|
Jarmila Kaczmarek,
Andrzej Prinke
(Muzeum Archeologiczne w Poznaniu)
Archeologia niewłaściwie wykorzystana:
Dialog polsko-niemiecki w Wielkopolsce
w okresie narastających nacjonalizmów (1920-1956)
|
Litwo, ojczyzno moja
ty jesteś jak zdrowie
ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie
kto cię stracił
Dziś piękność twą w całej ozdobie
widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie
|
Tak
zaczyna się największy polski poemat narodowy. Autorem jest Adam
Mickiewicz, dla którego językiem ojczystym był polski, choć do
niego i jego przodków przyznają się nie tylko Polacy. Dla Mickiewicza
ojczyzną była właśnie Litwa - czyli ten człon dawnej Rzeczypospolitej
Obojga Narodów, który nazywał się Wielkim Księstwem Litewskim
i w dodatku ta część Litwy, która obecnie leży w granicach Białorusi.
W etnicznej Polsce Mickiewicz przebywał bardzo krótko - właśnie
w Wielkopolsce.
W języku polskim istnieje
kilka słów związanych z pojęciem narodu, które podobnie brzmią,
a oznaczają zupełnie różne rzeczy. Te słowa to naród - narodowość,
nacja i nacjonalizm. "Naród" to wyodrębniona grupa etniczna dysponująca
własnym państwem i słowo to jest właściwie identyczne ze starodawnym
słowem "nacja", wywodzącym się zresztą z języka łacińskiego. Pokrewna
"narodowość" to wprawdzie wyodrębniona grupa etniczna, ale nie
musi ona być powiązana z własnym państwem. Umiłowanie własnego
kraju, tego dużego państwa, ale też swej małej ojczyzny, czyli
coś, bez czego trudno sobie wyobrażać życie społeczne i co samo
w sobie jest rzeczą bardzo pozytywną, to po polsku "patriotyzm".
Natomiast nacjonalizm ma w polszczyźnie wyraźnie pejoratywne zabarwienie,
jako wynaturzenie patriotyzmu. O nacjonalizmie mówimy wówczas,
kiedy uwydatnia się odrębność narodową, nadaje szczególne znaczenie
przynależności do narodu, wskazuje na nadrzędność interesu narodu
w stosunku do interesu jednostek i wszelkich innych grup społecznych.
Skrajną postacią nacjonalizmu jest szowinizm, kiedy to bezkrytycznemu
umiłowaniu własnego narodu towarzyszy przekonanie o jego wyższości
nad innymi narodami i wrogość wobec nich (Nowa Encyklopedia Powszechna
PWN 1996, s. 201).
Pisanie o nacjonalizmach,
a więc o wynaturzeniach patriotyzmu jest rzeczą niesłychanie trudną,
gdyż często nie można uchwycić granicy, gdzie jeszcze można mówić
o walce o słuszne prawa, a gdzie mówienie o słusznych prawach
ma już podłoże szowinistyczne. Rozgraniczenie patriotyzmu od nacjonalizmu
jest szczególnie trudne w takich przypadkach, kiedy jakaś grupa
etniczna zostaje włączona wbrew swej woli do obcego państwa, jest
przez to państwo prześladowana, czasem nawet poddana eksterminacji,
a majątki członków owej grupy zostają przekazane w ręce członków
innej grupy etnicznej z rażącym pogwałceniem prawa. Jak długo
ludzie mają prawo do poczucia krzywdy i tęsknoty za swą Ziemią
Obiecaną? A co zrobić, kiedy jakaś grupa etniczna osiedla się
w kolebce jakiegoś państwa, rozrasta się i po pewnym czasie domaga
się np. niepodległości? Są to tematy, na które do dziś nie ma
odpowiedzi, jak pokazuje przykład wielu krajów, dziś np. Serbii
(Kosowo), Wielkiej Brytanii (Irlandia Północna) czy krajów byłego
Związku Radzieckiego; w niedalekiej przeszłości dotyczyło to również
Turcji (sprawy Greków i Ormian), a w dalszej przeszłości podobny
los dotknął większość krajów w Europie i na całym świecie. W przyszłości
może to być problem także Unii Europejskiej, ze względu na fakt
stopniowego regresu demograficznego "starych" narodowości i prężność
demograficzną imigrantów, z których większość jest niechętna integracji
z miejscową ludnością i może mieć własne pomysły na przyszłość
kraju, w którym żyje. |
1. Uwarunkowania polityczne |
1.1. Wielkopolska pod zaborami |
ryc. 1 |
Aby
zrozumieć, o co chodziło w konflikcie polsko-niemieckim w latach
1920-1956, należy cofnąć się do okresu nieco wcześniejszego. Pod
koniec XVIII w. Polska, niegdyś jeden z większych krajów europejskich,
została podzielona między trzy sąsiednie państwa. Wielkopolska,
ta część Polski na obszarze której w X w. zaczęła się budowa państwa
polskiego, przypadła Prusom ( ryc. 1).
Od tego czasu Polacy stali się mniejszością narodową w państwie
pruskim, coraz bardziej dyskryminowaną i poddawaną |
próbom wynarodowienia. Niemcy, którzy od
średniowiecza byli ściągani do Polski przede wszystkim do zasiedlania
pustek osadniczych, a także jako "nosiciele" postępu organizacyjnego
i technicznego, w Wielkopolsce stali się grupą uprzywilejowaną,
wspieraną w XIX w. przez państwo pruskie zarówno jeśli chodzi
o dotacje finansowe, jak i o rozwój szkolnictwa, budowę świątyń,
dostęp do urzędów, możliwości awansu w wojsku. Do grupy Niemców
dołączyli wkrótce mieszkający w Wielkopolsce Żydzi, którzy szybko
ulegli germanizacji. Polacy z zaboru pruskiego mieli do wyboru
dwie możliwości - albo ulec germanizacji, albo samodzielnie nauczyć
się radzenia sobie w tej trudnej sytuacji. Dotyczyło to przede
wszystkim sprostania konkurencji ekonomicznej i organizacji życia
społecznego, ale od 1901 r. także zorganizowanego tajnego nauczania
pisania i czytania w ojczystym języku. Nie mogąc liczyć na wsparcie
rządu, który jak mógł starał się przeciwdziałać polskim dążeniom
do utrzymania własnej tożsamości narodowej, Polacy nauczyli się
wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, a także w miarę potrzeb
stwarzać nowe możliwości, zanim rząd, zaniepokojony rozwojem sytuacji,
wyda nowe rozporządzenia w sprawie wzmocnienia przywilejów niemieckich.
W walce o narodowe oblicze Wielkopolski Polacy otrzymali wsparcie
ze strony księży katolickich, a Niemcy - duchownych protestanckich,
i od XIX w. zaczęto utożsamiać Polaków z katolikami, a Niemców
z protestantami, choć w praktyce nie zawsze tak bywało. Prześladowanie
narodowości, a nie konkretnej grupy społecznej spowodowało konsolidację
Polaków, a także ugruntowanie dotychczas słabo wykształconego
poczucia narodowego w warstwie polskich chłopów.
Na przełomie XIX i XX
w. w świadomości polskich Wielkopolan dobrym Polakiem był ten,
kto czuł się Polakiem, nie dał zgermanizować ani siebie, ani swej
rodziny, miał zawód i uczciwie pracował, był trzeźwy i oszczędny,
kupował przede wszystkim u Polaków wspierając rodzimą gospodarkę,
był katolikiem przywiązanym do rodziny, udzielał się społecznie
w polskich organizacjach (kołach gimnastycznych, towarzystwach
śpiewaczych, trzeźwościowych, stowarzyszeniach zawodowych, katolickich,
charytatywnych). Powinien też okazywać współczucie i pomoc Polakom
zamieszkałym na Śląsku i na Pomorzu, w regionach zajętych przez
Austrię i Prusy znacznie wcześniej, niż Wielkopolska, a którzy
nadal tam mieszkali, nierzadko całymi wsiami. Łączyło się to jednocześnie
z niechęcią do Niemców i Żydów, którzy byli postrzegani jako prześladowcy,
nie bez racji, choć niewątpliwie nie w każdym przypadku.
