Był
zawsze dynamicznym, pełnym energii człowiekiem. Pierwsze symptomy
poważniejszych problemów zdrowotnych pojawiły się rok temu i chociaż
dla całego otoczenia były kompletnym zaskoczeniem, nikt chyba
nie mógł spodziewać się, że choroba tak nagle wyrwie Go spośród
żywych. W maju zdecydował się na pobyt w szpitalu, gdzie miał
poddać się rutynowemu zabiegowi chirurgicznemu. Z pracownikami
poznańskiego Muzeum Archeologicznego, którego był wieloletnim
dyrektorem, żegnał się na kilka zaledwie tygodni, do końca wydając
dyspozycje i rozdzielając zadania...
Kolejne serie badań
potwierdziły jednak najgorsze obawy. Potem nastąpiły ostatnie
tygodnie intensywnej opieki paliatywnej, gdy przy Jego łóżku bez
przerwy czuwały trzy kobiety: żona, córka i bratanica. Odszedł
10 lipca 2004 roku, przeżywszy 64 lata. Pogrzeb na Cmentarzu Miłostowskim
zgromadził setki ludzi, którzy przyszli pożegnać Go w ostatniej
drodze - przyjaciół, współpracowników, uczniów, a także przedstawicieli
władz miasta Poznania i środowiska naukowego z całego kraju...
Tego dnia od rana trwała ulewa. Jednak w momencie, gdy kondukt
ruszył cmentarną aleją, deszcz nagle umilkł, a zza chmur wychynęło
słońce - silne, niczym na afrykańskim niebie, pod którym spędził
sporą część swego życia...
Lech Krzyżaniak urodził
się 8 lutego 1940 r. w Wilkowie, niewielkiej wsi w powiecie szamotulskim,
w rodzinie nauczyciela miejscowej szkoły. Wielkopolskie korzenie
- wraz z całym wiążącym się z nimi bagażem uwarunkowań historyczno-kulturowych,
stereotypów i przekazanych zapewne w genach cech charakteru typowego
Poznaniaka - stanowiły dla Niego zawsze powód do autentycznej
dumy, choć nie pozbawionej zdrowego dystansu i autoironicznej
refleksji. Dzieciństwo, spędzone na wsi położonej nieopodal wspaniałych
ostępów leśnych i słynnego rezerwatu Bytyńskie Brzęki, wpłynąć
musiało na przemożną fascynację lasem i dziką naturą, której to
pasji Profesor pozostanie wierny przez całe życie - już to jako
badacz problematyki wpływu zmian środowiska przyrodniczego na
funkcjonowanie prehistorycznych społeczności, już to jako zapalony
myśliwy i aktywny członek koła łowieckiego, w którym dał się poznać
jako autentyczny miłośnik leśnej flory i fauny, zaangażowany nie
tylko w akcje odstrzałów chorej zwierzyny, ale i w jej dożywianie
zimą czy ochronę przed działalnością kłusowników. W czasach studenckich
miał drugą jeszcze pasję - motocykle. Po latach wspominał, iż
ze swym przyjacielem, prof. Michałem Kobusiewiczem, kupili niegdyś
dwa modele o tajemniczo dziś już brzmiących nazwach: WFM i WSK.
I chociaż ponoć więcej czasu niż sama jazda pochłaniać miały ciągłe
naprawy, fascynacji motoryzacją i samochodami terenowymi Profesor
ulegać także będzie później, podczas swych wypraw po pustynnych
bezdrożach.
W 1957 r. Lech Krzyżaniak
zdał egzamin maturalny w Liceum Ogólnokształcącym w Szamotułach,
po czym wstąpił na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu,
gdzie studiował archeologię pod kierunkiem wybitnych poznańskich
profesorów - prahistoryków: W. Koćki i J. Kostrzewskiego. Studia
ukończył w 1962 r., broniąc magisterium poświęconego cmentarzysku
kultury łużyckiej z przełomu epok brązu i żelaza w Biernatkach
k. Śremu. Już wówczas zatrudniony był w poznańskim Muzeum Archeologicznym,
z którym związało się całe jego życie zawodowe i gdzie przeszedł
przez wszystkie szczeble zawodowe - od asystenta poprzez kustosza,
docenta aż po fotel dyrektorski, który - w obliczu niezwykle skomplikowanej
sytuacji - objął po W. Błaszczyku w roku 1982, powróciwszy - pomimo
wahań - ze stypendium zagranicznego do objętego stanem wojennym
kraju. Trzeba też podkreślić, iż cała kariera naukowa Lecha Krzyżaniaka,
jeśli mierzyć ją stopniami naukowymi, należała chyba do najszybszych
w dziejach naszej powojennej archeologii: w wieku 28 lat uzyskał
doktorat nauk humanistycznych, przedstawiając na poznańskim uniwersytecie
dysertację dot. obrządku pogrzebowego kultury pomorskiej. W 1975
był już doktorem habilitowanym, a w 1992, po przewodzie przeprowadzonym
na Uniwersytecie Warszawskim, otrzymał profesurę w zakresie nauk
humanistycznych.
