| 
        
        
          
            
			Jarmila Kaczmarek 
(Muzeum Archeologiczne w Poznaniu) 
             
             
             
            Megalomania i ekspansjonizm.  Ze stosunków polsko-niemieckich 
w dziedzinie archeologii w Wielkopolsce 
             
             
             | 
           
        
         
         
        
          
                   W 
                ostatnich latach w Polsce trwa bardzo ożywiona dyskusja między 
                zwolennikami teorii allochtonizmu Słowian i ich autochtonizmu 
                (Kokowski 2002, Malinowski 2003). Między adwersarzami dochodzi 
                czasem do zażartej polemiki, czasem wręcz przekraczającej dobre 
                obyczaje. Niekiedy można odnieść wrażenie, że niektórzy z nich 
                dawno zapomnieli o celu wszelkich badań naukowych, jakim jest 
                poszukiwanie prawdy, a starają się udowodnić swoje jedynie słuszne 
                racje. Ustosunkowując się do teorii neoautochtonicznej, wspomina 
                się często profesora Józefa Kostrzewskiego, uznając go za twórcę 
                tej teorii. W dużym uprostszeniu można powiedzieć, że allochtoniści 
                sądzą, iż pomysł Kostrzewskiego był jedynie reakcją na poglądy 
                Gustava Kossinny, głównego twórcę teorii pobytu wyłącznie Germanów 
                nad Wisłą w pradziejach. Józef Kostrzewski, uczeń Gustava Kossinny, 
                teorię autochtonizmu Słowian miał stworzyć właściwie z przekory 
                i z powodów politycznych - aby niemieckiemu ekspansjonizmowi przeciwstawić 
                polski. Jak się wydaje, ten pogląd wyznają głównie mieszkańcy 
                dawnych zaborów rosyjskiego i austriackiego, gdzie były zupełnie 
                inne doświadczenia i dla których doświadczenia mieszkańców zaboru 
                pruskiego są zupełnie niezrozumiałe. 
                       Zanim przejdę do omówienia 
                archiwaliów poznańskich oraz rzadkich już publikacji, które stały 
                się podstawą niniejszego opracowania, chciałabym przypomnieć kilka 
                rzeczy podstawowych. Otóż o czystej postaci ekspansjonizmu można 
                mówić jedynie wtedy, kiedy jakieś państwo próbuje rozszerzyć swoje 
                terytorium. Jeżeli spór o ziemię dotyczy jedynie pewnej części 
                danego kraju, można tu mówić raczej o konfliktach narodowościowych, 
                wyznaniowych czy społecznych, których podłożem było mi in. nierówne 
                traktowanie przez władze własnych obywateli, nacjonalizm czy megalomania. 
                       Kiedy w 966 r. wywodzący 
                się z Wielkopolski polański książę Mieszko przyjął chrzest, wprowadził 
                tym samym swój kraj w orbitę kultury chrześcijańskiej, a za pośrednictwem 
                wprowadzających je duchownych zachodnioeuropejskich obrządku łacińskiego- 
                także w krąg kultury zachodnioeuropejskiej i tradycji antycznych. 
                Dotychczas mieszkańcy tych ziem mieli zupełnie inne wzorce kulturowe 
                i inną tradycję. Niewielkie elementy tej tradycji spisał w XII 
                wieku anonimowy zakonnik obcego pochodzenia, tak zwany Gall Anonim. 
  
