Publikacje




Jarmila Kaczmarek, Andrzej Prinke
(Muzeum Archeologiczne w Poznaniu)




Archeologia niewłaściwie wykorzystana:
Dialog polsko-niemiecki w Wielkopolsce
w okresie narastających nacjonalizmów (1920-1956)





1. Uwarunkowania polityczne
1.1. Wielkopolska pod zaborami
1.2. Sprawa polska w czasie I wojny światowej
1.3. Sytuacja powojenna

2. Dwudziestolecie międzywojenne
2.1. Początki organizacji instytucji archeologicznych w Wielkopolsce
2.2. Archeologia niewłaściwie wykorzystana
2.2.1. Kultura archeologiczna czy etnos? Po dwóch stronach barykady
2.2.2. Słowianie contra Germanie - walka ideowa

3. II wojna światowa
3.1. Nauka w służbie polityki
3.2. Wielkopolska pod okupacją

4. Schyłek II wojny światowej


5. Działalność polskich naukowców
5.1. Instytut Zachodni
5.2. Józef Kostrzewski

6. Wnioski



Litwo, ojczyzno moja
ty jesteś jak zdrowie
ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie
kto cię stracił
Dziś piękność twą w całej ozdobie
widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie


       Tak zaczyna się największy polski poemat narodowy. Autorem jest Adam Mickiewicz, dla którego językiem ojczystym był polski, choć do niego i jego przodków przyznają się nie tylko Polacy. Dla Mickiewicza ojczyzną była właśnie Litwa - czyli ten człon dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, który nazywał się Wielkim Księstwem Litewskim i w dodatku ta część Litwy, która obecnie leży w granicach Białorusi. W etnicznej Polsce Mickiewicz przebywał bardzo krótko - właśnie w Wielkopolsce.
       W języku polskim istnieje kilka słów związanych z pojęciem narodu, które podobnie brzmią, a oznaczają zupełnie różne rzeczy. Te słowa to naród - narodowość, nacja i nacjonalizm. "Naród" to wyodrębniona grupa etniczna dysponująca własnym państwem i słowo to jest właściwie identyczne ze starodawnym słowem "nacja", wywodzącym się zresztą z języka łacińskiego. Pokrewna "narodowość" to wprawdzie wyodrębniona grupa etniczna, ale nie musi ona być powiązana z własnym państwem. Umiłowanie własnego kraju, tego dużego państwa, ale też swej małej ojczyzny, czyli coś, bez czego trudno sobie wyobrażać życie społeczne i co samo w sobie jest rzeczą bardzo pozytywną, to po polsku "patriotyzm". Natomiast nacjonalizm ma w polszczyźnie wyraźnie pejoratywne zabarwienie, jako wynaturzenie patriotyzmu. O nacjonalizmie mówimy wówczas, kiedy uwydatnia się odrębność narodową, nadaje szczególne znaczenie przynależności do narodu, wskazuje na nadrzędność interesu narodu w stosunku do interesu jednostek i wszelkich innych grup społecznych. Skrajną postacią nacjonalizmu jest szowinizm, kiedy to bezkrytycznemu umiłowaniu własnego narodu towarzyszy przekonanie o jego wyższości nad innymi narodami i wrogość wobec nich (Nowa Encyklopedia Powszechna PWN 1996, s. 201).
       Pisanie o nacjonalizmach, a więc o wynaturzeniach patriotyzmu jest rzeczą niesłychanie trudną, gdyż często nie można uchwycić granicy, gdzie jeszcze można mówić o walce o słuszne prawa, a gdzie mówienie o słusznych prawach ma już podłoże szowinistyczne. Rozgraniczenie patriotyzmu od nacjonalizmu jest szczególnie trudne w takich przypadkach, kiedy jakaś grupa etniczna zostaje włączona wbrew swej woli do obcego państwa, jest przez to państwo prześladowana, czasem nawet poddana eksterminacji, a majątki członków owej grupy zostają przekazane w ręce członków innej grupy etnicznej z rażącym pogwałceniem prawa. Jak długo ludzie mają prawo do poczucia krzywdy i tęsknoty za swą Ziemią Obiecaną? A co zrobić, kiedy jakaś grupa etniczna osiedla się w kolebce jakiegoś państwa, rozrasta się i po pewnym czasie domaga się np. niepodległości? Są to tematy, na które do dziś nie ma odpowiedzi, jak pokazuje przykład wielu krajów, dziś np. Serbii (Kosowo), Wielkiej Brytanii (Irlandia Północna) czy krajów byłego Związku Radzieckiego; w niedalekiej przeszłości dotyczyło to również Turcji (sprawy Greków i Ormian), a w dalszej przeszłości podobny los dotknął większość krajów w Europie i na całym świecie. W przyszłości może to być problem także Unii Europejskiej, ze względu na fakt stopniowego regresu demograficznego "starych" narodowości i prężność demograficzną imigrantów, z których większość jest niechętna integracji z miejscową ludnością i może mieć własne pomysły na przyszłość kraju, w którym żyje.


1. Uwarunkowania polityczne


1.1. Wielkopolska pod zaborami


  ryc. 1
       Aby zrozumieć, o co chodziło w konflikcie polsko-niemieckim w latach 1920-1956, należy cofnąć się do okresu nieco wcześniejszego. Pod koniec XVIII w. Polska, niegdyś jeden z większych krajów europejskich, została podzielona między trzy sąsiednie państwa. Wielkopolska, ta część Polski na obszarze której w X w. zaczęła się budowa państwa polskiego, przypadła Prusom (ryc. 1). Od tego czasu Polacy stali się mniejszością narodową w państwie pruskim, coraz bardziej dyskryminowaną i poddawaną
próbom wynarodowienia. Niemcy, którzy od średniowiecza byli ściągani do Polski przede wszystkim do zasiedlania pustek osadniczych, a także jako "nosiciele" postępu organizacyjnego i technicznego, w Wielkopolsce stali się grupą uprzywilejowaną, wspieraną w XIX w. przez państwo pruskie zarówno jeśli chodzi o dotacje finansowe, jak i o rozwój szkolnictwa, budowę świątyń, dostęp do urzędów, możliwości awansu w wojsku. Do grupy Niemców dołączyli wkrótce mieszkający w Wielkopolsce Żydzi, którzy szybko ulegli germanizacji. Polacy z zaboru pruskiego mieli do wyboru dwie możliwości - albo ulec germanizacji, albo samodzielnie nauczyć się radzenia sobie w tej trudnej sytuacji. Dotyczyło to przede wszystkim sprostania konkurencji ekonomicznej i organizacji życia społecznego, ale od 1901 r. także zorganizowanego tajnego nauczania pisania i czytania w ojczystym języku. Nie mogąc liczyć na wsparcie rządu, który jak mógł starał się przeciwdziałać polskim dążeniom do utrzymania własnej tożsamości narodowej, Polacy nauczyli się wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, a także w miarę potrzeb stwarzać nowe możliwości, zanim rząd, zaniepokojony rozwojem sytuacji, wyda nowe rozporządzenia w sprawie wzmocnienia przywilejów niemieckich. W walce o narodowe oblicze Wielkopolski Polacy otrzymali wsparcie ze strony księży katolickich, a Niemcy - duchownych protestanckich, i od XIX w. zaczęto utożsamiać Polaków z katolikami, a Niemców z protestantami, choć w praktyce nie zawsze tak bywało. Prześladowanie narodowości, a nie konkretnej grupy społecznej spowodowało konsolidację Polaków, a także ugruntowanie dotychczas słabo wykształconego poczucia narodowego w warstwie polskich chłopów.
       Na przełomie XIX i XX w. w świadomości polskich Wielkopolan dobrym Polakiem był ten, kto czuł się Polakiem, nie dał zgermanizować ani siebie, ani swej rodziny, miał zawód i uczciwie pracował, był trzeźwy i oszczędny, kupował przede wszystkim u Polaków wspierając rodzimą gospodarkę, był katolikiem przywiązanym do rodziny, udzielał się społecznie w polskich organizacjach (kołach gimnastycznych, towarzystwach śpiewaczych, trzeźwościowych, stowarzyszeniach zawodowych, katolickich, charytatywnych). Powinien też okazywać współczucie i pomoc Polakom zamieszkałym na Śląsku i na Pomorzu, w regionach zajętych przez Austrię i Prusy znacznie wcześniej, niż Wielkopolska, a którzy nadal tam mieszkali, nierzadko całymi wsiami. Łączyło się to jednocześnie z niechęcią do Niemców i Żydów, którzy byli postrzegani jako prześladowcy, nie bez racji, choć niewątpliwie nie w każdym przypadku.
       Z kolei ideał wielkopolskiego Niemca w oczach władz niemieckich, to wierny poddany pruski, popierający politykę władz, protestant (ewentualnie wyznania mojżeszowego), trzeźwo myślący, górujący nad Polakami zarówno kulturą, wykształceniem, jak i sposobem gospodarowania, nie tylko popierający, ale i czynnie zaangażowany w akcję germanizacji prowincji, należący do niemieckich organizacji i unikający bliższych kontaktów z Polakami, a zwłaszcza nie ulegający polonizacji. Oczywiście obydwa obrazy były często jedynie życzeniem, mającym niewiele wspólnego z rzeczywistością.
       Do połowy lat osiemdziesiątych XIX w. archeologia na ogół nie była wykorzystywana do uzasadniania praw Polaków bądź Niemców do Wielkopolski. Wykopane w Wielkopolsce przedmioty starożytne traktowano najczęściej jako ślady polskiej przeszłości - w sensie dzisiejszego dziedzictwa kulturowego danego kraju. W połowie XIX w. dyskusje na temat praw do ziemi, wynikających z pierwszeństwa zasiedlenia, były natomiast prowadzone niekiedy na Łużycach, Śląsku i Pomorzu Zachodnim, gdzie problem współżycia dawnych grup słowiańskich i niemieckich był aktualny. Kiedy w 1885 r. pruski kanclerz Otto von Bismarck zlecił zwierzchnikowi prowincji bydgoskiej, Christophowi von Tiedemannowi, opracowanie planu przyspieszonej germanizacji Wielkopolski - ten obok planu powołania Komisji Kolonizacyjnej zwrócił uwagę na to, że niemieccy mieszkańcy czują się tu obco. Wkrótce zatem starożytnicy i archeolodzy "zgermanizowali" przeszłość prowincji, wpajając Niemcom, że od pradziejów mieszkali tu ich przodkowie, a ponieważ w "krótkim" okresie "panowania" słowiańskiego-polskiego też był tu widoczny "stempel ducha niemieckiego", więc prowincja słusznie należy się Niemcom, Polaków zaś należy z niej "wykorzenić". Powoływano się przy tym na źródła pisane, zwłaszcza starożytnych pisarzy Tacyta, Pliniusza i Jordanesa. Jordanes (Getica) opisywał wędrówki Gotów przez ziemie leżące nad Wisłą ku Morzu Czarnemu, a więc wprawdzie Germanów, ale bynajmniej nie przodków Niemców. Tacyt z kolei nazywał wprawdzie Germanią kraj leżący pomiędzy Galią, Sarmacją i Dacją, jednakże wspominał, że mieszkały tu też inne plemiona, nie germańskie, jak np. galiccy Helwetowie, Bojowie i Kotynowie, pannońscy Ossowie, czy Estiowie o języku zbliżonym do jezyka Brytów. Mieszkających zaś raczej w rejonie Wisły Wenedów oraz Fennów zaliczył wprawdzie do Germanów, a nie do Sarmatów, ale z wahaniem, i tylko dlatego, że podobnie jak Germanie był to lud osiadły, w przeciwieństwie do koczowniczych Sarmatów (Tacyt, wyd. 1957, s. 1, 28, 43, 46). Interpretacja niepewnych danych Tacyta jako rzekomych dowodów zasiedlenia Wielkopolski przez przodków Niemców, którzy zatem mieli "historyczne prawo" do zajęcia tych ziem w XIX w. i eliminacji z niej Polaków, spotykały się z protestami miejscowych Polaków, niestety dość słabymi, ze względu na brak fachowych prahistoryków w regionie.

