazji, odezwała się wówczas niezwykła intuicja 
                badawcza?... Chociaż w jednej ze swych książek Profesor skromnie 
                napisze: "...prace wykopaliskowe w Kadero umożliwiły mi rewizję 
                niektórych tradycyjnych poglądów na najstarsze relacje historyczne 
                południowej Nubii z Egiptem", bez przesady można przyznać, że 
                odkrycie pozostałości osady i liczącego ponad 200 pochówków cmentarzyska 
                z okresu neolitu chartumskiego (V tysiąclecie p.n.e.) rzuciło 
                całkowicie nowe światło na początki formowania się struktur społecznych 
                i proces kształtowania się lokalnych elit, a także na istotę przemian 
                ekonomicznych, jakie doprowadziły do wprowadzenia rolnictwa i 
                gospodarki hodowlanej nad Nilem. Dzięki zaś systematycznym, interdyscyplinarnym 
                badaniom archeologicznym, antropologicznym, geomorfologicznym 
                i paleobotanicznym Kadero stało się jednym z najgruntowniej przebadanych 
                stanowisk prehistorycznych w całej Afryce.
                       Drugą dziedziną działalności 
                badawczej, jakiej bez reszty poświęcił się profesor Krzyżaniak, 
                w ostatnich dwóch dekadach, było zagadnienie petroglifów - rytów 
                naskalnych, pozostawionych przez dawnych mieszkańców rejonu wschodniej 
                Sahary. Szczegółowa analiza tematyki przedstawień nie tylko pozwalała 
                na rekonstrukcję wierzeń i kultury duchowej prehistorycznych społeczności, 
                ale również dostarczały informacji na temat wpływu zmian klimatycznych 
                na okoliczności udomowienia zwierząt hodowlanych. W 1981 Lech 
                Krzyżaniak poprowadził niewielki rekonesans badawczy w rejonie 
                słynnego z unikalnych petroglifów płaskowyżu Tassili w Algierii, 
                zaś od 1986 rozpoczął regularną współpracę z kanadyjską ekspedycją 
                działającą w oazie Dachla. Już pierwsze sezony potwierdziły przypuszczenia, 
                iż licznie występujące w okolicy skaliste pionowe ściany zawierają 
                tysiące zabytków sztuki naskalnej, wykonywanych na przestrzeni 
                10 tysięcy lat osadnictwa w tej największej z egipskich oaz - 
                od wczesnego holocenu po czasy niemal współczesne. Badania nad 
                ich chronologią i ikonografią uczyniły wkrótce prof. Krzyżaniaka 
                jednym z najwybitniejszych ekspertów w tej dziedzinie. Praktycznie 
                aż do końca właśnie między Kadero i Dachlę Profesor dzielił swój 
                czas, spędzając listopadowo-grudniowe sezony badawcze na przemian 
                na jednym lub drugim stanowisku. Konsekwentnie też od kilku już 
                lat przygotowywał grupę młodych adeptów archeologii, głównie rekrutujących 
                się spośród Jego byłych studentów, do samodzielnego przejęcia 
                obu projektów.
                       Z doświadczenia profesora 
                Krzyżaniaka korzystały również wielokrotnie zagraniczne ekspedycje. 
                W latach 1978-1990, jako tzw. field director, nadzorował prace 
                terenowe monachijskiej misji badawczej w Minszat Abu Omar - na 
                jednym z najbardziej znanych stanowisk z okresu predynastycznego 
                (schyłek IV tysiąclecia p.n.e.) w Delcie Nilu. To właśnie podczas 
                pobytu w Minszat Profesor poznał swą przyszłą żonę, Karlę Kroeper, 
                z którą zwiążą Go zarówno uczucia, jak i wspólne pasje badawcze. 
                Mniej natomiast znanym epizodem w karierze archeologicznej Lecha 
                Krzyżaniaka jest jego udział w wykopaliskach American Research 
                Center na innym jeszcze stanowisku egipskim - w Kom el-Hisn (sezony 
                1984-1988), gdzie odsłonięto pozostałości zabudowy miejskiej z 
                czasów Starego Państwa.
