W
Wiadomościach Numizmatycznych (R. 49: 2005, nr 2 (180), s. 241-244)
ukazała się, napisana przez Mateusza Boguckiego, recenzja naszej
pracy poświęconej odkryciu skarbu z Kąpieli (M. Andrałojć, M.
Andrałojć, M. Tuszyński, Wczesnośredniowieczny skarb z Kąpieli,
gm. Czerniejewo, woj. wielkopolskie, Wydawnictwo PTPN, Poznań
2005). Recenzowana publikacja, co jeszcze nietypowe, nie ogranicza
się do wspomnianej książki - jej integralną częścią jest, dostępne
jedynie na stronie internetowej Muzeum Archeologicznego w Poznaniu
(
Early
Medieval Hoard from Kąpiel, Czerniejewo commune, Wielkopolska
voivodeship
(summary)) obszerne streszczenie w języku angielskim, któremu
towarzyszą powiększenia wszystkich rycin, umożliwiające szczegółowe
obejrzenie opisywanych zabytków.
Recenzja M. Boguckiego
porusza wiele wątków związanych z pracą i mimo końcowej konstatacji,
iż autorzy w sumie wyszli obronną ręką z postawionego zadania
(s. 244), zawiera szereg uwag krytycznych, do których przyjdzie
się nam kolejno odnieść. Naszym zdaniem większość zasadniczych
zarzutów wynika z niedostrzegania przez Recenzenta, że praca ta
jest dziełem archeologów, że jednym z podstawowych celów nie tylko
samej publikacji, ale i poprzedzających ją studiów archiwalnych,
wytypowania stanowiska do badań, dokonania ponownego odkrycia
skarbu z Kąpieli, jego metodycznej eksploracji i następnie w znacznej
mierze odmiennego od dotychczasowych opracowania, była chęć spojrzenia
na skarb siekańcowy oczyma archeologa, nie numizmatyka. Stąd może
różnica tradycji, perspektywy, pewnych ujęć, wyników, tu wreszcie
zapewne źródło widocznego w niektórych miejscach braku komunikacji
między tekstem publikacji, a recenzją.
Na początek wyjaśnienia
wielu nieporozumień wymaga kwestia mitycznego już jak widzimy
programu Corpus Thesaurorum Poloniae (CTP), którego efektem jest
według Recenzenta odkrycie i opracowanie skarbu z Kąpieli (s.
241). Otóż CTP powstał w 1996 roku, lecz nie doczekał się realizacji.
Po dziesięciu latach od opracowania można go już z wolna zacząć
traktować jako ciekawostkę w historii polskich badań archeologicznych.
Nieporozumienia wynikają zapewne z tego, iż był to najbardziej
chyba owocnie nierealizowany projekt inwentaryzacji zabytków.
W trakcie weryfikacji założeń i pokazywania przez nas możliwości
programu odkryliśmy skarb z Wilczych Lasków (XVII w.) i kilka
skarbów wczesnośredniowiecznych, w tym m.in. z Grzybowa i Kąpieli;
osobno wspomnieć należy o odkrytej przez nas w trakcie tych prac
pierwszej polskiej bulli książęcej, której dwujęzyczna monografia
właśnie się ukazała (M. Andrałojć, M. Andrałojć, Bulla Bolesława
księcia Polski. Eine Bulle von Fürst Bolesław von Polen, Wydawnictwo
PTPN, Poznań 2006). Nigdy i nigdzie nie napisaliśmy natomiast,
że projekt jest realizowany, że kierujemy jego realizacją (s.
241), że w końcu pracujemy nad opracowaniem kolejnych odkryć (s.