1.2. Sprawa polska w czasie I wojny światowej

       Dla Europy, zwłaszcza środkowej, wschodniej i częściowo południowej, I wojna światowa, wywołana przez Austro-Węgry, wspierane przez Prusy, Bułgarię i Turcję (państwa centralne), przyniosła zasadnicze zmiany polityczne. Przede wszystkim uległo likwidacji cesarstwo Austro-Węgierskie, a w jego miejsce powstały państwa narodowe. Zniszczeniu uległ też carat rosyjski, a w miejsce dawnej Rosji powstało wielonarodowe państwo bolszewików, znane później jako Związek Radziecki. Także Polska odzyskała niepodległość. Sam wybuch wojny zmusił zarówno władze pruskie, jak i niemieckich Wielkopolan, do stopniowej zmiany nastawienia wobec Polaków. Chodziło o to, by nie wzbudzać w ludności polskiej w Wielkopolsce wrogiego stosunku wobec Prus, aby nie opowiedziała się po stronie koalicji antyniemieckiej. Było to tym ważniejsze, że w trzech armiach zaborczych służyło ponad pół miliona polskich żołnierzy i warto było mieć taką siłę po swojej stronie, a nie przeciw sobie. Oczywiście, na udział Polaków po swojej stronie liczyły obie strony konfliktu, toteż w czasie wojny wydano kilka deklaracji odnośnie utworzenia w przyszłości niepodległego państwa polskiego. Piątego listopada 1916 r. państwa centralne powołały satelickie Królestwo Polskie, w części ziem polskich, które należały do Rosji. Dwudziestego drugiego stycznia 1917 r. prezydent USA Woodrow Wilson wydał orędzie o prawie narodów do samostanowienia, w którym opowiedział się za powstaniem "zjednoczonej, niezawisłej i samodzielnej" Polski. Również Rosja uznała prawa Polaków do własnego państwa, i to zarówno Piotrogrodzka Rada Delegatów Robotniczych (deklaracja z 27 marca 1917), jak i Rząd Tymczasowy (deklaracja z 30 marca 1917). Dla Niemców było jednak jasne, że ewentualna odbudowa państwa polskiego nie odbędzie się kosztem Prus, a słupy graniczne nie mogą być przesunięte. Kiedy pod koniec 1918 r. w Poznaniu Komisja Niemieckich Związków wydała broszurę: Wohin gehört Posen?, stwierdzono w niej, że "Prowincja Poznańska nie jest ziemią polską, tylko krajem niemieckiej kultury i obyczajów. Nie ma w prowincji czysto polskich obszarów. Niemożliwe jest oddzielenie niemieckich i polskich obszarów językowych. Poznańskie należy gospodarczo i strategicznie do Niemiec". Również Ostmarkverein (Hakata) wydała w listopadzie 1918 r. odezwę, wzywającą do współdziałania wszystkich Niemców, "aby nasze stare niemieckie kresy wschodnie pozostały przy narodzie niemieckim, aby tutejszych Niemców uchronić przed rządami obcych" (Grześ, Kozłowski, Kramski 1976, s. 370-371). Kiedy w 1918 r. w wyniku rewolucji zniesiono monarchię pruską, nowy rząd socjaldemokratyczny oświadczył 23 listopada 1918 r., że "Rząd Rzeszy dopóty nie zamierza zgodzić się na zmianę granic poszczególnych niemieckich państw związkowych, dopóki nie wypowie się za tym uchwalające konstytucję Zgromadzenie Narodowe". Chodziło o utrzymanie w granicach Niemiec Wielkopolski i innych terenów o mieszanej ludności, aż do decyzji konferencji pokojowej. (Grześ, Kozłowski, Kramski 1976, s. 274-277, 300-301, 363), a w praktyce także później. Jedenastego listopada 1918 podpisano konwencję rozejmową, a Wielkopolska pozostała w granicy Niemiec (Grześ, Kozłowski, Kramski 1976, s. 379). Byłoby tak i po wojnie, gdyby na przełomie 1918/1919 r. Wielkopolscy Polacy nie chwycili za broń i zbrojnie wywalczyli sobie wolność.