                       Profesor Krzyżaniak 
                zaliczał się do starej, odchodzącej dziś już z wolna generacji, 
                dla której ponad teoretyczne rozważania nad różnicą pomiędzy strukturalizmem 
                a archeologią postprocesualną ważniejszy był solidny warsztat 
                techniczny, sumienne dokumentowanie prac badawczych i elementarne 
                umiejętności radzenia sobie w najprzeróżniejszych trudnych sytuacjach. 
                Jeżeli zaakceptować stosowany czasem nieoficjalnie podział archeologów 
                na "badaczy gabinetowych" i "terenowców", nie ulega wątpliwości, 
                do którego gatunku należał On sam. Wrodzona natura trapera i podróżniczo-awanturnicza 
                żyłka zawsze ciągnęły Go w teren, zwłaszcza w rejony dziewicze, 
                tworzące kolejne, godne trudów wyzwania, a ekstremalne warunki 
                bytowania zdawały się wręcz wzmagać Jego żywiołowość. Skłonność 
                ta była u Niego tak przemożna, że nawet swe zimowe urlopy spędzał... 
                uczestnicząc od 1994 roku w pracach wykopaliskowych w Naga'a w 
                centralnym Sudanie, gdzie niemiecka ekipa archeologiczna odsłaniała 
                wspaniały zespół budowli świątynnych i mieszkalnych z przełomu 
                er - tzw. epoki meroickiej, gdy w północnym Sudanie panowała dynastia 
                czarnoskórych faraonów. Pomimo, że Naga'a położona jest w środku 
                skrajnie niegościnnej pustyni, z dala od osiedli ludzkich i dróg, 
                nie chciał i nie mógł chyba odmówić - szefem projektu był jego 
                wieloletni przyjaciel, profesor Dietrich Wildung - dyrektor berlińskiego 
                Aegyptisches Museum, zaś małzonka bezpośrednio kierowała badaniami 
                terenowymi.
                       Nie sposób choćby najbardziej 
                pobieżnie omówić 40-letniego dorobku naukowego profesora Lecha 
                Krzyżaniaka. Opublikował prawie 220 artykułów w poważnych periodykach 
                specjalistycznych bądź czasopismach popularnonaukowych. W zdecydowanej 
                większości były to wydawnictwa o charakterze międzynarodowym, 
                nie może więc dziwić, iż należał do czołówki najczęściej cytowanych 
                za granicą polskich archeologów. Przede wszystkim jednak pozostanie 
                znany jako autor trzech książek, do dziś stanowiących elementarne 
                zarysy prehistorii północno-wschodniej Afryki: 
"Early Farming 
                Cultures on the Lower Nile. The Predynastic Period in Egypt" (1977), 
                
"Egipt przed piramidami" (1980) oraz 
"Schyłek pradziejów w środkowym 
                Sudanie" (1992). Ponadto, w latach 80-tych wydał, jako redaktor, 
                pięć numerów rocznika 
"Fontes Archaeologici Posnanienses", a w 
                ostatnim czasie współredagował też dwa obszerne katalogi wystaw: 
                
"Pradzieje Wielkopolski" (1999) oraz 
"Gazociąg pełen skarbów archeologicznych" 
                (1998). Był wreszcie pomysłodawcą słynnych "żółtych zeszytów dymaczewskich" 
                - serii 
"Studies in African Archaeology", w ramach której - wraz 
                z żoną Karlą i prof. Michałem Kobusiewiczem, wydawał zbiory referatów 
                i wystąpień prezentowanych przez uczestników siedmiu kolejnych 
                sympozjów poświęconych archeologii Afryki i Bliskiego Wschodu, 
                jakie cyklicznie organizowane były pod Jego kierownictwem w podpoznańśkich 
                miejscowościach letniskowych (1980, 1984, 1988 i 1992 - Dymaczewo; 
                1997 - Kiekrz; 2000 - Puszczykowo), a wreszcie w samym Poznaniu 
                (2003). Zarówno owe konferencje, jak i 
"Studies...", cieszyły 
                się zasłużoną popularnością w środowisku badaczy z całego świata 
                jako platforma do efektywnej dyskusji i rzeczowej wymiany aktualnych 
                informacji badawczych.
                       Lech Krzyżaniak był 
                niezwykle aktywnym uczestnikiem międzynarodowego życia naukowego. 