Tymczasem jednak jest
początek lat 60-tych. W druku ukazują się pierwsze publikacje
naukowe młodego magistra Krzyżaniaka, poświęcone głównie pradziejowym
stanowiskom archeologicznym Wielkopolski. Jednocześnie jednak
krystalizuje się wówczas drugi nurt Jego zainteresowań, których
owocem stało się kilka artykułów dotyczących problematyki nader
odległej: pradawnym kulturom Ameryki Środkowej i Południowej.
Jak twierdził później sam Profesor, wszystko zacząć się miało
od recenzji rosyjskiej pracy "Isskustwo driewniej Ameriki" R.W.
Kindżałowa. Fascynacja tak odległym terenem i mało wówczas popularną
w Polsce tematyką z początku zawiodła Lecha Krzyżaniaka na...
prywatne lekcje języka hiszpańskiego, a nieco później - przed
oblicze nestora i twórcy polskiej szkoły archeologii śródziemnomorskiej,
profesora Kazimierza Michałowskiego, który poważnie brał pod uwagę
możliwość wystąpienia o zezwolenie na rozpoczęcie badań w Meksyku.
Ponieważ jednak ówczesna sytuacja polityczna nie sprzyjała szybkiemu
uruchomieniu projektu, profesor Michałowski postanowił tymczasem
sprawdzić umiejętności poznańskiego naukowca nad Nilem. I tak
oto, w zupełnie przypadkowy sposób, w końcu 1965 Lech Krzyżaniak
pojawił się w Aleksandrii na Kom el-Dikka, rozpoczynając tym samym
swą największą naukową - i osobistą zarazem - przygodę życia,
ów "przewrotny romans z Afryką'', jak ją później będzie nazywać.
W owym czasie archeologia
klasyczna, wykorzystująca bardziej warsztat badawczy historii
sztuki, dopiero zaczynała doceniać walory rozwiniętej przez prehistoryków
metodyki eksploracyjnej. Natomiast debiutant wykazał się sporym
doświadczeniem w prowadzeniu prac terenowych, toteż Michałowski
postanowił dołączyć Go do zespołu działającego w Sudanie. Lech
Krzyżaniak wziął udział w pierwszych, dziś już legendarnych kampaniach
wykopaliskowych w Dongoli (sezony 1966/1967, 1970 i 1971). Przed
paru latu, pracując w Stacji Archeologii Śródziemnomorskiej w
Kairze, miałem sposobność porządkować archiwalne zdjęcia ze wspaniałych
lat 60-tych - złotej epoki polskich badań nad Nilem. Natrafiłem
wówczas również na stare, pożółkłe fotografie, wykonane przez
członków owej pionierskiej ekspedycji dongolańskiej: poszarpane,
wypłowiałe od słońca wojskowe namioty rozbite w szczerym polu
(a właściwie - w pustyni), skromna wigilia pod imitującym choinkę
akacjowym drzewkiem, archeolodzy na osiołkach, uwiecznieni w trakcie
codziennej, kilkukilometrowej podróży na stanowisko i z powrotem...