1.3. Sytuacja powojenna

       Traktat wersalski ustalił, iż większa część Wielkopolski weszła w skład państwa polskiego. Polacy, Niemcy i Żydzi mogli wybrać obywatelstwo, zaś Niemcy i Żydzi, jeśli chcieli, mogli swobodnie wrócić do Niemiec, zabrać ruchomości i sprzedać samodzielnie lub poprzez państwo polskie swe nieruchomości. Trzydziestego czerwca 1919 r. dzielnicowe władze polskie w Poznaniu zadeklarowały niemieckim mieszkańcom Wielkopolski pełne równouprawnienie, wolność wyznania i sumienia, dostęp do urzędów państwowych, swobodę pielęgnowania języka niemieckiego i kultury narodowej oraz ochronę własności. Zapewniono, że lojalni urzędnicy niemieccy mogą przejść do polskiej służby państwowej (Grześ, Kozłowski, Kramski 1976, s. 418-419).
       Rozwiązanie te nikogo nie zadowoliły. Przede wszystkim nie dało się podzielić ziemi tak, by wszystkie miejscowości z większością niemiecką pozostały w Niemczech, a te z większością polską wróciły do Polski. Niemcy i Żydzi w większości wyjechali do Niemiec, i o ile w 1919 r. w stusiedemdziesięciotysięcznym Poznaniu mieszkało 42% Niemców i Żydów (samych Żydów ok. 5,1%), to w 1921 r. obie grupy stanowiły zaledwie 5,5 % mieszkańców, a w 1931 r. było już tylko 2,6% Niemców i 0,4 % Żydów (Jakóbczyk 1998, s. 798, 944). Reemigranci niemieccy mogli wprawdzie zabrać swe majątki, ale oni wcale nie chcieli zmian; osiedlając się niegdyś w Poznańskiem sądzili, że pozostaną tu na stałe, a od lat kilkudziesięciu przekonani byli o swym "odwiecznym prawie do pragermańskiej ziemi". W dodatku nagła duża podaż majątków spowodowała obniżenie ich ceny, a wcześniej wskutek działalności niemieckiej Komisji Kolonizacyjnej ceny ziemi w Poznańskiej były zawyżone, a więc jej właściciele uważali się za pokrzywdzonych finansowo. Ci Niemcy, którzy pozostali, mieli wprawdzie zagwarantowane swobody, jakich dawniej nie chcieli przyznać Polakom, ale stracili przywileje, stając się takimi samymi obywatelami, jak Polacy, musieli się nauczyć pogardzanego języka polskiego, aby porozumieć się w urzędach, a jadąc do Berlina musieli mieć paszport. Toteż Polskę nazywali z przekąsem "państwem sezonowym" i domagali się rewizji granic według stanu na rok 1914. Także w samych Niemczech było wielu ludzi sfrustrowanych z powodu przegranej wojny i marzących o unieważnieniu traktatu wersalskiego, który nazywali "dyktatem wersalskim".
       Również wielkopolscy Polacy nie byli zadowoleni z faktu, że wiele terenów o większości polskiej przypadło Niemcom, nie tylko w Wielkopolsce, ale i na Górnym Śląsku, zwłaszcza, że przyznaniu swobód Niemcom w Polsce nie towarzyszyła zasada wzajemności. Te działania spotkały się z jedynie niewielkim wsparciem rządu w Warszawie, właściwie dopiero wówczas, kiedy już dochodziło do powstania i wypadało przynajmniej dać własnego dowódcę. Takim klasycznym przykładem braku dbałości i interesy polskie na zachodzie jest wieś Kalina w rejonie Piły, przyznana traktatem wersalskim Polsce, którą rząd polski sprzedał Niemcom za 50 tys. marek (Grześ, Kozłowski, Kramski 1976, s. 425). Również Józef Kostrzewski (1970, s. 90-91) wspomina swoją sprzeczkę w 1916 r. z Leonem Kozłowskim, późniejszym premierem polskim z woli Józefa Piłsudskiego, który jako legionista marzył o rozszerzeniu granic na wschodzie, zaprzeczając obecności Polaków na Pomorzu.
       Warto przypomnieć, że również polscy Ślązacy walczyli zbrojnie o przyłączenie Śląska do Polski. Pierwsze dwa powstania śląskie (z sierpnia 1919 r. i z roku 1920), stosunkowo niewielkie, spotkały się z niezrozumieniem opinii światowej (przykład Loyd'a George'a, który w 1920 r. oświadczył, że nie rozumie roszczeń Polski do kraju odwiecznie germańskiego). Dopiero w wyniku trzeciego powstania, największego, które wybuchło w maju 1921 r., zdecydowano o referendum, w wyniku którego część Górnego Śląska została przyznana Polsce. W walce o Śląsk Górnośląscy Polacy mogli liczyć na silne wsparcie Wielkopolan, gdyż ci rozumieli sytuację, która jeszcze niedawno była także ich udziałem. To tu silna była myśl o Polsce Piastów, rozumianej w granicach zachodnich z czasów Mieszka i częściowo Bolesława Chrobrego (czyli ze Śląskiem i Pomorzem, ale bez podbojów Chrobrego - Łużyc, Czech i Rusi).
       Sytuacja polityczna spowodowała, że w przeciwieństwie do innych dzielnic Polski, w Wielkopolsce dominowała Narodowa Demokracja (ND) - ruch powstały pod koniec XIX w., którego najbardziej znanym przedstawicielem był Roman Dmowski. Narodowa Demokracja działała we wszystkich trzech zaborach, przyszłość dla Polski widziała raczej w sojuszu z Rosją, była też niechętna idei powstań narodowych, ze względu na wiążące się z tym zbyt duże straty. ND od początku akcentowała nadrzędność interesu narodowego. Obok odzyskania niepodległości programowo żądała od swych członków codziennej pracy na rzecz narodu, upowszechniania świadomości narodowej, unarodowienia gospodarki. Jeden z członków Narodowej Demokracji, J. L. Popławski, opracował program odbudowy terytorialnej Polski: w jej skład miało wchodzić Królestwo Kongresowe (XIX-wieczny twór utworzony po Kongresie Wiedeńskim na części terytorium dawnej Polski), Galicja (czyli Małopolska Zachodnia i Wschodnia), Prusy Zachodnie (dawne Królewskie), Wielkopolska, Górny Śląsk, Śląsk Cieszyński, Prusy Wschodnie, Wileńszczyzna (część Litwy z Wilnem), a także reszta zaboru rosyjskiego wg granicy z 1772 r. Był to więc program odzyskania wszystkich ziem sprzed zaborów, powiększony na zachodzie o część Górnego Śląska i Śląsk Cieszyński - ziemie które wprawdzie niegdyś należały do Polski, ale odpadły już w średniowieczu, na północy zaś o Prusy Wschodnie, które etnicznie nigdy z Polską związku nie miały, choć okresowo były księstwem lennym, podległym królom polskim. Ziemie na wschodzie, wprawdzie od późnego średniowieczna należały do Rzeczypospolitej Polskiej (była to unia dwóch państw - Polski i Litwy), ale wcześniej na części tych ziem istniała Ruś Kijowska. Stąd była tu mieszanka etniczna polsko-ukraińsko-białorusko-litewska (z przewagą Polaków w dużych miastach), nie licząc Żydów, Tatarów i wielu innych mniejszych grup. Narodowa Demokracja uznawała te narodowości za "żywioł etniczny", który z założenia miał ulec polonizacji, przy zachowaniu odrębności kulturowej. Narodową Demokrację cechowała też niechęć do Żydów - miała ona dość długą tradycję, ale powodowana była też obawą przed ekonomiczną konkurencją, widoczną zwłaszcza w Królestwie Polskim i Galicji. W czasie powstania państwa polskiego Narodowa Demokracja odegrała bardzo pozytywną rolę, włączając się skutecznie do zabiegów dyplomatycznych (Nowa encyklopedia Powszechna PWN, t. IV, Warszawa 1996, s. 392-393).
       W Wielkopolsce zwolennicy ND akcentowali też antyniemieckość. Jak się wydaje, obawy przed Niemcami miały uzasadnienie, ze względu na niedawną przeszłość i istnienie mniejszości niemieckiej; wprawdzie kilkuprocentowej, choć miejscami żyjącej w większych skupiskach, ale która miała wsparcie rządu niemieckiego i czasem głośno mówiła o rewizji granic. Kontynuacja postaw antyżydowskich w sytuacji, kiedy w Wielkopolsce mniejszość żydowska była niewielka i nie miała wsparcia własnego rządu - nie miała jednakże racjonalnych podstaw, nawet, jeśli większość Żydów była przeciwna powstaniu Polski.


2. Dwudziestolecie Międzywojenne


2.1. Początki organizacji instytucji archeologicznych w Wielkopolsce

       Od 1919 r. w Polsce zaczęto budować podstawy instytucjonalnej archeologii polskiej. Powstały wówczas polskie służby konserwatorskie, katedry uniwersyteckie, a muzealnictwo zostało dostosowane do zmienionych warunków (np. powołanie Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie). Okres międzywojenny był jednak czasem trudnym dla państwa i społeczeństwa. Scalenie trzech zaborów po ponad stuleciu nie było rzeczą łatwą. Ścierały się odmienne interesy i odmienne tradycje i te tarcia również w archeologii były widoczne.
       W Poznaniu główną rolę w organizacji nowego ładu w dziedzinie archeologii odegrał Józef Kostrzewski (ryc. 2). Był on typowym Wielkopolaninem, znakomitym organizatorem, nawykłym do tworzenia potrzebnych narzędzi działania, nie czekającym na urzędowe rozporządzenia, w nadziei, że formalności załatwi się później. Pod względem politycznym był zwolennikiem Narodowej Demokracji i przeciwnikiem Józefa Piłsudskiego. Dla J. Kostrzewskiego pierwsze lata po I wojnie   światowej   to   czas   przede   wszystkim

  ryc. 2
organizowania i porządkowania prehistorii w samym Poznaniu, a w nauce - udział w pracach nad systematyzacją kulturową ziem polskich. W 1919 r. istniały w Poznaniu dwa muzea ze zbiorami archeologicznymi: polskie (późniejsze Muzeum im. Mielżyńskich), powstałe w 1857 r. (ryc. 3), oraz Muzeum Wielkopolskie - powstałe w 1894 r. jako niemieckie Provinzialmuseum, a od 1904 r. - Kaiser Friedrich Museum (ryc. 4). Istnienie obydwu muzeów miało sens tak długo, jak długo Wielkopolska była częścią Prus. Po 1919 r. trwały zabiegi wokół scaleniu zbiorów, co ostatecznie zakończono w 1924 r. wraz z utworzeniem autonomicznego Działu Prehistorycznego Muzeum Wielkopolskiego pod kierownictwem Józefa Kostrzewskiego i z Aleksandrą Karpińską jako jego asystentką. Jednocześnie Kostrzewski był jednym z założycieli Uniwersytetu Poznańskiego, gdzie objął katedrę prehistorii od 1919 r. W tymże roku powstał też urząd konserwatora zabytków prehistorycznych, sprawowany w Wielkopolsce przez cały okres międzywojenny przez Zygmunta Zakrzewskiego. Ponadto w 1920 r. J. Kostrzewski powołał w Poznaniu Polskie Towarzystwo Prehistoryczne.