244). Zachowując prawa autorskie do wspomnianych wyżej znalezisk
i pochodzących zeń materiałów, nie możemy odpowiedzieć kiedy będzie
możliwe rozpoczęcie ich opracowywania, obecnie zajmujemy się bowiem
problemem kontekstu archeologicznego wczesnośredniowiecznych skarbów
z terenu Wielkopolski, a z tej perspektywy opracowanie inwentarzy
depozytów wydaje się kwestią drugoplanową. Nie zgadzamy się z
oceną (s. 241), że koncepcja CTP była nierealna. Nie chodziło
w niej wszak, jak sugeruje M. Bogucki, o szczegółowe opracowanie
przez nas wszystkich depozytów od epoki brązu po współczesność,
lecz przede wszystkim o szczegółową kwerendę i terenową weryfikację
dokonanych dotąd odkryć. Jeśli w ramach Archeologicznego Zdjęcia
Polski możliwe było odkrycie lub terenowa weryfikacja grubo ponad
pół miliona stanowisk archeologicznych, to inwentaryzacja 5 tysięcy
odkryć skarbów także z pewnością zostanie w jakiejś formie, przez
kogoś, w nie za długim zapewne czasie przeprowadzona.
Kilka razy w recenzji
pojawia się kwestia zawartości książki, szczegółowo omawiającej
monety europejskie, bizantyjskie i nieokreślone oraz posiekane
ozdoby srebrne z naszych badań w 2001 r., sygnalizującej zaś jedynie
problemy związane z odkrytymi wówczas monetami arabskimi (określone
przez D. Malarczyk) i osobno i z dystansem podchodzącej do wcześniejszych
danych o zawartości tego, odkrytego już w 1932 roku skarbu. Jednocześnie
jako wzór monografii dużego skarbu wskazuje Autor dwutomowe opracowanie
skarbu z Zalesia, pow. Słupca. Otóż pewna część tych uwag Recenzenta
wynika właśnie z przyjętego przez nas na wstępie założenia, iż
opracowanie skarbu z Kąpieli powinno być dwutomowe, przy czym
tom drugi, którego autorką powinna być D. Malarczyk winien zawierać
opracowanie monet arabskich. Nasze - prywatnych archeologów bez
instytucjonalnego wsparcia - możliwości sprawcze nie okazały się
wystarczające dla realizacji tego zamierzenia; ciągle mamy jednak
nadzieję, że tom drugi ukaże się w przyszłości. Inną kwestią jest
natomiast nie zamieszczenie w Katalogu informacji o zabytkach
pozyskanych przez Z. Zakrzewskiego w trakcie jego badań w 1933
r. (s. 242). To już w pełni zależna od nas i z punktu widzenia
metodyki badań oczywista decyzja. Tym co będzie bez wątpienia
jednym z trwałych osiągnięć naszych prac terenowych, jest pozyskiwanie
do badań fragmentarycznych wprawdzie, ale pewnych i czystych prób
zespołów monet i ozdób ze znanych wcześniej skarbów. Poświęciliśmy
w opracowaniu dużo uwagi szczegółowej analizie sprzecznych informacji
Z. Zakrzewskiego o odkrytych przez niego zabytkach (co Recenzent
odnotowuje - s. 242), które datował zresztą na lata 30. XI w.,
przedstawiliśmy wystarczające argumenty przeciw łączeniu ze skarbem
36 monet przechowywanych w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu,
opisanych jako Kąpiel (z których jedna trafiła tam, jak napisaliśmy
w 1935, a nie w 1933 r. jak podaje Recenzent, zaś pozostałe opisano
tak dopiero w latach 70. XX w. - istnieją poważne przesłanki za
łączeniem tych monety ze skarbem z Osińca koło Gniezna), nie po
to, by ten wspomniany wyżej podstawowy dorobek w Katalogu zaprzepaścić.
Podejmujemy zresztą w pracy próbę rekonstrukcji pierwotnego składu
i wielkości depozytu - ale właśnie próbę. Jak istotny to problem
i jaka jest rzeczywista wartość prac opartych na zespołach w,
nazwijmy to umownie, "stanie muzealnym", zdaje sobie sprawę niewielu
badaczy podejmujących się ich opracowania. Drobny przykład: K.