I nasuwa się nieodparte wrażenie, że oto miałem przed sobą klucz
do zrozumienia tego, co w pełni zawładnęło duszą młodego poznańskiego
archeologa, i co zwiąże Go silną i nierozerwalną nicią z Sudanem
na resztę życia: urok i egzotyka tego fascynującego kraju, a przy
tym niezwykła atmosfera wykopalisk, nie odbiegająca od tej z epoki
Petriego czy Cartera, wreszcie nieograniczone możliwości badawcze,
rysujące się w tak mało dotąd poznanym, peryferyjnym regionie
świata starożytnego. W ponad 30 lat później, w roku 2002, Lech
Krzyżaniak wraz z drugim "weteranem Sudanu", Stefanem Jakobielskim,
stanie w Chartumie przed reprezentantem sudańskiego rządu, aby
odebrać z jego rąk najwyższe odznaczenie przyznawane obcokrajowcom
- Gwiazdę Dwóch Nilów II klasy. Czyż może zdziwić, iż ten właśnie
egzotyczny order Profesor cenił najbardziej spośród wszystkich,
jakimi w przeszłości Go odznaczono...
U progu lat 70-tych
pradzieje północno-wschodniej Afryki coraz częściej zaczynały
pojawiać się w sferze zainteresowań polskich archeologów, głównie
jednak poprzez pryzmat najstarszych kultur paleolitycznych. Natomiast
Lech Krzyżaniak dostrzegł dla siebie szansę na efektywną działalność
naukową, podejmując się badań nad cywilizacją Doliny Nilu w neolicie
- epoce ze wszech miar kluczowej dla zrozumienia genezy uformowania
się państwa pierwszych faraonów. Idea ta zyskała życzliwe poparcie
ze strony profesora Michałowskiego i dzięki temu problematyka
schyłku prehistorii Egiptu i Sudanu włączona została wkrótce jako
jeden z priorytetów do programu badawczego Centrum Archeologii
Śródziemnomorskiej - instytucji powołanej w celu koordynacji polskich
prac badawczych na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza Śródziemnego.
Rok 1972 stał się niewątpliwie
przełomowym momentem dla Lecha Krzyżaniaka, który zdołał wtedy
uzyskać od władz sudańskich koncesję na podjęcie prac wykopaliskowych
w Kadero, ok. 20 km na północ od Chartumu. Właśnie w Kadero rozbłysła
wielka gwiazda Krzyżaniaka - archeologa, otwierając mu drogę do
międzynarodowej kariery. Czy o wyborze tego właśnie stanowiska
zadecydowały wyniki sumiennie przeprowadzonej wstępnej prospekcji
terenu czy też, przy okazji, odezwała się wówczas niezwykła intuicja
badawcza?... Chociaż w jednej ze swych książek Profesor skromnie
napisze: "...prace wykopaliskowe w Kadero umożliwiły mi rewizję
niektórych tradycyjnych poglądów na najstarsze relacje historyczne
południowej Nubii z Egiptem", bez przesady można przyznać, że
odkrycie pozostałości osady i liczącego ponad 200 pochówków cmentarzyska
z okresu neolitu chartumskiego (V tysiąclecie p.n.e.) rzuciło
całkowicie nowe światło na początki formowania się struktur społecznych
i proces kształtowania się lokalnych elit, a także na istotę przemian
ekonomicznych, jakie doprowadziły do wprowadzenia rolnictwa i
gospodarki hodowlanej nad Nilem. Dzięki zaś systematycznym, interdyscyplinarnym
badaniom archeologicznym, antropologicznym, geomorfologicznym
i paleobotanicznym Kadero stało się jednym z najgruntowniej przebadanych
stanowisk prehistorycznych w całej Afryce.
Drugą dziedziną działalności
badawczej, jakiej bez reszty poświęcił się profesor Krzyżaniak,
w ostatnich dwóch dekadach, było zagadnienie petroglifów - rytów
naskalnych, pozostawionych przez dawnych mieszkańców rejonu wschodniej
Sahary. Szczegółowa analiza tematyki przedstawień nie tylko pozwalała
na rekonstrukcję wierzeń i kultury duchowej prehistorycznych społeczności,
ale również dostarczały informacji na temat wpływu zmian klimatycznych
na okoliczności udomowienia zwierząt hodowlanych. W 1981 Lech
Krzyżaniak poprowadził niewielki rekonesans badawczy w rejonie
słynnego z unikalnych petroglifów płaskowyżu Tassili w Algierii,
zaś od 1986 rozpoczął regularną współpracę z kanadyjską ekspedycją
działającą w oazie Dachla. Już pierwsze sezony potwierdziły przypuszczenia,
iż licznie występujące w okolicy skaliste pionowe ściany zawierają
tysiące zabytków sztuki naskalnej, wykonywanych na przestrzeni
10 tysięcy lat osadnictwa w tej największej z egipskich oaz -
od wczesnego holocenu po czasy niemal współczesne. Badania nad
ich chronologią i ikonografią uczyniły wkrótce prof. Krzyżaniaka
jednym z najwybitniejszych ekspertów w tej dziedzinie. Praktycznie
aż do końca właśnie między Kadero i Dachlę Profesor dzielił swój
czas, spędzając listopadowo-grudniowe sezony badawcze na przemian
na jednym lub drugim stanowisku. Konsekwentnie też od kilku już
lat przygotowywał grupę młodych adeptów archeologii, głównie rekrutujących
się spośród Jego byłych studentów, do samodzielnego przejęcia
obu projektów.