  ryc. 3

  ryc. 4

2.2. Archeologia niewłaściwie wykorzystana

2.2.1. Kultura archeologiczna czy etnos? Po dwóch stronach barykady

       J. Kostrzewski dość szybko się zorientował, że metody identyfikacji kultury z etnosem, stosowane przez Gustawa Kossinnę na poparcie tezy o germańskości kultur archeologicznych, przemawiają w takim samym stopniu na rzecz słowiańskości tych kultur. Sam zresztą z dużym szacunkiem wspominał trzech pionierów tejże metody, Piča, Kossinnę i Aaberga (Kostrzewski, po 1930 r.). Toteż, krytykując pewne niezręczności i niespójności poglądów Kossinny, sam wykorzystywał ową metodę na poparcie prasłowiańskości kultury łużyckiej - teorii lansowanej już w XIX w. przez starożytników południowosłowiańskich i czeskich, o której wspominał w Poznaniu już w 1886 r. polski archeolog-amator, Klemens Koehler. Pierwszą wzmiankę o możliwości identyfikacji kultury łużyckiej z przodkami Słowian J. Kostrzewski zamieścił w wydanej w Poznaniu w 1914 r. publikacji Wielkopolska w czasach przedhistorycznych, chociaż jednocześnie w tymże samym roku obronił pracę doktorską na temat Die ostgermanische Kultur der Spätlatenezeit, opublikowaną w 1919 r. Wraz ze wzrostem liczby publikacji poświęconych teorii prasłowiańskości coraz częściej dochodziło do sporów między nim a niektórymi prahistorykami niemieckimi, zwłaszcza z Bolko v. Richthofenem, o których barwnie wspominał w cytowanych już swoich pamiętnikach. Swój stosunek do polemiki z uczonymi niemieckimi wyraził z broszurze z 1930 r. Vorgeschichtsforschung und Politik. Eine Antwort auf die Flugschrift von Dr. Bolko Frh. von Richthofen: Gehört Ostdeutschland zur Urheimat der Polen, którą zakończył stwierdzeniem: "my Polacy nie potrzebujemy się wcale powoływać na argumenty archeologiczne wobec tego, że zarówno dowody historyczne, jak etnograficzne zbyt wyraźnie przemawiają na naszą korzyść [praw Polski do Wielkopolski i Śląska]. Może nam więc być z punktu widzenia politycznego obojętne, jaką narodowość reprezentowało zaludnienie prahistoryczne Polski czy ówczesnych Niemiec Wschodnich, tym więcej że w najlepszym razie chodziło o Germanów pochodzenia skandynawskiego, a nie o przodków Niemców. Jednakże dopóki prahistorycy niemieccy będą zgłaszać pretensje do ziem polskich na podstawie badań archeologicznych, tak długo zmuszeni będziemy odpierać ich ataki bronią naukową" (Kostrzewski 1970, s. 166-171). Wypowiedź J. Kostrzewskiego dość wiernie odzwierciedla jego dwoisty stosunek do archeologii, widoczny w całej spuściźnie. Kiedy przegląda się dokumentacje rękopiśmienną i jego samego, i współpracowników, a są to tysiące dokumentów, to polemika polsko-niemiecka jako taka w nich właściwie nie istnieje. Kultura łużycka jest z reguły nazywana kulturą łużycką, a prasłowiańską - jedynie wyjątkowo. Wśród tych tysięcy dokumentów jedynie w jednym wypadku, o ile pamiętamy, natrafiliśmy przed laty na tekst, w którym asystentka J. Kostrzewskiego, Aleksandra Karpińska, nazwała pozostałości kultury Słowian Nadłabskich - kulturą prapolską; można to traktować chyba wyłącznie w kategorii przejęzyczenia. Częściej mamy do czynienia z nazywaniem kultury X-XIII-wiecznych Słowian w Wielkopolsce, na Pomorzu i na Śląsku kulturą prapolską, ale prawdziwość akurat tego stwierdzenia trudno podważyć. Zachowane w archiwum MAP listy uczonych niemieckich (np. E. Sprockhoff, E. Petersen, M. Jahn, La Baume, H. Jahnkuhn, G. Dorka, K. Langenheim, P. Paulsen, E. Nickel, H. Knorr i in.) dotyczą wymiany informacji, prośby o konsultację czy o udostępnienie zbiorów. Rzadko pojawia się w nich identyfikacja etniczna, jak np. "kultura burgundzka" w liście dr Schulza z Lansesamt d. Vorgeschichte w Halle, czy Bohnsacka z Königsberg, czy wręcz manifestacja polityczna (list G. Müllera z Hamburga, z lutego 1939 r. kończy się pozdrowieniem: "Heil Hitler"). Podobna prawidłowość zachodzi w korespondencji A. Karpińskiej - są tam podrowienia "dla mamy", podziękowania, ukłony. Kiedy porównuje się ową korespondencję chociażby z dokumentacją sporu o wykopaliska w Gnieźnie między J. Kostrzewskim i biskupem Antonim Laubitzem, pełną emocji, to niemiecka korespondencja Kostrzewskiego jest niedoścignionym wzorem owocnych negocjacji, prowadzonych w stylu pełnym szacunku. Podobnie jest w przypadku większości publikacji naukowych zarówno J. Kostrzewskiego, jak i jego uczniów, gdzie brak jest akcentów politycznych. Czasem te akcenty były, ale nie wprost, jak w artykule o osadnictwie we wczesnej i środkowej epoce brązu na ziemiach polskich, zamieszczonym w Przeglądzie Archeologicznym w 1924 r., kiedy to "dla pełności obrazu" J. Kostrzewski do obszaru Polski włączył na wschodzie ziemie w granicach Rzeczypospolitej Polskiej z okresu międzywojennego, a na zachodzie - granice historyczne z wczesnego średniowiecza, czyli aż po Bóbr i Odrę, co spotkało się z protestem B. v. Richthofena (Kostrzewski 1970, s. 130). Sam Kostrzewski natomiast bardzo protestował, kiedy badacze niemieccy w analogiczny sposób włączali do ziem niemieckich Wielkopolskę.

2.2.2. Słowianie contra Germanie - walka ideowa

       Inaczej to wygląda, kiedy sięgnie po działalność publicystyczną J. Kostrzewskiego, lub po podania do władz o dotacje. Tu polemika z Niemcami, rozumiana jako "odpieranie nieuzasadnionych roszczeń niemieckich", prowadzona była bardzo podobną metodą, a także zbliżonym stylem, jak u badaczy niemieckich. J. Kostrzewski, wychowany w duchu umiłowania ojczyzny, nigdy nie ukrywał swego czynnego zaangażowania w sprawy niepodległości Polski, biorąc udział np. w akcji plebiscytowej na Śląsku, wygłaszając wykłady o pradziejach Śląska i jego związkach z Polską (Kostrzewski 1970, s. 121). Podejmował również polemiki z niemieckimi archeologami, prostując ewidentne bzdury, zamieszczane np. w pracy Franza v. Wendrina, który pisał o Germanach w trzeciorzędzie, o królu germańskim Thorson, który rzekomo założył wszystkie większe miasta w Polsce już 200.000 lat temu, lub że Chrystus był królem germańskim. Równie  nieprawdziwe  były  twierdzenia  prof. Petersena  (ryc. 5),

  ryc. 5
że na Śląsku w średniowieczu mieszkali nie Polacy, a plemię Lechów (Kostrzewski 1970, s. 121, 187). Często jednak polemika przekraczała granicę dyskusji naukowych, a nawet granice patriotyzmu, przykłady takie zebrali ostatnio w swych opracowaniach Włodzimierz Rączkowski (2003), Wiebke Rohrer (2004) oraz Danuta Piotrowska (1996-1997), przy czym warto przypomnieć, że J. Kostrzewski był tu realizatorem polityki wielkopolskiej, na ogół nie wspieranej przez rząd w Warszawie, w przeciwieństwie do prahistoryków niemieckich, którzy ściśle wspierali politykę swego rządu.
       Przykładem stanowiska archeologicznego, którego wyniki badań nadużywano, był np. Biskupin (ryc. 6). Stanowisko zostało odkryte w 1933 r. przez Walentego Schweitzera i potem wiele lat badane pod kierunkiem Józefa Kostrzewskiego (ryc. 7). Głównym celem prac było oczywiście naukowe zbadanie stanowiska, którego wyjątkowość z roku na rok stawała się coraz bardziej jasna. Badaniom tym towarzyszyła propaganda, ale jak się wydaje, w propagandzie biskupińskiej chodziło przede wszystkim o reklamę archeologii, aby pozyskać fundusze na dalsze  badania  i  aby  ukazać  archeologię  jako  poważną  dyscyplinę  naukową,
  ryc. 6
  ryc. 7
godną takiego wsparcia. Ponadto Biskupin jawił się J. Kostrzewskiemu jako znakomita ilustracja teorii o identyfikacji archeologicznej kultury łużyckiej z etnosem - praprzodkami Słowian. Dodatkowo promocja Biskupina wraz z odpowiednia propagandą narodową trafiała w zapotrzebowanie społeczne i skutecznie popularyzowała samą archeologię jako naukę, a tego właśnie potrzebowali  archeolodzy  polscy  w  tym  czasie. Ogromne  masy  drewna  i wiele
zabytków (ryc. 8) robiło wrażenie, można było pisać o "Troi północy". Kultura łużycka jako "prasłowiańska", w co Kostrzewski wierzył, znakomicie wpisywała się w zapotrzebowanie społeczne i polityczne młodego państwa. Wielkopolanom, zmęczonym stuletnią walką z germanizacją, dawała poczucie stałości - byliśmy tu od wieków; nie tylko od lat prawie półtora tysiąca, ale "od zawsze". Biskupin był  też  znakomitą  reklamą  archeologii  polskiej,

  ryc. 8

  ryc. 9
gdyż stanowisko to badano najnowocześniejszymi metodami, m. in. z użyciem balonu do wykonywania fotografii (ryc.9), wykorzystaniem badań paleobotanicznych, geomorfolo - gicznych, paleozoologicznych, antropologicznych i innych. Korzystano też z pomocy nurka wojskowego. W zamian za dotację władze oczekiwały rezultatów "praktycznych", a więc kiedy J. Kostrzewski zwrócił się o dotację na prace w Biskupinie do Funduszu Kultury Narodowej, uzasadnił to, że chodzi tu o "odpieranie nieuzasadnionych roszczeń nauki niemieckiej odnośnie stosunków etnograficznych w Polsce przedhistorycznej,   na   podstawie   których   niemieccy
badacze próbowali zakwestionować przynależność Wielkopolski do państwa polskiego" (UAM A-969). Jak wspominał J. Kostrzewski (1970, s. 208) reklama odkryć biskupińskich przebiegała kompleksowo. W Oslo, na 2. Międzynarodowym Kongresie Nauk Prehistorycznych i Protohistorycznych, J. Kostrzewski wygłosił referat o Biskupinie, a w sąsiednim kinie wyświetlono film na ten sam temat; o Biskupinie mówiono też m.in. w 1936 r. na XII. kongresie prehistorycznym w Tuluzie i Foix, w Towarzystwie Geograficznym we Lwowie, a mniej więcej w tym samym czasie odbył się wykład J. Kostrzewskiego w sali Resursy Kupieckiej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.