Mitkowa-Szubert w artykule o skarbie ze Zbierska (WN, R. 41: 1997,
nr 1-2 (159-160), s. 82) argumentuje, iż za późniejszym datowaniem
tego zespołu przemawia m.in. brak w nim fragmentów dirhemów arabskich
i ozdób. Otóż w wyeksplorowanej przez nas części tego skarbu znajdują
się zarówno fragmenty dirhemów, jak i dość liczne fragmenty ozdób.
Niezachowanie się w zbiorach pewnych elementów skarbów jest zresztą
równie częste, jak "obrastanie" skarbów z upływem czasu nowymi
elementami, których w nich wcześniej nie było. Liczne przykłady
z Wielkopolski podamy w opracowaniu prowadzony przez nas obecnie
badań.
Za kolejne nieporozumienie
uznać musimy opisanie przez Recenzenta tego, co nazwaliśmy w pracy
analizą destrukcji. Konsekwentnie, już na poziomie Katalogu, rozdzieliśmy
w osobnych punktach dane typologiczne, służące klasyfikacji zabytków,
od bardzo szczegółowych obserwacji dotyczących destrukcyjnych
zabiegów jakim poddane zostały poszczególne monety i ozdoby zanim
je zdeponowano w skarbie. Opisaliśmy zmiany wtórne (nieintencjonalne),
koncentrując się jednak na intencjonalnych ingerencjach w formę
przedmiotu, do których zaliczyliśmy obok podziałów i nacięć także
"złożenia" (zagięcia) całych monet i ich większych fragmentów
(np. w "kopertę", w "harmonijkę), powtarzalne w formie zagięcia
drobnych fragmentów, niektóre wygięcia obrzeży i krawędzi (Wczesnośredniowieczny...,
s. 173). Podkreśliliśmy, że spektrum obserwowanych działań było
szerokie, a ingerencje mogły zmieniać kształt i wagę zabytku (podziały),
tylko jego kształt (zagięcia, złożenia, wygięcia, zgniecenia)
lub pozostawiać jedynie ślady na powierzchni, bez zmiany wagi
i kształtu przedmiotu (nacięcia). Uznaliśmy wreszcie, że wszystkie
te przejawy piętnowania srebra mogły służyć temu samemu celowi.
Recenzent pisze zaś jedynie, iż skoncentrowaliśmy się w swej pracy
na podziałach monet (s. 243), chwaląc nas jednocześnie za oryginalny
wkład w tę sferę badań, jakim ma być zastosowany w opracowaniu
skodyfikowany system zapisu podziałów monet. Otóż punktem wyjścia
dla powstania tego systemu było poszukiwanie takiego precyzyjnego
sposobu opisu podziałów zabytków, który już choćby przez swą formę,
nie rzutowałby na obserwacje innych przejawów destrukcji. System
ten - bardzo prosty w zastosowaniu (radzą sobie z nim doskonale
uczniowie gimnazjum) - choć może wyglądający nieprzyswajalnie
w zapisie (układ liter i cyfr), dostarczył olbrzymich ilości informacji,
przerastających nasze oczekiwania i właściwie wymagających osobnego
studium. Stąd, wskazując kierunek badań, wykorzystaliśmy w analizie,
jak słusznie zauważył M. Bogucki, tylko niektóre z nich. Nie wątpimy,
iż mimo sceptycyzmu Recenzenta, uważającego ten system za zbyt
skomplikowany, nasza propozycja się przyjmie. Jest bowiem zasadnicza
różnica w uproszczonym opisie podziałów proponowanych przez Recenzenta
- 04p. = jak rozumiemy, moneta podzielona 4 razy z zachowanym
obrzeżem, a naszym 0A3B3B3b = duży fragment monety, podzielonej
4 razy, z zachowanym obrzeżem, 3 podziały regularne, ostatni nieregularny,
z zachowanym środkiem krążka, wszystkie kątami między liniami
podziałów rozwarte. Podstawową zaletą naszego zapisu, o czym Recenzent
nie wspomina, jest jednak możliwość wiernego odtworzenia za jego
pomocą zarówno kształtu fragmentu monety, jak i jego wielkości;
takich możliwości dotychczasowe opisy podziałów nie dawały. Ten
system stwarza realne możliwości porównań fragmentów monet w zespole,
a co ważniejsze, także szczegółowych porównań wielu depozytów,
pełniejsze jego wykorzystanie wymaga już jednak, ze względu na
ogrom dostarczanych informacji, stworzenia komputerowej bazy danych.