Z kolei ideał wielkopolskiego
Niemca w oczach władz niemieckich, to wierny poddany pruski, popierający
politykę władz, protestant (ewentualnie wyznania mojżeszowego),
trzeźwo myślący, górujący nad Polakami zarówno kulturą, wykształceniem,
jak i sposobem gospodarowania, nie tylko popierający, ale i czynnie
zaangażowany w akcję germanizacji prowincji, należący do niemieckich
organizacji i unikający bliższych kontaktów z Polakami, a zwłaszcza
nie ulegający polonizacji. Oczywiście obydwa obrazy były często
jedynie życzeniem, mającym niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Do połowy lat osiemdziesiątych
XIX w. archeologia na ogół nie była wykorzystywana do uzasadniania
praw Polaków bądź Niemców do Wielkopolski. Wykopane w Wielkopolsce
przedmioty starożytne traktowano najczęściej jako ślady polskiej
przeszłości - w sensie dzisiejszego dziedzictwa kulturowego danego
kraju. W połowie XIX w. dyskusje na temat praw do ziemi, wynikających
z pierwszeństwa zasiedlenia, były natomiast prowadzone niekiedy
na Łużycach, Śląsku i Pomorzu Zachodnim, gdzie problem współżycia
dawnych grup słowiańskich i niemieckich był aktualny. Kiedy w
1885 r. pruski kanclerz Otto von Bismarck zlecił zwierzchnikowi
prowincji bydgoskiej, Christophowi von Tiedemannowi, opracowanie
planu przyspieszonej germanizacji Wielkopolski - ten obok planu
powołania Komisji Kolonizacyjnej zwrócił uwagę na to, że niemieccy
mieszkańcy czują się tu obco. Wkrótce zatem starożytnicy i archeolodzy
"zgermanizowali" przeszłość prowincji, wpajając Niemcom, że od
pradziejów mieszkali tu ich przodkowie, a ponieważ w "krótkim"
okresie "panowania" słowiańskiego-polskiego też był tu widoczny
"stempel ducha niemieckiego", więc prowincja słusznie należy się
Niemcom, Polaków zaś należy z niej "wykorzenić". Powoływano się
przy tym na źródła pisane, zwłaszcza starożytnych pisarzy Tacyta,
Pliniusza i Jordanesa. Jordanes (Getica) opisywał wędrówki Gotów
przez ziemie leżące nad Wisłą ku Morzu Czarnemu, a więc wprawdzie
Germanów, ale bynajmniej nie przodków Niemców. Tacyt z kolei nazywał
wprawdzie Germanią kraj leżący pomiędzy Galią, Sarmacją i Dacją,
jednakże wspominał, że mieszkały tu też inne plemiona, nie germańskie,
jak np. galiccy Helwetowie, Bojowie i Kotynowie, pannońscy Ossowie,
czy Estiowie o języku zbliżonym do jezyka Brytów. Mieszkających
zaś raczej w rejonie Wisły Wenedów oraz Fennów zaliczył wprawdzie
do Germanów, a nie do Sarmatów, ale z wahaniem, i tylko dlatego,
że podobnie jak Germanie był to lud osiadły, w przeciwieństwie
do koczowniczych Sarmatów (Tacyt, wyd. 1957, s. 1, 28, 43, 46).
Interpretacja niepewnych danych Tacyta jako rzekomych dowodów
zasiedlenia Wielkopolski przez przodków Niemców, którzy zatem
mieli "historyczne prawo" do zajęcia tych ziem w XIX w. i eliminacji
z niej Polaków, spotykały się z protestami miejscowych Polaków,
niestety dość słabymi, ze względu na brak fachowych prahistoryków
w regionie.
|
1.2. Sprawa polska w czasie I wojny światowej |
Dla
Europy, zwłaszcza środkowej, wschodniej i częściowo południowej,
I wojna światowa, wywołana przez Austro-Węgry, wspierane przez
Prusy, Bułgarię i Turcję (państwa centralne), przyniosła zasadnicze
zmiany polityczne. Przede wszystkim uległo likwidacji cesarstwo
Austro-Węgierskie, a w jego miejsce powstały państwa narodowe.
Zniszczeniu uległ też carat rosyjski, a w miejsce dawnej Rosji
powstało wielonarodowe państwo bolszewików, znane później jako
Związek Radziecki. Także Polska odzyskała niepodległość. Sam wybuch
wojny zmusił zarówno władze pruskie, jak i niemieckich Wielkopolan,
do stopniowej zmiany nastawienia wobec Polaków. Chodziło o to,
by nie wzbudzać w ludności polskiej w Wielkopolsce wrogiego stosunku
wobec Prus, aby nie opowiedziała się po stronie koalicji antyniemieckiej.
Było to tym ważniejsze, że w trzech armiach zaborczych służyło
ponad pół miliona polskich żołnierzy i warto było mieć taką siłę
po swojej stronie, a nie przeciw sobie. Oczywiście, na udział
Polaków po swojej stronie liczyły obie strony konfliktu, toteż
w czasie wojny wydano kilka deklaracji odnośnie utworzenia w przyszłości
niepodległego państwa polskiego. Piątego listopada 1916 r. państwa
centralne powołały satelickie Królestwo Polskie, w części ziem
polskich, które należały do Rosji. Dwudziestego drugiego stycznia
1917 r. prezydent USA Woodrow Wilson wydał orędzie o prawie narodów
do samostanowienia, w którym opowiedział się za powstaniem "zjednoczonej,
niezawisłej i samodzielnej" Polski. Również Rosja uznała prawa
Polaków do własnego państwa, i to zarówno Piotrogrodzka Rada Delegatów
Robotniczych (deklaracja z 27 marca 1917), jak i Rząd Tymczasowy
(deklaracja z 30 marca 1917). Dla Niemców było jednak jasne, że
ewentualna odbudowa państwa polskiego nie odbędzie się kosztem
Prus, a słupy graniczne nie mogą być przesunięte. Kiedy pod koniec
1918 r. w Poznaniu Komisja Niemieckich Związków wydała broszurę:
Wohin gehört Posen?, stwierdzono w niej, że "Prowincja Poznańska
nie jest ziemią polską, tylko krajem niemieckiej kultury i obyczajów.
Nie ma w prowincji czysto polskich obszarów. Niemożliwe jest oddzielenie
niemieckich i polskich obszarów językowych. Poznańskie należy
gospodarczo i strategicznie do Niemiec". Również Ostmarkverein
(Hakata) wydała w listopadzie 1918 r. odezwę, wzywającą do współdziałania
wszystkich Niemców, "aby nasze stare niemieckie kresy wschodnie
pozostały przy narodzie niemieckim, aby tutejszych Niemców uchronić
przed rządami obcych" (Grześ, Kozłowski, Kramski 1976, s. 370-371).
Kiedy w 1918 r. w wyniku rewolucji zniesiono monarchię pruską,
nowy rząd socjaldemokratyczny oświadczył 23 listopada 1918 r.,
że "Rząd Rzeszy dopóty nie zamierza zgodzić się na zmianę granic
poszczególnych niemieckich państw związkowych, dopóki nie wypowie
się za tym uchwalające konstytucję Zgromadzenie Narodowe". Chodziło
o utrzymanie w granicach Niemiec Wielkopolski i innych terenów
o mieszanej ludności, aż do decyzji konferencji pokojowej. (Grześ,
Kozłowski, Kramski 1976, s. 274-277, 300-301, 363), a w praktyce
także później. Jedenastego listopada 1918 podpisano konwencję
rozejmową, a Wielkopolska pozostała w granicy Niemiec (Grześ,
Kozłowski, Kramski 1976, s. 379). Byłoby tak i po wojnie, gdyby
na przełomie 1918/1919 r. Wielkopolscy Polacy nie chwycili za
broń i zbrojnie wywalczyli sobie wolność. |
Traktat
wersalski ustalił, iż większa część Wielkopolski weszła w skład
państwa polskiego. Polacy, Niemcy i Żydzi mogli wybrać obywatelstwo,
zaś Niemcy i Żydzi, jeśli chcieli, mogli swobodnie wrócić do Niemiec,
zabrać ruchomości i sprzedać samodzielnie lub poprzez państwo
polskie swe nieruchomości. Trzydziestego czerwca 1919 r. dzielnicowe
władze polskie w Poznaniu zadeklarowały niemieckim mieszkańcom
Wielkopolski pełne równouprawnienie, wolność wyznania i sumienia,
dostęp do urzędów państwowych, swobodę pielęgnowania języka niemieckiego
i kultury narodowej oraz ochronę własności. Zapewniono, że lojalni
urzędnicy niemieccy mogą przejść do polskiej służby państwowej
(Grześ, Kozłowski, Kramski 1976, s. 418-419).
Rozwiązanie te nikogo
nie zadowoliły. Przede wszystkim nie dało się podzielić ziemi
tak, by wszystkie miejscowości z większością niemiecką pozostały
w Niemczech, a te z większością polską wróciły do Polski. Niemcy
i Żydzi w większości wyjechali do Niemiec, i o ile w 1919 r. w
stusiedemdziesięciotysięcznym Poznaniu mieszkało 42% Niemców i
Żydów (samych Żydów ok. 5,1%), to w 1921 r. obie grupy stanowiły
zaledwie 5,5 % mieszkańców, a w 1931 r. było już tylko 2,6% Niemców
i 0,4 % Żydów (Jakóbczyk 1998, s. 798, 944). Reemigranci niemieccy
mogli wprawdzie zabrać swe majątki, ale oni wcale nie chcieli
zmian; osiedlając się niegdyś w Poznańskiem sądzili, że pozostaną
tu na stałe, a od lat kilkudziesięciu przekonani byli o swym "odwiecznym
prawie do pragermańskiej ziemi". W dodatku nagła duża podaż majątków
spowodowała obniżenie ich ceny, a wcześniej wskutek działalności
niemieckiej Komisji Kolonizacyjnej ceny ziemi w Poznańskiej były
zawyżone, a więc jej właściciele uważali się za pokrzywdzonych
finansowo. Ci Niemcy, którzy pozostali, mieli wprawdzie zagwarantowane
swobody, jakich dawniej nie chcieli przyznać Polakom, ale stracili
przywileje, stając się takimi samymi obywatelami, jak Polacy,
musieli się nauczyć pogardzanego języka polskiego, aby porozumieć
się w urzędach, a jadąc do Berlina musieli mieć paszport. Toteż
Polskę nazywali z przekąsem "państwem sezonowym" i domagali się
rewizji granic według stanu na rok 1914. Także w samych Niemczech
było wielu ludzi sfrustrowanych z powodu przegranej wojny i marzących
o unieważnieniu traktatu wersalskiego, który nazywali "dyktatem
wersalskim".
Również wielkopolscy
Polacy nie byli zadowoleni z faktu, że wiele terenów o większości
polskiej przypadło Niemcom, nie tylko w Wielkopolsce, ale i na
Górnym Śląsku, zwłaszcza, że przyznaniu swobód Niemcom w Polsce
nie towarzyszyła zasada wzajemności. Te działania spotkały się
z jedynie niewielkim wsparciem rządu w Warszawie, właściwie dopiero
wówczas, kiedy już dochodziło do powstania i wypadało przynajmniej
dać własnego dowódcę. Takim klasycznym przykładem braku dbałości
i interesy polskie na zachodzie jest wieś Kalina w rejonie Piły,
przyznana traktatem wersalskim Polsce, którą rząd polski sprzedał
Niemcom za 50 tys. marek (Grześ, Kozłowski, Kramski 1976, s. 425).