                Świadczyć o tym może choćby niezwykle długa lista imprez, w których 
                wziął udział w ostatnich tylko latach życia: przewodniczył organizacji 
                sympozjum 
"Building a Transcontinental Gas Pipeline and Rescuing 
                the Oldest European Cultural Heritage" (Rada Europy, Strasburg, 
                1998) i niemiecko-polskiego seminarium 
"Bodendenkmalschutz in 
                Mitteleuropa und Nord-Ost Afrika. Probleme und Perspektiven" (Berlin, 
                2002), przybliżał na forum zagranicznym problematykę polskiego 
                muzealnictwa archeologicznego w referatach wygłoszonych na konferencjach 
                
"Perspectives of Archaeology and History Museums in the Treshhold 
                of the 21st Century" (Mexico City, 1999), 
"Préhistoire et Musées 
                en Europe" (Iserni, 1999) i 
"World Heritage Around the Baltic. 
                A New Perspective" (EXPO, Hannower, 2000). Ponadto prezentował 
                wyniki włąsnych badań nad pradziejami Sudanu i Egiptu w ramach 
                kolokwium 
"Between the Nile and Sahara. 25 years of Polish-Canadian 
                Exploration of the Nile Valley and Western Desert" (PAN, Warszawa, 
                2000), sympozjum 
"Aktuelle geowissenschaftliche und archaeologische 
                Forschungen im Sudan" (Berlin, 2000), konferencji 
"Urban Landscape 
                Dynamics and Resource Use: Multi-disciplinary Cooperation between 
                Africa, Asia and Latin America" (Uppsala, 2003) i 
"4th Symposium 
                on the Dakhleh Oasis Project" (Poznań, 2003), a także podczas 
                XIV Kongresu Międzynarodowej Unii Nauk Pre- i Protohistorycznych 
                (Liege, 2001).
                       Ciesząc się zasłużoną 
                opinią autorytetu tak naukowego, jak i etycznego, Profesor często 
                powoływany był do różnorodnych gremiów - pełnił m.in. funkcję 
                przewodniczącego Komisji nr 24 w Międzynarodowej Unii Nauk Pre- 
                i Protohistorycznych, był przewodniczącym Rady Poznańskiego Towarzystwa 
                Prehistorycznego, założycielem poznańskiej fundacji "Patrimonium", 
                członkiem Komitetu Nauk Prahistorycznych PAN oraz Rady ds. Muzeów 
                przy Ministrze Kultury. Przez wiele lat zasiadał w fotelu Przewodniczącego 
                Rady Naukowej Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW, a wynikające 
                z tej funkcji zadania wykonywał z niezwykłym poświęceniem. W uznaniu 
                zasług dla muzealnictwa i badań archeologicznych na kilka miesięcy 
                przed śmiercią profesor Krzyżaniak mianowany został przez władze 
                UNESCO ekspertem ds. Muzeum Nubijskiego w Asuanie i nowopowstającego 
                Muzeum Cywilizacji Egipskiej w Kairze.
                       Przy wszystkich okazjach 
                Profesor od razu zjednywał sobie sympatię dzięki bezpretensjonalnemu 
                stylowi bycia, wrodzonemu poczuciu humoru i otwartości w relacjach 
                z otoczeniem. Do tego był niezwykle szarmancki i ujmujący w kontaktach 
                z płcią piękną, co okazywało się nierzadko nieocenione w relacjach 
                z przedstawicielkami mediów czy urzędniczkami najprzeróżniejszych 
                szczebli. Niewątpliwie bardzo przydatnym darem profesora Krzyżaniaka 
                były też jego wyjątkowe zdolności językowe, przy czym - co szczególnie 
                godne podziwu - był w dużym stopniu poliglotą-samoukiem, jako 
                że opanowawszy któryś z języków obcych, dalej doskonalił swe umiejętności 
                zupełnie samodzielnie, prowadząc konwersacje, słuchając radia 
                czy czytając książki beletrystyczne. Poza płynną znajomością angielskiego 
                i niemieckiego, mógł też pochwalić się biegłym opanowaniem francuskiego, 
                hiszpańskiego, a także sudańskiego dialektu języka arabskiego, 
                w którym zdarzało mu się nawet... udzielać wywiadów radiowych. 