3. II wojna światowa


3.1. Nauka w służbie polityki

       W 1939 r. atakiem na Polskę Niemcy rozpoczęły II wojnę światową. W wyniku działań wojennych Wielkopolska została przyłączona do Rzeszy Niemieckiej jako Warthegau, choć jednocześnie nie zlikwidowano granic między Starą a "Nową" Rzeszą. Instytucje naukowe i kulturalne zostały przejęte przez władze niemieckie, które zapewniły im niemiecką obsadę. Polacy mogli w nich pracować jedynie na najniższych stanowiskach - sprzątaczek, woźnych czy kierowców. Muzeum Wielkopolskiemu przywrócono pierwotną nazwę - Kaiser Friedrich Museum.
       Zajęcie Polski przez wojska niemieckie zakończyło pewien etap historii samych Niemiec. Społeczeństwo niemieckie, sfrustrowane w wyniku przegrania I wojny światowej i wiążących się z tym strat terytorialnych, a także w wyniku późniejszego kryzysu gospodarczego, w latach trzydziestych zaczęło dawać posłuch hasłom nacjonalistycznym w większym stopniu, niż wcześniej i bardziej, niż się to działo w całej Europie. Dużą popularność zaczęła zdobywać Nationalsozialistische Deutsche Arbeiter Partei Adolfa Hitlera. Przywódca obiecywał rodakom przodującą rolę w świecie, pracę, dobrobyt, nowe tereny do skolonizowania, pod warunkiem usunięcia ze społeczeństwa "elementów rasowo obcych" (głównie Żydów). Jako "podludzie", Słowianie na terenie Rzeszy mieli stanowić co najwyżej warstwę służebną, gdzie indziej mogli rządzić się sami, pod warunkiem uznawania dominacji niemieckiej. Mając wsparcie wielu Niemców, Hitler po dojściu do władzy zaczął realizować program forsowania zbrojeń, likwidując w ten sposób bezrobocie. Działalność Hitlera była początkowo tolerowana przez państwa Zachodniej Europy, które obawiając się przywódcy Rosji Radzieckiej, Stalina, miały nadzieję, że Hitler uderzy na wschód.
       Podbudowa ideologiczna narodowych socjalistów nie obyła się bez prehistorii. Już 9 maja 1933 r. minister spraw wewnętrznych, dr Trick, stwierdził, że "prehistoria zajmuje w nauczaniu naczelne miejsce, bowiem przesuwa ona początki środkowoeuropejskiej kolebki narodu niemieckiego, jest nauką wybitnie narodową". (Kostrzewski 1934, s. 57-60). Głównym zadaniem archeologii stało się "naukowe" udowadnianie wyższości "rasy germańskiej" nad innymi. Silny nurt polityczny, widoczny w archeologii niemieckiej już w XIX w., sprzyjał popularyzacji narodowego socjalizmu wśród archeologów, tym bardziej, że po dojściu do władzy Hitler dał szansę pracy wielu bezrobotnym prehistorykom, o ile wstąpili do NSDAP, SS czy chociażby do Deutsche Arbeitsfront. Znaczna część niemieckich archeologów poparła więc Hitlera, włącznie z jego tezami dotyczącymi praktycznego rozwiązania "kwestii etnicznych". W archiwum Naukowym MAP zachował się m. in. niedatowany przedwojenny komentarz do filmu Deutsche Vergangenheit wird lebendig, pt. Warum treibt die SS Vorgeschichte?, w którym pisano, że "nierówność ras ludzkich jest porządkiem chcianym przez Boga. Ponieważ obecne społeczeństwo stawia sobie za cel główny selekcję rasową, należy zbadać, jakie to cechy antropologiczne i psychiczne są charakterystyczne dla rasy germańskiej […] Rasy północne pozostawiły niezapomniane ślady swej wysokiej kultury, mowy, zdolności kierowniczych, uzdolnień politycznych i dowódczych". Przykładem "błędnego postępowania w przeszłości" jest "nierozwiązany od początków istnienia narodu niemieckiego problem "narodu bez przestrzeni" i "utraconego" obszaru wschodnioniemieckiego. Ziemia na wschodzie, zasiedlona początkowo przez Germanów (Gotów, Burgundów i Wandalów), została opuszczona przez te plemiona w okresie wędrówek ludów [...] Kiedy na opuszczone tereny weszli Słowianie, Niemcy przez wiele stuleci, dzięki mozolnej kolonizacji próbowali odrobić straty". Zakończenie tej misji dziejowej przypadło właśnie narodowym socjalistom (MAP A-dz-52/5).
       Zanim wybuchła wojna, archeolodzy przygotowywali się do grabieży dóbr kultury na przewidywanych zdobyczach terytorialnych i do wojny ideologicznej. Prace te nadzorowało SS, tworząc m.in. specjalne oddziały wykopaliskowe i jednostki przeznaczone do rabowania zabytków na podbitych ziemiach. Główną rolę odgrywała instytucja o nazwie Ahnenerbe RFSS, pod kierownictwem A. Rosenberga, która organizowała urzędy Generaltreuhändler zur Sicherstellung deutscher Kulturwerte im Osten, zajmujące się przejmowaniem dóbr kultury na podbitych terenach na własność Rzeszy i sterowaniem polityką kulturalną, oraz organizacją instytucji kulturalnych. Kiedy ruszała niemiecka inwazja na jakiś kraj, w drugiej linii szły odziały SS zajmujące się rekwirowaniem zabytków i różnych cennych przedmiotów, a wraz z nimi pracownicy Urzędu Powierniczego, wyznaczonego do objęcia zasięgiem działania podbitego terytorium.

3.2. Wielkopolska pod okupacją

       Nie inaczej było w przypadku Polski. W Poznaniu niemiecki Landeshauptmann przejął Dział Prehistoryczny Muzeum Wielkopolskiego, przemianowanego na Kaiser Friedrich Museum i oddał go pod opiekę Ernsta Nickela, którego już w końcu 1939 r. zastąpił Bernta von zur Mühlena. Polscy archeolodzy stracili pracę, bądź przezornie sami uciekli. Również bardzo wcześnie przejęto gmachy uniwersyteckie. Pod koniec 1939 r. do Poznania przybył Hauptsturmführer SS prof. inż. Hans Schleiff, wyznaczony na Der Generaltreuhändler für die Sicherstellung deutschen Kulturgutes in den ehemals polnischen Gebieten, Treuhandstelle Posen (głównego zarządcę do spraw zabezpieczenia niemieckich dóbr kultury na dawnym terenie Polski, centrum zarządzania w Poznaniu). Przygotował on projekt planowej grabieży dóbr kultury, nowej organizacji muzealnictwa i ochrony zabytków. Według tych wskazówek w 1940 r. z Działu Prehistorycznego utworzono samodzielne Muzeum związane ze służbą konserwatorską i pracami wykopaliskowymi, któremu podlegały filie w m. in. Łodzi (kierownikiem został Walter Grünberg) i Kaliszu (Jan Klas Möhren). Głównym zadaniem na najbliższe lata miało być "zniemczenie zbiorów", czyli uporządkowanie zgodne z niemieckimi przepisami. Powołano też Konserwatora Zabytków, a kiedy w 1941 r. utworzono Reichsuniversität, kierownictwo katedry prehistorii objął prof. Ernst Petersen (ryc. 5), Untersturmführer SS.
       W połowie 1940 r. w Dziale Prehistorycznym zatrudniono Freiherr Wolfa von Seefelda (ryc. 10). Jednocześnie rozwiązano dotychczasowy Dział Prehistoryczny, a w jego miejsce utworzono Landesamt für Vorgeschichte (LfV). Urząd ten pełnił też rolę konserwatora zabytków archeologicznych i muzeum, ale muzeum było ściśle podporządkowane władzom Warthegau. Od 5 XI 1940 r. dyrektorem LfV został "stary towarzysz partyjny" Walter Kersten (ryc. 11), który dotychczas zajmował się Nadrenią, Saksonią i Grecją. Z innych archeologów zatrudnionych w LfV wymienić można jeszcze Güntera Thärigena, Herberta Heyma, Thee E. Haevernick i Elisabeth Schlicht, a także studentów - Güntera Knappka i Richarda Niepela. Warto też wymienić technika wykopaliskowego Gustawa Mazanetza. Było też kilku Polaków, w tym dawnych pracowników Józefa Kostrzewskiego, np. Władysław Maciejewski czy Aleksander Waligórski.