Również Józef Kostrzewski (1970, s. 90-91) wspomina swoją sprzeczkę
w 1916 r. z Leonem Kozłowskim, późniejszym premierem polskim z
woli Józefa Piłsudskiego, który jako legionista marzył o rozszerzeniu
granic na wschodzie, zaprzeczając obecności Polaków na Pomorzu.
Warto przypomnieć, że
również polscy Ślązacy walczyli zbrojnie o przyłączenie Śląska
do Polski. Pierwsze dwa powstania śląskie (z sierpnia 1919 r.
i z roku 1920), stosunkowo niewielkie, spotkały się z niezrozumieniem
opinii światowej (przykład Loyd'a George'a, który w 1920 r. oświadczył,
że nie rozumie roszczeń Polski do kraju odwiecznie germańskiego).
Dopiero w wyniku trzeciego powstania, największego, które wybuchło
w maju 1921 r., zdecydowano o referendum, w wyniku którego część
Górnego Śląska została przyznana Polsce. W walce o Śląsk Górnośląscy
Polacy mogli liczyć na silne wsparcie Wielkopolan, gdyż ci rozumieli
sytuację, która jeszcze niedawno była także ich udziałem. To tu
silna była myśl o Polsce Piastów, rozumianej w granicach zachodnich
z czasów Mieszka i częściowo Bolesława Chrobrego (czyli ze Śląskiem
i Pomorzem, ale bez podbojów Chrobrego - Łużyc, Czech i Rusi).
Sytuacja polityczna
spowodowała, że w przeciwieństwie do innych dzielnic Polski, w
Wielkopolsce dominowała Narodowa Demokracja (ND) - ruch powstały
pod koniec XIX w., którego najbardziej znanym przedstawicielem
był Roman Dmowski. Narodowa Demokracja działała we wszystkich
trzech zaborach, przyszłość dla Polski widziała raczej w sojuszu
z Rosją, była też niechętna idei powstań narodowych, ze względu
na wiążące się z tym zbyt duże straty. ND od początku akcentowała
nadrzędność interesu narodowego. Obok odzyskania niepodległości
programowo żądała od swych członków codziennej pracy na rzecz
narodu, upowszechniania świadomości narodowej, unarodowienia gospodarki.
Jeden z członków Narodowej Demokracji, J. L. Popławski, opracował
program odbudowy terytorialnej Polski: w jej skład miało wchodzić
Królestwo Kongresowe (XIX-wieczny twór utworzony po Kongresie
Wiedeńskim na części terytorium dawnej Polski), Galicja (czyli
Małopolska Zachodnia i Wschodnia), Prusy Zachodnie (dawne Królewskie),
Wielkopolska, Górny Śląsk, Śląsk Cieszyński, Prusy Wschodnie,
Wileńszczyzna (część Litwy z Wilnem), a także reszta zaboru rosyjskiego
wg granicy z 1772 r. Był to więc program odzyskania wszystkich
ziem sprzed zaborów, powiększony na zachodzie o część Górnego
Śląska i Śląsk Cieszyński - ziemie które wprawdzie niegdyś należały
do Polski, ale odpadły już w średniowieczu, na północy zaś o Prusy
Wschodnie, które etnicznie nigdy z Polską związku nie miały, choć
okresowo były księstwem lennym, podległym królom polskim. Ziemie
na wschodzie, wprawdzie od późnego średniowieczna należały do
Rzeczypospolitej Polskiej (była to unia dwóch państw - Polski
i Litwy), ale wcześniej na części tych ziem istniała Ruś Kijowska.
Stąd była tu mieszanka etniczna polsko-ukraińsko-białorusko-litewska
(z przewagą Polaków w dużych miastach), nie licząc Żydów, Tatarów
i wielu innych mniejszych grup. Narodowa Demokracja uznawała te
narodowości za "żywioł etniczny", który z założenia miał ulec
polonizacji, przy zachowaniu odrębności kulturowej. Narodową Demokrację
cechowała też niechęć do Żydów - miała ona dość długą tradycję,
ale powodowana była też obawą przed ekonomiczną konkurencją, widoczną
zwłaszcza w Królestwie Polskim i Galicji. W czasie powstania państwa
polskiego Narodowa Demokracja odegrała bardzo pozytywną rolę,
włączając się skutecznie do zabiegów dyplomatycznych (Nowa encyklopedia
Powszechna PWN, t. IV, Warszawa 1996, s. 392-393).
W Wielkopolsce zwolennicy
ND akcentowali też antyniemieckość. Jak się wydaje, obawy przed
Niemcami miały uzasadnienie, ze względu na niedawną przeszłość
i istnienie mniejszości niemieckiej; wprawdzie kilkuprocentowej,
choć miejscami żyjącej w większych skupiskach, ale która miała
wsparcie rządu niemieckiego i czasem głośno mówiła o rewizji granic.
Kontynuacja postaw antyżydowskich w sytuacji, kiedy w Wielkopolsce
mniejszość żydowska była niewielka i nie miała wsparcia własnego
rządu - nie miała jednakże racjonalnych podstaw, nawet, jeśli
większość Żydów była przeciwna powstaniu Polski. |
2. Dwudziestolecie Międzywojenne |
2.1. Początki organizacji instytucji archeologicznych
w Wielkopolsce |
Od
1919 r. w Polsce zaczęto budować podstawy instytucjonalnej archeologii
polskiej. Powstały wówczas polskie służby konserwatorskie, katedry
uniwersyteckie, a muzealnictwo zostało dostosowane do zmienionych
warunków (np. powołanie Państwowego Muzeum Archeologicznego w
Warszawie). Okres międzywojenny był jednak czasem trudnym dla
państwa i społeczeństwa. Scalenie trzech zaborów po ponad stuleciu
nie było rzeczą łatwą. Ścierały się odmienne interesy i odmienne
tradycje i te tarcia również w archeologii były widoczne. |
W
Poznaniu główną rolę w organizacji nowego ładu w dziedzinie archeologii
odegrał Józef Kostrzewski ( ryc. 2). Był
on typowym Wielkopolaninem, znakomitym organizatorem, nawykłym
do tworzenia potrzebnych narzędzi działania, nie czekającym na
urzędowe rozporządzenia, w nadziei, że formalności załatwi się
później. Pod względem politycznym był zwolennikiem Narodowej Demokracji
i przeciwnikiem Józefa Piłsudskiego. Dla J. Kostrzewskiego pierwsze
lata po I wojnie światowej to
czas przede wszystkim |
ryc. 2 |
organizowania i porządkowania prehistorii
w samym Poznaniu, a w nauce - udział w pracach nad systematyzacją
kulturową ziem polskich. W 1919 r. istniały w Poznaniu dwa muzea
ze zbiorami archeologicznymi: polskie (późniejsze Muzeum im. Mielżyńskich),
powstałe w 1857 r. ( ryc. 3), oraz Muzeum
Wielkopolskie - powstałe w 1894 r. jako niemieckie Provinzialmuseum,
a od 1904 r. - Kaiser Friedrich Museum ( ryc.
4). Istnienie obydwu muzeów miało sens tak długo, jak długo
Wielkopolska była częścią Prus. Po 1919 r. trwały zabiegi wokół
scaleniu zbiorów, co ostatecznie zakończono w 1924 r. wraz z utworzeniem
autonomicznego Działu Prehistorycznego Muzeum Wielkopolskiego
pod kierownictwem Józefa Kostrzewskiego i z Aleksandrą Karpińską
jako jego asystentką. Jednocześnie Kostrzewski był jednym z założycieli
Uniwersytetu Poznańskiego, gdzie objął katedrę prehistorii od
1919 r. W tymże roku powstał też urząd konserwatora zabytków prehistorycznych,
sprawowany w Wielkopolsce przez cały okres międzywojenny przez
Zygmunta Zakrzewskiego. Ponadto w 1920 r. J. Kostrzewski powołał
w Poznaniu Polskie Towarzystwo Prehistoryczne. |
ryc. 3 |
ryc. 4 |
2.2. Archeologia niewłaściwie wykorzystana |
2.2.1. Kultura archeologiczna czy etnos?
Po dwóch stronach barykady |
J.