                Jego kontakty towarzyskie, przyjaźnie i znajomości pod każdą szerokością 
                geograficzną stały się wręcz legendarne. Naocznie miałem okazję 
                przekonać się o tym kilka lat temu podczas pobytu stypendialnego 
                w Wielkiej Brytanii, gdy Jego nazwisko otwierało właściwie wszystkie 
                drzwi, od instytucji tak szacownych jak British Museum czy uniwersytet 
                w Cambridge po prowincjonalne muzea Szkocji.
                       Chociaż - z charakterystyczną 
                dla swego poczucia humoru kokieterią i prowokacyjną przewrotnością 
                - Profesor wielokrotnie zarzekał się, iż, będąc synem wiejskiego 
                nauczyciela, niejako genetycznie obciążony jest niechęcią do wszelkiej 
                dydaktyki, był regularnie zapraszany w charakterze 
visiting professor 
                przez liczne uczelnie zagraniczne, m.in. do St. John's College 
                w Cambridge (1985), na uniwersytety w Calgary (1989) i w Berlinie 
                (1992), a w 1994 roku odbył cykl wykładów gościnnych w Stanach 
                Zjednoczonych. Ponadto, nieprzerwanie od połowy lat 90-tych prowadził 
                dla studentów poznańskiego uniwersytetu wykłady z prahistorii 
                północnej Afryki. Cieszyły się one sporą popularnością wśród słuchaczy, 
                których przyciągała nawet nie tyle perspektywa ewentualnego udziału 
                w egzotycznych ekspedycjach wykopaliskowych, co przede wszystkim 
                niezwykły styl przekazywania wiedzy, przypominający bardziej klimat 
                opowieści podróżniczych niż nudnych zajęć akademickich. W tym 
                czasie pod opieką profesora Krzyżaniaka powstało kilkanaście prac 
                magisterskich, a ponadto promował On lub recenzował również kilka 
                przewodów doktorskich, przygotowanych w Poznaniu, Warszawie i 
                Krakowie. Pierwsza generacja Jego "naukowych wychowanków" dziś 
                już całkowicie samodzielnie prowadzi nierzadko spektakularną działalność 
                badawczą, czego dowodem może być wspólny, poznańsko-krakowski 
                projekt terenowy realizowany na stanowisku predynastycznym w miejscowości 
                Tell el-Farcha w Delcie Nilu.
                       Całkowicie odrębnym 
                aspektem działalności prof. Krzyżaniaka, wynikającym z jego wieloletnich 
                doświadczeń czynnego muzealnika, były zrealizowane przezeń ekspozycje. 
                Wśród nich były zarówno nieduże wystawy czasowe sprzed lat (
"Polskie 
                badania archeologiczne na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza 
                Czarnego" - 1969; 
"Cypr starożytny" - 1969; 
"Człowiek w sztuce 
                greckiej" - 1971; 
"Epoka kamienia nad Nilem" - 1980; 
"Cypryjskie 
                starożytności" - 1988), jak i większe projekty ekspozycyjne o 
                charakterze międzynarodowym, wśród których wymienić należy przede 
                wszystkim dwa: 
"Gazociąg pełen skarbów" (Strasburg, 1998) i 
"Rescuing 
                Sudan's Oldest Cultural Heritage: Fourty Years of Co-operation 
                in Archaeology Between the Sudan and Poland" (Chartum, 2002). 
                W ostatnim dziesięcioleciu mieszkańcy Poznania zawdzięczali Profesorowi 
                serię spektakularnych, na miarę europejską przygotowanych wydarzeń 
                muzealnych, które w roku 1995 otworzył niebywały sukces frekwencyjny 
                wystawy ze zbiorów berlińskiego Muzeum Egipskiego p.t. 
"Bogowie, 
                groby i mumie: droga do wieczności w starożytnym Egipcie". W ślad 
                za nią poszły kolejne realizacje, w których Profesor nie obawiał 
                się nawet dosyć odważnych i nowatorskich rozwiązań. Przykładem 
                może być nowa, otwarta w 1997 roku stała ekspozycja poświęcona 
                Wielkopolsce w pradziejach, w której formułę komunikacji przystosowano 
                do wymogów odbioru przez współczesną generację młodzieży, eliminując 
                do minimum rolę tekstu na rzecz wizualnego przekazu treści edukacyjnych 
                (koncepcja ta streszczała się chyba najpełniej w tytule wykładu, 
                wygłoszonego w Lizbonie podczas VI Konferencji Europejskiego Stowarzyszenia 
                Archeologów: 
"Od mentalności gablotowej do multimedialnej").