  ryc.10

  ryc. 11

       Dla wszystkich pracowników niemieckich prowadzono lekcje polskiego; do dziś zachowały się nawet klasówki z propagandowymi tekstami do tłumaczenia. (MAP A-dz-62/12). Ze względu na konieczność porządkowania materiałów nie przewidywano innych badań archeologicznych niż prace interwencyjne. Wyjątkiem był gród w Biskupinie, którego badania prowadził oddział wykopaliskowy SS. Utworzono rocznik Posener Jahrbuch für Vorgeschichte, prowadzono wymianę znalezisk tak, aby były przechowywane w rejonie znalezienia, kontynuowano centralizacje kolekcji zabytków i księgozbiorów, co samo w sobie nie było złe, natomiast złem była metoda przeprowadzania akcji - za pomocą grabieży dóbr
polskich. Głównym zadaniem miała być popularyzacja archeologii, prowadzona w duchu narodowego socjalizmu. Stąd zarówno w dokumentach, jak i w "Jahrbuch" czy publikacjach prasowych roi się od propagandy (ryc. 12). Nawiązano kontakty ze szkołami i organizacjami, oprowadzano po wystawie, wygłaszano pogadanki, prelekcje i odczyty, publikowano wyniki badań   wykopaliskowych   i   interwencji

  ryc. 12
archeologicznych w prasie. Kiedy w 1942 r. ukazał się informator o Poznaniu (Klock 1942, s. 5), Poznań nazwano "uralten deutschen Vorburg im Osten".
       Prowadzono ratownictwo archeologiczne, a przekonanie o użyteczności archeologii dla propagandy sprawiło, że interwencje, z wyjątkiem linii frontu w czasie walk, prowadzono przez całą wojnę, nawet u schyłku 1944 r., kilka dni przed ewakuacją archeologów.
       Zadaniem nie związanym z pracą naukową był obowiązek pisania wojennych wspomnień przez pracowników LfV będących na froncie, w celu ich późniejszego wydania w specjalnej "księdze bohaterów". Przeciągająca się i coraz bardziej krwawa wojna dawała szansę na pisanie barwnych opowieści coraz większej liczbie "bohaterów" (MAP A-dz-47/5). Wspomnienia frontowców, pełne plastycznych opisów wszy, wrzodów, chorób, błota, wódki, muzeów, zabytków i nieustannych zwycięstw wzbudzały podziw u kobiet i mężczyzn pozostawionych w muzeum.
       Drugą instytucją zajmującą się archeologią w czasie wojny był Institut für Vorgeschichte w Reichsuniversität (otwarty 24. IV. 1941 r.). Kierownictwo katedry objął Untersturmführer SS, prof. Ernst Petersen (ryc. 5), ale pracował w niej dorywczo, bowiem zajmował się głównie szkoleniem frontowych oddziałów SS. Zastępczo wykłady dla studentów prowadził prof. Martin Jahn z Wrocławia, który po śmierci Petersena w marcu 1944 został stałym kierownikiem katedry. Instytut zajmował się udowadnianiem "niemieckości" Wielkopolski, jak świadczą o tym podane przykładowo tematy wykładów: Wstęp do wczesnych dziejów Warthegau; Okres wędrówek ludów i Wikingów na terenach na wschód od Łaby, Kultura urn twarzowych i kultura łużycka oraz ich nosiciele w walce o niemiecki wschód. W ciągu kilku lat działalności studiowało w nim kilkunastu studentów. W sumie Instytut nie odegrał w czasie wojny poważniejszej roli. Podczas działań zbrojnych jego pomieszczenia zostały znacznie uszkodzone, a większość tych zbiorów uniwersyteckich, których przed wojną nie przekazano do Działu Prehistorycznego Muzeum Wielkopolskiego, spłonęła.
       Archeolodzy niemieccy w okupowanym Poznaniu w większości byli gorliwymi wyznawcami idei narodowosocjalistycznych (wyjątkiem z całą pewnością była Thea Elisabeth Haevernick). W liście do Kurta Langenheima Walter Kersten (ryc. 11) uważał za naturalne, że w Warthegau język polski i Polacy skazani są na wymarcie. Wytępienie ich lub wysiedlenie było rzeczą wprawdzie przykrą, lecz uzasadnioną. Jako w swym pojęciu humanista, skłonny był do kompromisu na terenie Generalnej Guberni. Tu Kersten sądził, iż rząd Generalnej Guberni powinien zmienić politykę: wytępić jedynie inteligencję, a poprawić poziom życia ludzi niewykształconych, by ich w ten sposób pozyskać dla narodowego socjalizmu (MAP A-dz- 52/4). Uwagi Kerstena doskonale pokazują, na czym miał polegać humanizm w wersji narodowosocjalistycznej.
       Aż do początku 1943 r. entuzjazm archeologów z powodu zwycięstw militarnych był duży. "Ofensywa na zachód ruszyła. W międzyczasie zajęliśmy Jugosławię i Grecję. Chciałbym jednak już wiedzieć, jak to będzie za rok" pisał 9. V. 1941 r. drezdeński dyrektor Georg Bierbaum do Waltera Kerstena (MAP-A-dz-48/1). "Byłem w Słupcy [...] Tam będziemy (mam nadzieję) świętować pokój" - umawiał się 31. VIII. 1942 r. Kersten z będącym na froncie W. von Seefeldem (MAP A-dz-47/5). "Szczęśliwego Nowego Roku 1945 i zwycięskiego pokoju" życzyła wdowie po Kerstenie znajoma z Hamburga. Kerstena powołano do Wehrmachtu na przełomie 1942/1943 r. Zginął na południe od Pskowa 7. IV. 1944 r. (MAP-A-dz-47/1). W wydanym kilka miesięcy później Posener Jahrbuch zamieszczono nekrologi jego i innych poległych "poznaniaków" Grünberga i Petersena. W 1944 r. w poznańskim Landesamt f. Vorgeschichte zostały głównie kobiety i Polacy, poczyniono oszczędności, wstrzymano wszystkie urlopy, ćwiczono w oddziałach samoobrony, sanitarnych, przeciwpożarowych itd. Zamknięto filie w Łodzi i Kaliszu, ale prace interwencyjne trwały nadal. (MAP A-dz-52/2). Pod koniec 1944 r. niektórzy pracownicy starali się wyjechać z Poznania na zachód. (MAP A-dz-49/3). Większość Niemców ewakuowała się z pozostałymi urzędnikami okręgu w początku 1945 r., przy czym dla niektórych z nich ewakuacja zakończyła się tragicznie. Landesamt für Vorgeschichte już w połowie grudnia 1944 r. zajęła służba mundurowa Waffen SS, a jak wspominał Kostrzewski, w laboratorium fotograficznym urządzono stajnię (Kostrzewski 1970, s. 249-250). Część popielnic i skrzyń z zabytkami służyła SS-manom do "niecnych celów" (Kostrzewski 1946, s. 9). Pobyt żołnierzy w budynku skończył się częściowym zniszczeniem gmachu i pozostawionych zbiorów.


4. Schyłek II wojny światowej


       Wojna skończyła się źle nie tylko dla wielu archeologów niemieckich, ale przede wszystkim dla archeologów polskich. Nie licząc 5 lat tułaczki, w czasie których nie mogli zajmować się pracą we własnym zawodzie, wprawdzie przeżyli niemal wszyscy stali przedwojenni pracownicy instytucji archeologicznych w Poznaniu (z wyjątkiem dozorcy Muzeum Wielkopolskiego Michała Borskiego, który zmarł w Mauthausen), ale zginęli uczniowie Kostrzewskiego: Jacek Delekta (zginął w Oświęcimiu), Zdzisław Durczewski (zamordowany w Warszawie), studenci Szubert (poległ w 1939 r.), Wydra (zginął w Powstaniu Warszawskim), Łukasiewicz (zginął w Oświęcimiu) i inni. Zginął też jeden z synów Józefa Kostrzewskiego. Licząc wszystkich polskich archeologów przedwojennych czynnych zawodowo, wojny nie przeżyło około 1/4 z nich, czyli 11 osób; dalszych 7 nie wróciło z zagranicy.
       Schyłek II wojny światowej przyniósł kolejne zmiany polityczne w Europie. Przede wszystkim, wbrew nadziejom Francji i Anglii, Hitler nie zaczął wojny od ataku na Rosję Radziecką, ale po zajęciu Polski ruszył na zachód i zajął niemal cały kontynent, z wyjątkiem Anglii. Do udziału w wojnie zostały zmuszone USA. Istniejący na emigracji rząd polski doprowadził do utworzenia nowej armii polskiej, która brała udział w wojnie z Niemcami. Ostatecznie, by pokonać Hitlera, koalicja antyhitlerowska została zmuszona do zawarcia sojuszu ze Stalinem. W 1944 r. widać było wyraźnie, że to głównie Stalin będzie decydował o losach środkowo-wschodniej Europy. To Stalin doprowadził do tego, że Polska jako jedyny kraj koalicji antyhitlerowskiej, straciła znaczne terytoria na wschodzie. Nową granicę ustalono na tzw. linii lorda Curzona, który bynajmniej nie wyznaczył jej na podstawie "praw historycznych", ani danych demograficznych, ale palcem po mapie. Rząd polski zaczął wówczas zabiegać, by te straty zostały w części zrekompensowane, choć nie miał w tej sprawie głosu decydującego. Ostatecznie na konferencjach w Jałcie i Poczdamie zadecydowano, że tą częściową rekompensatą będą ziemie wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej ze Szczecinem na północy włącznie, a także część Prus Wschodnich. Już po tej rekompensacie terytorium Polski zmniejszyło się o prawie 1/4. Decyzją przywódców koalicji antyhitlerowskiej ci Niemcy, którzy wcześniej nie uciekli z wojskami niemieckimi na zachód, mieli zostać wysiedleni zarówno z terenów przyznanych Polsce, jak i ze Sudetów, leżących w granicach Czechosłowacji. Polacy z ziem wschodnich, zabranych Polsce, mogli wyjechać do Polski i wówczas osiedlano ich na nowo przyłączonych ziemiach na zachodzie i północy.
       Przez kolejne lata przesiedleńcy żyli w poczuciu osobistej krzywdy, przy czym wielu Niemców kolejny już raz żądało rewizji granic - tym razem według granic z 1937 r. Także wśród przesiedlonych Polaków tkwiły sentymenty do utraconych ziem na wschodzie, traktowanych jako raj utracony. O ile wschodnie tereny Polski były przed wojną krajem ogromnych kontrastów społecznych, to w opowieściach emigrantów zmieniły się one w kraj mlekiem i miodem płynący, gdzie niemal każdy mieszkał w dworze i miał majątek rozległy aż po horyzont. Wielu przesiedleńców przez wiele lat niezbyt dbała o murowane domy, które przejęła, narzekając na marną jakość ziem. Kiedy przed laty zwiedzałam romańskie kościółki w rejonie Szczecina, okazało się, że "stary kościół" w pojęciu tamtejszych mieszkańców (przesiedleńców w drugim-trzecim pokoleniu), to każdy sprzed 1945 roku. Dla nich historia tych ziem zaczęła się właśnie w 1945 r., a wcześniejsza - to była historia Wilna, Lwowa, czy Kołomyi.