                       Już w XIII wieku polski 
                biskup Krakowa, Wincenty Kadłubek, pisząc swoją "Kronikę Polską", 
                próbował włączyć historię swego narodu w bliską już jego sercu 
                historię antyczną. Za przodków Polaków uznał on gallijskich Lechitów. 
                Walczyć mieli oni, oczywiście zwycięsko, z Aleksandrem Wielkim 
                i Juliuszem Cezarem, o walkach z Duńczykami i Bastarnami nie wspominając. 
                Jeden z książąt lechickich, Lestek III, miał pojąć za żonę siostrę 
                Cezara, Julię, która otrzymała w posagu Bawarię, a na swoją cześć 
                założyła dwa miasta - Lubusz i Lublin. Kadłubek nie był tu oryginalny, 
                ale włączył się ze swą kronikę w nurt ówczesnego dziejopisarstwa, 
                które chętnie nawiązywało zarówno do historii powszechnej (historia 
                profana), jak i biblijnej (historia sacra). Takim przykładem może 
                być chociażby średniowieczny mit o pochodzeniu Franków od Trojańczyków. 
                Wracając do Kadłubka, konstruując legendę o Lechitach przyjął 
                on za pewnik tezę o zasiedleniu przez Polaków ziem nad Wisłą, 
                Odrą i Bałtykiem najpóźniej kilka setek lat przed naszą erą. Nawiązanie 
                do Gallów, którzy mieli mieszkać w Pannonii i na ziemiach Słowiańskich 
                wskazywało, że przyjmował on tezę o autochtonizmie Pra-Polaków, 
                choć występujących w źródłach antycznych pod pod inną nazwą. Kierunek 
                wytyczony przez Kadłubka był w następnych wiekach kontynuowany 
                przez bardzo liczny krąg pisarzy. Już żyjący na przełomie XIII 
                i XIV wieku franciszkański kronikarz, Mierzwa (Dzierżwa) (Miersuae 
                Chronicon, MPH II, 1872) próbował wywieść genealogię Polaków od 
                potomków Jafeta.  
                       Po połowie XV w. mocarstwowa 
                pozycja Polski zrodziła zapotrzebowanie na uzasadnienie tej pozycji 
                wśród państw europejskich. Chodziło o wykazanie starożytności 
                Polski i jej odwiecznej niezawisłości. Stąd próba zidentyfikowania 
                Polski z Sarmacją Europejską, państwa rozciągającego się aż po 
                Ren i mającego związek z Teutonami, zresztą pomysł był autorstwa 
                mieszkającego w Krakowie Alzatczyka, Jodoka L. Decjusza. Koncepcję 
                Sarmacką rozwinął m. in. Stanisław Sarnicki, który swą historię 
                rozpoczął od 2210 r. p.n.e., od czasów Asarmota, syna biblijnego 
                Sema, uznanego za przodka Słowian-Sarmatów. Litwinom - drugiemu 
                członowi Rzeczypospolitej - wywodzono genealogię od starożytnych 
                Rzymian (Grabski 2003, s. 243-250) Inny pisarz tej epoki, Maciej 
                Stryjowski (1846) sądził, że "Słowianie, Sarmatowie i Henetowie 
                są potomkami Riphata, wnuka Njafeta". Mit o Sarmatach jako przodkach 
                Polaków stał się na tyle powszechny wśród warstwy szlacheckiej, 
                że później oryginalną kulturę szlachecką z wieków XVI-XVIII nazywano 
                sarmacką. W miarę upowszechnienia się znajomości łaciny nie tylko 
                wśród duchowieństwa, coraz częściej zaczęto sięgać oprócz oczywiście 
                Biblii szerzej do literatury antycznej, w tym Geografii Ptolemeusza. 
                W XVI w. np. Poznań zidentyfikowano   zestarożytną   Stragoną,   
                wymienioną   przez   Ptolemeusza   | 
           
         
		        
        
          
              
                ryc. 1 | 
            (Sarnicki 1587). Kiedy tak interpretowana 
                historia zostawała podbarwiona megalomanią, w ich efekcie powstawały 
                dzieła trącące groteską. Jako przykład może służyć chociażby książka 
                Wojciecha Dębołęckiego, wydana w Warszawie w 1633 r., w której 
                autor udowadniał, że najstarszą nacją świata byli Słowianie, utożsamiani 
                ze Scytami, zaś Adam i Ewa mówili w raju po polsku ( ryc. 
                1).   | 
           
         
        