                       Ale największym marzeniem 
                Profesora, dojrzewającym zapewne od wielu lat, było otwarcie w 
                Muzeum Archeologicznym stałej galerii, prezentującej bezcenne 
                dzieła sztuki starożytnej. Pomysł, choć wielu nieżyczliwym sceptykom 
                wydawał się nie tylko nierealny, ale wręcz niedorzeczny z uwagi 
                na spodziewane spiętrzenie przeszkód natury organizacyjnej i finansowej, 
                stał się dla Niego prawdziwym wyzwaniem życiowym. Z typowym dla 
                Poznaniaka uporem w dążeniu do raz obranego celu dopiął wreszcie 
                swego w 1998 roku, gdy - w dużej mierze dzięki swym prywatnym 
                kontaktom z dyrektorami Muzeum Egipskiego w Berlinie oraz Państwowego 
                Muzeum Sztuki Egipskiej w Monachium - otwarto w Poznaniu galerię 
                
"Śmierć i życie w starożytnym Egipcie". Stworzyło ją 125 wysokiej 
                klasy obiektów, wypożyczonych ze zbiorów niemieckich, które ilustrowały 
                wybrane aspekty dawnej egipskiej cywilizacji. Tę niezwykłą kolekcję 
                uzupełnił w kilka lat później niecodzienny depozyt: granitowy 
                obelisk faraona Ramzesa II z Tell Atrib, który obecnie zdobi dziedziniec 
                muzeum przy Wodnej, stając się z wolna w powszechnej świadomości 
                jednym z popularnych symboli życia kulturalnego miasta.
                       Do godnego ukoronowania 
                pełnej wizji Profesora brakowało jeszcze tylko zabytków ilustrujących 
                ponad 6000 lat dziejów starożytnej Nubii - i znów, dzięki niezwykłej 
                determinacji, cel został osiągnięty z wielką klasą: zasadniczym 
                trzonem udostępnionej przez nas zwiedzającym w ubiegłym roku nowej 
                ekspozycji stałej 
"Archeologia Sudanu" jest unikalny zbiór 50 
                obiektów najwyższej kategorii, ofiarowanych specjalnie na tę okazję 
                przez dyrekcję Muzeum Narodowego w Chartumie - jako wyraz uznania 
                dla zasług profesora Krzyżaniaka dla badań nad sudańską przeszłością. 
                Perypetie, jakie podczas powstawania tej ekspozycji musiał pokonywać 
                Profesor, najdobitniej chyba świadczą o jego talentach organizatorskich 
                - wystarczy wspomnieć, iż wypożyczone przez sudańskich kolegów 
                zabytki dotarły do Poznania... zaledwie na kilka dni przed otwarciem, 
                a pomimo tego opóźnienia wszystkie prace odbywać się musiały zgodnie 
                z wcześniej założonym harmonogramem.