Kostrzewski dość szybko się zorientował, że metody identyfikacji
kultury z etnosem, stosowane przez Gustawa Kossinnę na poparcie
tezy o germańskości kultur archeologicznych, przemawiają w takim
samym stopniu na rzecz słowiańskości tych kultur. Sam zresztą
z dużym szacunkiem wspominał trzech pionierów tejże metody, Piča,
Kossinnę i Aaberga (Kostrzewski, po 1930 r.). Toteż, krytykując
pewne niezręczności i niespójności poglądów Kossinny, sam wykorzystywał
ową metodę na poparcie prasłowiańskości kultury łużyckiej - teorii
lansowanej już w XIX w. przez starożytników południowosłowiańskich
i czeskich, o której wspominał w Poznaniu już w 1886 r. polski
archeolog-amator, Klemens Koehler. Pierwszą wzmiankę o możliwości
identyfikacji kultury łużyckiej z przodkami Słowian J. Kostrzewski
zamieścił w wydanej w Poznaniu w 1914 r. publikacji Wielkopolska
w czasach przedhistorycznych, chociaż jednocześnie w tymże samym
roku obronił pracę doktorską na temat Die ostgermanische Kultur
der Spätlatenezeit, opublikowaną w 1919 r. Wraz ze wzrostem liczby
publikacji poświęconych teorii prasłowiańskości coraz częściej
dochodziło do sporów między nim a niektórymi prahistorykami niemieckimi,
zwłaszcza z Bolko v. Richthofenem, o których barwnie wspominał
w cytowanych już swoich pamiętnikach. Swój stosunek do polemiki
z uczonymi niemieckimi wyraził z broszurze z 1930 r. Vorgeschichtsforschung
und Politik. Eine Antwort auf die Flugschrift von Dr. Bolko Frh.
von Richthofen: Gehört Ostdeutschland zur Urheimat der Polen,
którą zakończył stwierdzeniem: "my Polacy nie potrzebujemy się
wcale powoływać na argumenty archeologiczne wobec tego, że zarówno
dowody historyczne, jak etnograficzne zbyt wyraźnie przemawiają
na naszą korzyść [praw Polski do Wielkopolski i Śląska]. Może
nam więc być z punktu widzenia politycznego obojętne, jaką narodowość
reprezentowało zaludnienie prahistoryczne Polski czy ówczesnych
Niemiec Wschodnich, tym więcej że w najlepszym razie chodziło
o Germanów pochodzenia skandynawskiego, a nie o przodków Niemców.
Jednakże dopóki prahistorycy niemieccy będą zgłaszać pretensje
do ziem polskich na podstawie badań archeologicznych, tak długo
zmuszeni będziemy odpierać ich ataki bronią naukową" (Kostrzewski
1970, s. 166-171). Wypowiedź J. Kostrzewskiego dość wiernie odzwierciedla
jego dwoisty stosunek do archeologii, widoczny w całej spuściźnie.
Kiedy przegląda się dokumentacje rękopiśmienną i jego samego,
i współpracowników, a są to tysiące dokumentów, to polemika polsko-niemiecka
jako taka w nich właściwie nie istnieje. Kultura łużycka jest
z reguły nazywana kulturą łużycką, a prasłowiańską - jedynie wyjątkowo.
Wśród tych tysięcy dokumentów jedynie w jednym wypadku, o ile
pamiętamy, natrafiliśmy przed laty na tekst, w którym asystentka
J. Kostrzewskiego, Aleksandra Karpińska, nazwała pozostałości
kultury Słowian Nadłabskich - kulturą prapolską; można to traktować
chyba wyłącznie w kategorii przejęzyczenia. Częściej mamy do czynienia
z nazywaniem kultury X-XIII-wiecznych Słowian w Wielkopolsce,
na Pomorzu i na Śląsku kulturą prapolską, ale prawdziwość akurat
tego stwierdzenia trudno podważyć. Zachowane w archiwum MAP listy
uczonych niemieckich (np. E. Sprockhoff, E. Petersen, M. Jahn,
La Baume, H. Jahnkuhn, G. Dorka, K. Langenheim, P. Paulsen, E.
Nickel, H. Knorr i in.) dotyczą wymiany informacji, prośby o konsultację
czy o udostępnienie zbiorów. Rzadko pojawia się w nich identyfikacja
etniczna, jak np. "kultura burgundzka" w liście dr Schulza z Lansesamt
d. Vorgeschichte w Halle, czy Bohnsacka z Königsberg, czy wręcz
manifestacja polityczna (list G. Müllera z Hamburga, z lutego
1939 r. kończy się pozdrowieniem: "Heil Hitler"). Podobna prawidłowość
zachodzi w korespondencji A. Karpińskiej - są tam podrowienia
"dla mamy", podziękowania, ukłony. Kiedy porównuje się ową korespondencję
chociażby z dokumentacją sporu o wykopaliska w Gnieźnie między
J. Kostrzewskim i biskupem Antonim Laubitzem, pełną emocji, to
niemiecka korespondencja Kostrzewskiego jest niedoścignionym wzorem
owocnych negocjacji, prowadzonych w stylu pełnym szacunku. Podobnie
jest w przypadku większości publikacji naukowych zarówno J. Kostrzewskiego,
jak i jego uczniów, gdzie brak jest akcentów politycznych. Czasem
te akcenty były, ale nie wprost, jak w artykule o osadnictwie
we wczesnej i środkowej epoce brązu na ziemiach polskich, zamieszczonym
w Przeglądzie Archeologicznym w 1924 r., kiedy to "dla pełności
obrazu" J. Kostrzewski do obszaru Polski włączył na wschodzie
ziemie w granicach Rzeczypospolitej Polskiej z okresu międzywojennego,
a na zachodzie - granice historyczne z wczesnego średniowiecza,
czyli aż po Bóbr i Odrę, co spotkało się z protestem B. v. Richthofena
(Kostrzewski 1970, s. 130). Sam Kostrzewski natomiast bardzo protestował,
kiedy badacze niemieccy w analogiczny sposób włączali do ziem
niemieckich Wielkopolskę. |
2.2.2. Słowianie contra Germanie - walka
ideowa |
Inaczej
to wygląda, kiedy sięgnie po działalność publicystyczną J. Kostrzewskiego,
lub po podania do władz o dotacje. Tu polemika z Niemcami, rozumiana
jako "odpieranie nieuzasadnionych roszczeń niemieckich", prowadzona
była bardzo podobną metodą, a także zbliżonym stylem, jak u badaczy
niemieckich. J. Kostrzewski, wychowany w duchu umiłowania ojczyzny,
nigdy nie ukrywał swego czynnego zaangażowania w sprawy niepodległości
Polski, biorąc udział np. w akcji plebiscytowej na Śląsku, wygłaszając
wykłady o pradziejach Śląska i jego związkach z Polską (Kostrzewski
1970, s. 121). Podejmował również polemiki z niemieckimi archeologami,
prostując ewidentne bzdury, zamieszczane np. w pracy Franza v.
Wendrina, który pisał o Germanach w trzeciorzędzie, o królu germańskim
Thorson, który rzekomo założył wszystkie większe miasta w Polsce
już 200.000 lat temu, lub że Chrystus był królem germańskim. Równie
nieprawdziwe były twierdzenia prof. Petersena
( ryc. 5), |
ryc. 5 |
że na Śląsku w średniowieczu
mieszkali nie Polacy, a plemię Lechów (Kostrzewski 1970, s. 121,
187). Często jednak polemika przekraczała granicę dyskusji naukowych,
a nawet granice patriotyzmu, przykłady takie zebrali ostatnio
w swych opracowaniach Włodzimierz Rączkowski (2003), Wiebke Rohrer
(2004) oraz Danuta Piotrowska (1996-1997), przy czym warto przypomnieć,
że J. Kostrzewski był tu realizatorem polityki wielkopolskiej,
na ogół nie wspieranej przez rząd w Warszawie, w przeciwieństwie
do prahistoryków niemieckich, którzy ściśle wspierali politykę
swego rządu. |
Przykładem
stanowiska archeologicznego, którego wyniki badań nadużywano,
był np. Biskupin
( ryc. 6). Stanowisko zostało odkryte w
1933 r. przez Walentego Schweitzera i potem wiele lat badane pod
kierunkiem Józefa Kostrzewskiego ( ryc. 7).
Głównym celem prac było oczywiście naukowe zbadanie stanowiska,
którego wyjątkowość z roku na rok stawała się coraz bardziej jasna.
Badaniom tym towarzyszyła propaganda, ale jak się wydaje, w propagandzie
biskupińskiej chodziło przede wszystkim o reklamę archeologii,
aby pozyskać fundusze na dalsze badania i aby
ukazać archeologię jako poważną dyscyplinę
naukową, |
godną takiego wsparcia. Ponadto Biskupin
jawił się J. Kostrzewskiemu jako znakomita ilustracja teorii o
identyfikacji archeologicznej kultury łużyckiej z etnosem - praprzodkami
Słowian. Dodatkowo promocja Biskupina wraz z odpowiednia propagandą
narodową trafiała w zapotrzebowanie społeczne i skutecznie popularyzowała
samą archeologię jako naukę, a tego właśnie potrzebowali
archeolodzy polscy w tym czasie. Ogromne
masy drewna i wiele |
zabytków ( ryc.
8) robiło wrażenie, można było pisać o "Troi północy". Kultura
łużycka jako "prasłowiańska", w co Kostrzewski wierzył, znakomicie
wpisywała się w zapotrzebowanie społeczne i polityczne młodego
państwa. Wielkopolanom, zmęczonym stuletnią walką z germanizacją,
dawała poczucie stałości - byliśmy tu od wieków; nie tylko od
lat prawie półtora tysiąca, ale "od zawsze". Biskupin był
też znakomitą reklamą archeologii polskiej,
|
ryc. 8 |
ryc. 9 |
gdyż stanowisko to badano najnowocześniejszymi
metodami, m. in. z użyciem balonu do wykonywania fotografii ( ryc.9),
wykorzystaniem badań paleobotanicznych, geomorfolo - gicznych,
paleozoologicznych, antropologicznych i innych. Korzystano też
z pomocy nurka wojskowego. W zamian za dotację władze oczekiwały
rezultatów "praktycznych", a więc kiedy J. Kostrzewski zwrócił
się o dotację na prace w Biskupinie do Funduszu Kultury Narodowej,
uzasadnił to, że chodzi tu o "odpieranie nieuzasadnionych roszczeń
nauki niemieckiej odnośnie stosunków etnograficznych w Polsce
przedhistorycznej, na podstawie
których niemieccy |
badacze próbowali zakwestionować przynależność
Wielkopolski do państwa polskiego" (UAM A-969). Jak wspominał
J. Kostrzewski (1970, s. 208) reklama odkryć biskupińskich przebiegała
kompleksowo. W Oslo, na 2. Międzynarodowym Kongresie Nauk Prehistorycznych
i Protohistorycznych, J. Kostrzewski wygłosił referat o Biskupinie,
a w sąsiednim kinie wyświetlono film na ten sam temat; o Biskupinie
mówiono też m.in. w 1936 r. na XII. kongresie prehistorycznym
w Tuluzie i Foix, w Towarzystwie Geograficznym we Lwowie, a mniej
więcej w tym samym czasie odbył się wykład J. Kostrzewskiego w
sali Resursy Kupieckiej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. |
3.1. Nauka w służbie polityki |
W
1939 r. atakiem na Polskę Niemcy rozpoczęły II wojnę światową.