Z doświadczenia profesora
Krzyżaniaka korzystały również wielokrotnie zagraniczne ekspedycje.
W latach 1978-1990, jako tzw. field director, nadzorował prace
terenowe monachijskiej misji badawczej w Minszat Abu Omar - na
jednym z najbardziej znanych stanowisk z okresu predynastycznego
(schyłek IV tysiąclecia p.n.e.) w Delcie Nilu. To właśnie podczas
pobytu w Minszat Profesor poznał swą przyszłą żonę, Karlę Kroeper,
z którą zwiążą Go zarówno uczucia, jak i wspólne pasje badawcze.
Mniej natomiast znanym epizodem w karierze archeologicznej Lecha
Krzyżaniaka jest jego udział w wykopaliskach American Research
Center na innym jeszcze stanowisku egipskim - w Kom el-Hisn (sezony
1984-1988), gdzie odsłonięto pozostałości zabudowy miejskiej z
czasów Starego Państwa.
Profesor Krzyżaniak
zaliczał się do starej, odchodzącej dziś już z wolna generacji,
dla której ponad teoretyczne rozważania nad różnicą pomiędzy strukturalizmem
a archeologią postprocesualną ważniejszy był solidny warsztat
techniczny, sumienne dokumentowanie prac badawczych i elementarne
umiejętności radzenia sobie w najprzeróżniejszych trudnych sytuacjach.
Jeżeli zaakceptować stosowany czasem nieoficjalnie podział archeologów
na "badaczy gabinetowych" i "terenowców", nie ulega wątpliwości,
do którego gatunku należał On sam. Wrodzona natura trapera i podróżniczo-awanturnicza
żyłka zawsze ciągnęły Go w teren, zwłaszcza w rejony dziewicze,
tworzące kolejne, godne trudów wyzwania, a ekstremalne warunki
bytowania zdawały się wręcz wzmagać Jego żywiołowość. Skłonność
ta była u Niego tak przemożna, że nawet swe zimowe urlopy spędzał...
uczestnicząc od 1994 roku w pracach wykopaliskowych w Naga'a w
centralnym Sudanie, gdzie niemiecka ekipa archeologiczna odsłaniała
wspaniały zespół budowli świątynnych i mieszkalnych z przełomu
er - tzw. epoki meroickiej, gdy w północnym Sudanie panowała dynastia
czarnoskórych faraonów. Pomimo, że Naga'a położona jest w środku
skrajnie niegościnnej pustyni, z dala od osiedli ludzkich i dróg,
nie chciał i nie mógł chyba odmówić - szefem projektu był jego
wieloletni przyjaciel, profesor Dietrich Wildung - dyrektor berlińskiego
Aegyptisches Museum, zaś małzonka bezpośrednio kierowała badaniami
terenowymi.