          
                   Od 
                XV w. własną przeszłość gloryfikowano też w Niemczech, gdzie jednak 
                mniej nawiązywano do starożytności, a bardziej do średniowiecza. 
                Przykładowo, znany ówczesny historyk Heinrich Bebel stawiał wyżej 
                cesarzy Ottonów nad pogańskich Greków i Rzymian. Inny historyk 
                z XVI w., Johannes Nauclerus, wywodził Germanów od syna Noego, 
                Tuisco i uważał Germanów za najstarszy naród w świecie, zaś Niemcom 
                sama Opatrzność miała dać władzę nad światem. W początkach XVI 
                wieku pierwsze pytanie o prawo do ziemi wynikające z wcześniejszego 
                zajęcia danego terytorium zadano w Niemczech. Dotyczyło to sporu 
                francusko-niemieckiego o Alzację. Ówczesny historyk, Jacob Wimpfeling 
                uzasadniał, że przodkami Niemców byli germańscy Frankowie, zaś 
                Frankowie Galijscy Germanami nie byli. Karol Wielki był oczywiście 
                Niemcem, zaś Francuzi, w przeciwieństwie do Niemców, historycznych 
                praw do Alzacji nie mają. Sto lat później podobne pytanie o pierwszeństwo 
                zasiedlenia postawiono na Łużycach, bo tam problem koegzystencji 
                Słowian i Niemców był bardzo aktualny. Jeszcze w 1783 r. Niemiec 
                Karol Bogumił Anton dawał pierwszeństwo Słowianom. Już wkrótce 
                miało się to jednak zmienić. 
                       Tego rodzaju opowieści 
                poprawiały dobre samopoczucie czytających je obywateli polskich, 
                wykorzystywano je w walkach stanowych czy do uzasadniania panującego 
                ustroju, ale nie wykorzystywano ich do roszczeń terytorialnych. 
                Sama Rzeczypospolita była państwem wieloetnicznym i wielowyznaniowym. 
                Dominowali Polacy, ale nie brakowało Niemców, Żydów, Rusinów, 
                Litwinów, Białorusinów, Ormian, Tatarów i innych. Co do wyznań, 
                to dominował katolicyzm, jednakże na niektórych obszarach przeważali 
                prawosławni, grekokatolicy, przedstawiciele różnych odłamów protestantów, 
                byli też wyznawcy judaizmu i islamu. Współżycie takiej mozaiki 
                narodów nie było sielanką, jednakże większe konflikty przebiegały 
                częściej między stanami, niż narodowościami. Próbowano np. uzasadniać 
                przewagę stanu szlacheckiego tym, że pochodził on od najstarszego 
                bądź średniego syna Noego, błogosławionych przez niego Sema czy 
                Jafeta, przypisując chłopom pochodzenie od przeklętego najmłodszego 
                Chama. Do tego celu wykorzystywano też teorię podboju (szlachta 
                lechicka, sarmaccy chłopi). W Poznaniu i Krakowie najstarsze księgi 
                miejskie prowadzono nie po polsku, ale po łacinie i niemiecku 
                - języku najważniejszych i najbogatszych patrycjuszy. Póki nie 
                wybuchły bunty mieszczańskie, tak długo nikomu ten stan rzeczy 
                nie przeszkadzał. Podobnych przykładów było więcej.  
				  | 
           
         
        
          
                   Pod 
                koniec XVIII wieku państwo polskie zostało podzielone między Rosję, 
                Austrię i Prusy. Jeśli wierzyć Józefowi Kostrzewskiemu (1970, 
                s. 156), to Fryderyk Wielki, na zapytanie, jak wytłumaczy zajęcie 
                cudzej ziemi, odparł, że od takich rzeczy to on ma historyków. 
                Pomimo czynionych prób odbudowy, Prusacy obejmowali Wielkopolskę 
                jeszcze mocno zniszczoną i dość słabo zaludnioną wskutek półtora 
                wieku trwających wojen. Widząc polską szlachtę w orientalizujących 
                kontuszach, inną kulturę i inny system  wartości,  patrzyli 
                | 
              
                ryc. 2 | 
           
         
        
          
            na nowy kraj niemal jak XIX-wieczni Europejczycy 
                na "dzikusów z buszu" ( ryc. 2), posługujących 
                się "zepsutym językiem krajowym". Wielu Niemców o Polakach w ogóle 
                miało pojęcie bardzo mętne. O takich postawach wspomina chociażby 
                profesor Kostrzewski w swych pamiętnikach (1970, s. 81-83). Także 
                w mojej tradycji rodzinnej zachowała się opowieść z czasów strajków 
                szkolnych w początkach XX w. Jedna z moich dalszych krewnych została 
                wówczas dotkliwie pobita kijem przez nauczyciela za odmowę nauki 
                religii w języku niemieckim. Podtopiony w rewanżu w stawie przez 
                stryjów dziewczynki, nauczyciel obiecał nie tknąć nigdy więcej 
                żadnego dziecka, tłumacząc: "Chciałem dobrze, ale skoro tak - 
                to bądźcie sobie dzikusami". Dla Niemców było jasne, że wysoka 
                kultura łączy się jedynie z przejęciem języka i obyczajów niemieckich, 
                toteż liczyli na szybką germanizację nowych obywateli. Dopiero, 
                kiedy okazało się, że większość Polaków nie myśli "ucywilizować 
                się" w ten sposób, wówczas zaczęto zmieniać stopniowo prawo tak, 
                by w końcu cel osiągnąć. Ostatnim takim aktem było uchwalenie 
                w 1914 r. ustawy o przejmowaniu majątków polskich na drodze przymusowego 
                wywłaszczania. 
                       W XIX w. zwolennikiem 
                mieszania polityki i historii, wierzącym w nadaną przez opatrzność 
                Prusom misję panowania nad światem był w Niemczech Johann Droysen 
                (Grabski 2003, s. 491-492). Niedługo później znalazł on licznych 
                naśladowców. W nowo tworzonej nauce o rasach, a właściwie grupach 
                językowych, grupę indoeuropejską szybko zaczęto określać jako 
                "indogermańską". Nazwa ta miała być słuszna, dlatego, że w wiekach 
                średnich ludy germańskie tak silnie wpłynęły na powstanie cywilizacji 
                indoeuropejskiej, że tam, gdzie tych wpływów nie było, do dziś 
                nie ma cywilizacji czysto europejskiej. Pogląd ten został mocno 
                rozpowszechniony, także wśród niektórych Polaków (Duchiński 1858, 
                s. 92), choć okresowo wycofywano się z tego nazewnictwa na rzecz 
                ludów "aryjskich". W domyśle zaś przymiotnik "germański" oznaczał 
                niemiecki, co szczególnie mocno akcentowano tam, gdzie Niemcy 
                miały swoje interesy terytorialne. 
                       Polacy też nie patrzyli 
                przychylnym okiem na nowe władze, uznawane za okupantów. Przeglądając 
                XIX wieczne gazety natrafiłam m. in. na wspomnienia z procesu 
                sądowego z pierwszych lat władztwa pruskiego. Oskarżonym o morderstwo 
                pruskiego mierniczego był polski chłop. Ostatecznie został uniewinniony, 
                choć nie wypierał się zabójstwa. Okazało się bowiem, że widząc 
                człowieka w stroju niemieckim sądził, że ma przed sobą diabła, 
                bo tak wówczas przedstawiano diabły na obrazach. Zabicie Złego 
                trudno zaś było uznać za rzecz   | 
           