Pisze Recenzent, że
po 2001 roku jacyś poszukiwacze skarbów (tu ten ich odłam, który
budząc niesmak nawet wśród większości zwolenników tej szlachetnej
skądinąd pasji, wchodzi z premedytacją i niszczy wybrane stanowiska
archeologiczne) znajdowali jeszcze w Kąpieli jakieś drobne siekańce
ozdób i monet. Wyraża jednocześnie przekonanie, iż rozwleczenie
depozytu po latach orki było tak duże, iż całości nie objęły badania
archeologiczne. Otóż problem jest dużo bardziej skomplikowany,
nie wymaga już jednak mniemania, dzięki podjęciu przez nas badań
nad procesami podepozycyjnym dotyczącymi skarbów siekańcowych.
Skarb z Kąpieli był jednym z pierwszych, który odkryliśmy. W opracowaniu
piszemy już o procesach stokowych, których nieuwzględnienie spowodowało,
iż Z. Zakrzewski w 1933 r. nie odnalazł pozostałości obiektu kryjącego
depozyt. Dziś możemy szczegółowo obserwować rozmiary rozwłóczenia
zespołów w wyniku działania czynników naturalnych, głównie orki
- ich wynikiem bywa zwarta dyspersja elementów depozytu na obszarze
od kilkudziesięciu m2, do - przy współdziałaniu procesów stokowych
- nawet 7 arów. To nie wszystko jednak, bo poza tym zwartym obszarem
obserwować można kolejne, dużo mniejsze koncentracje fragmentów
srebra. Możemy odtwarzać obecnie, poza okolicznościami ukrycia
skarbów, także szczegóły procesu ich odkrywania - obiekty kryjące
depozyty lub częściej wkopy sięgających po nie odkrywców, ale
także pozostawiające ślady w postaci wtórnych koncentracji zabytków
- miejsca ulokowania hałd przy tych wkopach, miejsca gdzie dzielono
zdobycz i miejsca zgub, naturalnych przy licznych elementach skarbów
siekańcowych. Te wtórne koncentracje oddalone bywały nawet o 60
metrów od miejsca odkrycia. Założenie o niemożliwości wybrania
przez przypadkowych znalazców całej posiekanej zawartości skarbów,
jeśli przed lub w trakcie odkrywania doszło do uszkodzenia pojemnika,
legło u podstaw podjęcia przez nas terenowych weryfikacji miejsc
odkryć skarbów. Ich wynikiem jest systematyczne, choć nadal pionierskie
wypracowywania metodyki takich badań.
M. Bogucki odnotowuje,
zajmując się z kolei naszą próbą interpretacji charakteru depozytu,
iż autorzy "wskazując na duży udział elementów skandynawskich,
opowiadają się zasadniczo za pozautylitarnymi (kultowo-religijnymi)
uwarunkowaniami ukrycia skarbu z Kąpieli i wielu podobnych jemu
depozytów". Zestawiamy istotnie szereg argumentów wskazujących
na niespójność dotychczasowych "ekonomicznych" wyjaśnień pojawienia
się w strefie bałtyckiej masy skarbów wczesnośredniowiecznych.
Wskazujemy, iż jeśli nie prawa ekonomii, to zwyczaj (tu za S.
Suchodolskim) leżał u podstaw tego zjawiska. Uważamy jednak, że
takie ujęcie wymaga wskazania z kolei nosicieli tego zwyczaju
lub wskazania przyczyn zachodzącej akulturacji. Piszemy o zwyczajach
i wierzeniach konkretnej grupy Skandynawów, nie znaczy to jednak,
że obecność lub brak elementów skandynawskich w Kąpieli i w innych
depozytach, odgrywa w naszej argumentacji jakąś znaczącą rolę.