W wyniku działań wojennych Wielkopolska została przyłączona do
Rzeszy Niemieckiej jako Warthegau, choć jednocześnie nie zlikwidowano
granic między Starą a "Nową" Rzeszą. Instytucje naukowe i kulturalne
zostały przejęte przez władze niemieckie, które zapewniły im niemiecką
obsadę. Polacy mogli w nich pracować jedynie na najniższych stanowiskach
- sprzątaczek, woźnych czy kierowców. Muzeum Wielkopolskiemu przywrócono
pierwotną nazwę - Kaiser Friedrich Museum.
Zajęcie Polski przez
wojska niemieckie zakończyło pewien etap historii samych Niemiec.
Społeczeństwo niemieckie, sfrustrowane w wyniku przegrania I wojny
światowej i wiążących się z tym strat terytorialnych, a także
w wyniku późniejszego kryzysu gospodarczego, w latach trzydziestych
zaczęło dawać posłuch hasłom nacjonalistycznym w większym stopniu,
niż wcześniej i bardziej, niż się to działo w całej Europie. Dużą
popularność zaczęła zdobywać Nationalsozialistische Deutsche Arbeiter
Partei Adolfa Hitlera. Przywódca obiecywał rodakom przodującą
rolę w świecie, pracę, dobrobyt, nowe tereny do skolonizowania,
pod warunkiem usunięcia ze społeczeństwa "elementów rasowo obcych"
(głównie Żydów). Jako "podludzie", Słowianie na terenie Rzeszy
mieli stanowić co najwyżej warstwę służebną, gdzie indziej mogli
rządzić się sami, pod warunkiem uznawania dominacji niemieckiej.
Mając wsparcie wielu Niemców, Hitler po dojściu do władzy zaczął
realizować program forsowania zbrojeń, likwidując w ten sposób
bezrobocie. Działalność Hitlera była początkowo tolerowana przez
państwa Zachodniej Europy, które obawiając się przywódcy Rosji
Radzieckiej, Stalina, miały nadzieję, że Hitler uderzy na wschód.
Podbudowa ideologiczna
narodowych socjalistów nie obyła się bez prehistorii. Już 9 maja
1933 r. minister spraw wewnętrznych, dr Trick, stwierdził, że
"prehistoria zajmuje w nauczaniu naczelne miejsce, bowiem przesuwa
ona początki środkowoeuropejskiej kolebki narodu niemieckiego,
jest nauką wybitnie narodową". (Kostrzewski 1934, s. 57-60). Głównym
zadaniem archeologii stało się "naukowe" udowadnianie wyższości
"rasy germańskiej" nad innymi. Silny nurt polityczny, widoczny
w archeologii niemieckiej już w XIX w., sprzyjał popularyzacji
narodowego socjalizmu wśród archeologów, tym bardziej, że po dojściu
do władzy Hitler dał szansę pracy wielu bezrobotnym prehistorykom,
o ile wstąpili do NSDAP, SS czy chociażby do Deutsche Arbeitsfront.
Znaczna część niemieckich archeologów poparła więc Hitlera, włącznie
z jego tezami dotyczącymi praktycznego rozwiązania "kwestii etnicznych".
W archiwum Naukowym MAP zachował się m. in. niedatowany przedwojenny
komentarz do filmu Deutsche Vergangenheit wird lebendig, pt. Warum
treibt die SS Vorgeschichte?, w którym pisano, że "nierówność
ras ludzkich jest porządkiem chcianym przez Boga. Ponieważ obecne
społeczeństwo stawia sobie za cel główny selekcję rasową, należy
zbadać, jakie to cechy antropologiczne i psychiczne są charakterystyczne
dla rasy germańskiej [
] Rasy północne pozostawiły niezapomniane
ślady swej wysokiej kultury, mowy, zdolności kierowniczych, uzdolnień
politycznych i dowódczych". Przykładem "błędnego postępowania
w przeszłości" jest "nierozwiązany od początków istnienia narodu
niemieckiego problem "narodu bez przestrzeni" i "utraconego" obszaru
wschodnioniemieckiego. Ziemia na wschodzie, zasiedlona początkowo
przez Germanów (Gotów, Burgundów i Wandalów), została opuszczona
przez te plemiona w okresie wędrówek ludów [...] Kiedy na opuszczone
tereny weszli Słowianie, Niemcy przez wiele stuleci, dzięki mozolnej
kolonizacji próbowali odrobić straty". Zakończenie tej misji dziejowej
przypadło właśnie narodowym socjalistom (MAP A-dz-52/5).
Zanim wybuchła wojna,
archeolodzy przygotowywali się do grabieży dóbr kultury na przewidywanych
zdobyczach terytorialnych i do wojny ideologicznej. Prace te nadzorowało
SS, tworząc m.in. specjalne oddziały wykopaliskowe i jednostki
przeznaczone do rabowania zabytków na podbitych ziemiach. Główną
rolę odgrywała instytucja o nazwie Ahnenerbe RFSS, pod kierownictwem
A. Rosenberga, która organizowała urzędy Generaltreuhändler zur
Sicherstellung deutscher Kulturwerte im Osten, zajmujące się przejmowaniem
dóbr kultury na podbitych terenach na własność Rzeszy i sterowaniem
polityką kulturalną, oraz organizacją instytucji kulturalnych.
Kiedy ruszała niemiecka inwazja na jakiś kraj, w drugiej linii
szły odziały SS zajmujące się rekwirowaniem zabytków i różnych
cennych przedmiotów, a wraz z nimi pracownicy Urzędu Powierniczego,
wyznaczonego do objęcia zasięgiem działania podbitego terytorium.
|
3.2. Wielkopolska pod okupacją |
Nie
inaczej było w przypadku Polski. W Poznaniu niemiecki Landeshauptmann
przejął Dział Prehistoryczny Muzeum Wielkopolskiego, przemianowanego
na Kaiser Friedrich Museum i oddał go pod opiekę Ernsta Nickela,
którego już w końcu 1939 r. zastąpił Bernta von zur Mühlena. Polscy
archeolodzy stracili pracę, bądź przezornie sami uciekli. Również
bardzo wcześnie przejęto gmachy uniwersyteckie. Pod koniec 1939
r. do Poznania przybył Hauptsturmführer SS prof. inż. Hans Schleiff,
wyznaczony na Der Generaltreuhändler für die Sicherstellung
deutschen Kulturgutes in den ehemals polnischen Gebieten, Treuhandstelle
Posen (głównego zarządcę do spraw zabezpieczenia niemieckich
dóbr kultury na dawnym terenie Polski, centrum zarządzania w Poznaniu).
Przygotował on projekt planowej grabieży dóbr kultury, nowej organizacji
muzealnictwa i ochrony zabytków. Według tych wskazówek w 1940
r. z Działu Prehistorycznego utworzono samodzielne Muzeum związane
ze służbą konserwatorską i pracami wykopaliskowymi, któremu podlegały
filie w m. in. Łodzi (kierownikiem został Walter Grünberg) i Kaliszu
(Jan Klas Möhren). Głównym zadaniem na najbliższe lata miało być
"zniemczenie zbiorów", czyli uporządkowanie zgodne z niemieckimi
przepisami. Powołano też Konserwatora Zabytków, a kiedy w 1941
r. utworzono Reichsuniversität, kierownictwo katedry prehistorii
objął prof. Ernst Petersen ( ryc. 5), Untersturmführer
SS. |
W
połowie 1940 r. w Dziale Prehistorycznym zatrudniono Freiherr
Wolfa von Seefelda ( ryc. 10). Jednocześnie
rozwiązano dotychczasowy Dział Prehistoryczny, a w jego miejsce
utworzono Landesamt für Vorgeschichte (LfV). Urząd ten pełnił
też rolę konserwatora zabytków archeologicznych i muzeum, ale
muzeum było ściśle podporządkowane władzom Warthegau. Od 5 XI
1940 r. dyrektorem LfV został "stary towarzysz partyjny" Walter
Kersten ( ryc. 11), który dotychczas zajmował
się Nadrenią, Saksonią i Grecją. Z innych archeologów zatrudnionych
w LfV wymienić można jeszcze Güntera Thärigena, Herberta Heyma,
Thee E. Haevernick i Elisabeth Schlicht, a także studentów - Güntera
Knappka i Richarda Niepela. Warto też wymienić technika wykopaliskowego
Gustawa Mazanetza. Było też kilku Polaków, w tym dawnych pracowników
Józefa Kostrzewskiego, np. Władysław Maciejewski czy Aleksander
Waligórski. |
ryc.10 |
ryc. 11 |
Dla
wszystkich pracowników niemieckich prowadzono lekcje polskiego;
do dziś zachowały się nawet klasówki z propagandowymi tekstami
do tłumaczenia. (MAP A-dz-62/12). Ze względu na konieczność porządkowania
materiałów nie przewidywano innych badań archeologicznych niż
prace interwencyjne. Wyjątkiem był gród w Biskupinie, którego
badania prowadził oddział wykopaliskowy SS. Utworzono rocznik
Posener Jahrbuch für Vorgeschichte, prowadzono wymianę
znalezisk tak, aby były przechowywane w rejonie znalezienia, kontynuowano
centralizacje kolekcji zabytków i księgozbiorów, co samo w sobie
nie było złe, natomiast złem była metoda przeprowadzania akcji
- za pomocą grabieży dóbr |
polskich. Głównym zadaniem miała
być popularyzacja archeologii, prowadzona w duchu narodowego socjalizmu.