5. Działalność polskich naukowców


5.1. Instytut Zachodni

       Wiedząc o planach zmian terytorialnych Polski, jeszcze w 1944 r. w Krakowie znajdujący się tam przymusowo naukowcy polscy, pochodzący z różnych regionów, w tym z Wielkopolski, postawili sobie za cel naukowe przygotowanie tych zmian i uświadomienie Polakom praw Polski do tych ziem. W grudniu 1944 r. historycy Zygmunt Wojciechowski, Maria Kiełczewska i Jan Zdzitowiecki utworzyli Instytut Zachodni jako placówkę naukowo-badawczą, zajmującą się całością zagadnienia polsko-niemieckiego. Siedzibą miał stać się po wyzwoleniu Poznań, jako naturalny ośrodek przeznaczony do tego celu, ze względu na tradycje i położenie geograficzne (Bilans I roku… 1946, s. 291-295, Z życia IZ 1947, s. 362-376, Pollak 1955, s. 469-472). Po uzyskaniu aprobaty premiera Edwarda Osóbki-Morawskiego w lutym 1945 r. Instytut podjął legalną działalność. (Bilans I roku… 1946, s. 291-295). W statucie zapisano m.in., że "Celem Instytutu jest badanie całokształtu stosunków Słowiańszczyzny, w szczególności Polski, z Niemcami, ich przebiegu, ziem będących ich terenem oraz ludów zamieszkujących te ziemie". Instytut Zachodni miał mobilizować pracowników naukowych dla zorganizowanej pracy nad zagadnieniem polsko-niemieckim. Planowano uprawianie tzw. nauki stosowanej, czyli formułowanie tez, które, oparte na solidnej podstawie badawczej mogłyby być bezpośrednio zastosowane w życiu (Bilans I roku… 1946, s. 291-295). Jednocześnie odcinano się od nadużywania nauki w życiu. Celem Instytutu miało być dostarczenie szkole polskiej i społeczeństwu polskiemu niezbędnego materiału - uczciwej informacji o dawnej polskości ziem obecnie odzyskanych (Bilans I roku… 1946, s. 293). Do instytutu w pierwszych latach istnienia należeli także archeolodzy (J. Kostrzewski, W. Antoniewicz, W. Hensel, R. Jakimowicz, Z. Rajewski, W. Kowalenko, R. Jamka, K. Jażdżewski). Kiedy w dniach 12-18 V 1947 r. odbył się w Osiecznej kurs informacyjny o Ziemiach Odzyskanych dla pracowników oświatowych z Polski zachodniej i północnej, prelekcję o pradziejach tych ziem wygłosił W. Hensel (Z życia IZ 1947, s. 586). Wiele prac wydawanych przez IZ miało przybliżać Polakom obraz Ziem Odzyskanych. To tu ukazała się praca językoznawcy, T. Lehr-Spławińskiego O pochodzeniu i praojczyźnie Słowian (Bilans I roku… 1946, s. 291-295) czy J. Kostrzewskiego, Kultura prapolska. Warto też przypomnieć o działalności Wojciecha Kóčki, łużyckiego Serba studiującego w Poznaniu i uczestnika badań w Gnieźnie i Biskupinie, który brał udział w nieudanej akcji niepodległościowej Serbołużyczan, zwłaszcza w latach 1939-1945.

5.2. Józef Kostrzewski

       Instytut Zachodni nie był jedyną instytucją, zajmującą się integracją ziem zachodnich z resztą Polski. Nie obyło się też bez aktywnego udziału J. Kostrzewskiego, który wrócił do Poznania już 3 marca 1945 r. (Kostrzewski 1970, s. 245-246) i natychmiast przystąpił do odbudowy poznańskiej archeologii. Chodziło głownie o remont uszkodzonego w czasie walk gmachu muzealnego, jak również o odzyskanie zbiorów wywiezionych do mniejszych miejscowości w Wielkopolsce, ale i do kopalni soli w Grassleben w Brunszwiku. Uniwersytecki Instytut Prehistorii musiał właściwie zaczynać od początku z powodu zniszczeń. Kostrzewski rozwinął ożywioną działalność, koncentrującą się na trzech głównych zadaniach: odbudowie instytucji archeologicznych, pełnieniu funkcji konserwatora i udziale w zagospodarowaniu Ziem Odzyskanych. Dawna zależność Działu Prehistorycznego od Muzeum Wielkopolskiego nie wróciła, utrzymano samodzielność Muzeum - teraz nazywanego Prehistorycznym. Gmach muzealny udzielił schronienia też dwom katedrom uniwersyteckim - Instytutowi Prehistorycznemu i działającemu w latach 1945-1950 Instytut Badań Starożytności Słowiańskich, który przejął badania wykopaliskowe w Biskupinie. W 1945 r. reaktywowano Polskie Towarzystwo Prehistoryczne.
       Uznając, że wszystkie zabytki archeologiczne są "nasze", co charakteryzowało poznańskich archeologów już od XIX w., niezależnie od narodowości, w pierwszych latach powojennych J. Kostrzewski objął opieką konserwatorską teren ówczesnego województwa poznańskiego, czyli ziemie sięgające na zachód aż po Odrę, także Pomorze Zachodnie. Przede wszystkim interesowały go "muzea pod gruzami", i dwory porzucone przez Niemców, rabowane przez szabrowników, przewoził więc wszystko co się dało do Poznania, deklarując jednocześnie zwrot tych przedmiotów po powołaniu na Pomorzu nowych muzeów z fachową obsadą. (MAP A-dz-80/3). Oczywiście było to możliwe jedynie wobec niewielkiej części kolekcji - współpracownik Kostrzewskiego, Stafiński, oceniał, że 70% zbiorów z muzeów regionalnych zostało rozkradzionych przez ludność napływową, a "nasi sojusznicy deptali nogami piękną ceramikę ze zbiorów muzeum w Szczecinku i innych miasteczek, a wyroby krzemienne, kamienne i brązowe znalazły się na śmietnikach. […] osoby powołane obecnie do zajęcia się konserwowaniem zabytków na Pomorzu Zachodnim (referenci kultury i sztuki przy starostwach) wcale się zabytkami prehistorii nie interesują" (MAP A-dz-80/3).
       Trzecie pole działalności profesora to jego udział w zagospodarowaniu kulturalnym "Ziem Odzyskanych". Równolegle z akcją ratowniczą dyrektor poznańskiego Muzeum Prehistorycznego zajął się popularyzacją pradziejów Wielkopolski i Ziem Odzyskanych. Już w kwietniu 1945 r. wygłosił, dla Towarzystwa Rozwoju Ziem Zachodnich pierwszy wykład o archeologii Pomorza (PAN A-JK-106). Potem wykładów było więcej, a Muzeum Prehistoryczne organizowało wystawy czasowe, poświęcone pradziejom Ziemi Lubuskiej (MAP A-dz-80/2). W 1945 r. w poznańskim zamku zaprezentowano archeologię na wystawie organizowanej przez Polski Związek Zachodni Okręg Poznański, a poświęconej walce z niemczyzną i prezentującej Ziemie Zachodnie. (MAP A-dz-82/1). W Muzeum Wielkopolskim, na przełomie lutego i marca 1946, zorganizowano serię wykładów poświęconych pradziejom Słowiańszczyzny i Polski (MAP A-dz-80/1). Współpracowano ze starostwami, nadleśnictwami, oddziałami powiatowymi informacji i propagandy i Oddziałem Ochrony Zabytków. Przykładowo, w lipcu 1946 r. Oddział Informacji w Mogilnie przejął zbiory po estońskim Niemcu, Otto Bongu, który posiadał kolekcję prywatną i przygotował ją do wywozu do Niemiec. W 1946 r. prof. Kostrzewski uczestniczył także w pracach Redakcji Atlasu Polski przy Głównym Urzędzie Pomiarów, która opracowywała tzw. mały atlas, w związku z przygotowaniami do Konferencji Pokojowej (MAP A-dz-82/3).
       Oczywiście, w miarę upływu lat od zakończenia wojny, akcenty walki z Niemcami były coraz słabsze, a od schyłku lat czterdziestych zaczął zyskiwać na znaczeniu program obchodów 1000-lecia państwa polskiego (rocznica przypadała w 1966 r.). Polska, pozostająca w orbicie polityki Zawiązku Radzieckiego, została zmuszona do dostosowania się do nowych realiów. Realia te dotyczyły także nauki - w humanistyce oznaczały urzędowe wprowadzenia marksizmu jako podstawy metodologicznej. K. Kostrzewski nie nadawał się na herolda marksizmu, toteż mimo, że jego teoria prasłowiańska cieszyła się uznaniem władz, został przeniesiony na emeryturę uniwersytecką, pozostając jednak dyrektorem Muzeum. Wraz z próbą centralizacji archeologii i przeniesieniem ośrodka decyzyjnego do Warszawy, a także z przejęciem Biskupina przez Warszawę, i po powołaniu Niemieckiej Republiki Demokratycznej polemiki poznańsko-niemieckie osłabły i jeśli czasem się zdarzyły, to były one akceptowane przez Warszawę. Jak się zatem wydaje, zakończenie głównego nurtu walk Poznaniaków o ziemie zachodnie sięga raczej początków lat 50, a nie 1956 r.