         
        
          
              
                ryc. 3 | 
            naganną. Podobno po procesie 
                żandarmi jeździli po wsiach z akcją uświadamiającą, że człowiek 
                w peruce i z harcapem jest urzędnikiem najmiłościwszego króla 
                Prus, a nie siłą nieczystą ( ryc. 3). W 
                miarę rodzenia się poczucia narodowego w szerokich kręgach społecznych, 
                w XIX wiecznej Wielkopolsce nie wypadało przekazywać Niemcom "pamiątek 
                narodowych" (m. in. zbiorów archeologicznych)   | 
           
         
        
          
            nie chodziło się do niemieckich domów ani 
                w nich nie bywało, ograniczając kontakty z Niemcami do spraw wyłącznie 
                urzędowych. Spowodowało to zresztą polonizację niektórych rodzin 
                niemieckich, zwłaszcza tych żyjących wyłącznie wśród Polaków. 
                       Nowa sytuacja polityczna 
                i tworzenie się podstaw nowoczesnej historii i archeologii sprzyjały 
                gromadzeniu polskich kolekcji archeologicznych, co traktowano 
                jako patriotyczny obowiązek zachowania pamiątek z nieistniejącej 
                już wówczas przeszłości. Spora część XIX wiecznych dokumentów 
                polskich, znajdujących się w archiwum poznańskiego Muzeum Archeologicznego, 
                jest zabarwiona tym patriotyzmem. Wykopanych przedmiotów długo 
                nie potrafiono prawidłowo wydatować i patriotyzm wyrażał się w 
                samym gromadzeniu kolekcji. Stawiano też pytania o pochodzenie 
                narodów. Już w 1857 r. Wojciech Konewka, polski mieszkaniec wyspy 
                Rugii, pisał. "Są teraz różne zdania względem pobytu Słowian w 
                tutejszych okolicach. Jedni twierdzą, że Słowianie od piątego 
                wieku obsadzili opuszczone kraje tutejsze (...), drudzy mniemają, 
                że Słowianie tu wiecznie siedzieli." Za autochtonizmem Słowian 
                i ich pochodzeniem od spokrewnionych z Trakami Getów i Daków opowiadał 
                się m. in. Joachim Lelewel (1853, s. VII, 1859, s. 1-2), najwybitniejszy 
                historyk polski XIX wieku, który twierdził, że tak wielki naród 
                nie przychodzi skądkolwiek, ale na miejscu wzrasta, a więc przodkowie 
                Słowian musieli osiedlić się nad Bałtykiem i Wisłą wkrótce po 
                potopie. Tradycja sięgania do źródeł antycznych i próby identyfikowania 
                ze Słowianami ludów wymienianych przez pisarzy antycznych jako 
                mieszkańców późniejszej Słowiańszczyzny była dość powszechna. 
                W Polsce dużym poważaniem cieszyła się praca Słowaka P. K. Szafarzyka, 
                przetłumaczona na język polski w 1842 r. Autor, powołując się 
                na Jordanesa, za Słowian uznał wszystkie ludy o nazwie Wenetów, 
                także tych nad Adriatykiem, dopuszczał też, że jakaś część Traków 
                i Ilirów też mogła być Słowianami. Próbowano też samodzielnie 
                wysnuwać wnioski na temat pochodzenia, czego przykładem jest publikacja 
                Baltazara Pietraszewskiego z 1845 r., w której wyjaśniał: "To 
                jest romans historyczny najistotniejszy na wiek XIX. To jest historya 
                powszechna dla imienia rodu Sławianina. Ja z tego stanowiska zbieram 
                moje badania, najwięcej od ręki, brevi manu, jako skutek czasu 
                (Lesefrichte) nie szukając magistrów w Szafarzykach Hankach Palackich, 
                ja ich nie czytałem. Zanadto oni nowościami swemi nas odwiedli 