Recenzent pisze (s. 242), iż nasze badania "są wyśmienitym przykładem,
że i archeolodzy mogą się posługiwać wykrywaczem
metalu, zabezpieczając w ten sposób zabytki narażone na wyrabowanie
przez amatorów" (podkreślenie nasze). Chcielibyśmy wiedzieć, kto
jeszcze - poza archeologami - i jakim prawem, zabezpiecza za pomocą
wykrywacza metali zabytki przed amatorami?
Zajmijmy się na koniec
opisem obyczajów. Jeden z fragmentów recenzji M. Boguckiego, któremu
postanowiliśmy poświęcić więcej uwagi, godzien jest tego ze względu
na zawarty w nim ładunek bezczelności i impertynencji. Na stronie
243 Autor napisał: "określenia monet są w zasadzie poprawne (w
dużej mierze jest to zasługa dr Petera Ilischa z Münster, który
badał osobiście skarb z Kąpieli dla potrzeb reedycji inwentarzy
PSW)" i dalej "M. i M. Andrałojciowie korzystali z roboczych ustaleń
tego badacza. Niestety zapomnieli o tym fakcie poinformować czytelników".
Można by na to odpowiedzieć ironicznie, iż przy obecnym dostępie
do katalogów, klasyfikacja monet nie jest już, jak się numizmatykom
wydaje, wiedzą tajemną, czy czarną magią i nie jest potrzebny
żaden dr Faust, czy dr Ilisch, by poprawnie określić większość
monet wczesnośredniowiecznych. Sprawa jest jednak zbyt poważna
by na tym poprzestać - Autor zarzuca nam bowiem, w mało zawoalowanej
formie, ni mniej ni więcej tylko kradzież wyników prac tego badacza.
Ograniczymy się do krótkiego opisania tej historii i związków
odkrytych przez nas i opracowywanych podówczas materiałów z Kąpieli
z "potrzebami" reedycji inwentarzy PSW, z którą to (reedycją)
ani my, ani nasze materiały nie mieliśmy nic wspólnego. Do czasu.
Pojawiła się bowiem oficjalna prośba prof. dr S. Suchodolskiego
o pokazanie tych monet, tym bardziej, że nasze datowanie skarbu
różniło się o 50 lat od przyjmowanego dotąd w literaturze. Przy
pełnym poparciu prof. dr L. Krzyżaniaka, ówczesnego kierownika
realizowanego przez nas grantu mającego na celu opracowanie części
zabytków z Kąpieli, odmówiliśmy, zdając sobie w pełni sprawę jakie
mogą być tego konsekwencje. W dłuższej perspektywie jednak, w
imię utrzymania poprawnych stosunków z ośrodkiem warszawskim i
na prośbę prominentnych, a życzliwych nam osób, wyraziliśmy zgodę
na krótką wizytę dr P. Ilischa. Kontakt z tym badaczem przyniósł
pewne efekty, jak wspomniane w recenzji przyjęcie przez nas najnowszego
datowania początków emisji denarów Ottona i Adelajdy na 983/4
rok, czy skrytykowane w niej z kolei posłużenie się pracą Ch.
Kilgera do określenia denarów krzyżowych. Podziękowaliśmy przykładnie
dr P. Ilischowi "za okazaną pomoc i konsultacje" (Wczesnośredniowieczny...,
s. 12) mimo, iż o nią przecież nie prosiliśmy i mimo, że miała
ona - nie z winy tego badacza - wiele cech "bratniej pomocy",
znanej dobrze do niedawna w tej części Europy.
Sprawę uznajemy za zakończoną
i nie oczekujemy przeprosin. Bez wątpienia nie pokażemy już jednak
nikomu zabytków z kolejnych odkrytych przez nas skarbów przed
zakończeniem ich opracowania. Nie będziemy tym samym musieli dziękować
nikomu. Z żadnej miejscowości.
Badania skarbów, to
bardzo "niszowa" dziedzina studiów. Cieszyć więc musi autorów
każda pojawiająca się w tym zakresie recenzja ich prac. A skoro
musi - cieszymy się.