6. Wnioski


       W polemice J. Kostrzewskiego z archeologami niemieckimi zauważyć można podobieństwo stylu i stosowanie tej samej metody etnograficznej, sens był jednak inny. U Kostrzewskiego nie było aż takich stwierdzeń, jak u Kossinny "Słowianie hołdowali [w okresie wpływów rzymskich] pewnego rodzaju bolszewizmowi złagodzonemu jedynie przez niemożność zbierania się w większych gromadach i przez skrajny brak potrzeb. Dla Germanów, których zawsze, a przede wszystkim w czasie wojny, ożywia pragnienie prawa i ładu, byli oni przedmiotem wstrętu i ohydy" (Kostrzewski 1970, s. 154-155). Kostrzewski co najwyżej wędrówki Germanów, o których wiadomo od Jordanesa, przyrównał do wędrówek Cyganów (Kostrzewski 1970, s. 155), co dla Niemców było wówczas obraźliwe ze względów na modne wówczas teorie rasowe. Jednocześnie zaś przypominał, że to, iż w Poznaniu jest mniejszość niemiecka, nie oznacza, że jest to kraj niemiecki, jak nie jest polską niemiecka Westfalia, gdzie żyło wówczas ćwierć milionów Polaków (Kostrzewski 1970, s. 113).
       Jeżeli zgodzimy się, że każdy człowiek ma prawo do patriotyzmu i do walki w obronie interesów narodowych, ale pod warunkiem trzymania się faktów i nie dyskredytowania przeciwników, to zarówno Polacy, jak i Niemcy, mieli prawo do wypowiadania się na temat ziem etnicznie mieszanych, jak Śląsk czy Pomorze. Nie można było się dziwić, że obie strony przywoływały argumenty historyczne, ale argumenty te można było udowodnić jedynie od średniowiecza; sięganie do dalszej przeszłości, gdzie rekonstrukcja przeszłości jest tylko hipotezą, jest już nadużyciem nauki. Sięganie zaś po argumenty rasowe, by uzasadnić konieczność eksterminacji pewnej grupy ludności, jest wręcz przestępstwem.
       W przypadku Kostrzewskiego możemy mówić o wykorzystaniu hipotezy o prasłowiańskości kultury łużyckiej do uzasadnienia praw do ziemi, choć nie w tekstach ściśle naukowych, a publicystycznych. Duży wpływ na styl jego polemik miał jednak jego ognisty temperament, wskutek czego często był bywalcem różnych komisji rozjemczych ze sądem włącznie, jako człowiek obrażony, lub posadzony o obrazę. Głównym celem uczestników polemiki polsko-niemieckiej było wykazanie praw do spornych ziem, które zawsze "były i będą nasze". Kostrzewski tu miał ułatwione zadanie, gdyż bez trudu mógł zgodnie z prawdą wykazać, że zarówno na Pomorzu, jak i na Śląsku pierwsi byli Polacy, nie zaś Niemcy. Co do czasów wcześniejszych, to o ile można do dziś dyskutować, czy w ogóle lub w jakim sensie ludność kultury łużyckiej można zaliczyć do przodków późniejszych Słowian, to nie da się wykazać, że którykolwiek z ludów germańskich, które miałyby w tym regonie mieszkać, to przodkowie Niemców. Ostatecznie zaś o przebiegu granic zadecydowała polityka, a nie historia.
       W jeszcze jednej rzeczy Niemcy i Polacy różnili się. Kiedy uczeni niemieccy wysunęli koncepcję o historycznych prawach Niemców do Wielkopolski, po kilkudziesięciu latach każdy absolwent niemieckiej szkoły powszechnej w Poznańskiem wiedział, że mieszka w ziemi, do której ma historyczne prawo. W polskich szkołach po wojnie próbowano wprawdzie nauczać prehistorii, ale krótko. Przypominanie o związkach Polski z "Ziemiami Odzyskanymi" docierało jedynie do tej niewielkiej części osiedleńców, która pochodziła z Wielkopolski. Większość z nich przybyła jednak ze wschodu. Wskutek wielowiekowych kontaktów ze Słowianami wschodnimi mówili oni śpiewnie, choć poprawnie po polsku, ale nie mieli, podobnie jak wcześniej premier Kozłowski, pojęcia o istnieniu mniejszości polskiej na Śląsku i Pomorzu. Dla nich Mazurzy czy Ślązacy, mówiący gwarą, archaiczną i pełną niemieckich słów, byli "autochtonami" czyli Niemcami, elementem obcym. Brak zrozumienia między obiema grupami sprawił, że po wojnie wielu z "autochtonów" zdecydowało się na emigrację, w tym rodziny powstańców śląskich, którzy walczyli niegdyś o Polskę, a także Mazurów, walczących przed wojną o zachowanie języka polskiego.
       Koncepcja prasłowiańska J. Kostrzewskiego też jest ostatnio coraz mocniej krytykowana, zwłaszcza przez archeologów polskich zajmujących się okresem wpływów rzymskich. Tyle, że oponenci nie wypracowali własnej metody badań, ale powrócili do klasycznych metod Gustava Kossinny, także pod względem stylu żywej polemiki ze sceptykami, wątpiącymi w możliwość określenia etnosu kultury archeologicznej wyłącznie na podstawie przedmiotów znalezionych w osadach czy na cmentarzyskach. Tak więc nie tylko konflikty narodowościowe nie są łatwe do rozwiązania. Także zagadka pochodzenia Słowian ciągle czeka na nowe koncepcje.


Literatura:


Bilans I roku
1946 Bilans I roku pracy Instytutu Zachodniego. Sprawozdanie dyrekcji złożone na walnym zebraniu członków w dniu 16 marca br., Przegląd Zachodni, t. I, s. 291-298

Jakóbczyk W. (red.)
1998 Dzieje Poznania: lata 1793 - 1918, t. 2, cz. 2, Warszawa

Grześ, B., Kozłowski, J., Kramski, A.
1976 Niemcy w Poznańskiem wobec polityki germanizacyjnej 1815-1920, Poznań

Kaczmarek, J.
1996 Organizacja badań i ochrony zabytków archeologicznych w Poznaniu (1720-1958), Poznań

Klock, E.
1942 Posen, Chronik der Gauhaupstadt Posen, Posen

Kostrzewski, J.
1914 Wielkopolska w czasach przedhistorycznych, Poznań
1919 Die ostgermanische Kultur der Spätlatenezeit, Mannus Bibliothek nr 18 i           19, Lepipzig, Würzburg
b.r.w. (po 1930) Początki kultury ludzkiej, Poznań
1930 Vorgeschichtsforschung und Politik. Eine Antwort auf die Flugschrift von           Dr.Bolko Frh. von Richthofen: Gehört Ostdeutschland zur Urheimat der           Polen, [Poznań?]
1934 Historiografia hitlerowska a prehistoryczna teoria Kossiny, Z Otchłani           Wieków, R. IX, s. 57-62
1946 Gospodarka niemiecka w Poznańskim Muzeum Prehistorycznym, Z           Otchłani Wieków, R. XV, s. 4-9
1970 Z mego życia, Wrocław-Warszawa-Kraków

Nowa
1996 Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, t. 4, Warszawa

Piotrowska, D.
1997-1998 Biskupin 1933-1996: archaeology, politics and nationalism,           Archaeologia Polona, vol. 35-36, s. 255-285

Pollak, M.
1955 Instytut Zachodni. Powstanie i rozwój organizacyjny, Przegląd Zachodni, R.           XI, t. 1, s. 469-486

Rączkowski, W.
2003 Expansion and reaction: The concept of Polish Archaeology in the           discourse with German archaeologists (referat wygłoszony na konferencji           Area_III: "Archaeology, expansion, resistance"), Poznań, 12 czerwiec 2003 r.

Rohrer, W.
2003 Archäologie und Propaganda. Die Ur- und Frühgeschichte von 1918 bis           1933. Bespiel Schlesien, Berlin, (maszynopis pracy magisterskiej)
2003 Science between propaganda and polemics archaeology in Upper Silesia           1918 to 1933 (referat przygotowany do publikacji w czasopiśmie Archaeologia           Polona)

Tacyt,
1957 De origine et situ Germanorum [w:] Dzieła, t. II, Warszawar

Z życia IZ
1947 Z życia Instytutu Zachodniego, Przegląd Zachodni, t. I, II s. 360-377, 586-588


Sygnatury wykorzystanych dokumentów:


Archiwum Naukowe Muzeum Archeologicznego w Poznaniu:
MAP MAP A-dz-47/1, 5; MAP-A-dz-48/1; MAP A-dz-49/3; A-dz-52/2, 4-5, MAP A-dz-62/12; MAP A-dz-80/1-3; MAP A-dz-82/1, 3

Archiwum UAM:
UAM A-45; UAM A-969

Archiwum PAN o. Poznań
PAN A-JK-106


Spis rycin

Ryc. 1: Podział ziem polskich po trzecim zaborze - 1795
Ryc. 2: Józef Kostrzewski (1885 - 1969)
Ryc. 3: Biblioteka Raczyńskich - pierwsza siedziba TPNP i polskiego muzeum              (1857)
Ryc. 4: Gmach Kaiser Friedrich Museum (1904)
Ryc. 5: Ernst Petersen (1905 - 1944)
Ryc. 6: Biskupin - rekonstrukcja grodu wg Bryndzy
Ryc. 7: Biskupin - prof. Kostrzewski na wykopie
Ryc. 8: Biskupin - falochron
Ryc. 9: Biskupin - balon nad wykopem
Ryc. 10: Wolf von Seefeld (ur. 1912)
Ryc. 11: Walter Kersten (1907 - 1944)
Ryc. 12: Niemiecka ulotka propagandowa dotycząca ochrony zabytków


do góry

 
© Muzeum Archeologiczne w Poznaniu