Stąd zarówno w dokumentach, jak i w "Jahrbuch" czy publikacjach
prasowych roi się od propagandy ( ryc. 12).
Nawiązano kontakty ze szkołami i organizacjami, oprowadzano po
wystawie, wygłaszano pogadanki, prelekcje i odczyty, publikowano
wyniki badań wykopaliskowych i
interwencji |
ryc. 12 |
archeologicznych w prasie. Kiedy w 1942 r. ukazał
się informator o Poznaniu (Klock 1942, s. 5), Poznań nazwano "uralten
deutschen Vorburg im Osten".
Prowadzono
ratownictwo archeologiczne, a przekonanie o użyteczności archeologii
dla propagandy sprawiło, że interwencje, z wyjątkiem linii frontu
w czasie walk, prowadzono przez całą wojnę, nawet u schyłku 1944
r., kilka dni przed ewakuacją archeologów.
Zadaniem nie związanym
z pracą naukową był obowiązek pisania wojennych wspomnień przez
pracowników LfV będących na froncie, w celu ich późniejszego wydania
w specjalnej "księdze bohaterów". Przeciągająca się i coraz bardziej
krwawa wojna dawała szansę na pisanie barwnych opowieści coraz
większej liczbie "bohaterów" (MAP A-dz-47/5). Wspomnienia frontowców,
pełne plastycznych opisów wszy, wrzodów, chorób, błota, wódki,
muzeów, zabytków i nieustannych zwycięstw wzbudzały podziw u kobiet
i mężczyzn pozostawionych w muzeum.
Drugą instytucją zajmującą
się archeologią w czasie wojny był Institut für Vorgeschichte
w Reichsuniversität (otwarty 24. IV. 1941 r.). Kierownictwo katedry
objął Untersturmführer SS, prof. Ernst Petersen ( ryc.
5), ale pracował w niej dorywczo, bowiem zajmował się głównie
szkoleniem frontowych oddziałów SS. Zastępczo wykłady dla studentów
prowadził prof. Martin Jahn z Wrocławia, który po śmierci Petersena
w marcu 1944 został stałym kierownikiem katedry. Instytut zajmował
się udowadnianiem "niemieckości" Wielkopolski, jak świadczą o
tym podane przykładowo tematy wykładów: Wstęp do wczesnych
dziejów Warthegau; Okres wędrówek ludów i Wikingów na terenach
na wschód od Łaby, Kultura urn twarzowych i kultura łużycka oraz
ich nosiciele w walce o niemiecki wschód. W ciągu kilku lat
działalności studiowało w nim kilkunastu studentów. W sumie Instytut
nie odegrał w czasie wojny poważniejszej roli. Podczas działań
zbrojnych jego pomieszczenia zostały znacznie uszkodzone, a większość
tych zbiorów uniwersyteckich, których przed wojną nie przekazano
do Działu Prehistorycznego Muzeum Wielkopolskiego, spłonęła.
Archeolodzy niemieccy
w okupowanym Poznaniu w większości byli gorliwymi wyznawcami idei
narodowosocjalistycznych (wyjątkiem z całą pewnością była Thea
Elisabeth Haevernick). W liście do Kurta Langenheima Walter Kersten
( ryc. 11) uważał za naturalne, że w Warthegau
język polski i Polacy skazani są na wymarcie. Wytępienie ich lub
wysiedlenie było rzeczą wprawdzie przykrą, lecz uzasadnioną. Jako
w swym pojęciu humanista, skłonny był do kompromisu na terenie
Generalnej Guberni. Tu Kersten sądził, iż rząd Generalnej Guberni
powinien zmienić politykę: wytępić jedynie inteligencję, a poprawić
poziom życia ludzi niewykształconych, by ich w ten sposób pozyskać
dla narodowego socjalizmu (MAP A-dz- 52/4). Uwagi Kerstena doskonale
pokazują, na czym miał polegać humanizm w wersji narodowosocjalistycznej.
Aż do początku 1943
r. entuzjazm archeologów z powodu zwycięstw militarnych był duży.
"Ofensywa na zachód ruszyła. W międzyczasie zajęliśmy Jugosławię
i Grecję. Chciałbym jednak już wiedzieć, jak to będzie za rok"
pisał 9. V. 1941 r. drezdeński dyrektor Georg Bierbaum do Waltera
Kerstena (MAP-A-dz-48/1). "Byłem w Słupcy [...] Tam będziemy (mam
nadzieję) świętować pokój" - umawiał się 31. VIII. 1942 r. Kersten
z będącym na froncie W. von Seefeldem (MAP A-dz-47/5). "Szczęśliwego
Nowego Roku 1945 i zwycięskiego pokoju" życzyła wdowie po Kerstenie
znajoma z Hamburga. Kerstena powołano do Wehrmachtu na przełomie
1942/1943 r. Zginął na południe od Pskowa 7. IV. 1944 r. (MAP-A-dz-47/1).
W wydanym kilka miesięcy później Posener Jahrbuch zamieszczono
nekrologi jego i innych poległych "poznaniaków" Grünberga i Petersena.
W 1944 r. w poznańskim Landesamt f. Vorgeschichte zostały głównie
kobiety i Polacy, poczyniono oszczędności, wstrzymano wszystkie
urlopy, ćwiczono w oddziałach samoobrony, sanitarnych, przeciwpożarowych
itd. Zamknięto filie w Łodzi i Kaliszu, ale prace interwencyjne
trwały nadal. (MAP A-dz-52/2). Pod koniec 1944 r. niektórzy pracownicy
starali się wyjechać z Poznania na zachód. (MAP A-dz-49/3). Większość
Niemców ewakuowała się z pozostałymi urzędnikami okręgu w początku
1945 r., przy czym dla niektórych z nich ewakuacja zakończyła
się tragicznie. Landesamt für Vorgeschichte już w połowie grudnia
1944 r. zajęła służba mundurowa Waffen SS, a jak wspominał Kostrzewski,
w laboratorium fotograficznym urządzono stajnię (Kostrzewski 1970,
s. 249-250). Część popielnic i skrzyń z zabytkami służyła SS-manom
do "niecnych celów" (Kostrzewski 1946, s. 9). Pobyt żołnierzy
w budynku skończył się częściowym zniszczeniem gmachu i pozostawionych
zbiorów. |
4. Schyłek II wojny światowej |
Wojna
skończyła się źle nie tylko dla wielu archeologów niemieckich,
ale przede wszystkim dla archeologów polskich. Nie licząc 5 lat
tułaczki, w czasie których nie mogli zajmować się pracą we własnym
zawodzie, wprawdzie przeżyli niemal wszyscy stali przedwojenni
pracownicy instytucji archeologicznych w Poznaniu (z wyjątkiem
dozorcy Muzeum Wielkopolskiego Michała Borskiego, który zmarł
w Mauthausen), ale zginęli uczniowie Kostrzewskiego: Jacek Delekta
(zginął w Oświęcimiu), Zdzisław Durczewski (zamordowany w Warszawie),
studenci Szubert (poległ w 1939 r.), Wydra (zginął w Powstaniu
Warszawskim), Łukasiewicz (zginął w Oświęcimiu) i inni. Zginął
też jeden z synów Józefa Kostrzewskiego. Licząc wszystkich polskich
archeologów przedwojennych czynnych zawodowo, wojny nie przeżyło
około 1/4 z nich, czyli 11 osób; dalszych 7 nie wróciło z zagranicy.
Schyłek II wojny światowej
przyniósł kolejne zmiany polityczne w Europie. Przede wszystkim,
wbrew nadziejom Francji i Anglii, Hitler nie zaczął wojny od ataku
na Rosję Radziecką, ale po zajęciu Polski ruszył na zachód i zajął
niemal cały kontynent, z wyjątkiem Anglii. Do udziału w wojnie
zostały zmuszone USA. Istniejący na emigracji rząd polski doprowadził
do utworzenia nowej armii polskiej, która brała udział w wojnie
z Niemcami. Ostatecznie, by pokonać Hitlera, koalicja antyhitlerowska
została zmuszona do zawarcia sojuszu ze Stalinem. W 1944 r. widać
było wyraźnie, że to głównie Stalin będzie decydował o losach
środkowo-wschodniej Europy. To Stalin doprowadził do tego, że
Polska jako jedyny kraj koalicji antyhitlerowskiej, straciła znaczne
terytoria na wschodzie. Nową granicę ustalono na tzw. linii lorda
Curzona, który bynajmniej nie wyznaczył jej na podstawie "praw
historycznych", ani danych demograficznych, ale palcem po mapie.
Rząd polski zaczął wówczas zabiegać, by te straty zostały w części
zrekompensowane, choć nie miał w tej sprawie głosu decydującego.
Ostatecznie na konferencjach w Jałcie i Poczdamie zadecydowano,
że tą częściową rekompensatą będą ziemie wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej
ze Szczecinem na północy włącznie, a także część Prus Wschodnich.
Już po tej rekompensacie terytorium Polski zmniejszyło się o prawie
1/4. Decyzją przywódców koalicji antyhitlerowskiej ci Niemcy,
którzy wcześniej nie uciekli z wojskami niemieckimi na zachód,
mieli zostać wysiedleni zarówno z terenów przyznanych Polsce,
jak i ze Sudetów, leżących w granicach Czechosłowacji. Polacy
z ziem wschodnich, zabranych Polsce, mogli wyjechać do Polski
i wówczas osiedlano ich na nowo przyłączonych ziemiach na zachodzie
i północy.