Nie sposób choćby najbardziej
pobieżnie omówić 40-letniego dorobku naukowego profesora Lecha
Krzyżaniaka. Opublikował prawie 220 artykułów w poważnych periodykach
specjalistycznych bądź czasopismach popularnonaukowych. W zdecydowanej
większości były to wydawnictwa o charakterze międzynarodowym,
nie może więc dziwić, iż należał do czołówki najczęściej cytowanych
za granicą polskich archeologów. Przede wszystkim jednak pozostanie
znany jako autor trzech książek, do dziś stanowiących elementarne
zarysy prehistorii północno-wschodniej Afryki:
"Early Farming
Cultures on the Lower Nile. The Predynastic Period in Egypt" (1977),
"Egipt przed piramidami" (1980) oraz
"Schyłek pradziejów w środkowym
Sudanie" (1992). Ponadto, w latach 80-tych wydał, jako redaktor,
pięć numerów rocznika
"Fontes Archaeologici Posnanienses", a w
ostatnim czasie współredagował też dwa obszerne katalogi wystaw:
"Pradzieje Wielkopolski" (1999) oraz
"Gazociąg pełen skarbów archeologicznych"
(1998). Był wreszcie pomysłodawcą słynnych "żółtych zeszytów dymaczewskich"
- serii
"Studies in African Archaeology", w ramach której - wraz
z żoną Karlą i prof. Michałem Kobusiewiczem, wydawał zbiory referatów
i wystąpień prezentowanych przez uczestników siedmiu kolejnych
sympozjów poświęconych archeologii Afryki i Bliskiego Wschodu,
jakie cyklicznie organizowane były pod Jego kierownictwem w podpoznańśkich
miejscowościach letniskowych (1980, 1984, 1988 i 1992 - Dymaczewo;
1997 - Kiekrz; 2000 - Puszczykowo), a wreszcie w samym Poznaniu
(2003). Zarówno owe konferencje, jak i
"Studies...", cieszyły
się zasłużoną popularnością w środowisku badaczy z całego świata
jako platforma do efektywnej dyskusji i rzeczowej wymiany aktualnych
informacji badawczych.
Lech Krzyżaniak był
niezwykle aktywnym uczestnikiem międzynarodowego życia naukowego.
Świadczyć o tym może choćby niezwykle długa lista imprez, w których
wziął udział w ostatnich tylko latach życia: przewodniczył organizacji
sympozjum
"Building a Transcontinental Gas Pipeline and Rescuing
the Oldest European Cultural Heritage" (Rada Europy, Strasburg,
1998) i niemiecko-polskiego seminarium
"Bodendenkmalschutz in
Mitteleuropa und Nord-Ost Afrika. Probleme und Perspektiven" (Berlin,
2002), przybliżał na forum zagranicznym problematykę polskiego
muzealnictwa archeologicznego w referatach wygłoszonych na konferencjach
"Perspectives of Archaeology and History Museums in the Treshhold
of the 21st Century" (Mexico City, 1999),
"Préhistoire et Musées
en Europe" (Iserni, 1999) i
"World Heritage Around the Baltic.
A New Perspective" (EXPO, Hannower, 2000). Ponadto prezentował
wyniki włąsnych badań nad pradziejami Sudanu i Egiptu w ramach
kolokwium
"Between the Nile and Sahara. 25 years of Polish-Canadian
Exploration of the Nile Valley and Western Desert" (PAN, Warszawa,
2000), sympozjum
"Aktuelle geowissenschaftliche und archaeologische
Forschungen im Sudan" (Berlin, 2000), konferencji
"Urban Landscape
Dynamics and Resource Use: Multi-disciplinary Cooperation between
Africa, Asia and Latin America" (Uppsala, 2003) i
"4th Symposium
on the Dakhleh Oasis Project" (Poznań, 2003), a także podczas
XIV Kongresu Międzynarodowej Unii Nauk Pre- i Protohistorycznych
(Liege, 2001).
Ciesząc się zasłużoną
opinią autorytetu tak naukowego, jak i etycznego, Profesor często
powoływany był do różnorodnych gremiów - pełnił m.in. funkcję
przewodniczącego Komisji nr 24 w Międzynarodowej Unii Nauk Pre-
i Protohistorycznych, był przewodniczącym Rady Poznańskiego Towarzystwa
Prehistorycznego, założycielem poznańskiej fundacji "Patrimonium",
członkiem Komitetu Nauk Prahistorycznych PAN oraz Rady ds. Muzeów
przy Ministrze Kultury. Przez wiele lat zasiadał w fotelu Przewodniczącego
Rady Naukowej Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW, a wynikające
z tej funkcji zadania wykonywał z niezwykłym poświęceniem. W uznaniu
zasług dla muzealnictwa i badań archeologicznych na kilka miesięcy
przed śmiercią profesor Krzyżaniak mianowany został przez władze
UNESCO ekspertem ds. Muzeum Nubijskiego w Asuanie i nowopowstającego
Muzeum Cywilizacji Egipskiej w Kairze.