                od starożytności." Co do czasów, kiedy Słowianie przybyli nad 
                Wisłę, piszący po połowie XIX w. F. Duchiński (1901, s. 92) przyjmował 
                rok około 1000 p.n.e., ale inni wyznaczali też okres późniejszy. 
                Pod wpływem koncepcji o handlu dalekosiężnym w starożytności, 
                widziano wśród "Słowian" liczne faktorie fenickie, ale też kolonie 
                etruskie, greckie, rzymskie i inne (Sadowski 1877). Na krótko 
                przed I wojną światową Czech, J.L. Pič, opowiedział się za słowiańskością 
                kultury łużyckiej. Nie potrafił podać jednak żadnych dowodów na 
                poparcie swego przekonania (J. Neustupny, J. L. Pič, s. 89-91). 
                Warto też wspomnieć o opowieściach nieuczonych mieszkańców wsi, 
                którzy już w XIX w. znajdowane cmentarzyska ciałopalne nazywali 
                ariańskimi, kurhany i groby megalityczne - grobami huńskimi lub 
                olbrzymów, natomiast średniowieczne grodziska - okopami szwedzkimi. 
                Znalezione kości zwierząt prahistorycznych często zawieszano w 
                kościołach i czczono jako "kości Adama i Ewy" (DzP z 17. VI. 1926, 
                s. 11). 
                       W sumie w XIX w. stworzono 
                wiele dziesiątków rozmaitych koncepcji na temat pochodzenia Słowian 
                i Germanów (Kaczmarek 1996, s. 34-35, 37-38). Początkowo teorie 
                te rzadko wykorzystywano ich do uzasadniania prawa do ziemi, pomijając 
                odosobniony pogląd pastora Karola Wunstera w 1824 r., który widział 
                w Wielkopolsce ślady przeszłości germańskiej (MAP A-dz. 2/1). 
                Jeszcze w 1830 r. w Berlinie wystawiano jako "Zbiór starożytności 
                słowiańskich" wykopaliska pochodzące głównie z obszaru Wielkopolski, 
                bez rozróżniania chronologii (Przyjaciel Ludu V/2 1839, s. 332-335). 
                Ponawiane przez kolejne rządy pruskie rozporządzenia dotyczące 
                ochrony zabytków (Kaczmarek 1996, s. 28-31) miały na celu tworzenie 
                kolekcji muzealnych w Berlinie. Już jednak w 1862 r. krakowski 
                historyk sztuki, Józef Łepkowski skarżył się, że "kiedy tylko 
                z rozwartej ziemi dobędzie uczony Niemiec zabytek grobowy w ozdoby 
                bogaty (...) wtedy pierwsze zaraz słowo orzekające wartość odkrycia, 
                jest zarazem (...) zajęciem grobu na rzecz germańskiej przeszłości" 
                (Łepkowski 1862, s. 195-197). Po prawdzie rozwój nauki w XIX w. spowodował, że w sporach polsko-niemieckich często powoływano  | 
           
         
        
          
            się na hasło, 
                że nauka jest międzynarodowa, a więc nie da się jej wprzęgnąć 
                do obrony interesów jednej nacji. Po tym haśle jednak często dodawano 
                słówko "ale", po którym następowało zaprzeczenie deklarowanego 
                hasła ( ryc. 4). Do celowego i systematycznego 
                wykorzystania   świadomości  | 
              
                ryc. 4 | 
           
         
        
          
            świadomości historycznej jako broni w walce 
                o ziemię doszło jednak dopiero po zwycięskiej wojnie Niemców nad 
                Francuzami w latach siedemdziesiątych XIX wieku, co zaowocowało 
                wzrostem niemieckiego nacjonalizmu. Jeśli wierzyć ówczesnym publikacjom, 
                prezentacja przez PTPN wielkopolskich zabytków na wystawie  
                w  Berlinie  i  Wrocławiu w  latach  
                osiemdziesiątych  XIX w.,  kiedy  to  | 
           