Przez kolejne lata przesiedleńcy
żyli w poczuciu osobistej krzywdy, przy czym wielu Niemców kolejny
już raz żądało rewizji granic - tym razem według granic z 1937
r. Także wśród przesiedlonych Polaków tkwiły sentymenty do utraconych
ziem na wschodzie, traktowanych jako raj utracony. O ile wschodnie
tereny Polski były przed wojną krajem ogromnych kontrastów społecznych,
to w opowieściach emigrantów zmieniły się one w kraj mlekiem i
miodem płynący, gdzie niemal każdy mieszkał w dworze i miał majątek
rozległy aż po horyzont. Wielu przesiedleńców przez wiele lat
niezbyt dbała o murowane domy, które przejęła, narzekając na marną
jakość ziem. Kiedy przed laty zwiedzałam romańskie kościółki w
rejonie Szczecina, okazało się, że "stary kościół" w pojęciu tamtejszych
mieszkańców (przesiedleńców w drugim-trzecim pokoleniu), to każdy
sprzed 1945 roku. Dla nich historia tych ziem zaczęła się właśnie
w 1945 r., a wcześniejsza - to była historia Wilna, Lwowa, czy
Kołomyi. |
5. Działalność polskich naukowców |
Wiedząc
o planach zmian terytorialnych Polski, jeszcze w 1944 r. w Krakowie
znajdujący się tam przymusowo naukowcy polscy, pochodzący z różnych
regionów, w tym z Wielkopolski, postawili sobie za cel naukowe
przygotowanie tych zmian i uświadomienie Polakom praw Polski do
tych ziem. W grudniu 1944 r. historycy Zygmunt Wojciechowski,
Maria Kiełczewska i Jan Zdzitowiecki utworzyli Instytut Zachodni
jako placówkę naukowo-badawczą, zajmującą się całością zagadnienia
polsko-niemieckiego. Siedzibą miał stać się po wyzwoleniu Poznań,
jako naturalny ośrodek przeznaczony do tego celu, ze względu na
tradycje i położenie geograficzne (Bilans I roku
1946, s. 291-295,
Z życia IZ 1947, s. 362-376, Pollak 1955, s. 469-472). Po uzyskaniu
aprobaty premiera Edwarda Osóbki-Morawskiego w lutym 1945 r. Instytut
podjął legalną działalność. (Bilans I roku
1946, s. 291-295).
W statucie zapisano m.in., że "Celem Instytutu jest badanie całokształtu
stosunków Słowiańszczyzny, w szczególności Polski, z Niemcami,
ich przebiegu, ziem będących ich terenem oraz ludów zamieszkujących
te ziemie". Instytut Zachodni miał mobilizować pracowników naukowych
dla zorganizowanej pracy nad zagadnieniem polsko-niemieckim. Planowano
uprawianie tzw. nauki stosowanej, czyli formułowanie tez, które,
oparte na solidnej podstawie badawczej mogłyby być bezpośrednio
zastosowane w życiu (Bilans I roku
1946, s. 291-295). Jednocześnie
odcinano się od nadużywania nauki w życiu. Celem Instytutu miało
być dostarczenie szkole polskiej i społeczeństwu polskiemu niezbędnego
materiału - uczciwej informacji o dawnej polskości ziem obecnie
odzyskanych (Bilans I roku
1946, s. 293). Do instytutu w pierwszych
latach istnienia należeli także archeolodzy (J. Kostrzewski, W.
Antoniewicz, W. Hensel, R. Jakimowicz, Z. Rajewski, W. Kowalenko,
R. Jamka, K. Jażdżewski). Kiedy w dniach 12-18 V 1947 r. odbył
się w Osiecznej kurs informacyjny o Ziemiach Odzyskanych dla pracowników
oświatowych z Polski zachodniej i północnej, prelekcję o pradziejach
tych ziem wygłosił W. Hensel (Z życia IZ 1947, s. 586). Wiele
prac wydawanych przez IZ miało przybliżać Polakom obraz Ziem Odzyskanych.
To tu ukazała się praca językoznawcy, T. Lehr-Spławińskiego O
pochodzeniu i praojczyźnie Słowian (Bilans I roku
1946, s. 291-295)
czy J. Kostrzewskiego, Kultura prapolska. Warto też przypomnieć
o działalności Wojciecha Kóčki, łużyckiego Serba studiującego
w Poznaniu i uczestnika badań w Gnieźnie i Biskupinie, który brał
udział w nieudanej akcji niepodległościowej Serbołużyczan, zwłaszcza
w latach 1939-1945. |
Instytut
Zachodni nie był jedyną instytucją, zajmującą się integracją ziem
zachodnich z resztą Polski. Nie obyło się też bez aktywnego udziału
J. Kostrzewskiego, który wrócił do Poznania już 3 marca 1945 r.
(Kostrzewski 1970, s. 245-246) i natychmiast przystąpił do odbudowy
poznańskiej archeologii. Chodziło głownie o remont uszkodzonego
w czasie walk gmachu muzealnego, jak również o odzyskanie zbiorów
wywiezionych do mniejszych miejscowości w Wielkopolsce, ale i
do kopalni soli w Grassleben w Brunszwiku. Uniwersytecki Instytut
Prehistorii musiał właściwie zaczynać od początku z powodu zniszczeń.
Kostrzewski rozwinął ożywioną działalność, koncentrującą się na
trzech głównych zadaniach: odbudowie instytucji archeologicznych,
pełnieniu funkcji konserwatora i udziale w zagospodarowaniu Ziem
Odzyskanych. Dawna zależność Działu Prehistorycznego od Muzeum
Wielkopolskiego nie wróciła, utrzymano samodzielność Muzeum -
teraz nazywanego Prehistorycznym. Gmach muzealny udzielił schronienia
też dwom katedrom uniwersyteckim - Instytutowi Prehistorycznemu
i działającemu w latach 1945-1950 Instytut Badań Starożytności
Słowiańskich, który przejął badania wykopaliskowe w Biskupinie.
W 1945 r. reaktywowano Polskie Towarzystwo Prehistoryczne.
Uznając, że wszystkie
zabytki archeologiczne są "nasze", co charakteryzowało poznańskich
archeologów już od XIX w., niezależnie od narodowości, w pierwszych
latach powojennych J. Kostrzewski objął opieką konserwatorską
teren ówczesnego województwa poznańskiego, czyli ziemie sięgające
na zachód aż po Odrę, także Pomorze Zachodnie. Przede wszystkim
interesowały go "muzea pod gruzami", i dwory porzucone przez Niemców,
rabowane przez szabrowników, przewoził więc wszystko co się dało
do Poznania, deklarując jednocześnie zwrot tych przedmiotów po
powołaniu na Pomorzu nowych muzeów z fachową obsadą. (MAP A-dz-80/3).
Oczywiście było to możliwe jedynie wobec niewielkiej części kolekcji
- współpracownik Kostrzewskiego, Stafiński, oceniał, że 70% zbiorów
z muzeów regionalnych zostało rozkradzionych przez ludność napływową,
a "nasi sojusznicy deptali nogami piękną ceramikę ze zbiorów muzeum
w Szczecinku i innych miasteczek, a wyroby krzemienne, kamienne
i brązowe znalazły się na śmietnikach. [
] osoby powołane obecnie
do zajęcia się konserwowaniem zabytków na Pomorzu Zachodnim (referenci
kultury i sztuki przy starostwach) wcale się zabytkami prehistorii
nie interesują" (MAP A-dz-80/3).
Trzecie pole działalności
profesora to jego udział w zagospodarowaniu kulturalnym "Ziem
Odzyskanych". Równolegle z akcją ratowniczą dyrektor poznańskiego
Muzeum Prehistorycznego zajął się popularyzacją pradziejów Wielkopolski
i Ziem Odzyskanych. Już w kwietniu 1945 r. wygłosił, dla Towarzystwa
Rozwoju Ziem Zachodnich pierwszy wykład o archeologii Pomorza
(PAN A-JK-106). Potem wykładów było więcej, a Muzeum Prehistoryczne
organizowało wystawy czasowe, poświęcone pradziejom Ziemi Lubuskiej
(MAP A-dz-80/2). W 1945 r. w poznańskim zamku zaprezentowano archeologię
na wystawie organizowanej przez Polski Związek Zachodni Okręg
Poznański, a poświęconej walce z niemczyzną i prezentującej Ziemie
Zachodnie. (MAP A-dz-82/1). W Muzeum Wielkopolskim, na przełomie
lutego i marca 1946, zorganizowano serię wykładów poświęconych
pradziejom Słowiańszczyzny i Polski (MAP A-dz-80/1). Współpracowano
ze starostwami, nadleśnictwami, oddziałami powiatowymi informacji
i propagandy i Oddziałem Ochrony Zabytków. Przykładowo, w lipcu
1946 r. Oddział Informacji w Mogilnie przejął zbiory po estońskim
Niemcu, Otto Bongu, który posiadał kolekcję prywatną i przygotował
ją do wywozu do Niemiec. W 1946 r. prof. Kostrzewski uczestniczył
także w pracach Redakcji Atlasu Polski przy Głównym Urzędzie Pomiarów,
która opracowywała tzw. mały atlas, w związku z przygotowaniami
do Konferencji Pokojowej (MAP A-dz-82/3).