Przy wszystkich okazjach
Profesor od razu zjednywał sobie sympatię dzięki bezpretensjonalnemu
stylowi bycia, wrodzonemu poczuciu humoru i otwartości w relacjach
z otoczeniem. Do tego był niezwykle szarmancki i ujmujący w kontaktach
z płcią piękną, co okazywało się nierzadko nieocenione w relacjach
z przedstawicielkami mediów czy urzędniczkami najprzeróżniejszych
szczebli. Niewątpliwie bardzo przydatnym darem profesora Krzyżaniaka
były też jego wyjątkowe zdolności językowe, przy czym - co szczególnie
godne podziwu - był w dużym stopniu poliglotą-samoukiem, jako
że opanowawszy któryś z języków obcych, dalej doskonalił swe umiejętności
zupełnie samodzielnie, prowadząc konwersacje, słuchając radia
czy czytając książki beletrystyczne. Poza płynną znajomością angielskiego
i niemieckiego, mógł też pochwalić się biegłym opanowaniem francuskiego,
hiszpańskiego, a także sudańskiego dialektu języka arabskiego,
w którym zdarzało mu się nawet... udzielać wywiadów radiowych.
Jego kontakty towarzyskie, przyjaźnie i znajomości pod każdą szerokością
geograficzną stały się wręcz legendarne. Naocznie miałem okazję
przekonać się o tym kilka lat temu podczas pobytu stypendialnego
w Wielkiej Brytanii, gdy Jego nazwisko otwierało właściwie wszystkie
drzwi, od instytucji tak szacownych jak British Museum czy uniwersytet
w Cambridge po prowincjonalne muzea Szkocji.
Chociaż - z charakterystyczną
dla swego poczucia humoru kokieterią i prowokacyjną przewrotnością
- Profesor wielokrotnie zarzekał się, iż, będąc synem wiejskiego
nauczyciela, niejako genetycznie obciążony jest niechęcią do wszelkiej
dydaktyki, był regularnie zapraszany w charakterze
visiting professor
przez liczne uczelnie zagraniczne, m.in. do St. John's College
w Cambridge (1985), na uniwersytety w Calgary (1989) i w Berlinie
(1992), a w 1994 roku odbył cykl wykładów gościnnych w Stanach
Zjednoczonych. Ponadto, nieprzerwanie od połowy lat 90-tych prowadził
dla studentów poznańskiego uniwersytetu wykłady z prahistorii
północnej Afryki. Cieszyły się one sporą popularnością wśród słuchaczy,
których przyciągała nawet nie tyle perspektywa ewentualnego udziału
w egzotycznych ekspedycjach wykopaliskowych, co przede wszystkim
niezwykły styl przekazywania wiedzy, przypominający bardziej klimat
opowieści podróżniczych niż nudnych zajęć akademickich. W tym
czasie pod opieką profesora Krzyżaniaka powstało kilkanaście prac
magisterskich, a ponadto promował On lub recenzował również kilka
przewodów doktorskich, przygotowanych w Poznaniu, Warszawie i
Krakowie. Pierwsza generacja Jego "naukowych wychowanków" dziś
już całkowicie samodzielnie prowadzi nierzadko spektakularną działalność
badawczą, czego dowodem może być wspólny, poznańsko-krakowski
projekt terenowy realizowany na stanowisku predynastycznym w miejscowości
Tell el-Farcha w Delcie Nilu.
Całkowicie odrębnym
aspektem działalności prof. Krzyżaniaka, wynikającym z jego wieloletnich
doświadczeń czynnego muzealnika, były zrealizowane przezeń ekspozycje.
Wśród nich były zarówno nieduże wystawy czasowe sprzed lat (
"Polskie
badania archeologiczne na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza
Czarnego" - 1969;
"Cypr starożytny" - 1969;
"Człowiek w sztuce
greckiej" - 1971;
"Epoka kamienia nad Nilem" - 1980;
"Cypryjskie
starożytności" - 1988), jak i większe projekty ekspozycyjne o
charakterze międzynarodowym, wśród których wymienić należy przede
wszystkim dwa:
"Gazociąg pełen skarbów" (Strasburg, 1998) i
"Rescuing
Sudan's Oldest Cultural Heritage: Fourty Years of Co-operation
in Archaeology Between the Sudan and Poland" (Chartum, 2002).