         
        
          
              
                ryc. 5 | 
             można było się przekonać, że materiały kultury 
                łużyckiej są po obu stronach Odry niemal identyczne, stała się 
                przyczyną tezy o wcześniejszym od osadnictwa słowiańskiego osadnictwie 
                germańskim identyfikowanym z niemieckim, a zatem o prawie Niemców 
                do Wielkopolski ( ryc. 5). Uznano bowiem, 
                ze dla samopoczucia społecznego nie jest obojętne, czy naród wywodzi 
                się z Azji, czy jest autochtonem na posiadanej ziemi. Początkowo  | 
           
         
        
          
             próbowano stosować dość prosty podział - 
                zabytki germańskie są to te, które mają walory artystyczne, zaś 
                słowiańskie cechują się prymitywizmem i nie mają ozdób. W ten 
                sposób nawet Wilhelm Schwartz, (1879, s. 376) skądinąd starożytnik 
                bardzo zasłużony dla Wielkopolski i współpracujący z Polakami 
                pod hasłem, że nauka jest międzynarodowa, kiedy w 1879 r. natrafił 
                pod Poznaniem na groby z czasów kultury łużyckiej i pomorskiej, 
                określił je jako słowiańskie ze względu na prostą technikę wykonania 
                i brak ozdób na naczyniach. Kiedy okazało się, że niezmiernie 
                trudno jest rozgraniczyć te materiały w konkretnym materiale archeologicznym, 
                Niemcy bardzo rozwinęli metodykę badań w nadziei, że poprzez zauważanie 
                drobnych szczegółów da się tę germańskość udowodnić (Kaczmarek 
                1996, s. 45-46). Powołane Historische Gesellschaft f. die Provinz 
                Posen miało za zadanie "przedstawić udział niemieckiej kultury 
                w rozwoju ziemi poznańskiej we właściwym świetle. (...) To pozwoliłoby 
                nam powoli na stworzenie dzieła godnego udziału, który niemczyzna 
                miała we wszystkich czasach w rozwoju tej Wschodniej Marchii Państwa 
                Niemieckiego" ( ryc. 6). Stopniowo zaczęto 
                przyjmować tezę, że zajęcie Wielkopolski przez Prusy było "powrotem 
                do macierzy" i nowi niemieccy mieszkańcy nie powinni czuć się 
                obco (Endrulat 1885, s. 5-13). "Zgermanizowano" kulturę pomorską, 
                łużycką określono jako "tracką" ( ryc. 7) 
                bądź "iliryjską" (Kaczmarek 1996, s. 46). Apelując o gromadzenie 
                zabytków archeologicznych, coraz mocniej podkreślano patriotyczny 
                wymiar takiej działalności, jak świadczy korespondencja w Historische 
                Gesellschaft ( ryc. 8), w której pisano: 
                "Muzeum cieszy się żywym poparciem władz ...., dzięki jego celom 
                zarówno patriotycznym jak i ogólno przydatnym naukowo". Przekonanie 
                o wyższości Germanów nad Słowianami najpełniej odzwierciedlały 
                poglądy archeologa Gustava Kossinny, że Słowianie "hołdowali (...) 
                pewnego rodzaju bolszewizmowi, złagodzonym jedynie przez niemożność 
                zbierania się w większych gromadach i przez skrajny brak potrzeb. 
                Dla Germanów, których zawsze, a przede wszystkim w czasie wojny, 
                ożywia przekonanie prawa i ładu, byli ono przedmiotem wstrętu 
                i ohydy" (Kostrzewski 1970, s. 154).  | 
           
         
         
        
          
              
                ryc. 6 | 
              
                ryc. 7 | 
           
          
        
          
              
                ryc. 8 | 
           
         
         
        
          