				
                
                       Pamiętam moje pierwsze 
                osobiste z Nim spotkanie. Jako student archeologii miałem wówczas 
                okazję pomagać w przygotowaniach do otwarcia wystawy 
"Bogowie, 
                groby, mumie...": oto słynny badacz Afryki, utytułowany dyrektor 
                jednego z największych w kraju muzeów pojawił się w rozchełstanej 
                koszuli z zawiniętymi rękawami i młotkiem w ręku, uwijając się 
                wśród montujących gabloty robotników. Taki właśnie był na co dzień 
                - aktywny i nie potrafiący bezczynnie siedzieć za kierowniczym 
                biurkiem. W pracę wkładał całą swą energię, a Muzeum traktował 
                jak drugi dom. Mieszkając jeszcze na poznańskiej starówce, po 
                całym dniu dyrektorowania wracał do gmachu na Wodnej późnym popołudniem 
                lub wieczorem, aby w spokoju popracować naukowo. Zdarzało się 
                również, że spędzał tu noce, gdy sytuacja wymagała osobistego 
                nadzoru nad pracami przy szczególnie ważnych ekspozycjach czy 
                konferencjach. Z perspektywy czasu wydaje się, że jako przełożony 
                był być może nawet zbyt wymagający dla siebie i za nadto pobłażliwy 
                dla cudzych słabostek - każda, choćby najbardziej nawet umotywowana 
                decyzja o udzieleniu nagany czy zwolnieniu przychodziła mu bardzo 
                trudno i z wewnętrznymi oporami człowieka z natury dobrego. Zawsze 
                starał się wydobywać ze swych podwładnych ich najlepsze cechy, 
                inspirował, motywował do osiągnięć i zdobywania kolejnych stopni 
                naukowych, "Dawał nam odczuć, że stać nas na więcej, niż myślimy, 
                to wyzwalało w nas dodatkowe siły" - wspomina muzealny kurator, 
                mgr Eliza Śmigielska, z którą Profesor współpracował przez ponad 
                30 lat. W badaniach pozwalał na swobodny i nieskrępowany rozwój 
                w wybranym kierunku, ułatwiając przy tym kontakty zawodowe ze 
                środowiskiem ogólnopolskim i zagranicznym oraz zapewniając dyskretną 
                opiekę organizacyjną. Był otwarty na wszelkie nowatorstwo, zwłaszcza 
                zaś doceniał znaczenie nowoczesnego zaplecza technicznego, dzięki 
                czemu w krótkim czasie z Muzeum Archeologicznego w Poznaniu udało 
                się uczynić jeden z przodujących dziś w Polsce ośrodków komputerowej 
                dokumentacji badań archeologicznych, który uczestniczy w kilku 
                dużych europejskich projektach z tej dziedziny.
                       To oczywiste, że - nie 
                mogąc pogodzić się z nieuchronnością tego, co wszak czeka kiedyś 
                każdego z nas - zawsze odbierać będziemy śmierć bliskich nam ludzi 
                jako zbyt wczesną i zbyt nieoczekiwaną. Ale w przypadku profesora 
                Lecha Krzyżaniaka koniec ziemskiej wędrówki nie mógł nastąpić 
                w bardziej - jeśli nie zabrzmi to zbyt surrealistycznie - nieodpowiednim 
                momencie. Pozostawił przecież po sobie tyle przedsięwzięć, których 
                nie zdąży już dokończyć - niezrealizowane plany wystawiennicze, 
                nadzieje wiązane z przyznaniem koncesji na badania ratownicze 
                w rejonie IV katarakty na Nilu czy wizję stworzenia w przyszłości 
                poznańskiej szkoły prahistorii Afryki, której zalążek stanowić 
                miało środowisko młodych badaczy skupione wokół Muzeum Archeologicznego 
                i oddziału PAN-u. Myślał o podręczniku archeologii Sudanu, a także 
                - znów ta prowokacyjna przekora - o napisaniu wspomnień, w których 
                odsłoniłby różne mało znane i co pikantniejsze szczegóły z dziejów 
                polskiej archeologii śródziemnomorskiej... W ostatnich latach 
                poświęcił się też idei przystosowania gmachu muzealnego do wymogów 
                XXI wieku - w tym celu powstała nowoczesna sala konferencyjno-audiowizualna, 
                a renesansowy dziedziniec poddany został renowacji i jednoczesnej 
                adaptacji technicznej, która uczyniła z niego niepowtarzalną przestrzeń 
                ekspozycyjną, "miejsce magiczne" - jak pisała lokalna prasa. W 
                położonych niedaleko Poznania Skrzynkach pozostał budowany z wielkim 
                zaangażowaniem dom, który po zakończeniu pracowitego życia zawodowego 
                miał służyć Mu jako cudowna oaza spokoju na łonie natury i pustelnia, 
                z której dyskretnie nadzorować mógłby kontynuację swych planów, 
                już w wykonaniu następców. 
                       Wszystko, czego dokonał 
                w życiu, stawia Go w rzędzie najwybitniejszych osobowości w dziejach 
                polskiej archeologii. Niestety, odszedł bezpowrotnie, a mury poznańskiego 
                Muzeum Archeologicznego długo jeszcze wypełniać będzie pustka 
                po Nim...