W ostatnim dziesięcioleciu mieszkańcy Poznania zawdzięczali Profesorowi
serię spektakularnych, na miarę europejską przygotowanych wydarzeń
muzealnych, które w roku 1995 otworzył niebywały sukces frekwencyjny
wystawy ze zbiorów berlińskiego Muzeum Egipskiego p.t.
"Bogowie,
groby i mumie: droga do wieczności w starożytnym Egipcie". W ślad
za nią poszły kolejne realizacje, w których Profesor nie obawiał
się nawet dosyć odważnych i nowatorskich rozwiązań. Przykładem
może być nowa, otwarta w 1997 roku stała ekspozycja poświęcona
Wielkopolsce w pradziejach, w której formułę komunikacji przystosowano
do wymogów odbioru przez współczesną generację młodzieży, eliminując
do minimum rolę tekstu na rzecz wizualnego przekazu treści edukacyjnych
(koncepcja ta streszczała się chyba najpełniej w tytule wykładu,
wygłoszonego w Lizbonie podczas VI Konferencji Europejskiego Stowarzyszenia
Archeologów:
"Od mentalności gablotowej do multimedialnej").
Ale największym marzeniem
Profesora, dojrzewającym zapewne od wielu lat, było otwarcie w
Muzeum Archeologicznym stałej galerii, prezentującej bezcenne
dzieła sztuki starożytnej. Pomysł, choć wielu nieżyczliwym sceptykom
wydawał się nie tylko nierealny, ale wręcz niedorzeczny z uwagi
na spodziewane spiętrzenie przeszkód natury organizacyjnej i finansowej,
stał się dla Niego prawdziwym wyzwaniem życiowym. Z typowym dla
Poznaniaka uporem w dążeniu do raz obranego celu dopiął wreszcie
swego w 1998 roku, gdy - w dużej mierze dzięki swym prywatnym
kontaktom z dyrektorami Muzeum Egipskiego w Berlinie oraz Państwowego
Muzeum Sztuki Egipskiej w Monachium - otwarto w Poznaniu galerię
"Śmierć i życie w starożytnym Egipcie". Stworzyło ją 125 wysokiej
klasy obiektów, wypożyczonych ze zbiorów niemieckich, które ilustrowały
wybrane aspekty dawnej egipskiej cywilizacji. Tę niezwykłą kolekcję
uzupełnił w kilka lat później niecodzienny depozyt: granitowy
obelisk faraona Ramzesa II z Tell Atrib, który obecnie zdobi dziedziniec
muzeum przy Wodnej, stając się z wolna w powszechnej świadomości
jednym z popularnych symboli życia kulturalnego miasta.
Do godnego ukoronowania
pełnej wizji Profesora brakowało jeszcze tylko zabytków ilustrujących
ponad 6000 lat dziejów starożytnej Nubii - i znów, dzięki niezwykłej
determinacji, cel został osiągnięty z wielką klasą: zasadniczym
trzonem udostępnionej przez nas zwiedzającym w ubiegłym roku nowej
ekspozycji stałej
"Archeologia Sudanu" jest unikalny zbiór 50
obiektów najwyższej kategorii, ofiarowanych specjalnie na tę okazję
przez dyrekcję Muzeum Narodowego w Chartumie - jako wyraz uznania
dla zasług profesora Krzyżaniaka dla badań nad sudańską przeszłością.
Perypetie, jakie podczas powstawania tej ekspozycji musiał pokonywać
Profesor, najdobitniej chyba świadczą o jego talentach organizatorskich
- wystarczy wspomnieć, iż wypożyczone przez sudańskich kolegów
zabytki dotarły do Poznania... zaledwie na kilka dni przed otwarciem,
a pomimo tego opóźnienia wszystkie prace odbywać się musiały zgodnie
z wcześniej założonym harmonogramem.