                   Tego 
                rodzaju poglądy wywołały polską reakcję obronną, nie zawsze świadomą. 
                Powstały wówczas prace wskazujące na wysoki lub wyjątkowy poziom 
                kultury Słowian bądź Polaków, co nie zawsze było tożsame. Przykładowo, 
                w wydanej ok. 1900 r. pracy Wiktor Czarnecki (pseudonim Wajtes 
                Prusisk) pisał o wyjątkowej roli Polaków. W załączonym do jednego 
                z egzemplarzy liście do nieznanej osoby z 1910 r. tak streścił 
                swe poglądy: "w ogólności to co w Scytyi podałem jest z pewnością 
                prawdą dziejową. My Polacy nie jesteśmy Sławianami, tylko elementem 
                starszym, pra-kulturalnem i pra-cywilizacyjnym, gdyż siedzimy 
                od wieków w pra-kraju wszystkich podań ludzkich. W mowie zatem 
                naszej odbiły się echa pra-cywilizacji i pra-kultury (...) Językiem 
                oczywiście należymy do Sławian, ale Sławianie powstali na wschodzie, 
                i później nas zalali (...) Pierwotnie pomiędzy Renem a wałami 
                usypanymi sztucznie od wschodu, mieszkały rodziny germańskie, 
                tj. prawe, a za tem pochodzące z małżeństw zawartych rytualnie 
                (...). Niemcy zupełnie niesłusznie przywłaszczyli sobie miano 
                Germanów, jako narodowe, bo w owych odległych czasach nie było 
                jeszcze narodowości niemieckiej. Słusznie więc Tacyt zalicza nas 
                do Germanii, i tylko wskazuje na zgubny wpływ walącej od wschodu 
                koczowniczej, stepowej, antykulturalnej sławiańszczyzny (...). 
                W Eddyjskiem Alwissmal zawarty jest klucz do języków europejskich 
                w czasie zakładania państwa polskiego i niemieckiego, oba pomyślane 
                jako państwa światowe, bez granic". 
                       O wyższości Słowian 
                nad innymi nacjami przekonany był np. lwowski architekt, prof. 
                Jan Sas Zubrzycki (1914), według którego Słowianie mieli budownictwo 
                ceglane jeszcze przed przyjęciem chrześcijaństwa, a sztuka słowiańska 
                przewyższała poziomem wszelkie inne. Sztukę celtycką nazywał staro-sławiańską 
                 (...), zaś na s. 300 przypomniał, że "Polska 
                wyłoniła się z życia narodu sławiańskiwgo, jaki obejmował całą 
                prawie północno-wschodnią część Europy, nawet część Włoch, Hiszpanii, 
                Francji i Anglii". Jeszcze w 1921 r. widział związek sztuki słowiańskiej 
                m. in. z mykeńską, czy trojańską, zaś nazwę Traków wywodził od 
                Traczów - miłośników ciesielstwa. Wenedzi germańscy z Ptolemeusza 
                mieli być Słowianami nadreńskimi najwcześniej przez Teutonów wynarodowionymi. 
                W wielu innych opracowaniach przełomu XIX-XX w. najczęściej przypominano 
                stare koncepcje o słowiańskich Trakach, Getach i innych ludach 
                znanych ze źródeł antycznych. Skoro więc Józef Kostrzewski, znając 
                koncepcje J. Piča i Szafarzyka, a także innych polskich autorów, 
                dowiedział się w Berlinie, że G. Kossinna również uznaje k. łużycką 
                za tracką i iliryjską, nie może dziwić, że połączył obydwie koncepcje, 
                zwłaszcza że najnowocześniejszy wówczas warsztat naukowy, jakiego 
                nauczył się w Berlinie, zdawał się umożliwiać udowodnienie takiej 
                koncepcji.   | 
           
          
        
          
                   W 
                zachowanych dokumentach w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu z 
                okresu międzywojennego nie ma śladów uzasadniania praw do ziemi 
                za pomocą archeologii. Ten okres jest zresztą omawiany w innym 
                referacie. Temat powrócił z dużą siłą w latach 1940-1944, a więc 
                w czasach, kiedy w muzeum rządzili hitlerowcy. Prahistoria stała 
                się właściwie nauką polityczną, a jej sens oddaje plakat   | 
              
                ryc. 9 | 
           
         
        
          
		      
                ryc. 10 | 
            dotyczący ochrony zabytków, jaki 
                wówczas wydano ( ryc. 9). Także w prywatnej 
                korespondencji niemieccy archeolodzy najczęściej popierali ekspansjonistyczną 
                politykę Hitlera, może z wyjątkiem pani T. Haevernick. Są też 
                listy wskazujące, że w miarę sukcesów na froncie zastanawiano 
                się nad możliwością szukania na wschodzie (Kaukazie) początkowo 
                jedynie Scytów, potem kultury lateńskiej, a następnie Indogermanów 
                - czyli Indoeuropejczyków, którzy przecież mieli pochodzić z Kaukazu 
                ( ryc. 10). Klęski na wschodzie zatrzymały 
                ten rozwój marzeń.  | 
			 
         
        
          
                   Podsumowując, 
                nacjonalizm, megalomania i ekspansjonizm w historii archeologii 
                polskiej i niemieckiej zdarzały się, choć natężenie tych zjawisk 
                było różne, w zależności od sytuacji politycznej. Najczęściej 
                nie przynosiło to niczego dobrego, choć w Poznaniu można mówić 
                o jednym pozytywnym aspekcie owego ekspansjonizmu: kolejne polskie 
                czy niemieckie zmiany w obsadzie Muzeum Archeologicznego nie skutkowały 
                niszczeniem dokumentacji poprzedników, jak to było nagminne w 
                innych instytucjach, bowiem wszelkie dokumenty traktowano jako 
                "nasze dziedzictwo", choć z pewnością nie wspólne.  | 
           