Oczywiście, w miarę
upływu lat od zakończenia wojny, akcenty walki z Niemcami były
coraz słabsze, a od schyłku lat czterdziestych zaczął zyskiwać
na znaczeniu program obchodów 1000-lecia państwa polskiego (rocznica
przypadała w 1966 r.). Polska, pozostająca w orbicie polityki
Zawiązku Radzieckiego, została zmuszona do dostosowania się do
nowych realiów. Realia te dotyczyły także nauki - w humanistyce
oznaczały urzędowe wprowadzenia marksizmu jako podstawy metodologicznej.
K. Kostrzewski nie nadawał się na herolda marksizmu, toteż mimo,
że jego teoria prasłowiańska cieszyła się uznaniem władz, został
przeniesiony na emeryturę uniwersytecką, pozostając jednak dyrektorem
Muzeum. Wraz z próbą centralizacji archeologii i przeniesieniem
ośrodka decyzyjnego do Warszawy, a także z przejęciem Biskupina
przez Warszawę, i po powołaniu Niemieckiej Republiki Demokratycznej
polemiki poznańsko-niemieckie osłabły i jeśli czasem się zdarzyły,
to były one akceptowane przez Warszawę. Jak się zatem wydaje,
zakończenie głównego nurtu walk Poznaniaków o ziemie zachodnie
sięga raczej początków lat 50, a nie 1956 r. |
W
polemice J. Kostrzewskiego z archeologami niemieckimi zauważyć
można podobieństwo stylu i stosowanie tej samej metody etnograficznej,
sens był jednak inny. U Kostrzewskiego nie było aż takich stwierdzeń,
jak u Kossinny "Słowianie hołdowali [w okresie wpływów
rzymskich] pewnego rodzaju bolszewizmowi złagodzonemu jedynie
przez niemożność zbierania się w większych gromadach i przez skrajny
brak potrzeb. Dla Germanów, których zawsze, a przede wszystkim
w czasie wojny, ożywia pragnienie prawa i ładu, byli oni przedmiotem
wstrętu i ohydy" (Kostrzewski 1970, s. 154-155). Kostrzewski
co najwyżej wędrówki Germanów, o których wiadomo od Jordanesa,
przyrównał do wędrówek Cyganów (Kostrzewski 1970, s. 155), co
dla Niemców było wówczas obraźliwe ze względów na modne wówczas
teorie rasowe. Jednocześnie zaś przypominał, że to, iż w Poznaniu
jest mniejszość niemiecka, nie oznacza, że jest to kraj niemiecki,
jak nie jest polską niemiecka Westfalia, gdzie żyło wówczas ćwierć
milionów Polaków (Kostrzewski 1970, s. 113).
Jeżeli zgodzimy się,
że każdy człowiek ma prawo do patriotyzmu i do walki w obronie
interesów narodowych, ale pod warunkiem trzymania się faktów i
nie dyskredytowania przeciwników, to zarówno Polacy, jak i Niemcy,
mieli prawo do wypowiadania się na temat ziem etnicznie mieszanych,
jak Śląsk czy Pomorze. Nie można było się dziwić, że obie strony
przywoływały argumenty historyczne, ale argumenty te można było
udowodnić jedynie od średniowiecza; sięganie do dalszej przeszłości,
gdzie rekonstrukcja przeszłości jest tylko hipotezą, jest już
nadużyciem nauki. Sięganie zaś po argumenty rasowe, by uzasadnić
konieczność eksterminacji pewnej grupy ludności, jest wręcz przestępstwem.
W przypadku Kostrzewskiego
możemy mówić o wykorzystaniu hipotezy o prasłowiańskości kultury
łużyckiej do uzasadnienia praw do ziemi, choć nie w tekstach ściśle
naukowych, a publicystycznych. Duży wpływ na styl jego polemik
miał jednak jego ognisty temperament, wskutek czego często był
bywalcem różnych komisji rozjemczych ze sądem włącznie, jako człowiek
obrażony, lub posadzony o obrazę. Głównym celem uczestników polemiki
polsko-niemieckiej było wykazanie praw do spornych ziem, które
zawsze "były i będą nasze". Kostrzewski tu miał ułatwione zadanie,
gdyż bez trudu mógł zgodnie z prawdą wykazać, że zarówno na Pomorzu,
jak i na Śląsku pierwsi byli Polacy, nie zaś Niemcy. Co do czasów
wcześniejszych, to o ile można do dziś dyskutować, czy w ogóle
lub w jakim sensie ludność kultury łużyckiej można zaliczyć do
przodków późniejszych Słowian, to nie da się wykazać, że którykolwiek
z ludów germańskich, które miałyby w tym regonie mieszkać, to
przodkowie Niemców. Ostatecznie zaś o przebiegu granic zadecydowała
polityka, a nie historia.
W jeszcze jednej rzeczy
Niemcy i Polacy różnili się. Kiedy uczeni niemieccy wysunęli koncepcję
o historycznych prawach Niemców do Wielkopolski, po kilkudziesięciu
latach każdy absolwent niemieckiej szkoły powszechnej w Poznańskiem
wiedział, że mieszka w ziemi, do której ma historyczne prawo.
W polskich szkołach po wojnie próbowano wprawdzie nauczać prehistorii,
ale krótko. Przypominanie o związkach Polski z "Ziemiami Odzyskanymi"
docierało jedynie do tej niewielkiej części osiedleńców, która
pochodziła z Wielkopolski. Większość z nich przybyła jednak ze
wschodu. Wskutek wielowiekowych kontaktów ze Słowianami wschodnimi
mówili oni śpiewnie, choć poprawnie po polsku, ale nie mieli,
podobnie jak wcześniej premier Kozłowski, pojęcia o istnieniu
mniejszości polskiej na Śląsku i Pomorzu. Dla nich Mazurzy czy
Ślązacy, mówiący gwarą, archaiczną i pełną niemieckich słów, byli
"autochtonami" czyli Niemcami, elementem obcym. Brak zrozumienia
między obiema grupami sprawił, że po wojnie wielu z "autochtonów"
zdecydowało się na emigrację, w tym rodziny powstańców śląskich,
którzy walczyli niegdyś o Polskę, a także Mazurów, walczących
przed wojną o zachowanie języka polskiego.
Koncepcja prasłowiańska
J. Kostrzewskiego też jest ostatnio coraz mocniej krytykowana,
zwłaszcza przez archeologów polskich zajmujących się okresem wpływów
rzymskich. Tyle, że oponenci nie wypracowali własnej metody badań,
ale powrócili do klasycznych metod Gustava Kossinny, także pod
względem stylu żywej polemiki ze sceptykami, wątpiącymi w możliwość
określenia etnosu kultury archeologicznej wyłącznie na podstawie
przedmiotów znalezionych w osadach czy na cmentarzyskach. Tak
więc nie tylko konflikty narodowościowe nie są łatwe do rozwiązania.
Także zagadka pochodzenia Słowian ciągle czeka na nowe koncepcje.
|
Bilans I roku
1946 Bilans I roku pracy Instytutu Zachodniego. Sprawozdanie dyrekcji złożone na walnym zebraniu członków w dniu 16 marca br., Przegląd Zachodni, t. I, s. 291-298
Jakóbczyk W. (red.)
1998 Dzieje Poznania: lata 1793 - 1918, t. 2, cz. 2, Warszawa
Grześ, B., Kozłowski, J., Kramski, A.
1976 Niemcy w Poznańskiem wobec polityki germanizacyjnej 1815-1920, Poznań
Kaczmarek, J.
1996 Organizacja badań i ochrony zabytków archeologicznych w Poznaniu (1720-1958), Poznań
Klock, E.
1942 Posen, Chronik der Gauhaupstadt Posen, Posen
Kostrzewski, J.
1914 Wielkopolska w czasach przedhistorycznych, Poznań
1919 Die ostgermanische Kultur der Spätlatenezeit, Mannus Bibliothek
nr 18 i 19,
Lepipzig, Würzburg
b.r.w. (po 1930) Początki kultury ludzkiej, Poznań
1930 Vorgeschichtsforschung und Politik. Eine Antwort auf die
Flugschrift von Dr.Bolko
Frh. von Richthofen: Gehört Ostdeutschland zur Urheimat der Polen,
[Poznań?]
1934 Historiografia hitlerowska a prehistoryczna teoria Kossiny,
Z Otchłani Wieków,
R. IX, s. 57-62
1946 Gospodarka niemiecka w Poznańskim Muzeum Prehistorycznym,
Z Otchłani
Wieków, R. XV, s. 4-9
1970 Z mego życia, Wrocław-Warszawa-Kraków
Nowa
1996 Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, t. 4, Warszawa
Piotrowska, D.
1997-1998 Biskupin 1933-1996: archaeology, politics and nationalism,
Archaeologia
Polona, vol. 35-36, s. 255-285
Pollak, M.
1955 Instytut Zachodni. Powstanie i rozwój organizacyjny,
Przegląd Zachodni, R. XI,
t. 1, s. 469-486
Rączkowski, W.
2003 Expansion and reaction: The concept of Polish Archaeology
in the discourse
with German archaeologists (referat wygłoszony na konferencji
Area_III:
"Archaeology, expansion, resistance"), Poznań, 12 czerwiec 2003
r.
Rohrer, W.
2003 Archäologie und Propaganda. Die Ur- und Frühgeschichte von
1918 bis 1933.
Bespiel Schlesien, Berlin, (maszynopis pracy magisterskiej)
2003 Science between propaganda and polemics archaeology in Upper
Silesia 1918
to 1933 (referat przygotowany do publikacji w czasopiśmie Archaeologia
Polona)
Tacyt,
1957 De origine et situ Germanorum [w:] Dzieła, t. II, Warszawar
Z życia IZ
1947 Z życia Instytutu Zachodniego, Przegląd Zachodni, t. I, II s. 360-377, 586-588
|
Sygnatury wykorzystanych dokumentów: |
|