Pamiętam moje pierwsze
osobiste z Nim spotkanie. Jako student archeologii miałem wówczas
okazję pomagać w przygotowaniach do otwarcia wystawy
"Bogowie,
groby, mumie...": oto słynny badacz Afryki, utytułowany dyrektor
jednego z największych w kraju muzeów pojawił się w rozchełstanej
koszuli z zawiniętymi rękawami i młotkiem w ręku, uwijając się
wśród montujących gabloty robotników. Taki właśnie był na co dzień
- aktywny i nie potrafiący bezczynnie siedzieć za kierowniczym
biurkiem. W pracę wkładał całą swą energię, a Muzeum traktował
jak drugi dom. Mieszkając jeszcze na poznańskiej starówce, po
całym dniu dyrektorowania wracał do gmachu na Wodnej późnym popołudniem
lub wieczorem, aby w spokoju popracować naukowo. Zdarzało się
również, że spędzał tu noce, gdy sytuacja wymagała osobistego
nadzoru nad pracami przy szczególnie ważnych ekspozycjach czy
konferencjach. Z perspektywy czasu wydaje się, że jako przełożony
był być może nawet zbyt wymagający dla siebie i za nadto pobłażliwy
dla cudzych słabostek - każda, choćby najbardziej nawet umotywowana
decyzja o udzieleniu nagany czy zwolnieniu przychodziła mu bardzo
trudno i z wewnętrznymi oporami człowieka z natury dobrego. Zawsze
starał się wydobywać ze swych podwładnych ich najlepsze cechy,
inspirował, motywował do osiągnięć i zdobywania kolejnych stopni
naukowych, "Dawał nam odczuć, że stać nas na więcej, niż myślimy,
to wyzwalało w nas dodatkowe siły" - wspomina muzealny kurator,
mgr Eliza Śmigielska, z którą Profesor współpracował przez ponad
30 lat. W badaniach pozwalał na swobodny i nieskrępowany rozwój
w wybranym kierunku, ułatwiając przy tym kontakty zawodowe ze
środowiskiem ogólnopolskim i zagranicznym oraz zapewniając dyskretną
opiekę organizacyjną. Był otwarty na wszelkie nowatorstwo, zwłaszcza
zaś doceniał znaczenie nowoczesnego zaplecza technicznego, dzięki
czemu w krótkim czasie z Muzeum Archeologicznego w Poznaniu udało
się uczynić jeden z przodujących dziś w Polsce ośrodków komputerowej
dokumentacji badań archeologicznych, który uczestniczy w kilku
dużych europejskich projektach z tej dziedziny.
To oczywiste, że - nie
mogąc pogodzić się z nieuchronnością tego, co wszak czeka kiedyś
każdego z nas - zawsze odbierać będziemy śmierć bliskich nam ludzi
jako zbyt wczesną i zbyt nieoczekiwaną. Ale w przypadku profesora
Lecha Krzyżaniaka koniec ziemskiej wędrówki nie mógł nastąpić
w bardziej - jeśli nie zabrzmi to zbyt surrealistycznie - nieodpowiednim
momencie. Pozostawił przecież po sobie tyle przedsięwzięć, których
nie zdąży już dokończyć - niezrealizowane plany wystawiennicze,
nadzieje wiązane z przyznaniem koncesji na badania ratownicze
w rejonie IV katarakty na Nilu czy wizję stworzenia w przyszłości
poznańskiej szkoły prahistorii Afryki, której zalążek stanowić
miało środowisko młodych badaczy skupione wokół Muzeum Archeologicznego
i oddziału PAN-u. Myślał o podręczniku archeologii Sudanu, a także
- znów ta prowokacyjna przekora - o napisaniu wspomnień, w których
odsłoniłby różne mało znane i co pikantniejsze szczegóły z dziejów
polskiej archeologii śródziemnomorskiej... W ostatnich latach
poświęcił się też idei przystosowania gmachu muzealnego do wymogów
XXI wieku - w tym celu powstała nowoczesna sala konferencyjno-audiowizualna,
a renesansowy dziedziniec poddany został renowacji i jednoczesnej
adaptacji technicznej, która uczyniła z niego niepowtarzalną przestrzeń
ekspozycyjną, "miejsce magiczne" - jak pisała lokalna prasa. W
położonych niedaleko Poznania Skrzynkach pozostał budowany z wielkim
zaangażowaniem dom, który po zakończeniu pracowitego życia zawodowego
miał służyć Mu jako cudowna oaza spokoju na łonie natury i pustelnia,
z której dyskretnie nadzorować mógłby kontynuację swych planów,
już w wykonaniu następców.
Wszystko, czego dokonał
w życiu, stawia Go w rzędzie najwybitniejszych osobowości w dziejach
polskiej archeologii. Niestety, odszedł bezpowrotnie, a mury poznańskiego
Muzeum Archeologicznego długo jeszcze wypełniać będzie pustka
po Nim...