         
         
         
        
          
            Bibliografia 
                 
                 
                (autor nieznany) 
                1707 Stragona Abo Stołeczne Miasto Poznań oraz Tabula accuratissima 
                Tam per totam MaioremPoloniam quam Extra Regnum iak wiele Do Cudzoziemskich 
                Miast mil rachować się ma Wystawiona w Roku Pańskim 1707, 
                Poznań. 
  
				(autor nieznany) 
1839 Zbiór starożytności słowiańskich w Berlinie, Przyjaciel Ludu V/2,  s. 332-335
  
(autor nieznany) 
1872 Miersuae Chronicon, Monumenta Poloniae Historica II
  
(autor nieznany) 
1926 Kości Adama i Ewy, Dziennik Poznański z 17 VI 1926, s.11
  
Anonim tzw. Gall,  
1965 Kronika Polska (tłum. R. Grodecki), Wrocław-Warszawa-Kraków
  
Anton, K. B. 
1783 Ueber der Alten Slawen Ursprung, Sitten u.s.w., Lipsk
  
Dębołęcki, W. 
                1633 Wywód jedynowłasnego państwa świata, w którym pokazuie X. 
                Woyciech Dębołecki z Konoiad, Doktor Teologiey S. a. General Społeczności 
                wyjupywania Więźniów, że nastarodawnieysze w Europie Królestwo 
                Polskie lubo Schythickie tylko na świecie, ma prawdziwe Succesory 
                Iedama, Setha, y Iapheta, w Panowaniu Światu od Boga w Raiu postanowiony, 
                Warszawa 
  
				Duchiński, F. 
1901 Pisma Franciszka Duchińskiego, t. I, Rapperswyl, (I wyd. 1858)
  
Endrulat, B.  
1885 Über die Aufgaben der historischen Gesselschaft für die Provinz Posen, Zeitschrift für die Historische Provinzial Gesellschaft, r. I, s. 5-13
  
Grabski, A. F. 
2003 Dzieje historiografii, Poznań
  
Lelewel, J. 
1853 Narody na ziemiach sławiańskich przed powstaniem Polski. Joachima Lelewela w dziejach narodowych polskich postrzeżenia. Tom do Polski wieków średnich wstępny, Poznań  
1859 Dzieje Polski synowcom przez stryja potocznym sposobem opowiedziane, Poznań
  
Kaczmarek,  J. 
1996 Organizacja badań i ochrony zabytków archeologicznych w Poznaniu, Poznań
  
Kadłubek, W. 
1974 Mistrza Wincentego Kronika Polska, Warszawa
  
Kostrzewski, J. 
1970 Z mego życia. Pamiętnik. Wrocław-Warszawa-Kraków
  
Kokowski, A. (red.),  
2002 Cień Światowida, Lublin
  
Łepkowski. J. 
1862 Z przeszłości. Szkice i obrazy. Artykuły felietonowe Józefa Łepkowskiego. Sztuka u Słowian, szczególnie w przedchrześcijańskiej Polsce i Litwie, Kraków
  
Malinowski, T.  
2003 Cierń Światowita, Poznań-Zielona Góra
  
Neustupny, J., Pič J. L.  
1947 Słowiański historyk i czeski prehistoryk, [w:] Z otchłani wieków, R. XVI, , s. 89-91
  
Prusisk, W. 
1899 (ok.), Scythia biformis, das Urreich der Asen. Eine Skizze aus der polnisch-deutschen Vorgeschichte, Breslau bez r.wyd.
  
Sadowski, J. N.  
1877 Die Handelsstraßen der Griechen und Römer durch das Flußsgebiet der Oder, Weichsel, des Dniepr und Memel zur Ostsee, Jena
  
Sas Zubrzycki, J. 
1914 Zwięzła historja sztuki, Kraków
  
Schwartz, W. 
1879 Verhandlungen, Zeitschrift für Etnologie, s. 376n.
  
Stryjkowski, M. 
1846 Kronika Polska, Litewska, Żmudzka i wszystkiej Rusi
, Warszawa, s. 22 ( I wyd. 1582)
  
Szafarzyk, P. J. 
1842 Słowiańskie starożytnosci, Poznań
   
Archiwum Naukowe MAP, nr akt A-dz. 2/1
  | 
           
          
         
         
		
        
  |